czwartek, 31 sierpnia 2017

Co powinien mieć Tata w domu

Panie piszące blogi o dzieciach i macierzyństwie często zamieszczają w swoich wpisach listy rzeczy, które rodzic - w domyśle Matka - powinna mieć.
Ponieważ Matką nie jestem to pozostało mi tylko spróbować zająć się tym problemem od strony Ojca.
A zatem co wg mojej wiedzy i już nabytego doświadczenia powinien mieć w domu Ojciec - czyli Głowa Rodziny, Przewodnik Stada.

W sobie:

Cierpliwość - by znosić wszystkie zamówienia na niezbędne gadżety jakie składają Mama/Żona i Dzieci.

Asertywność - i nie ulegać presji wyłącznie dla zachowania pozorów wewnętrznego spokoju. Naprawdę - można odmówić nawet tego co podobno konieczne.

Przy sobie:
Mała skrzynka z narzędziami - a w niej szczypce uniwersalne, parę wkrętaków (płaski i krzyżyk), zastaw podstawowych kluczy płaskich + jeden nastawny.
By Photography by User: MrX, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=38610116

Szybko się przekonacie jak sprawnie dziecięce rączki potrafią wyrwać ze ściany gniazdko lub ukręcić rzekomo niezniszczalny zawór w baterii wannowej.

Podstawowe części zamienne - zapasowa głowica do zaworu (dobrze by wszystkie były jednego rodzaju), zestaw uszczelek, taśma izolacyjna, pakuły, pasta hydrauliczna, zawór od dopływu pralki... - to wszystko ma zwyczaj psuć się już po zamknięciu sklepów, tuż przed wielkim świętem, w trakcie wielkiego prania...

WD 40 i suchy smar w sprayu - warto mieć przy sobie gdy się nie chce zwariować od skrzypiących drzwi i okuć lub nie zejść na zawał gdy jakaś zapieczona śruba nie chce się odkręcić.

Taśma klejąca i klej na gorąco - jak ja jestem wdzięczny tym, którzy wymyślili szeroką, mocną taśmę klejącą oraz klej na gorąco. Kleje montażowe w tubie też są dobre ale mają tę wadę, że po otwarciu właściwie należy je zużyć w całości bo pozostała reszta szybko przestanie nadawać się do dalszego użycia. Bez taśmy klejącej i glutownicy z klejem na gorąco byłaby w domu bida... Bo dzieci mają naprawdę wyjątkową zdolność od odrywania różnych elementów.

Filcowe podkładki pod meble - wynalazek na Nobla - pokojowego. Bo ratują pokój w rodzinie i podłogę w pokoju dziecięcym. Bo jak długo można znosić zgrzyt mebla przesuwanego po podłodze bez uszczerbku dla nerwów lub podłogi?

***
Oczywiście do wszystkich ww narzędzi i wynalazków potrzebna jest umiejętność ich użycia bez szkody dla siebie i domu.

Warto wiedzieć też:
Gdzie jest główny zawór wody i szafka z bezpiecznikami.

