niedziela, 26 marca 2017

Rodzic kwalifikowany, czyli manowce myślenia o "świadomym" rodzicielstwie

Często w rozmowach o rodzinie i dzieciach słyszę, że trzeba być na to gotowym. Mówią to znajomi, którzy już od lat ciągle odkładają decyzję... Bo ciągle nie czuja się gotowi.

Czy można się jakoś przygotować np. na kursach
Może tym znajomym powinienem polecić jakiś kurs, który pozwoli na dobre przygotowanie się do roli rodzica? Tylko czy w ogóle są takie kursy i czy mają one jakiś sens?
Sam czasem dla żartu nazywam się "rodzicem kwalifikowanym". Kwalifikowanym bo mam świadectwo kwalifikacji - taki dokument wydany przez Ośrodek Adopcyjny (w moim wypadku aż dwa świadectwa z dwóch ośrodków). Tylko, że tego świadectwa nie można traktować jak świadectwa ukończenia kursu na rodzica. Kandydaci na rodziców adopcyjnych uczestniczą co prawda w kursie i różnych spotkaniach ze specjalistami, ale jest to raczej sposób na poznanie kandydatów i ich selekcja, a nie nauka bycia rodzicem. Ośrodek Adopcyjny szuka kandydatów już gotowych do roli rodzica, a nie uczy tej sztuki.

To co nas uczy jak być rodzicem
Do roli rodzica uczymy się od momentu naszych narodzin. Uczymy się od własnych rodziców. Oni są pierwszymi nauczycielami życia. Szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dziecko. Dziecko rosnące w atmosferze miłości i troskliwej opieki właśnie tego będzie się uczyć od rodziców. Będzie ich naśladować. Rodzice, którzy potrafili się cieszyć z własnego rodzicielstwa przekażą to swoim dzieciom. A prawdziwe "świadectwo kwalifikacji" wystawia życie.

***

Niestety w dzisiejszym świecie tradycyjny wzorzec rodziny jest stale podważany. Wzorca jak ma wyglądać nasze życie i rodzina nie czerpiemy już z przykładu danego przez rodziców. Dajemy sobie wmówić, że zanim zdecydujemy się na rodzinę i dzieci to powinniśmy najpierw zadbać o karierę, odpowiednio wysokie dochody, odpowiednie mieszkanie, itp. Zapominamy natomiast o gotowości do kochania i zdolności do przyjęcia z radością wyzwań, które czasem przychodzą niespodziewanie.

środa, 22 marca 2017

Jeśli pragniesz swojej zguby w Wieloryba zagraj luby


płetwal błękitny
Płetwal błękitny czyli Niebieski Wieloryb (foto: By NOAA Photo Library - anim1754, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=17942391)
Jak widzę w internetach nadal wałkowany jest temat gry manipulującej ludzką psychika - "Niebieski Wieloryb". Jedni się obawiają, inni piszą, że to fake.
Prawdę mówiąc to mnie nawet nie chce się weryfikować wiarygodności doniesień o tej niebezpiecznej grze. Bo to żadna nowość. Wystarczy sobie przypomnieć film Jana Komasy pt. "Sala samobójców".
Młody człowiek, który nie potrafi odnaleźć się w normalnym życiu, czegoś szuka w świecie wirtualnym. Bez oparcia we własnej rodzinie, bez autorytetów, bez granic... Szuka sensu w złudzeniach.
Historia z filmu Komasy kończy się tragicznie. Tak jak tragiczne mają być skutki gry "Niebieski Wieloryb". Ale tak jest gdy przegrywa się grę o życie szukając jego sensu na wirtualnych manowcach.
***
Imo lepiej więcej czasu poświecić na lepszy kontakt z dzieckiem niż na analizę pochodzenia doniesień o zagrożeniach takich jak wspomniana wyżej gra "Niebieski Wieloryb".
***
A tak btw proszę zwrócić uwagę na motyw głównego ołtarza w Centrum Jana Pawła II "Nie lękajcie się".
Jezus ratuje człowieka z paszczy potwora (Wieloryba??) (foto:http://gosc.pl/doc/3493836.Biblia-w-obrazkach)

***
Uzupełnienie z 23 marca 2017 r

W 1938 r amerykańska stacja radiowa CBS nadała słuchowisko radiowe "Wojna Światów" w reżyserii Orsona Wellsa. Słuchowisko było tak sugestywne i trafiło na tak podatny grunt, że wielu słuchaczy naprawdę uwierzyło, że jest to relacja z autentycznej inwazji Marsjan na Ziemię.


