środa, 30 października 2019

Alkoholizm i rozpijanie młodzieży. Zaraza gorsza od tęczowej

Słucham w nocy radia i co słyszę?...
W Gorzowie Wielkopolskim pogotowie "zwinęło" z placu zabaw nieprzytomną 11-letnią dziewczynkę. I nie był to wypadek... We krwi dziecka (jak teraz mogę doczytać) było 1,5 prom. alkoholu (tak podaje GW).
W pierwszym odruchu chciałoby się powiedzieć: ale patologia. Albo: ale patologia w tym Gorzowie...
Ale zaraz, zaraz... Nie uwierzę, że to dziecko samo kupiło alkohol. Więcej... Nie chce mi się wierzyć, że w ogóle ktoś mógłby 11-stolatce sprzedać alkohol.
Tę dziewczynkę ktoś po prostu upił (dopuścił się przestępstwa) lub pozostawił alkohol w miejscu dostępnym dla dziecka (zaniedbanie).
I nie czarujmy się... Takie wypadki zdarzają się nie tylko w Gorzowie Wielkopolskim.


Ale czy ktoś się tym przejmie?


Bo moim zdaniem o wpływie spożywania alkoholu przez młodych powinniśmy mówić równie mocno jak podczas dyskusji o tzw edukacji seksualnej.
Bo ta "edukacja" w ogóle będzie niepotrzebna (a właściwie g*wno warta) jeśli młodzi ludzie nie będą świadomi jakim zagrożeniem dla nich jest spożywanie (nawet nie nadużywanie) alkoholu. Ta "edukacja" nic nie da jeśli nadal wśród młodych ludzi będzie rozszerzać się moda na melanże, a alkohol będzie dla nich łatwo dostępny.
Bo nie czarujmy się... Do większość przypadkowych i ryzykownych zachowań seksualnych dochodzi wśród ludzi, którzy wcześniej pili alkohol.
Edukacja o antykoncepcji... Beczka śmiechu. Po paru głębszych i mocnym rozgrzaniu nikt już nie będzie pamiętał o tym co było na lekcji w szkole.
A później co? Dzieciaki "wyedukowane" a wskaźniki przypadkowych ciąż i tak rosną...
Czy nie tak jest przypadkiem w UK?


Cóż... Kiedyś takie sprawy imo w wystarczający sposób regulował obyczaj. Po prostu kiedyś nie było przyzwolenia na picie przez osoby młode. A w szczególny sposób były przed tym chronione młode kobiety...
Tak. Tak właśnie uważam. Że ten tradycyjny brak akceptacji dla picia przez młode kobiety był czymś dobrym. Że w gruncie rzeczy służył ochronie młodych dziewcząt/młodych kobiet przed złymi skutkami picia.
A dziś co mamy?
Mamy wręcz przyzwolenie na "równouprawnienie" w spożyciu alkoholu. Dziś już nie dziwi nikogo pijana kobieta, która snuje się lub zatacza po ulicy.
A jakie później są tego efekty?
W Polsce rodzi się więcej dzieci dotkniętych Alkoholowym Zespołem Płodowym (FAS) niż dzieci z zespołem Downa.