piątek, 25 sierpnia 2017

Takie tam przemyślenia z kolejki po 500 plus

Wniosek o świadczenie wychowawcze z programu Rodzina 500 Plus na okres od października 2017 do września 2018 postanowiłem złożyć tradycyjnie, to jest osobiście składając go w Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. Wniosek (w moim wypadku) prosty do wypełnienia. Trzeba tylko uważnie czytać co i gdzie należy wpisać. A jak nie składa się wniosku o świadczenie na pierwsze dziecko to do wypełnienia jest naprawdę niewiele i wystarczy dobrze podać dane swoje oraz pozostałych członków rodziny.
Na wycieczkę do GOPS zabrałem ze sobą młodszą z córek. Niech dziecko oswaja się na przyszłość z urzędami.
Byłem przekonany, że złożenie wniosku zajmie mi tyle czasu co jego wypełnienie - czyli nie więcej jak kwadrans. A tu zonk... Kolejka aż się zawija na schodach.
No to sobie poczekamy.
Przekonany o tym, że zanosi się na dłuższe oczekiwanie zacząłem rozmawiać z innymi czekającymi w kolejce petentami. Z rozmów wyszło, że większość ludzi z kolejki to rodzice składający wniosek na pierwsze (czasem jedyne) dziecko. Większość z nich ma wnioski wypełnione tylko częściowo i liczy na wspólne z urzędnikiem jego uzupełnienie. Ufff... Ciepło mi się robi.
Ale rozmowy przerywa głos jednej z urzędniczek:
- Ktoś z Państwa z gotowym wnioskiem nie na pierwsze dziecko?
- Ja - odpowiadam i w tym momencie okazuje się, że jestem jedynym, który nie składa wniosku na pierwsze dziecko i nie musi wykazać się dochodami
- To proszę - i mój wniosek został przyjęty niejako poza kolejką.
***
Cóż... Mimo, że tym razem poszło jednak szybko to obiecuję sobie, że następny wniosek złożę za pośrednictwem serwisu internetowego banku, w którym mam konto. No bo skoro twierdzę, ze wypełnienie wniosku jest takie proste to i z jego wysłaniem drogą elektroniczną też powinienem dać sobie radę. Urzędnicy w GOPS i tak mają sporo zajęcia z bardziej skomplikowanymi sprawami.
***
A tak swoją drogą. Wychodzi na to, że Program Rodzina 500 Plus najbardziej komplikują przepisy pozwalające na uzyskanie świadczenia także na pierwsze dziecko po spełnieniu kryterium dochodowego. Może jednak nie tą droga twórcy programu powinni podążać?

Nie mam nic przeciwko temu aby rodziny naprawdę wielodzietne (takie z czwórką lub więcej dzieci) oraz osoby samotnie wychowujące więcej niż jedno dziecko otrzymywały ww świadczenie na każde dziecko. I to bez względu na osiągane dochody.


Kilka znanych mi osób dziwi się: Dlaczego wniosek trzeba składać co rok?
A czemu nie. Może właśnie tak należy. W ciągu roku może wiele się zmienić. Jakby świadczenie było przyznawane na stałe to ktoś mógłby np. zapomnieć o poinformowaniu urzędu o tym, że mu dochody wzrosły lub, że stracił prawa rodzicielskie, a dzieckiem już jakaś instytucja się zajmuje... A w życiu i tak bywa.
Tak między nami to brakuje mi we wniosku jasnego oświadczenia wnioskodawcy, że: jest faktycznym opiekunem dziecka.
***
I na koniec głos z Brukseli
Otóż odwiedził mnie niedawno znajomy, który od lat mieszka w Belgii. Ma tam dom, rodzinę i tam prowadzi własną firmę. W Polsce pojawia się raz do roku od wielkiego święta. I ten gość dziwi się, że jemu: nie przysługuje polskie 500 plus.
A ja się zastanawiam skąd tytlu ludzi w kolejce w GOPS.



środa, 23 sierpnia 2017

Przed pierwszym dzwonkiem

Jeszcze tylko tydzień wakacji i... szkoła. Tv już przypomina w reklamach o konieczności zakupu wyprawki dla dzieciaka. A moja siostra, która rezyduje w UK kiwa głową i mówi:
- Na moje dzieci wyprawka już czeka w szkole. Nic nie muszę kupować...
A mnie lekko szczęka opada od tego ich dobrobytu.
Na szczęście właśnie sprawdziłem, że trochę tego zachodniego "socjalu" szkolnego i do nas dotarło. Nie muszę kupować podręczników dla starszej córki bo dostanie je w szkole. Tylko podręcznik do religii mamy kupić za swoje. Ale to nie ma znaczenia bo lewaki i tak powiedzą, że żyje w państwie wyznaniowym.
Dobra... Dajmy sobie jednak spokój z lewakami. Ważne, że klasy od I do VII otrzymają podręczniki zakupione z dotacji.
Bardziej martwi mnie inna rzecz. Moja siostra już przed wakacjami wiedziała jak będą wyglądać zajęcia w nowym roku szkolnym jej dzieci. A ja nadal nie wiem czy moje będą zaczynać lekcje rano?... Czy na drugą zmianę?
I jak w takich warunkach pogodzić życie rodzinne, wychowywanie dzieci etc. z pracą zawodową? Jak tu nie mieć stresu? Bo z pracą też sobie można jakoś poukładać, ale trzeba wiedzieć odpowiednio wcześniej co i jak.
***
Jak się tej ekipie uda doprowadzić do sytuacji, że w każdej podstawówce nauka będzie na jedną zmianę to uznam, że reforma systemu szkolnictwa idzie w dobrym kierunku. I nie czuję się gorszym niż rodzice z UK. Plan zajęć w nowym roku szkolnym też chciałbym znać jeszcze przed wakacjami, a nie być nim zaskoczonym już po pierwszym dzwonku.

