sobota, 29 lipca 2017

O uczuciu, które leczy duszę

W maju 2015 napisałem w serwisie Salon24.pl tekst pt. Bajka o Chłopcach. Napisałem go pod wpływem przeżyć związanych z procesem adopcyjnym po jednej z rozmów w OA.
Tekst ten jednak tak naprawdę nie jest bajką. Jest to prawdziwa historia o chłopcu i jego dziadku. Moim Dziadku.

Oto ta historia:

Chłopca zabrali z domu wiosną. Mama pachniała i była piękna jak zawsze. Tata bardziej poważny. Przed odjazdem kupili Chłopcu jeszcze prezent – drewnianego „konika”. Może był to piesek, ale Chłopcu się zapisał jako konik. Taka figurka z drewnianych koralików i krążków w kształcie zwierzątka.
Ze szpitala pamięta tylko białe, sterylne ściany. I dzień, w którym koralikowe zwierzątko rozbiegło się jak przestraszone stado po podłodze... Jak szkło z rozbitego lustra, które zamroziło serce innego chłopca z bajki.
Czystość szpitala przytłumiła zapach Matki. Taka czystość bez smaku i ludzkiego zapachu. Szklano-metalowa. Tylko w niedzielę - ciepłe, mocne dłonie Ojca przypominały o Domu.
Jesienią Chłopiec wrócił do Domu. Wszyscy się cieszyli. Mówili, że się udało, że będzie zdrowy. Ale wprawne oko Matki szybko dostrzegło, że coś w Chłopcu się zmieniło. Nie chciał się przytulić, nie bawił się Jej włosami, nawet nie płakał...
Ludzie mówili, że zapomni. Że za jakiś czas wszystko samo wróci do stanu jaki był przed wyjazdem Chłopca. Ale może jakiś szklano-metalowy kawałek zbyt głęboko utkwił w jego sercu... A może Chłopiec nadal próbował wyjść z kojca w pogoni za uciekającym konikiem.
Chłopiec nie widział, a może nie chciał zauważyć, że w Domu czekała na niego Siostra. Siostra, której wcześniej nie było. Dziewczynka była mała i bardzo ruchliwa. Jej głos i zapach wypełniał cały Dom. Tak jakby chciała skupić na sobie uwagę wszystkich domowników.
Matka po cichu płakała widząc co się dzieje z jej Synkiem. Ale im bardziej chciała go przytulić, tym bardziej ją odpychał. Ciągle tylko szukał schronienia w ramionach Ojca.
Latem Ojciec zabrał Synka na wakacje do Dziadka Stefana czyli swojego Ojca. Dla Chłopca Dziadek był po prostu Dziadkiem. Dużo starszym, tajemniczym mężczyzną z nieodłącznym psem Burkiem.
Dziadek miał jednak jedną bardzo ważną cechę. Miał bardzo dużo czasu i cierpliwości dla wnuka. Potrafił całe dnie opowiadać Chłopcu bajki i chodzić z nim po gospodarstwie. Czasem zaprzęgał konia do wozu i zabierał wnuka na przejażdżki w pola.
Może to ciepło głosu Dziadka, a może żar Dziadkowych opowieści sprawiły, że lody w sercu Chłopca zaczęły puszczać. Zaczął się uśmiechać i reagować na zaczepki. Domagał się by jeszcze raz opowiedzieć bajkę. Więc Dziadek mówił i mówił. O Tesi i małym wróbelku, o chłopie i wężu, o żołędziu, dyni i Marku poprawiającym Pana Boga.
Chłopiec nie odpychał już odtąd Matki. To Ona była Skarbem Dzieci z bajek Dziadka. Siostra była podobna do Tesi, Calineczki albo innej księżniczki. A Dziadek? Dziadek czasami zmieniał się w małego Stefka.
Niektórzy ludzie mówili, że to wiejskie powietrze, jajeczko od prawdziwej kury i świeże mleko tak dobrze zadziałały. Ale takie opowieści zostawmy dla dorosłych, którzy są czasem jak dzieci. Starzy, mądrzy ludzie wiedzieli co się stało. Raz widzieli wóz, którym jechało trzech chłopców. Innym razem wyraźnie słyszeli jak śmieją się próbując wyłowić zachodzące słońce ze stawu.
Starzy ludzie wiedzieli, że lód pękał nie w jednym, ale w dwóch sercach.
Dziadek Stefan jako chłopiec miał młodszego Brata, z którym był bardzo związany. Brat był wesoły i pełen życia. Ale Zło, które rozbija lustra i rozmyślnie psuje dziecięce zabawki, zamroziło serce Brata jesienią 1943 r.
Serce Stefana zamarzało powoli. Zło nie ustępowało, zamrażało serca wielu chłopców. Nie oszczędzało też serc dziewczynek. Zło nie chciało odejść, a przepędzone tylko zmieniło swoją postać. W nowej postaci kazało Stefanowi zapomnieć, że w ogóle miał Brata.
Ale Zło nie jest nie do pokonania. Jest coś, co jest silniejsze od Zła. Otóż Zło nigdy nie pokona serca pełnego Miłości. Iskierki Miłości rozpalonej w sercach Chłopca i Dziadka rozpuściły lód. Podobnie jak Miłość Gerdy, która uwolniła serce Kaja w bajce Andersena.
Tak więc opowiadajmy dzieciom bajki. Bajki, w których jest wielka mądrość i Skarb Dzieci.
MK
11.05.2015

