Pokazywanie postów oznaczonych etykietą adopcja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą adopcja. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 kwietnia 2022

Czy mogę przygarnąć sieroty z Ukrainy?

 Po agresji rosyjskiej na Ukrainę do Polski trafiło kilka tysięcy (dokładnej liczby niestety nie znam) dzieci z ukraińskich domów dziecka (placówek opiekuńczo-wychowawczych). Dzieci pokrzywdzonych nie tylko przez toczące się aktualnie działania wojenne.

Ta szybka akcja ewakuacji podopiecznych domów dziecka z terenów zagrożonych bardzo dobrze świadczy o szczerym zaangażowaniu oraz sprawności działania w sytuacji kryzysowej podmiotów odpowiedzialnych z los tych dzieci. Dobrze, że władze Ukrainy oraz Polski w tej sprawie były zgodne i działały bardzo szybko.

Ale wojna trwa i pobyt dzieci z ukraińskich sierocińców w Polsce najprawdopodobniej będzie się przedłużał.

Budzi to też reakcje społeczne.

W sieci pojawiła się petycja, której autorka (autorzy??) zwracają się do polskich władz z prośbą o poczynienie starań o umożliwienie polskim rodzinom rozpoczęcia prawnych starań o przysposobienie (adopcję) dzieci ewakuowanych do naszego kraju z Ukrainy.


Oto treść wspomnianej petycji:

Zwracamy się do Polskiego Rządu za pośrednictwem Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej o nawiązanie kontaktu z odpowiednimi instytucjami na Ukrainie i opracowanie wszelkich procedur w celu umożliwienia adopcji ukraińskich sierot przez rodziny w Polsce.

W Polsce jest wiele osób, które uzyskały kwalifikację ośrodków adopcyjnych, a mimo to od lat oczekują na adopcję dzieci. Do tej pory na zapytania o możliwość adopcji zagranicznej, np. z Ukrainy, oczekujące osoby dowiadywały się, że nie jest to możliwe. Wiemy, że już teraz do Polski zostały ewakuowane dzieci z sierocińców z objętej wojną Ukrainy. Zapewne znaczna część tych dzieci mogłaby znaleźć w Polsce kochające rodziny.

Julia Wilczyńska, radna dzielnicy Grzegórzki w Krakowie


Link do petycji: https://www.petycjeonline.com/otworzmy_adopcje_sierot


Niestety odpowiedź na taką petycję właściwie może być tylko jedna:

Aktualnie nie ma takiej możliwości.

Cóż... Dzieci ewakuowane z Ukrainy mają w Polsce status uchodźców. Polskie sądy rodzinne nie mogą decydować o zmianie sytuacji prawnej tych dzieci i ich ewentualnej adopcji (przysposobieniu) przez polskie rodziny.

Petycję w tej sprawie właściwie też należałoby pisać raczej do władz w Kijowie niż w Warszawie... Ale powiedzmy sobie szczerze... 

W obecnych warunkach wysyłanie takiej petycji to pisanie na Berdyczów.

Władze Ukrainy mają w tym czasie naprawdę wiele spraw na głowie. Dobrze, że dzięki współpracy Polski i Ukrainy udało się zapewnić bezpieczne schronienie dla ukraińskich sierot.

Co dalej?...

Tu niestety musimy zaczekać do czasu ustania działań wojennych. I miejmy nadzieję, że będzie to z podpisaniem trwałego pokoju gwarantującego stabilizację w całym regionie.

Dopiero wtedy będzie można rozmawiać o tym jak można w szerszy sposób pomóc sierotom z Ukrainy.

Ale tylko na zasadzie poszanowania prawa oraz umów międzypaństwowych. A jak na razie takich umów między Polską i Ukrainą nie ma. 

czwartek, 5 sierpnia 2021

Narodowy Spis Powszechny i pytania o adopcję

 

Dziś wpadłem na pomysł aby wypełnić samodzielnie ankietę Narodowego Spisu Powszechnego za pośrednictwem serwisu https://spis.gov.pl/.

Z tym samodzielnym wypełnianiem to jednak jest trochę nie tak... Bo jeśli podamy w formularzy inne osoby jako zamieszkujące razem z nami w jednym gospodarstwie to tak naprawdę one też już biorą udział w spisie.