wtorek, 22 sierpnia 2017

Problemy dorosłych a dziecko, czyli życie to nie jest bajka

Moja córka, ta starsza, chciała chyba mi się przypodobać. Tak sama z siebie sięgnęła po książkę. Traf chciał, że wybrała do czytania tekst z zestawu bajek terapeutycznych - książkę, którą kupiłem jeszcze podczas kursu dla kandydatów oczekujących na przysposobienie dziecka.
- O! A jaką bajkę sama przeczytałaś? - zapytałem
- "Moi rodzice się kłócą" - odparła córeczka
- I co w tej bajce było? - spytałem trochę z niepokojem. Bo bardzo mnie zainteresowało, ale i zaniepokoiło to jak moje dziecko zrozumiało przypowiastkę, która w założeniu miała pomóc dziecku pozbyć się poczucia winy za rozpad małżeństwa rodziców.
- No... Że jak się rodzice kłócą to potem się rozwodzą. - odparła córeczka.

***

No cóż. Wygląda na to, że z bajkami terapeutycznymi należy postępować jak z lekarstwami. Dziecko nie powinno ich sobie samo ordynować. Może książeczkę należy umieści na półce wyżej? Na wszelki wypadek skorzystałem z okazji by pogadać, że kłótnia lub spór rodziców to czasem coś normalnego. Że czasem dorośli ludzie się spierają, a potem się godzą i życie wraca do normy. Że rozwód nie jest jedyną metodą na rozwiązanie problemów małżeńskich.

***

Przypomniałem sobie też o znajomych, których małżeństwa się rozpadły. To jak ukrywali swoje problemy i sprawa wychodziła na jaw gdy już podjęli decyzję o rozwodzie. I to zdziwienie, gdy pytałem się o to czy ktoś proponował im próbę podjęcia jakiś działań w celu uratowania związku (np. terapia małżeńska).
Może jednak dorośli też wierzą, że życie rodzinne, małżeńskie powinno wyglądać jak w Krainie za Siedmioma Górami? Tam gdzie każda historia damsko-męska kończy się banalnym: żyli długo i szczęśliwie.

piątek, 11 sierpnia 2017

Dzieci i ryby. Notka nie tylko o jedzeniu

Notka nie będzie o znanym powiedzeniu, że niby: "Dzieci i ryby głosu nie mają". Bo w moim przekonaniu dziecko ma prawo do swojego zdania... Ale głos rodzica jest decydujący. Natomiast dobry rodzic umie wsłuchać się w głos dziecka i w swoich decyzjach uwzględnia dziecięce pomysły, marzenia oraz pragnienia.
Jeżeli jednak trafi się dziecko wybitnie grymaśne i wybredne w jedzeniu to rodzinna wyprawa do jakiegokolwiek lokalu gastronomicznego może być dla rodzica bardzo stresująca. No bo jak tu namówić dziecko by spróbowało rybkę, jeżeli na samo hasło: ryba - dziecko mówi: bueee....

rybka w smażalni


No cóż... Być nad morzem i nie spróbować rybki to prawie tak jakby pływać bez wchodzenia do wody. Takie jest moje zdanie na temat rytuału jadania ryby w nadbałtyckich smażalniach.
Nasze dzieci jednak nie bardzo za rybą. Zwłaszcza młodsza córka. Co zatem robić by razem coś zjeść w smażalni. Zamawiamy rybkę dla siebie, np. dwie flądry (jak na zdjęciu) z frytkami i sałatką, a dla dziecka bierzemy same frytki i sałatkę. Jak się ryba pojawi na stole, a dziecko zaczyna wykazywać zainteresowanie potrawą (zapach jest nęcący) dajemy mu skosztować (skubnąć) kawałek z talerza rodziców.
Tak właśnie przekonaliśmy młodszą córkę do świeżo smażonej flądry.
Starszą córkę wcześniej przekonał karmazyn prosto z wędzarni. Bardzo mnie to ucieszyło bo i dla mnie karmazyn to jedna z lepszych ryb.