środa, 26 lipca 2017

Serwis parentingowy i manipulacja emocjami z polityką w tle

Niedawno zadałem na blogu pytanie czy tzw parenting może zaszkodzić. Otóż wiele wskazuję, że połączenie parentingu z polityką w wykonaniu aktywistki lub aktywisty na rzecz tzw wolnego wyboru może poważnie zaszkodzić.
Dla przypomnienia. Parenting to termin używany w sieci na określenie wszystkiego co powinien wiedzieć nowoczesny rodzic lub osoby starające się o dziecko.
Jednak na stronach poświęconych wspomnianemu parentingowi możemy spotkać teksty dotyczące nie tylko problematyki związanej z płodnością, ciążą, porodem i wychowywaniem dzieci. Wśród autorów są też aktywiści/aktywistki Pro-choice mocno zaangażowani w aktualne wydarzenia polityczne w naszym kraju. I tak na portalu chcemybycrodzicami.pl możemy się natknąć na tekst, którego tytuł brzmi naprawdę groźnie:
"#Zamach Lipcowy a Twoje prawa reprodukcyjne"
Muszę przyznać, że tak "natchnionego" tekstu już dawno nie czytałem. Autorka opisuje jak to zły PiS i równie zła Platforma od lat ograniczają "prawa reprodukcyjne" singli i par jednopłciowych. Serio... Nawet sędziemu Rzeplińskiemu i TK się dostało, że był zbyt uległy i pozwolił na tzw klauzulę sumienia. PiS to oczywiście samo zło, a min. Błaszczak już szykuje swoich siepaczy do wyłapywania tych co to zdecydowały się na aborcję podczas wycieczki do "wolnej europy".
Swoją drogą zawsze mnie zastanawiało jak te aktywistki i tacy aktywiści są w stanie pogodzić domaganie się "praw rozrodczych" z żądaniem powszechnego dostępu do aborcji i traktowaniem pigułki "dzień po" tak jak Goździkowa pastylkę na ból głowy.
A gdyby tych lęków było jeszcze komuś mało autorka przypomina, że zamach na sądy i demokrację grozi nam dyktaturą, a może i... III Wojną Światową.

***
Są sprawy, o których trudno rozmawiać bez emocji. Jednak wykorzystywanie tych emocji do zaogniania konfliktów politycznych jest w mojej ocenie perfidną manipulacją. A wspomniany tekst o Zamachu Lipcowym jest przykładem takiej manipulacji.
Choć, jeżeli uda się go przeczytać na chłodno, to można by go potraktować jako inspirację do napisania scenariusza nowej wersji kultowego filmu pt Seksmisja.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Rycerze i Księżniczka na wózku

W niedzielę 23 lipca na zamek w Szydłowie ściągnęło rycerstwo z Ziemi Świętokrzyskiej, Małopolski, Mazowsza oraz goście z krain ościennych, to jest brać rycerska z Preszowa (Słowacja) i Wyszehradu (Węgry). Przybyli, aby rywalizować w dorocznym Turnieju o miano najlepszych.
Zmagania rycerzy ochoczo stających w szranki ściągnęły z okolicznych parafii tłumy widów. A wśród tej gawiedzi byłem także ja z rodziną.
W pewnym momencie moją uwagę przyciągnęło zamieszanie w obozie rycerza Richarda z Presov. Oto stanęli przeciw sobie szlachetny Szymon z Krakowa i sir Tomas z Legee on Ova aby stoczyć pojedynek o uśmiech Księżnej.
Księżniczka na wózku