Tak więc ostatecznie ankietę spisową wypełniałem razem z żoną i przy współudziale dzieci. Bo one też zostały spisane.

I tu były potrzebne dane wszystkich tych osób. A w szczególności nr pesel.

I mówiąc szczerze to każda osoba podana jako członek najbliższej rodziny powinna w miarę samodzielnie wypełnić swoją część ankiety.

I rzeczywiście później nie muszą już wypełniać oddzielnych ankiet.


Natomiast wyjaśniło mi się jak to jest z pytaniami o adopcję (przysposobienie) dziecka, które jakoby miały się pojawiać w formularzu spisowym. 

Otóż jest tam też formularz, w którym należy określić wzajemne relacje rodzinne osób wskazanych w ankiecie jako zamieszkujące razem ze sobą.

Tylko, że sformułowania tam użyte mogą moim zdaniem wprowadzać w błąd.


Bo co to znaczy wskazać rodziców (także adopcyjnych)?

Ale kombinowałem o co w tym chodzi tylko przez chwilę. Bo stwierdziłem, że nie będę podawał nic co różni się od aktualnego stanu prawnego.

Przy dzieciach podałem odpowiednio jako ojca siebie, a jako matkę swoją żonę. Dokładnie tak jak jest w aktach USC.

Przy sobie wskazałem żonę jako małżonkę i... Przy żonie siebie jako męża.

Znajdujące się przy moim nazwisku pola wyboru: [ojciec], [matka] wyłączyły się same. System ustalił, że mieszkam we wspólnym gospodarstwie z żoną oraz dziećmi i najwyraźniej o to chodziło.

Nie było, żadnych szczegółowych pytań o adopcję...

Natomiast w pytaniach o to od kiedy dana osoba zamieszkuje pod wskazanym adresem wyszło, że dzieci pojawiły się później. 


piątek, 31 stycznia 2020

Ile jest sierot w Rosji? Adopcja po rosyjsku

Napisałem już parę notek o statystykach dotyczących skali osierocenia dzieci w Polsce. Pisałem o tym jak w liczbach wygląda adopcja dzieci w Polsce, w Niemczech i w krajach UE. Ale od dłuższego czasu zbieram się aby napisać coś o tym jak wygląda sytuacja dzieci osieroconych w krajach położonych na obszarze byłego ZSRR, a szczególnie w Rosji.
Sęk w tym, że wszystko wskazuje na to, że władze Rosji robią wiele aby ukryć przed opinią publiczną (własną i światową) jaka jest skala osierocenia w Rosji.

Wystarczy rzut oka na Wikipedię... W serwisie anglojęzycznym podaje się liczbę 650 tys. dzieci (dane na rok 2011), które są pozbawione opieki rodziców (https://en.wikipedia.org/wiki/Orphans_in_Russia). Natomiast w rosyjskojęzycznej Wikipedii jest mowa o 48 tys. dzieci zarejestrowanych w Federalnym Banku Danych (https://ru.wikipedia.org/wiki/%D0%A1%D0%B8%D1%80%D0%BE%D1%82%D1%81%D1%82%D0%B2%D0%BE_%D0%B2_%D0%A0%D0%BE%D1%81%D1%81%D0%B8%D0%B8).

Jakby na to nie patrzeć to... Rzuca się w oczy, że liczby te się muszą rozmijać bo dotyczą tak naprawdę innych statystyk.

Serwisy zachodnie (w tym media w Polsce) powołują się zazwyczaj na dane publikowane przez organizacje międzynarodowe (np. raporty UNICEF), a te wskazują na to, że w Rosji może żyć około 700 tys. dzieci pozbawionych opieki rodziców, w tym około 200 tys. w opiece instytucjonalnej.
https://www.unicef.org/sitan/files/ru_en_situation-analysis_170907.pdf
https://www.unicef.org/sitan/files/ru_en_situation-analysis_170907.pdf
Grafika, którą zamieszczam powyżej pochodzi z Raportu UNICEF o sytuacji dzieci w Rosji, który został opublikowany w 2007 r. Późniejszych nie znalazłem...

Skąd natomiast pochodzi liczba 48 tys. osieroconych dzieci jaką podaje rosyjskojęzyczna Wikipedia?
Najwyraźniej to jest liczba, którą władze Rosji uznały za taką jaka może być ujawniona.