***

Rodzinny wypad na rybkę niestety niesie dla rodzica nie tylko ryzyko konfrontacji z grymasami dziecka. Za rybę, tak morską jak i słodkowodną, może nam przyjść słono zapłacić. A widząc rachunek na kwotę ~200 zł można poczuć się jak ryba wyrzucona na brzeg... Po konsumpcji trudno sprawdzić jaki ciężar miała porcja, która nam zaserwowano.
Czasem jednak to klient może zafundować podobne wrażenia obsłudze lokalu gastronomicznego. Np. gdy zażąda rachunku w formie wydruku z kasy fiskalnej, a nie jakiegoś skrawka chusteczki z naskrobaną długopisem kalkulacją ceny. Bo na pytanie o kasę fiskalna obsługa czasem robi oczy jak nurek, który właśnie wypłynął (i to szybko) gdzieś z głębin Rowu Mariańskiego.

***

Opuszczamy lokal gastronomicy i udajemy się na zwiedzanie nadmorskiej miejscowości. Wzdłuż deptaka natrafiamy na szereg atrakcji i niezliczoną ilość okazji do uszczuplenia portfela. Sklepy, kramy, stragany i automaty do gry lub takie z pierdółkami (zwykły wyciągacz kasy).
automaty do gry

Automaty kuszą dzieciaki kolorami i migającymi światełkami. Odmówisz? Jedna gra tylko 2 zł, tylko 5 zł... A jak w grze nie idzie to za 1 zł lub 2 zł możesz pocieszyć się kuleczką z jakimś badziewiem z innego automatu sprzedającego. Ci "pocieszyciele", naciągacze stoją przy niemal każdej knajpce i sklepie.
Tak... Na wczasach szybko można poczuć brak gotówki w portfelu. Ale w dzisiejszych czasach brak w portfelu nie jest wymówką... Nawet dziecko wie do czego służy bankomat.

bankomat
Automaty przy "źródełku"


Szkoda tylko, że ostatnio coraz gorsze mam rozeznanie w prowizjach pobieranych przez operatorów bankomatów. Na pocieszenie mam tuż przy bankomacie szereg automatów z okazją do pozbycia się drobnicy w zamian za jakiś gadżet.

A tak btw: Widział ktoś automat do gry lub taki z kuleczkami, który wydawałby paragony fiskalne? Bo pani z lodziarni wydaje paragon nawet do jednej gałki w wafelku, a pan w "kebabie" nawet do jednej porcji frytek drukuje tak sam z siebie.
Może jednak chodzi tu o zwykłe "kręcenie lodów"?

lody kręcone

Ps
Notka napisana już po powrocie z wakacji nad morzem.

niedziela, 6 sierpnia 2017

Z dziećmi na plaży, czyli jak sprawić dziecku radość i samemu odpocząć

Jak już uda się dojechać nad morze to trzeba jeszcze przetrwać pobyt nad kapryśnym Bałtykiem. A chyba nie trzeba dodawać, że dzieci potrafią być równie kapryśne (niektóre Panie też).

Wybór ośrodka
Szukałem miejsca przyjaznego dla rodziny z dziećmi. Gdzie nikomu nie będzie przeszkadzać gra w piłkę i/lub bieganie roześmianych, czasem głośnych w okazywaniu emocji dzieci. Za radą znajomych z pracy postanowiłem jeszcze w lutym zarezerwować dla rodziny miejsce w ośrodku wczasowym w miejscowości Jarosławiec (między Ustką a Darłowem).