Pojedynek był niezwykle zażarty. Obaj rywale nie oszczędzali mieczy i siebie. Ale walczyli honorowo i po wymianie ciosów musieli uznać, że są godnymi siebie, równorzędnymi rywalami. Pojedynek zakończył się remisem.
Obaj Rycerze nisko pokłonili się Księżniczce, a Ona obdarzyła obu sprawiedliwie pięknym uśmiechem.

***

Opisany pojedynek był oczywiście zabawą. W rolę walczących Rycerzy wcielili się dwaj chłopcy. A znak do rozpoczęcia pojedynku dała mała dziewczynka zasiadająca na najprawdziwszym wózku inwalidzkim - jej przypadła rola Księżniczki.

***

Uśmiech Księżniczki był naprawdę piękny. Choć młoda dama wydawała się trochę zawstydzona faktem, że dwóch młodzieńców bije się o jej względy. Obaj Rycerze sprawiali natomiast wrażenie lekko onieśmielonych niezwykłą urodą Księżniczki. A wózek był chyba tylko rekwizytem w przedstawieniu.

***

Piękno i szlachetność  jest w każdym z nas. Trzeba tylko umieć je wydobyć z siebie i potrafić dostrzec je w drugim człowieku.

sobota, 22 lipca 2017

Jej pierwszy etap do Tour de Pologne

tour de wieś


Udało się 😃
Młodsza córka dziś pierwszy raz w życiu mogła poczuć, jaką przyjemność sprawia szum gum na szosie i wiatr na twarzy, gdy rower mknie.
Tata się nabiegał, Mama wprawiała jak maratończyk, ale córka wreszcie chwyciła równowagę i pomknęła.

***

A tak swoją szosą... Nauka jazdy na rowerze jest niejako symbolem związku rodzica z dzieckiem. Najpierw trzeba pokazać jak zacząć, przez jakiś czas trzeba dziecko prowadzić... By w końcu puścić je i pozwolić na samodzielną jazdę/życie.

piątek, 21 lipca 2017

W sierpniu nowe wnioski o świadczenie z Programu 500 plus

Już 1 sierpnia br będzie można składać nowe wnioski o świadczenie z Programu 500 Plus. Wg posiadanych przeze mnie informacji to jeżeli uda mi się złożyć ww wniosek do końca sierpnia to nowe świadczenie otrzymam już październiku. We wrześniu kończy się poprzednia decyzja, a więc nowe świadczenie będzie stanowić kontynuację poprzedniego. Trzeba tylko z wnioskiem zdążyć do 31 sierpnia.
Na razie jednak nie zawracam sobie tym specjalnie głowy bo w przypadku mojej rodziny sposób wypełnianie wniosku i podstawy do uzyskania świadczenia nie uległy zmianie. Więc i nie mam podstaw by się martwić. Bardziej martwi mnie w tym momencie to jak zapewnić dzieciom odpowiednią opiekę stomatologiczną i stan pogody w najbliższych tygodniach. O zęby trzeba dbać, a to kosztuje... Tak więc jest na co wydawać te pieniądze z 500 plus.
Patrz: http://przysposobienie.blogspot.com/2017/07/pierwsza-wizyta-u-dentysty-i-pierwszy.html
Pogoda mnie martwi natomiast z tego powodu, że już za tydzień wybieram się z rodziną nad Bałtyk by w "stereotypowy" sposób spędzić wakacje z dziećmi nad morzem. Aby nie drażnić korpo-lemingów widokiem szczęśliwej rodziny z dziećmi zalegającej na plaży rozważam zakup parawanu. Bardzo wzorzyste i niedrogie parawany moja żona widziała ostatnio w markecie, na który moje córki mówią "Bieda" (grafika uśmiechniętego owada w logo sklepu).

