czwartek, 25 kwietnia 2019

Nieplanowane "wakacje"

Strajk nauczycieli trwa już trzeci tydzień. W międzyczasie minęły też Święta Wielkanocne... Dzieci siedzą w domu na przymusowych i nieplanowanych wakacjach. Bo tego nie da się już nazwać po prostu przerwą świąteczną. Z prawdziwymi wakacjami ma to tez niewiele wspólnego. Nie wiadomo kiedy ta "przerwa" się skończy, a dzieci tak naprawdę nie odpoczywają.

Przez pierwszy tydzień dzieciakom mogło się to nawet podobać. To, że nie ma szkoły, że nie trzeba rano tak wcześnie wstawać, a przede wszystkim to, że nie ma zadań domowych. Tak... Moje dzieci bardzo nie lubią zadań domowych.

Ale teraz widać, że ta przymusowa (spowodowana strajkiem nauczycieli) przerwa w nauce zaczyna je już nużyć. Widać, że zaczyna im brakować normalnego rytmu dnia i kontaktu z rówieśnikami w szkole. Od swoich córek coraz częściej słyszę, że chciałyby już wrócić do szkoły.

U rodziców też może to powodować coraz większe zdenerwowanie. Widzę to po sobie... Starsza córka właściwie mogłaby już sama zostać w domu, ale młodsza (7 lat) nadal wymaga stałej opieki. Cóż... Moja żona choć też nauczycielka to jednak pracuje (nie uczestniczy w tym cyrku). Ja też właśnie zacząłem nową robotę. Zapewnienie opieki dzieciom w czasie gdy powinny być w szkole staje się coraz bardziej kłopotliwe. Możemy co prawda liczyć na wsparcie babci, ale... Możliwości babć tez bywają ograniczone.

Dziś ja muszę zapewnić w ciągu dnia dzieciom opiekę i jakieś zajęcie. A od rana są wściekłe i tylko szukają powodu do zwady... Jak wściekłe osy gryzą się o byle co.


A tak przy okazji...

Jak ktoś myśli, że starty spowodowane strajkiem (niezrealizowany program) można odrobić przedłużając rok szkolny jeszcze na lipiec to... Niech się taki ktoś dobrze zastanowi. Bo normalne wakacje w lipcu wielu już ma dokładnie zaplanowane i nie nikt nie przyjmie do wiadomości wytłumaczenia, że z powodu strajku tak trzeba. Dzieci i rodzice nie strajkują. To nie jest ich sprawa.

Ps
Od najbliższej soboty Broniarz & ZNP zawieszają akcję strajkową... Do września.
Czyli możemy liczyć na ciąg dalszy tej komedii pomyłek.

***



czwartek, 11 kwietnia 2019

Strajk czy kabaret?

Przystępujący do strajku nauczyciele głośno krytykowali TVPiSowskie media za to, że te skupiają się tylko na finansowych żądaniach leżących u podstaw ogłoszonej akcji strajkowej. Że nie dostrzegają w proteście tym też walki o "przywrócenie zawodowi nauczyciela należnego mu prestiżu".

Niestety to jak się ten strajk rozwija może sprawić, że nauczyciele nic nie odzyskają z dawnego splendoru jakim był (lub bywał) obdarzany ich zawód. Co więcej... Mają dużą szansę na ostateczną utratę jakiegokolwiek poważania.


- Akcja strajkowa nie uzyskała odpowiedniej mocy. I nie chodzi mi tu tylko o wyłamanie się ze strajku oświatowej sekcji związku Solidarność. Presja na rząd jest w tym momencie zwyczajnie za słaba. A postawienie uczniów oraz ich rodziców w roli zakładników w sporze z rządem ostatecznie obróci się przeciw organizatorom i uczestnikom protestu.

- Zakładanie, że rząd ulegnie bo strajk wypada w czasie egzaminów (gimnazjalnych, ósmoklasistów) było błędne. A już fakt, że egzaminy udało się przeprowadzić wbrew naciskom ze strony strajkujących nauczycieli ostatecznie pozbawił strajk jakiejkolwiek mocy. Równie dobrze można było się ograniczyć do oflagowania budynków i wręczania rodzicom karteczek z postulatami połączonymi z prośbą o zrozumienie.

- Teraz słyszę jeszcze, że komitet strajkowy ma zamiar zawiesić strajk na czas Świąt Wielkanocnych. Cóż... Jeśli do tego dojdzie to cała akcja strajkowa zamieni się w kabaret. Tak, kabaret... Kabaret, który ostatecznie sprowadzi do absurdu zasadność podjętego przez nauczycieli protestu. Taki protest będzie równie poważny jak głodówka prowadzona od śniadania do kolacji z przerwą na obiad.