Wynajęliśmy oddzielny mały domek. Taki typowy jak w ośrodkach pracowniczych z dawnych czasów. Trochę się obawiałem, że młodsza z córek, która czasem lubi głośno protestować przed myciem zębów i położeniem do łóżka, będzie i tu wieczorami czasem płakać. Ale o dziwo tu jej się to nie przytrafia. Może mały domek traktuje tak jakbyśmy wszyscy żyli w jednym pomieszczeniu? W domu ma oddzielny pokój i do końca (aż padnie ze zmęczenia) chce być razem z pozostałymi domownikami.
Zaletą wybranego ośrodka okazała się też obecność innych dzieci. Ku mojemu (i żony) zadowoleniu nasze dzieci szybko zaczęły się bawić z dziećmi przebywającymi w tym samym ośrodku. Teren ogrodzony, z własnym placem zabaw, z dala od ruchliwego centrum... Jednym słowem wszystko co potrzebne do bezpiecznej zabawy. A umówmy się... Rodzic stale "przykuty" do dziecka raczej nie odpoczywa. Na szczęście dzieci, którym da się taką możliwość same sobie potrafią wymyślać atrakcje (zabawy).

Plaża
Plaże bałtyckie mają jedną niepowtarzalną zaletę. Takiej piaskownicy nie ma na żadnym osiedlu 😃 Trzeba zatem zabrać niezbędne w piaskownicy akcesoria.
akcesoria plażowe

Wspólne, rodzinne budowanie zamków z piasku jest jak najbardziej wskazane.

zamek z piasku

Tuż obok tej piaskownicy jest natomiast największy basen ogrodowy w Polsce. Co prawda wypełniony zimną i słoną wodą ale zapewniający niespotykane w typowych basenikach ogrodowych atrakcje: fale, muszelki i nadzieję na znalezienie bursztynu.

Bałtyk w Jarosławcu
Wiatr napędzający fale dostarcza tez mniej miłych dla dziecka (i rodzica) atrakcji. Niesie po plaży piasek, którzy bardzo przeszkadza małym (i dużym) plażowiczom. Zatem wbrew różnym specjalistom od tego co jest na plaży wskazane lub jest siarą... zasłona w postaci parawanu plażowego lub małego składanego "namiotu" jest jak najbardziej wskazana i ma bardzo praktyczny wymiar. Chroni od piasku i daje szansę np. na przebranie stroju na plaży, która z reguły nie jest wyposażona w taki luksus jak przebieralnia.
Przed wyjazdem kupiłem taki mały, składany w 2 sekundy (wg producenta) "namiot", wiatrochron i jestem z niego bardzo zadowolony. Po powrocie będzie służył też do dziecięcych zabaw w ogrodzie.
Dzieci jeśli mają gdzie się choć na chwilę schronić przed nadmiarem słońca lub przed wiatrem, mają pod ręką przekąski i coś do picia pozwolą rodzicom na beztroski wypoczynek i posiedzą na plaży nawet o zachodzie słońca.
rodzina na plaży

piątek, 4 sierpnia 2017

Mój pierwszy rodzinny wyjazd nad morze


O tym jak wygląda rodzinny (z dziećmi) wyjazd na wakacje nad polskie morze wiedziałem dotychczas tylko z opowieści. Opowieści zaczynających się przeważnie od relacji z koszmaru (?) jakim jest przejazd przez całą Polskę (Małopolska –> środkowe wybrzeże Bałtyku) samochodem z dziećmi. I chyba te opowieści o koszmarze podróży z nieustającym pytaniem:
- Ile jeszcze?
Mocno na mnie podziałały bo długo się zastanawiałem z żoną jak tu zaplanować 8 – 9 godzinną podroż by ją przeżyć.
podróż nad morze
Podróż nad morze (rys. Dominika 6 lat, apl. KTuberling, Linux Mint)


