czwartek, 17 lutego 2022

OMG... Mój rachunek za gaz wzrósł o 100%

Atmosfera paniki przed skutkami inflacji oraz powszechnej drożyny rozsiewana w "niezależnych" mediach mnie też chyba zaczęła się udzielać.

Muszę przyznać, że na nowy rachunek za gaz oczekiwałem z pewnym niepokojem. Zwłaszcza po serii doniesień o kilkukrotnie wyższych rachunkach w ramach "Polskiego Ładu".

Ale "niezależnym" wszystko z d...ą lub "Polskim Ładem" się kojarzy.

Przejdźmy zatem do omówienia moich rachunków za gaz.


Gazu używam do ogrzewania domu jednorodzinnego (około 140 m2 pow użyt., nowy, ocieplony), podgrzewania wody do celów wiadomych oraz gotowania w stopniu nie wymagającym ukończenia WSzGnG.

Z odczytów licznika wynika, że w ciągu roku do ww celów zużywam około 1000 m3 gazu ziemnego z sieci i dystrybucji PGNiG.

I wg PGNiG moje zużycie gazu jest na tyle małe, że z automatu ustawili mi taryfę W-2.1.

Co to oznacza?...

Ano dostaję fakturę (rachunek) za gaz 1 raz w roku (rozliczenie + prognoza).

Z rachunku, który własnie otrzymałem wynika, że w tym cyklu rozliczeniowym mam do zapłaty:

- 1000 zł (jeden tysiąc złotych polskich) z rozliczenia po odczycie

- oraz 2800 podzielone na 5 wpłat (rat?) w ciągu tego roku.

Tak w roku 2022 na konto PGNiG mam przelać łącznie ~3800 zł.

Ta kwota podzielona przez 12 sugeruje, że gdyby rozłożyć to równo na cały rok to miesięcznie miałbym do zapłaty około 317 zł.

W porównaniu do poprzedniego roku jest to wzrost opłat dokładnie o 100% przy niemal identycznym zużyci gazu. 


Sami oceńcie czy to dużo, masakryczne dużo, czy jeszcze mieści się w granicach "do przyjęcia".


Cóż... Jednak wbrew pesymistom nie wielokrotnie ale jednak moje rachunki wzrosły znacznie.

I jakoś nie pociesza mnie to, że wielu znajomych miało rachunki wyższe od tych moich obecnych jeszcze przed ostatnimi podwyżkami.

Może zatem powinienem bardzie przyjrzeć się umowie i taryfie wg jakiej jest rozliczane moje zużycie gazu?

czwartek, 3 lutego 2022

Szkoła "powszechna" czy szkoła "specjalna"?

 W szkole, w której uczy moja żona, na 700 uczniów jest 100 z orzeczeniami.

I nie mówię tu o jakiś dys-, z których to zwyczajowo żartowało się, że orzeczenie przykrywa zwykłe lenistwo lub brak zdolności.

Sporo z tych orzeczeń dotyczy naprawdę poważnych problemów potwierdzonych diagnozą nie tylko z poradni pedagogiczno-psychologicznej, ale i lekarza psychiatry.

I nie jest to szkoła specjalna... Nie jest to też szkoła integracyjna...

Jest to jak najbardziej szkoła powszechna... Czyli dla każdego.

Nie wiem jak w innych szkołach ale pewnie nie jest to sytuacja wyjątkowa, że coraz więcej młodych ludzi w wieku szkolnym boryka się z problemami dotyczącymi ich zdrowia psychicznego.

Tylko czy taka szkoła może funkcjonować "normalnie"?

Bo nauczycielom dowala się tylko pracę w postaci konieczności dostosowania sposobów prowadzenia lekcji tak, by uwzględniały deficyty oraz ważne potrzeby uczniów z orzeczeniami. Dowala się robotę, z której i tak właściwie niewiele wynika. 

A wynika niewiele, ponieważ i tak nie ma szans na bardziej indywidualne podejście do ucznia z problemami. Nie w klasie, w której upchnięto prawie 40 młodych ludzi, z których ostatnio właściwie każdy ma jakieś braki.

Może warto mieć to też na uwadze, gdy zacznie się wyrażać poglądy o poziomie nauczania w polskich szkołach?

wtorek, 1 lutego 2022

Po co nam taki "powszechny" system oświaty?

 Przeczytałem w bardzo "mundrej" gazecie, że korepetycje dziś to konieczność. Że bez korepetycji samo uczęszczanie na zajęcia, a nawet ukończenie jakiejś szkoły średniej nic młodemu człowiekowi nie daje.

I przy okazji dowiedziałem się, że prawdopodobnie co drugi uczeń z systemu "powszechnej" oświaty aby mieć jakieś wyniki wymaga dodatkowych korepetycji. 

Albo z poziomem tych szkół jest imo coś nie tak... Albo z poziomem tych uczniów. Bo mnie się to w głowie nie mieści, że aż tylu potrzebuje korków tylko po to by jakoś zaliczać kolejne stopnie w edukacyjnej drabince. 

Dowiedziałem się też (z tej gazety), że ceny za korepetycje idą w górę i coraz trudniej o dobrego korepetytora.

Cóż... Nie dziwi mnie to. Wg tej samej gazety za tych rządów wszystkie ceny szybują w górę. Jak widać usługi korepetytorskie nie są wyjątkiem.

Tylko przy tym biadoleniu na temat cen tych usług "mundra" gazeta pomija fakt, że odpłatne udzielanie korepetycji przez nauczycieli własnym uczniom jest po prostu niedopuszczenie. Że jest to system na skraju jawnej patologii...

Bo o to ilu "korepetytorów" zgłasza i rejestruje swoje usługi jako formę działalności nawet nie śmiem zapytać.

Ale że anglista lub germanista bez podatku wyciąga wielokrotnie więcej niż ze szkolnego etatu to słyszałem z niejednego źródła.

Ale tą część szarej strefy organa kontroli skarbowej najwyraźniej nadal omijają szerokim łukiem.


Zatem zadaję pytanie:

Po co nam taki system "powszechnej" i niby nieodpłatnej oświaty?

Bo ani on powszechny ani nieodpłatny skoro rzetelna wiedza i nauka jest tylko dla uprzywilejowanych i tych, których stać na wykupienie dodatkowych lekcji poza systemem.