Po występie w takim kabarecie trudno będzie traktować środowisko nauczycielskie z "należną powagą".

I to już wcale nie jest śmieszne.

***
Warto przeczytać:
https://www.se.pl/wiadomosci/polityka/lukasz-warzecha-nauczyciele-juz-te-wojne-przegrali-aa-nVKu-M7QA-vB5f.html

środa, 10 kwietnia 2019

Dziunie bezrobotne z urzędu...

Urząd Pracy musi być... Bo jakby co to się w nim zarejestrujesz. I może nawet zasiłek ci przyznają. Bo na to, że znajdą dla ciebie jakąś satysfakcjonująca ofertę pracy to raczej nie licz.
Piszę tę notkę ponieważ tak mi się przytrafiło, że swoje postanowienie o zmianie pracy postanowiłem potraktować serio i dość radykalnie. Wybór rodzina czy praca był dla mnie oczywisty. Nie po to zobowiązywałem się, że będę dla swoich dzieci dobrym ojcem by teraz tygodniami być poza domem (w delegacji).
Tak wyszło niestety, że zanim mogłem podjąć pracę w nowym miejscu musiałem wcześniej (zdecydowanie wcześniej) rozwiązać umowę (za porozumieniem stron) z poprzednim pracodawcą. W efekcie przez jakiś czas (2 miesiące) formalnie byłem osobą bezrobotną.
Potraktowałem ten stan formalnie i oczywiście zarejestrowałem się w Urzędzie Pracy. Rejestracji dokonałem przez internet (jest taka możliwość) tak więc nawet nie musiałem zapoznać się realiami Powiatowego Urzędu Pracy. Urząd mnie zarejestrował (zyskałem dzięki temu prawo do opieki medycznej na ogólnych zasadach) i nawet poinformował mnie, że po upływie 90 dni będzie mi wypłacał zasiłek... Bo tyle trzeba czekać jeżeli umowa była wypowiedziana za porozumieniem stron.

Wszystko niby OK ale... W tzw międzyczasie Urząd zdążył mnie zaprosić na spotkanie, podczas którego Pani Urzędniczka przeprowadziła ze mną krótki wywiad na temat moich kwalifikacji oraz oczekiwań zawodowo-płacowych. Po jego zakończeniu poinformowała mnie, że niestety nic nie może mi zaoferować (w sensie oferty pracy z urzędu). Po cichu dodała też, że najlepiej szukać samemu. Na szczęście jednak nie liczyłem na pośrednictwo wspomnianego Urzędu.

Ale przyszedł wreszcie moment, w którym mogłem już podpisać nową umowę o pracę. I tu zgodnie z wymogami postanowiłem sprawę szybko zgłosić do Urzędu Pracy tak by Panie Urzędniczki mogły wreszcie wyrejestrować mnie ze spisu swoich podopiecznych.
Podobno mogłem wyrejestrować się za pośrednictwem e-maila z załącznikiem w postaci skanu z nową umową o pracę ale... Jednak postanowiłem pofatygować się osobiście do okienka w Urzędzie.
Nie będę wysyłał kopii umowy z całą masą danych (dane osobowe) na jakiś adres e-mail.

Osobiste dostarczenie dokumentów okazało się równie proste, a może nawet prostsze, niż przesyłanie ich droga elektroniczną. W Urzędzie bowiem panowały pustki... Absolutny brak kolejek, a zmęczone kolejną kawą Panie Urzędniczki aż rwały się do tego by przyjąć ode mnie dokumenty potrzebne do wyrejestrowania.

Ja sam i pięć czekających na interesanta Urzędniczek.... Aż żałowałem, że nie mogę wyrejestrować się pięć razy. Bo z każdą mógłbym przez chwile pogadać i zaoferować jej jakieś zajęcie.

Przy okazji zapytałem się czy należy się mi tzw "dodatek aktywizacyjny". Takie coś co przysługuje podobno każdemu bezrobotnemu, który samodzielnie znajdzie sobie nową pracę.
Okazało się jednak, że zdaniem Pań z Urzędu bezrobotnym przestałem być o miesiąc za szybko. Że aby taki dodatek otrzymać powinienem jeszcze przez około 30 dni wstrzymać się podpisywaniem nowej umowy. Po prostu zaczekać aż Urząd zacznie mi wysyłać zasiłek...
Cóż, wniosek jednak złożyłem (o ten dodatek), a teraz czekam na to aż przyjdzie odpowiedź z uzasadnieniem. Będą miały Panie z Urzędu troch dodatkowego zajęcia w godzinach pracy. Mała przerwa między kolejną kawą zawsze się przyda...
Urząd pracuje od 7ej do 3ej ale interesantów przyjmuje od 8ej do 14ej.