piątek, 25 października 2019

Eutanazja ze względów społecznych

W serwisie Salon24 pan Paweł Jędrzejewski napisał bardzo intrygujący tekst o tym, że Eutanazja to oszustwo. Bo owszem, nie ma żadnego moralnie dopuszczalnego uzasadnienia dla stosowania eutanazji wobec nieuleczalnie chorych. Medycyna ma skuteczne metody walki z bólem. Żyjemy w społeczeństwie na tyle zasobnym i "cywilizowanym", że potrafimy zorganizować dobrze funkcjonującą, instytucjonalną opiekę paliatywną.
Ale jest pewien rodzaj bólu, na który środki farmakologiczne nie poradzą i nawet najczulsze ręce zawodowego opiekuna go nie złagodzą.
To ból ludzi, którzy w godzinie próby zostali opuszczeni przez najbliższych. Ludzi, którzy oprócz dolegliwości wynikających z chorób cierpią z powodu poczucia, że zostali porzuceni, że dla najbliższych są już niepotrzebni.
Tak cierpią starcy podrzucani "na święta" do szpitali. Tak cierpią pensjonariusze domów opieki, których nikt już nie odwiedza. Tak, cierpią dzieci porzucone przez rodziców i zamknięte w specjalistycznych placówkach opiekuńczo-wychowawczych.
A każde cierpienie w samotności i poczuciu braku sensu dalszego życia będzie koszmarem.
Dlatego coraz częściej myślę, że ci którzy domagają się prawa do eutanazji robią to ze względów społecznych. Dokładnie tak samo jak ci, którzy chcą z tych samych względów aborcji na żądanie.
Bo jak tu żyć ze świadomością, że gdzieś tam jest ojciec lub matka, których porzuciłem z powodu ich choroby i starości?
Jak tu żyć ze świadomością, że gdzieś wegetuje dziecko, które zostało przez nas porzucone z powodu wrodzonego kalectwa?
Może lepiej zabić?
Zabić aby nie myśleć o nich. Nie myśleć, że gdzieś tam są i cierpią z naszego powodu.
Tylko, że to domaganie się "prawa do eutanazji" jest równocześnie sygnałem, że w naszym bogatym i "cywilizowanym" społeczeństwie ludzie nieuleczalnie chorzy są po prostu niepotrzebni.



wtorek, 22 października 2019

Dziecięca modlitwa do Matki Bożej Różańcowej

Młodsza córka (8 lat) dostała jako zadanie z religii napisać swoja modlitwę do Matki Bożej Różańcowej.
Matko Boża Różańcowa proszę Cię o:
O zdrowie dla praBadci
O miłość dla całej rodziny
O to rżebym się nigdnie rostała z moimi rodzicami.

Kilka słów od dziecka skierowanych do Matki. Matki, która zrozumie nawet mimo problemów z zapisaniem słów. Słów, które mówią o tym co jest naprawdę ważne dla dziecka.

Słów, które mówią nam też o tym czym dla dziecka jest utrata rodziców.

sobota, 19 października 2019

Edukujmy rodziców. Dzieci edukację już mają

W serwisie salon24.pl (i nie tylko) trwa dyskusja na temat celowości wprowadzania do szkół "edukacji seksualnej". Tylko problem w tym, że... dzieci edukację już mają zapewnioną. Mają edukację matematyczną, polonistyczną, historyczną (tu imo za mało)... Mają też lekcje z biologii i przedmiot o nazwie Wychowanie do życia w rodzinie... Tak. Taki przedmiot już może być wprowadzany do szkół i nic złego się nie dzieje... Część zajęć jest wspólna dla dziewcząt i chłopców, a część w grupach... Oddzielnie dziewczęta, oddzielnie chłopcy. I jeśli te zajęcia są dobrze prowadzone i dzieci mogą od wychowawcy dowiedzieć się o tym, że dorastają, a ich ciało oraz psychika się zmienia to... Nie ma w tym nic złego.
Problem natomiast jest w tym, że wielu rodziców nie potrafi, nie umie lub co gorsze... nie chce rozmawiać z dzieckiem na jakikolwiek drażliwy temat. I  wcale nie musi to dotyczyć sprawy tak poważnej jak odpowiedź na pytanie: Skąd się biorą dzieci?
Znaczna część rodziców notorycznie czuje się przemęczona, przepracowana lub ciągle odczuwa brak czasu potrzebnego na to by zająć się dzieckiem. To oni liczą na to, że szkoła załatwi za nich pracę wychowawczą nad dzieckiem.
Niektórzy nie rozmawiają bo... się wstydzą. I też liczą, że te sprawy załatwi za nich szkoła.
Cóż... Ze swojego doświadczenia mogę napisać, że dzieci potrzebują nie tyle dokładnych odpowiedzi (np. szczegółowych instrukcji) ale by dorośli czasem traktowali ich problemy poważnie i mieli czas na wysłuchanie dziecka. A dziecko takich zdolności oczekuje przede wszystkim od swoich rodziców... Szkoła tej potrzeby im nie zaspokoi.
Dlatego uważam, że większy zysk osiągnęlibyśmy gdyby upowszechnić wśród rodziców chęć do rozwijania własnych kompetencji rodzicielskich. Każdy rodzic powinien imo mieć możliwość skorzystania z kursów, które uczyłyby o tym:
Jak rozmawiać z dziećmi aby nas słuchały. Jak słuchać dzieci aby do nas mówiły...
Takie kursy są organizowane np. przez powiatowe poradnie pedagogiczno-psychologiczne ale imo nic złego by się nie stało jakby były one także organizowane przez szkoły.
A jakby ktoś chciał wiedzieć to w takich kursach uczestniczyłem i uważam, że sporo z nich dobrego wyniosłem.
Więcej na ten temat w notce: Szkoła dla rodziców