Na stronie internetowej organizacji Измени одну жизнь (https://changeonelife.ru/) odnajdujemy dane, które mówią o tym, że w Rosji jest 44 tys. dzieci pozbawionych opieki rodzicielskiej, ale organizacja ta przyznaje się jednocześnie do sporządzenia 48 tys. wideoankiet dzieci, dla których poszukuje nowych rodziców/opiekunów.

W mojej ocenie można zatem przyjąć, że liczba 48 tys. sierot odnosi się wyłącznie do liczby dzieci objętych rządowym (federalnym) programem poszukiwania rodzin gotowych do przejęcia opieki nad dzieckiem. A jaka jest rzeczywista skala osierocenia w Rosji to... możemy się tylko domyślać.

Ale w Rosji (najwyraźniej) wszystko jest inne niż znanych nam rejonach świata.

Nawet poszukiwanie rodzin gotowych do przygarnięcia osieroconych dzieci wygląda tam inaczej niż to co znamy z Polski i innych krajów UE.

Na stronach takich jak https://changeonelife.ru/ lub https://mama.ria.ru/ znajdziemy odpowiedź czym są wspomniane wcześniej widoankiety. To umieszczone w sieci prezentacje dzieci do adopcji... Można oglądać, wybierać, wyszukiwać na podstawie kryteriów takich jak płeć dziecka, data urodzenia, rejon pobytu...
Nie zamieszczam zrzutów z tych stron bo sam uważam za niemoralne takie upublicznianie wizerunku dziecka. Ostrzegam też, że wchodzenie na te strony może u ludzi wrażliwych wywołać bardzo silne uczucia.

Aby było jasne... Strony, o których tu piszę nie są tworzone przez osoby prywatne czy "jakieś" organizacje. Strona internetowa mama.ria.ru jest częścią serwisu RIA Novosti, który należy do państwowej agencji informacyjnej Россия сегодня. To jest narzędzie w ręku władz Rosji i taka jest polityka władz na Kremlu.

sobota, 25 stycznia 2020

Adoptuj

Jeśli czujesz potrzebę mieć przy sobie istotę, która będzie się cieszyć z samego faktu, że ma Ciebie.
Istotę, która z radością pójdzie z Tobą na spacer we wszystkie Twoje ulubione miejsca.
Istotę szczęśliwą tym, że znalazła miejsce w Twoim domu. Domu najpiękniejszym ze wszystkich...
Istotę cieszącą się z jedzenia, które jej dajesz... Z każdej otrzymanej zabawki... Z każdej wspólnej zabawy...

To adoptuj psa...

A jak jesteś w stanie przez lata znosić marudzenia i humory. Że wszystko jest nie takie, że inni mają lepsze, że wszystko jest bez sensu...

To może nadajesz się na rodzica adopcyjnego.

czwartek, 3 października 2019

Nie ma dzieci do adopcji bo jest 500 plus. Prawda czy fałsz?

Co jakiś czas na forach poświęconych rodzicielstwu adopcyjnemu, a zwłaszcza w wątkach dla osób oczekujących na adopcję, pojawia się teza, że długie czekanie jest wynikiem braku dzieci do adopcji. A przyczyną tego stanu rzeczy ma być wprowadzenie rządowego programu Rodzina 500 plus.


Co ja o tym myślę...

Prawdą jest, że nie ma dzieci do adopcji bo... brakuje wolnych prawnie. A uwolnienie prawne jest warunkiem koniecznym aby w ogóle można było myśleć o adopcji. Mówiąc wprost... Aby dziecko było wolne prawnie to jego matka i/lub ojciec musi się zrzec praw do niego lub zostać sądownie tych praw pozbawionym

A co do 500 plus i jego wpływu na "liczbę dzieci do adopcji".

Świadczenie to nie przysługuje rodzinie na dziecko wobec którego pozbawiono rodziców władzy i/lub umieszczono je w Rodzinie Zastępczej lub innej całodobowej placówce opiekuńczej.
Tak więc nie można legalnie trzymać potomka w Domu Dziecka lub Rodzinie Zastępczej i jednocześnie pobierać świadczenie 500 plus.
Jeżeli jednak ktoś tak robi to musi się liczyć z konsekwencjami.