Ps
Niech mi ktoś napisze...
Dlaczego w pustym urzędzie w okienkach (tylko rejestracja i wyrejestrowanie) przesiaduje aż pięć "bezrobotnych" Urzędniczek?
To czasem zdecydowanie więcej niż kasjerek/kasjerów w Lidlu lub Biedronce.

niedziela, 7 kwietnia 2019

Ja dla wszystkich gotowałam

- Śmiało, bierz to co ci odpowiada. Tu wszystko jest dobre...

Tak mi doradza kobieta napotkana w sklepie typu "Stonka". A mam takie szczęście, że zawsze trafi mi się ktoś taki kto koniecznie chce nawiązać kontakt.

- Ja się na tym znam. Przez lata pracowałam na kuchni.

Kobieta w sumie dobrze wygląda. Zadbana i nawet ładnie się wysławia. No, no... Chciałbym tak trzymać się w jej wieku.

- Nawet teraz jeszcze chcieli mnie zatrudnić. Ale to już nie dla mnie... Jestem rocznik "trzydziesty piąty"...

O... Teraz to już naprawdę jestem pełen podziwu. Osiemdziesiąt cztery lata... Znam młodsze osoby, które już ledwie człapią.

- Ja tu dla wszystkich gotowałam. Dla wojska... Nawet dla tego Majora (tu pada nazwisko). A jak było trzeba to i dla ZOMO jak był stan wojenny... Na kuchni i na tym co dobre do jedzenia to ja się znam.

Uff... Tak, Pani zapewne dobrze się zna na tym co "dobre".
Na resortowej emeryturze jest za co się znać.

czwartek, 4 kwietnia 2019

Szwedzkie podejście do praw dziecka (człowieka)

Jak pamiętam z kursów w Ośrodku Adopcyjnym TPD w Krakowie to Szwecja jest czasami stawiana jako wzór do naśladowania w społecznym podejściu do pieczy zastępczej oraz "troskliwej, instytucjonalnej opieki państwa nad dzieckiem i rodziną".
Ale już wtedy miałem wątpliwości, czy rzeczywiście ten szwedzki model jest naprawdę taki godny naśladowania. I niestety byłem w stanie głośno wyrażać te swoje wątpliwości, co wyraźnie nie podobało się pracownicom krakowskiego OA TPD.

***

Dziś czytam w sieci i oglądam w Wiadomościach historię ojca, który wywiózł swoje córki ze szwedzkiego raju i został zatrzymany na lotnisku w Warszawie. Zdesperowany Rosjanin postanowił nielegalnie wywieźć swoje dzieci, które szwedzka opieka umieściła w rodzinie zastępczej.
Ktoś powie... zdarza się. Owszem. Zdarza się, że służby socjalne interweniują i umieszczają dzieci w opiece zastępczej. Ale czy naprawdę humanitarnym i zgodnym z poszanowaniem dla praw dziecka (człowieka) jest umieszczanie dzieci w rodzinie, która jest względem nich zupełnie obca także w sensie kulturowym i religijnym? Bo ja tego szwedzkiego stylu nie jestem w stanie zaakceptować. A w tym wypadku szwedzkie służby umieściły dzieci wychowane przez prawosławnych Rosjan w muzułmańskiej rodzinie zastępczej.

Jednym z podstawowych praw dziecka (i człowieka), które to prawo potwierdza szereg międzynarodowych konwencji, jest prawo do własnej tożsamości. Częścią tej tożsamości człowieka/dziecka jest też jego więź z kulturą, językiem ojczystym oraz posiadanym systemem wartości (religia, normy moralne).
Niestety ale obawiam się, że szwedzki system w swej postępowości i dziwnym (w mojej ocenie) podejściu do neutralności zaczął zwyczajnie ignorować te kulturowe i religijne potrzeby dziecka.

A może Szwedzi sami już zatracili poczucie własnej tożsamości i... W związku z tym nie czują potrzeby szanowania jej u innych?

***
O sprawie można przeczytać m.in. na stronie internetowej Rzecznika Praw Dziecka:
https://brpd.gov.pl/aktualnosci/nocna-interwencja-rzecznika-praw-dziecka-dzieci-zostaja-przy-ojcu-w-polsce