Pierwsza wizyta u dentysty i pierwszy zgryz

Udało mi się dziś przyjść z moją starszą córką do dentysty. Nie było łatwo ją przekonać do konieczności poddania się zabiegom stomatologicznym, bo Oliwia bardzo boi się wszystkiego co może być związane z bólem, krwią lub opieką medyczną.
Gabinet wybrałem na podstawie opinii znajomych i rodziny. Szukałem stomatologa, który ma delikatne podejście do dzieci i zrozumie, że dziecko może się bać. Z tego powodu uznałem, że jest też właściwym poinformować lekarza stomatologa o niedawnej adopcji.
Informacja o przysposobieniu została przyjęta ze zrozumieniem. Razem z dentystka ustaliliśmy, że oprócz właściwego leczenia i zadbania o stan zębów ważne będzie też takie prowadzenie jego wizyt w gabinecie stomatologicznym by oszczędzić dziecku niepotrzebnego stresu i lęku.
Niestety już pierwsza wizyta ujawniła, ze stan uzębienia córki wymaga poważniejszych zabiegów i będzie konieczna tez konsultacja z ortodontą. I tu ujawniają się wcześniejsze zaniedbania w opiece nad dzieckiem.

środa, 19 lipca 2017

O tym jak zostałem ogłoszony świętym

święty

Sąsiadka (ta która uwolniła nas od ciężaru "tajemnicy" o adopcji) mówi, że kobiety prawie płaczą jak widzą nas w kościele.
- Jak One do was pasują... Jak pięknie razem wyglądacie... A szczególnie ta Starsza... Jak Ona przytula się do Ojca...

Ech... Dobrze, że te kobiety nie widzą jak wyglądają zmagania z "tą Starszą" by coś przeczytała lub posiedziała spokojnie nad jakimś zadaniem. Dobrze, że pobożne Panie nie mogą usłyszeć myśli rodzica, który od godziny próbuje położyć sześciolatkę  do snu, a ta akurat uparła się, że nie umyje zębów, nie pójdzie spać...

Gdyby zważyć wszystkie nieświęte myśli  "Świętych Rodziców" to może w ten sposób dałoby się określić jakim ciężarem jest wychowywanie dzieci.

wtorek, 18 lipca 2017

Parenting - Czy to może zaszkodzić?

Termin "parenting" utkwił w mojej głowie po przeczytaniu wpisu na blogu Lady Makbet, w którym opisała 7 głównych grzechów popełnianych przez autorów tzw blogów parentingowych. Tekst był na tyle intrygujący, że postanowiłem trochę rozszerzyć swoją wiedzę w temacie stron, portali i blogów "parentingowych".

Parenting? A co to znaczy...
Aby było nowocześnie i zgodnie z najnowszymi trendami musimy używać terminów zaczerpniętych z języka angielskiego. Takie czasy... Zaakceptowaliśmy shopping, clubbing itp. - zaakceptujemy tez parenting.
W skrócie chodzi o wszystko co jest "konieczne" i "niezwykle ważne" dla świeżo upieczonych rodziców oraz tych co to dziecka oczekują lub je planują (w bliższej lub dalszej przyszłości - i nie mów, że ty nie możesz planować).

parenting.pl
Losowo wybrany, pierwszy z brzegu adres internetowy po wpisaniu hasła "parenting" w domyślną wyszukiwarkę. O jak tu kolorowo... Jak w Pudelku czy innym Plotku. Layout strony i tytuły artykułów jakby przepisanych z popularnego tabloidu coś mi przypominały. A widok logo WP (Wirtualna...) rozwiał moje wątpliwości co do tego jakiego portalu jest częścią serwis parenting.pl.
Cóż - jest tak jak w całej imo WP. Opuszczam stronę parenting.pl z nadzieją, że jednak znajdę coś bardziej wysublimowanego.