środa, 16 października 2019

Patologia na bogato. Wychowanie do nienawiści

Nowocześni liberałowie i piewcy bezrefleksyjnego postępu często w rodzinie z dziećmi widza formę patologii. No chyba, że jest to ich rodzina, ich dziecko...

Bo prawdziwa patologia to przecież bidota głosująca na jakiś PiS i korzystająca z zasiłków takich jak świadczenie wychowawcze z programu Rodzina 500 plus.

Ale co powiedzieć o opiekunie dziecka, który swoim wyczynem wychowawczym postanowił pochwalić się na Twitterze...

https://www.tvp.info/44876586/opiekun-uczy-chlopca-wulgaryzmow-wskazuje-na-prezesa-pis-to-jest-stary-ch

Ja rozumiem, że niektórym frustracja powyborcza nie chce odpuścić ale nakłanianie małego dziecka do wulgarnych wyzwisk pod adresem nielubianego polityka to już przykład zachowań wysoce nagannych.

Jak widać w tle filmu udostępnionego przez tvp info (wersja ocenzurowana - wulgaryzmy wy...piii...kane) nagrania dokonano w domu, który nie wygląda na siedlisko małomiasteczkowych beneficjentów programów społecznych. W tym domu raczej nie mieszka nieporadna życiowo rodzinka, nic nie wskazuje na to, że jest to siedlisko patologicznych alkoholików.

Ale patologia jak widać nie chce dać się ująć w proste ramy. Tu mamy przykład patologii na bogato, może nawet całkiem dobrze wyedukowanej, może nawet dobrze sytuowanej społecznie i finansowo... Patologii będącej wynikiem opanowania człowieka przez chorą nienawiść.

Takie jest oblicze nowoczesnej patologii.

------
A tu reakcja Rzecznika Praw Dziecka

----

czwartek, 3 października 2019

Nie ma dzieci do adopcji bo jest 500 plus. Prawda czy fałsz?

Co jakiś czas na forach poświęconych rodzicielstwu adopcyjnemu, a zwłaszcza w wątkach dla osób oczekujących na adopcję, pojawia się teza, że długie czekanie jest wynikiem braku dzieci do adopcji. A przyczyną tego stanu rzeczy ma być wprowadzenie rządowego programu Rodzina 500 plus.


Co ja o tym myślę...

Prawdą jest, że nie ma dzieci do adopcji bo... brakuje wolnych prawnie. A uwolnienie prawne jest warunkiem koniecznym aby w ogóle można było myśleć o adopcji. Mówiąc wprost... Aby dziecko było wolne prawnie to jego matka i/lub ojciec musi się zrzec praw do niego lub zostać sądownie tych praw pozbawionym

A co do 500 plus i jego wpływu na "liczbę dzieci do adopcji".

Świadczenie to nie przysługuje rodzinie na dziecko wobec którego pozbawiono rodziców władzy i/lub umieszczono je w Rodzinie Zastępczej lub innej całodobowej placówce opiekuńczej.
Tak więc nie można legalnie trzymać potomka w Domu Dziecka lub Rodzinie Zastępczej i jednocześnie pobierać świadczenie 500 plus.
Jeżeli jednak ktoś tak robi to musi się liczyć z konsekwencjami.