22 marca 2017 r. Prokuratura rejonowa w Wieliczce naprawdę wszczyna śledztwo w sprawie "Błękitnego Wieloryba".


W Prokuraturze Rejonowej w Wieliczce wszczęto śledztwo w sprawie namowy do targnięcia się na własne życie chłopca w wieku lat 14, ujawnionego w dniu 15 marca 2017 roku w Świątnikach Górnych, tj. o przestępstwo z art. 151 kk.
Zawiadomienie w sprawie zostało złożone przez matkę małoletniego oraz pedagoga szkolnego.
Jak ustalono chłopiec uczestniczył w grze internetowej „Błękitny Wieloryb” w związku z którą dokonywał m.in. samookaleczeń.
Aktualnie w sprawie zabezpieczono telefon komórkowy i laptop własności małoletniego, które są poddane oględzinom i wykonywane są czynności mające na celu ustalenie przebiegu zdarzenia.
***


poniedziałek, 20 marca 2017

Dziecko jako źródło lęku u osoby dorosłej

Lęk przed
Jeszcze dziecka nie ma, a już pojawia się lęk. Lęk, że może się przydarzyć... dziecko oczywiście. Ten lęk w sytuacjach skrajnych powoduje, że na ulicach miast pojawiają się grupki ubranych na czarno, mało atrakcyjnych kobiet (feministki) oraz odzianych w futra pań w wieku pomenopauzalnym, które głośno domagają się prawa do ochrony przed ewentualnością pojawienia się dziecka w ich życiu. Ale lęk ten dotyka nie tylko kobiety i starsze panie. Prawa do "pigułki PO" domagają się też niektóre samce z redakcji pewnego dziennika satyryczno - politycznego (np. słynny Seweryn "Pier...nie rodzę").

Lęk po
Gdy w życiu dorosłych już pojawi się dziecko lub dzieci to lęki nie ustępują. Więcej - pojawiają się nowe źródła lęku. Że jako rodzic mam być taki albo owaki... Że dziecko ma być takie, a nie inne... Że jak się czegoś dziecku nie zapewni to będzie dramat... Że w szkole to zdziczenie ("słoneczko" i takie tam gierki)... A w internetach napisali, że "Niebieski wieloryb" zabija dzieci...
Ufff... Takie myśli nie są dobrą zapowiedzią na szczęśliwe dzieciństwo i rodzicielstwo.

Oswoić lęk
A przecież ten lęk jest czymś zupełnie normalnym. Zazwyczaj gdy spodziewamy się jakiejś znaczącej zmiany w naszym życiu odczuwamy taki niepokój. Czasem ten niepokój działa na nas motywująco (np. chcemy się dobrze przygotować do zmiany). Niestety czasem lęk jest tak duży, że powoduje silną blokadę i chęć ucieczki.
Z własnego doświadczenia mogę napisać, że najwięcej obaw (tak nie byłem/nie jestem od nich całkiem wolny) miałem przed tym jak w moim życiu pojawiły się dzieci. A ponieważ jestem ojcem z przysposobienia, który dosyć długo czekał na swoje dzieci, to też i miałem dużo czasu na hodowanie tych wyobrażeń o dzieciach i rodzicielstwie. Bałem się, że może ich nie być... Czułem obawę, że jak się już pojawią to nie dam rady... I takie tam podobne niepokoje. Ale to wszystko były obawy przed tym co istniało tylko w mojej wyobraźni. Gdy przyszedł ten moment, że miałem razem z żoną podjąć decyzję czy chcę poznać dwie dziewczynki, które mogą stać się naszymi córeczkami to też pojawił się taki lęk. Że dzieci są już całkiem duże (5 i 10 lat)... Czy na pewno dam radę... I tak dalej. I co pomogło? Szczera rozmowa o tych obawach z żoną. Zadaliśmy sobie nawzajem pytanie: Kto tej zmiany w życiu może się bardziej obawiać? My czy te dzieci?
I do tego momentu moje myśli zaprząta już tylko chęć pomocy dzieciom, a nie pielęgnowanie własnych obaw.

piątek, 17 marca 2017

Mija pierwszy kwartał od przysposobienia

Dziewczynki są z nami od początku grudnia 2016, ale oficjalnie jako nasze córeczki od 1 stycznia 2017. Czas na pierwsze, małe podsumowanie.