ChcemyByćRodzicami
Tę stronę odwiedziłem nie tylko na podstawie losowego wyboru i podpowiedzi wujka googla. Ktoś mi serwis ten polecał jako dobry i poświęcony także adopcji. Podobno pisze tam jakaś Pani, która "odczarowała adopcję".
Szata graficzna strony nie jest aż tak tabloidowa jak WP, bardziej coś w stylu nowego Salonu24. Co do treści... Szybko można się przekonać, że głównym tematem serwisu ChcemyByćRodzicami jest omawianie i promowanie metod wspomagających starania o dziecko, ze szczególnym uwzględnieniem metody in vitro. A temat adopcji jest tu imo przyklejony jak listek figowy...
Zestaw tematów ze strony głównej serwisu ChcemyBycRodzicami przekonał mnie, że nie jest to jednak serwis dla mnie. Czy można farbować włosy po "transferze"... czy można się opalać po "transferze"... Takie tytuły wzbudziły we mnie tylko pytanie: co to jest ten "transfer"... No i się dowiedziałem, że chodzi o przeniesienie zarodków do organizmu kobiety. I na tym lekturę "strony głównej" zakończyłem.
Zajrzałem jeszcze na chwilę do działu: adopcja. Ale i tu nie znalazłem czegoś co mogłoby mnie zatrzymać na dłużej. Bo na temat adopcji zagranicznej swoją opinię mam wyrobioną. Pytanie dlaczego polskie gwiazdy (celebryci) w przeciwieństwie do tych "światowych" tak mało angażują się w promowanie adopcji wydaje mi się takim z gatunku retorycznych... Nasze gwiazdki wolą paradować na czarnych marszach lub przechwalać się ile to aborcji dokonały.

***

Trochę zmęczony tą lekturą stwierdziłem, że jednak wolę twórczość zwykłych/niezwykłych/ blogerów opisujących własne doświadczenia i przeżycia związane z rodzicielstwem i wychowywaniem dzieci, a nie serwisy nastawione na promocję "metod i najnowszych trendów" lub reklamę "produktów lokowanych" w treści artykułów.

sobota, 15 lipca 2017

Jawność adopcji. Komu należy, komu warto powiedzieć

Do napisania tej notki skłonił mnie tekst Izzy:
https://naszmalyswiatek.blogspot.com/2017/07/niegrzeczny-bo-adoptowany.html
oraz komentarze pod nim.

Dziecko adoptowane
Otóż zapewne wszyscy zgadzamy się z tym, że wiedza o adopcji należy się przede wszystkim dziecku. Jak każdy człowiek ma święte i niezbywalne prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu.
Moje córki są na tyle duże, że wiedzą... Bo przeżywały proces adopcji może na sposób dziecięcy ale razem z nami. Na razie nie zadają pytań ale spodziewam się, że i na nie przyjdzie czas. A ja tego czasu nie przyspieszam.

Rodzina, przyjaciele, znajomi
Chyba nie po to decydujemy się na adopcję by zerwać więzi z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi? Zatem i tu dobrze gdy nasi bliscy wiedzą o adopcji od samego początku... Dziecku dajemy siebie ale i naszą rodzinę, a w jakim sensie też naszych przyjaciół i znajomych. Im też dajmy im szansę na przygotowanie się na pojawienie się naszego dziecka (dzieci).
Gorzej gdy ktoś z rodziny nie akceptuje naszej decyzji o adopcji. Ale lepiej będzie jak ujawni to wcześniej, a nie już przy dziecku.

Komu jeszcze należy lub powinno się powiedzieć...

Lekarz
Chyba oczywista sprawa, że tu jak na spowiedzi.

Ksiądz
Jak wyżej i to dosłownie. A dobry duchowny zaznajomiony ze sprawą może dużo pomóc w kontaktach z administracja kościelną.

W pracy
A tu jest czasem pokusa aby nie mówić. Ale jednak jak się powie to wiele rzeczy można łatwiej załatwić. A i nagłe "zgłoszenie potrzeby pilnego urlopu" będzie przyjęte z większym zrozumieniem.

Żłobek, przedszkole, szkoła, itp.
Nawet nie miałem czasu na to by się zastanawiać nad tym czy oddając komuś dziecko pod opiekę należy go poinformować o tym, że dziecko jest adoptowane. Po prostu tego nie dało się ominąć. Więc od razu z żoną ustawiliśmy sprawę. A żona jako nauczycielka zna środowisko i wie jak rozmawiać z innym belfrem:
- Chcemy przekazać w zaufaniu jako osobie kompetentnej, że nasze dziecko...
Albo coś innego w podobnym stylu.
Zresztą w naszym powiatowym grajdołku fakt adopcji dwójki starszych dzieci nie dałby się ukryć. A grono nauczycielskie i tak dowiedziałoby się: z wywiadu środowiskowego. Więc chyba lepiej jak poznają prawdę nie przetworzoną przez plotki.

***

A tak w ogóle to ponieważ mieszkamy na wsi. Na bardzo małej wsi, na samym skraju Karpat... Wystarczyło powiedzieć co nie co sąsiadce by "tajemnica" przestała nam ciążyć.