Ponieważ liczba dzieci pozostających w opiece zastępczej jakoś nie maleje, to można przypuszczać, że 500 plus jednak nie wpłynęło znacząco na to by rodzice chcieli odzyskiwać swoje dzieci, które umieszczono w placówkach opieki zastępczej.

W 2012 w w placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej przebywało około 19 tys wychowanków. W roku 2017 - około 17 tys. Imo nie jest to jakiś znaczący spadek*. (Dane na podstawie: www.dzieciwpolsce.pl)

No cóż... Trzeba mieć jednak motywację silniejszą niż chrapka na 500 zł co miesiąc z MOPS/GOPS.

Ze statystyk wynika, że spadła głównie ilość adopcji małych dzieci do 1 roku.

W 2013 roku łączna liczba adopcji w Polsce wynosiła około 3500, w tym 810 dzieci do 1 roku życia. W 2017 natomiast ogólna liczba orzeczonych adopcji wyniosła ~2800, w tym 417 dzieci do 1 roku życia. (Dane na podstawie: www.dzieciwpolsce.pl)

Co mogło wpłynąć na mniejszą liczbę adopcji dzieci do 1 roku życia?

A:
Znacząco wydłużyły się procedury związane ze zrzeczeniem się praw do dziecka.

B:
Może mniej matek decyduje się na oddanie dziecka z powodu biedy, z lęku, że nie starczy na pozostałe, wcześniej urodzone dzieci.

Cóż...

Ad A
Na skrócenie procedur to raczej bym nie liczył i to bez względu na to jaka będzie w Polsce władza. Żadna władza nie będzie chciała przypisać sobie łatki tej, która "dzieci odbiera".

Ad B
Co złego w tym, że mniej rodzin decyduje się na oddanie dziecka?

Podsumowując
Raczej nie ma podstaw do tezy, że liczba dzieci do adopcji znacząco spadła z powodu wprowadzenia świadczeń typu 500 plus. Większe znaczenie mogło mieć raczej wydłużenie procedur i przedłużenie czasu, w którym matka może wycofać się z decyzji o oddaniu dziecka do adopcji.


Ps
Jeżeli liczba dzieci w placówkach będzie nadal malała i dane za lata 2018, 2019 pokażą, że spadła poniżej 17 tys. to może będzie można myśleć o jakimś sukcesie polityki prowadzącej do zmniejszenia skali osierocenia społecznego w Polsce.

środa, 2 października 2019

Portret przodka

Jeśli toś ma na tyle lat by jeszcze pamiętać czasy PRL to pamięta też zapewne serial "Czterdziestolatek". A jak pamięta ten serial to w pamięci ma też zapewne odcinek, w którym bohater serialu (inż. Karwowski) po awansie (społecznym oraz zawodowym) decyduje się na remont mieszkania. A ponieważ wkracza też do świata elit PRL (awans na stanowisko dyrektorskie) to i wyremontowane M inżyniera Karwowskiego musi nabrać elitarnego charakteru. Stąd "stylowe" łuki i... portret przodka na ścianie.

kadr z serialu Czterdziestolatek

Sęk w tym, że inż. Karwowski jednak nie posiada tak naprawdę własnych pamiątek rodzinnych. A obraz, który zawisł na ścianie został kupiony w Desie i przedstawia kogoś kogo nasz bohater nawet nie zna.

A wszystko po to aby w mieszkaniu na peerelowskim blokowisku stworzyć namiastkę elitarnej siedziby rodowej.

No właśnie... Piszę o tym tu nie po to aby dogryzać elitom PRL i/lub III RP. Otóż przyjmując do swojej rodziny dziecko, zwłaszcza starsze dziecko, dajemy mu nie tylko miejsce w naszym sercu i kącik w naszym domu. Oddajemy mu także część nasze tożsamości. Dajemy mu babcie, dziadków, ciocie, wujków... Dajemy mu całą naszą rodzinę i nasze historie rodzinne.
Tylko jak to dziecku przekazać by ta otrzymana część naszej historii, naszej tożsamości nie była dla niego jak ten portret przodka w mieszkaniu inż. Karwowskiego?