Podróż (z okolic Wieliczki w stronę Ustki)
Przez chwilę rozważaliśmy opcję wyjazdu nocą: Może dzieci zasną w samochodzie?
Ale wizja całonocnej podróży po upalnym dniu jednak skutecznie zniechęciła nas od pomysłu wyjazdu wieczorem by być na wybrzeżu wczesnym rankiem.
Zdecydowaliśmy się na wczesne wstawanie o 3.00 (trzeciej), czyli dla dzieci i tak w środku nocy.
Bagaże spakowane dzień wcześniej. Pobudka rodziców na godzinę przed planowanym wyjazdem. Szybka kawa, prysznic i torby z betami lądują w bagażniku samochodu. Aż dziw, że wszystko się zmieściło (weszły nawet 2 hulajnogi). Na koniec pozostało „załadowanie” dwóch śpiących dziewczynek do auta. Ale i to poszło w miarę sprawnie. Starsza córka tak przezywała wyjazd, że właściwie obudziła się sama. Młodsza „przeszła” do samochodu na „półśpiocha”.
Chyba była to właściwa decyzja bo pierwszy etap podróży dziewczynki praktycznie przespały. Dzienną aktywność rozpoczęły na pierwszym postoju o około godziny siódmej (4 godz. jazdy) gdy już byliśmy na autostradzie w okolicach Torunia. Tez postój (około 1 godz.) ze śniadaniem wszystkim był już potrzebny.
Reszta drogi też przeszła w miarę sprawnie. Autostradę opuściliśmy na węźle Kopytkowo (za radą Google Maps). Nowe widoki i podróż przez nieznane wcześniej rejony Polski skupiły uwagę dzieci na tym co wokół samochodu, a nie na tym co robi siostra. Młodszą zaczęło „roznosić” dopiero pod koniec podróży. Ale w sumie trzeba przyznać, że dzieci bardzo dzielnie zniosły przejazd. I o 12.30 byliśmy już w punkcie docelowym.
Na plaży
Plaża w Jarosławcu


Inne wrażenia z podróży, czyli nie tylko dzieci są w aucie
Szykowałem się do drogi myśląc głównie o tym jak dzieci zniosą podróż. Niestety przed wyjazdem nie sprawdziłem jak działa ładowarka samochodowa do telefonu z nawigacją. Dopiero w trakcie jazdy zorientowałem się, że wtyczka (mikro USB) nie łączy i prądu mam tylko tyle co w baterii telefonu. Ładowarka, którą mam jest na stałe połączona z kablem i po uszkodzeniu wtyczki właściwe cała staje się bezwartościowa. Szybka improwizacja… I telefon został podłączony innym kablem do gniazda USB radia samochodowego. Działa :) Tak też można zdobyć prąd.
Autostrada A4 Kraków-Katowice wita nas informacją o utrudnieniach z powodu remontów. Te remonty są na tym odcinku drogi tak stałym elementem jak irytacja kierowców wynikająca z wysokości opłaty za przejazd tą autostrada. Ale o 4 rano ruch jest jeszcze niewielki i droga ta szybko zostaje za nami.
Jazdę kontynuujemy po starej „jedynce” (droga ekspresowa). Duży ruch ciężarówek, na szczęście w przeciwnym kierunku. Fotoradary skutecznie „regulują” prędkość przemieszczających się pojazdów bo jakoś mało kto próbuje jechać szybciej niż kodeks zezwala. Co jakiś czas jazdę urozmaica kartoflisko na prawym pasie ruchu, ale i te koleiny są tak typowe jak remonty na zarządzanej przez Stalexport A4.
Od wjazdu na nową obwodnicę Łodzi przejazd staje się naprawdę przyjemnością. Jednak w pewnym momencie nawigacja (Google Maps) zaczyna sugerować, że jeżeli chcemy dojechać do celu w jakimś sensownym czasie to należy opuścić autostradę i resztę trasy kontynuować po drogach lokalnych. Wybieramy opcje proponowaną przez Googla. Za nami jedzie rodzina, która wybiera jazdę autostradą A1 do końca, a potem objazd Trójmiasta… Ten wybór kończy się dla nich stratą 1,5 godz. - czasu poświęconego na oczekiwanie na bramkach i korkowanie między Gdańskiem – Gdynią i resztą miast wybrzeża.
I mógłbym tu jeszcze jakąś ładną laurkę dla Google Maps wkleić, gdyby nie jeden mały szczegół. Otóż jednak wspomniana aplikacja i Android na moim telefonie (LG K10LTE, Orange) ma większy apetyt na prąd niż jest w gnieździe USB radia. Telefon zwyczajnie się wyłączył tuż przed celem podróży. Aby było śmieszniej to okazało się, że nie pamiętam nr PIN do odblokowania karty sim w telefonie. Niedawno wymieniałem kartę i jeszcze nie zakodowałem sobie nowego PINu.
Na szczęście telefon żony nadal działał, a w naszym domu na czas naszego wyjazdu pojawili się teściowie by opiekować się pozostawionymi zwierzakami. No i musiałem poprosić Teścia aby odszukał kopertę z kodem do odblokowania telefonu. Całe szczęście, że nie schowałem jej zbyt dobrze.