Nie ma lekko, ale nikt nie mówił, ze będzie łatwo
Pierwszym sprawdzianem jest szybkość wejścia w normalne życie. Zwłaszcza w przypadku starszego dziecka, które musi już chodzić do szkoły. Tu nie ma zmiłuj. Trzeba szybko stanąć na ziemi i na wysokości zadania. Nie można być tylko czułym rodzicem (który "kupuje" sobie względy dziecka). Szybko trzeba nauczyć się pilnowania porządku i utrzymania pewnej dyscypliny w pracy. Dziecko chciałoby przedłużać okres beztroski w nieskończoność (chyba)... Ale to my jesteśmy dorośli . To my mamy je prowadzić i wprowadzać w życie (a nie na odwrót).
Powiem wprost: Nie jest łatwo tak z marszu stać się kochającym ale i wymagającym rodzicem. Łatwo przegiąć w gorliwości  - być albo zbyt łagodnym, albo zbyt wymagającym.

Właściwy rytm
Bardzo pomaga złapanie właściwego rytmu życia (cyklu dnia). Dzieci lubią pewien rodzaj stałości. Młodsza z moich córek (Dominika, 5 l) na początku bardzo marudziła gdy przychodziła pora spania. Okazało się, że bardzo pomogło ustalenie prostych zasad:
  • Nie ma tv po 20-ej
  • Po bajce dziecko idzie myć zęby (razem z tatą)
  • Dziecko ma prawo chcieć by mama lub tata opowiadali jeszcze parę bajek przed spaniem.
  • Piosenka do snu (może być z płyty) daje niemal 100% gwarancję, że dziecko szybko zaśnie*.

 *Lekki szok po sprawdzeniu jak dobrze działają piosenki w wykonaniu grupy Stare Dobre Małżeństwo. :)

Praca z dzieckiem
Im więcej czasu spędzamy razem tym lepiej. Ale jak chcą być same to... też trzeba to uszanować. Nic na siłę. Pilnować, by lekcje były odrobione, ale jak 10 latka się zatnie i praca już nie idzie... to lepiej zrobić przerwę. Po godzinie, albo następnego dnia to samo zadanie pójdzie szybciej i bez niepotrzebnych nerwów (z obu stron).
Tak - odrabianie lekcji jest bardzo wyczerpujące - także dla rodzica.

Wspólna praca i zabawa
Dzieci same się będą tego domagać. A jeżeli tego nie robią to imo jest coś nie tak.
Zatem nie należy odmawiać dziecku możliwości udziału w naszych pracach domowych. W ten sposób ono uczy się życia. My też starajmy się poświęcić jak najwięcej czasu na wspólną zabawę i pracę - właśnie wtedy buduje się więź. Zabawki i drogie gadżety tego nie zastąpią.

Blisko siebie
Gdy dziecko chce być blisko to niewolno go odpychać. Przytulanie to podstawowy obowiązek rodzica adopcyjnego, od którego nic nie zwalnia.
Z dzieckiem można, a nawet należy dużo rozmawiać. Ale nić nie zastąpi tego co daje czuły dotyk.
I nie należy się dziwić, że 10 letnie dziecko może chcieć jeszcze "na rączki". Bo ono musi odrobić to czego wcześniej nie zaznało.

Nie załamywać się...
Gdy coś pójdzie nie tak... Coś nam się nie uda, albo dziecko wystrzeli z buntem. Bo trzeba mieć ten margines bezpieczeństwa, tę świadomość, że błędów i problemów nie da się uniknąć.

Nikt nie mówił, że będzie lekko.

piątek, 3 marca 2017

O przesuwaniu granic, czyli Klątwa naszych czasów

Telewizor ze styropianu (praca: Oliwia, 10 lat)


Reagujemy oburzeniem na obrazę uczuć podczas spektaklu teatralnego. A tymczasem na co dzień pozwalamy na systematyczne przesuwanie granic tego co dozwolone.
Radio

Odbieram dziecko ze szkoły. Córka domaga się bym włączył jakaś muzykę w samochodzie. Normalne... Włączam radio, a tu sieczka. Co chwila reklamy o treściach imo przynajmniej niestosownych. I zaczyna się nerwowe skakanie po częstotliwościach. Na przyszłość nauka. Miej w odtwarzaczu samochodowym przygotowaną wcześniej płytę cd o znanej i nadającej się do zaakceptowania treści.
Czy ktoś jeszcze liczy ile czasu antenowego mogą zajmować reklamy? Bo ja odnoszę wrażenie, że w radiu (także publicznym) nie ma już żadnych ograniczeń.
Telewizja publiczna