Ps
O tym, że nawet w urzędzie warto powiedzieć po co potrzebny nam jest odpis z aktu małżeństwa przekonałem się gdy nagle okazało się, że trzeba jeszcze raz skompletować dokumenty by dać dzieciom szansę na Święta BN w nowym domu. Patrz: http://hephalump.salon24.pl/742806,otworzyc-sie-na-dobro



środa, 12 lipca 2017

Jak dziecko powinno zwracać się do bliskich osób dorosłych?

Może to pierwsze miesiące po adopcji gdy nasze już "oficjalne" córki nadal mówiły do nas: Ciociu i Wujku uczyniły mnie bardziej wrażliwym na to jak dzieci zwracają się do bliskich im dorosłych. Bo wcześniej... przyznaje, że nie zwracałem na to aż takiej uwagi.
Gdy dziewczyny zaczęły mówić do nas: Mamo, Tato uznałem, że proces adopcji wszedł na właściwą drogę i nasz związek z dziećmi zaczął przybierać realną postać, a nie tylko formalną.

***

I tak już zadowolony z budowanej więzi z naszymi dziećmi nagle odkryłem, że 11-letnia siostrzenica mojej żony zwraca się do swoich cioć i wujków po imieniu. Może wcześniej nie zwrócił bym na to uwagi ale teraz zacząłem odczuwać, że denerwuje mnie to. I może dziecko wyczuwa to moje zdenerwowanie bo do mnie jeszcze powie wujku.

***

Wydaje mi się, że taka imo nadmierna poufałość w relacjach dziecko-dorosły burzy jednak pewien porządek. Nie wiem co "młoda" siostrzenica chce osiągnąć? Może chce być traktowana na równi z dorosłymi? Ale ja nie chcę by moje córki brały taki przykład.

niedziela, 9 lipca 2017

Patrz Tato

na skateparku
foto. hephalump
Przejdźcie się kiedyś na plac zabaw, boisko sportowe albo skatepark... Choć właśnie na skateparku będzie to chyba widoczne najlepiej.
Zobaczycie, a raczej usłyszycie jak różnią się dzieci podczas zabawy gdy są puszczone samopas lub gdy towarzyszy im rodzic/rodzice.
Dzieci puszczone samopas popisują się przed sobą, czasem robią coś głupiego i częściej używają "dorosłych" przekleństw.
Dzieci, które przyszły na plac z rodzicem/rodzicami tez chcą się pokazać. I często można usłyszeć jak wołają: Patrz Tato... Zobacz Mamo...

***
Iść z dzieckiem, nawet takim już trochę starszym, na skatepark to żaden obciach, ani "siara". Ani dla rodzica, ani dla dziecka. Dzieci chcą by rodzice podziwiali je i doceniali wysiłek włożony w zabawę.

wtorek, 4 lipca 2017

Pełna chata

Przez kilka pierwszych dni wakacji mieliśmy w domu coś w rodzaju kolonii dla dzieci. Do dwóch naszych córeczek dołączyła starsza kuzynka i młodszy kuzyn. Dodatkowo w ciągu dnia przychodziły dzieciaki z sąsiedztwa. Momentami w domu i ogrodzie biegało do 10 dzieciaków.
To niezwykła zmiana w naszym życiu. Bo takiej liczby dzieci w naszym otoczeniu jeszcze nie było. A byłem bardzo ciekaw jak będę reagował na te zmianę w życiu.
No i... Nic strasznego. Dzieciaki owszem szalały i momentami wydawało się, że dom rozniosą ale skutecznie zajmowały się sobą. A widok rozbrykanych i szczęśliwych córeczek wyraźnie wskazywał na to, że właśnie tego im było potrzeba.

***

Przy okazji starsza z córeczek zaczęła wykazywać duże zainteresowanie tym kto jest kim w rodzinie. Kto jest dla kogo siostrą, bratem, ciocią, wujkiem. Poprosiła mnie tez o to bym wydrukował jej tablicę z naszym "drzewem rodowodowym", którą wcześniej widziała na komputerze.
Teraz "drzewo" wisi na tablicy magnetycznej w dobrze widocznej części pokoju córki.

***
Imo z powyższych jasno wynika jak bardzo dziecko potrzebuje jednoznacznych i czytelnych znaków przynależności do wspólnoty jaką jest rodzina.