Nie mam ostatnio czasu na oglądanie programów informacyjnych. Ale może dobrze... Przynajmniej ten rodzaj dobrowolnego poddawania się manipulacji sobie odpuszczam. Jako świeżo upieczony ojciec oglądam chcąc nie chcąc całkiem sporo programów dla dzieci. I znowu szok... Publiczna TVP ABC - kanał tematyczny dla dzieci... Nie miałem dotąd pojęcia ile treści reklamowych nadaje się w paśmie przeznaczonym dla najmłodszych widzów. A pamiętam czasy (jeszcze niedawne) gdy eksperci na antenie TVP mówili o zagrożeniach jakie niosą ze sobą reklamy kierowane do nieletnich widzów. Bo dziecko nie potrafi ocenić co jest reklamą i jaki jest jej cel. Dziecko nie potrafi się bronić przed tym rodzajem manipulacji.
Panie Prezesie Kurski... Ja wiem, że gwiazdy srebrnego ekrany, tak jak gwiazdy palestry, byle jaką pensją się nie zadowolą (nie to co reszta narodu). Ale zdecyduj się Pan. Albo misja, albo konkurencja z komercyjnymi stacjami. Albo prawo do pobierania abonamentu, albo miejsce dla reklam. Ile można przesuwać tę granicę, za którą jest już tylko pogoń za zyskiem, a nie misja publiczna. Niech się Pan zdecyduje czy TVP to mają być media publiczne - czy zamtuz?
Wyłącz już ten telewizor
Dziecka przed ekranem tv samego zostawić nie można. Bo nie daj Bóg jeszcze zacznie skakać po kanałach. A tam już właściwie bez względu na porę dnia pełno niestosownych treści. Wystarczy wskok ma PoloTV - a tam fiku, miku, riki, tiki, fuck przez całą dobę. Żadne porno, zwykła głupota. Ale dziecko nie wie, że to tylko tak dla jaj. A jak się skacze po kanałach tv (zapping) to już kompletny odlot. Bo jak tu później wymagać by dziecko skupiło się na lekcji lub zadaniu domowym.
Wiem, że to ja jako rodzic mam pilnować tego co robi dziecko przed ekranem i co ogląda, ale... Po jaką cholerę mamy system przyznawania koncesji na nadawanie programów? Po co w ogóle jakaś Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji? Jeżeli nie jest ważna treść to może wystarczyłaby zwykła komisja przetargowa - kto da więcej za koncesję?
Internet
Świat złudzeń, że nie ma granic. Tu już wydaje się, że wszystko można. Proszę spojrzeć na pierwszy lepszy tzw portal: gazeta.pl, onet.pl, interia.pl... Obojętnie który. Proszę sprawdzić jaka sieczka, ile treści o charakterze prawie pornograficznym, ile golizny, ile zwykłego chamstwa w treściach "artykułów" i komentarzach pod nimi. Tu granica przyzwoitości już dawno została przekroczona.
Na koniec jeszcze raz coś dla prezesa Kurskiego
Zareagował Pan na udział Pani Wyszyńskiej w spektaklu "Klątwa". Może i dobrze. Ale niech Pan może skupi się na treściach i misji TVP. Granic niech Pan pilnuje... Ale szczególnie w podległych Panu mediach.

***
Tekst opublikowałem pierwotnie tylko na S24:
 http://hephalump.salon24.pl/759833,o-przesuwaniu-granic-czyli-klatwa-naszych-czasow
Ale uznałem, że warto go zachować także tu.


czwartek, 2 marca 2017

Dziecko nie potrzebuje drogich zabawek

samochód dla misia
Samochód dla misia (Oliwia, 10 lat)


Czego dziecko potrzebuje do szczęścia? Raczej nie drogich zabawek.
Kartonowa paczka po przesyłce pocztowej, nożyczki oraz dziecięca fantazja i w efekcie mamy wspaniałą nowa furę dla miśka (nie beema!!). Konstruowanie tego samochodu było dla Oliwii (10 lat) równie zajmujące jak układanie klocków Lego. A śmiechu może było nawet więcej. Bo klocki układa tak bardziej na poważnie.
Oliwia bardzo lubi gdy zwraca się uwagę na jej pracę. Lubi gdy jest chwalona, podziwiana. Sama też bardzo angażuje się emocjonalnie w tworzone przez siebie konstrukcje.
To nic, że zabawka z kartonu jest nietrwała. Drogie zabawki też szybko się nudzą. A Oliwia ciągle szuka nowych wrażeń. A gdy jeszcze uda się w zabawę zaangażować mamę i tatę... To na twarzy dziecka widać promienny uśmiech.

***

Dziecko zabawki samo potrafi sobie wymyślić. Potrzebuje natomiast bezpieczeństwa oraz poczucia, że jest kochane, a jego wysiłki są doceniane przez rodziców.

***

Tak więc nie trzeba dużo wydawać na zabawki. Lepiej więcej czasu poświecić na wspólną zabawę z dzieckiem.