Ponieważ liczba dzieci pozostających w opiece zastępczej jakoś nie maleje, to można przypuszczać, że 500 plus jednak nie wpłynęło znacząco na to by rodzice chcieli odzyskiwać swoje dzieci, które umieszczono w placówkach opieki zastępczej.

W 2012 w w placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej przebywało około 19 tys wychowanków. W roku 2017 - około 17 tys. Imo nie jest to jakiś znaczący spadek*. (Dane na podstawie: www.dzieciwpolsce.pl)

No cóż... Trzeba mieć jednak motywację silniejszą niż chrapka na 500 zł co miesiąc z MOPS/GOPS.

Ze statystyk wynika, że spadła głównie ilość adopcji małych dzieci do 1 roku.

W 2013 roku łączna liczba adopcji w Polsce wynosiła około 3500, w tym 810 dzieci do 1 roku życia. W 2017 natomiast ogólna liczba orzeczonych adopcji wyniosła ~2800, w tym 417 dzieci do 1 roku życia. (Dane na podstawie: www.dzieciwpolsce.pl)

Co mogło wpłynąć na mniejszą liczbę adopcji dzieci do 1 roku życia?

A:
Znacząco wydłużyły się procedury związane ze zrzeczeniem się praw do dziecka.

B:
Może mniej matek decyduje się na oddanie dziecka z powodu biedy, z lęku, że nie starczy na pozostałe, wcześniej urodzone dzieci.

Cóż...

Ad A
Na skrócenie procedur to raczej bym nie liczył i to bez względu na to jaka będzie w Polsce władza. Żadna władza nie będzie chciała przypisać sobie łatki tej, która "dzieci odbiera".

Ad B
Co złego w tym, że mniej rodzin decyduje się na oddanie dziecka?

Podsumowując
Raczej nie ma podstaw do tezy, że liczba dzieci do adopcji znacząco spadła z powodu wprowadzenia świadczeń typu 500 plus. Większe znaczenie mogło mieć raczej wydłużenie procedur i przedłużenie czasu, w którym matka może wycofać się z decyzji o oddaniu dziecka do adopcji.


Ps
Jeżeli liczba dzieci w placówkach będzie nadal malała i dane za lata 2018, 2019 pokażą, że spadła poniżej 17 tys. to może będzie można myśleć o jakimś sukcesie polityki prowadzącej do zmniejszenia skali osierocenia społecznego w Polsce.

sobota, 13 lipca 2019

Czy zmiany w przepisach zatrzymają proceder nielegalnych adopcji w Polsce?

W ostatnich dniach pojawiły się informacje o tym, że rząd pracuje nad zmianami, które mają ograniczyć lub wręcz zlikwidować proceder nielegalnych adopcji w Polsce.
A dziennikarze coś bełkoczą o surowszych karach, pokazując swój kompletny brak wiedzy w temacie i zrozumienia.

Otóż proponowane przez rząd zmiany dotyczą art. 211a Kodeksu Karnego, który w dotychczasowej formie brzmiał tak:

Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci wbrew przepisom ustawy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

I wbrew sugestiom o zaostrzaniu kar akurat ta część wspomnianego przepisu ma pozostać bez zmian. Nadal grożąca kara to ma być: od 3 miesięcy do 5 lat.

Zmiany mają natomiast nastąpić w tej części, która mówi o tym kto podlega krze. Bo obecna forma: "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci wbrew przepisom ustawy, podlega karze..." jest mało precyzyjna i sprawia, że łatwo uniknąć odpowiedzialności za pozaprawną adopcję dziecka.

Zgodnie z proponowanymi zmianami karze podlegałby każdy kto zgadza się na przysposobienie (adopcję) dziecka: „w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej i zatajając ten fakt przed sądem orzekającym w postępowaniu o przysposobienie”, a szczególnie ci, którzy chcieliby osiągnąć taką korzyść "z pominięciem postępowania o przysposobienie".

Czyli...
Ukarani mogliby być też rodzice dziecka/opiekunowie prawni, którzy w celu osiągnięcia wspomnianych wcześniej korzyści zgodzili się na oddanie dziecka do adopcji oraz osoby, które w ten sposób chciałyby przysposobić dziecko.

No tak... W końcu przysposobienie dziecka z pominięciem całego tego magla procedur prawnych i kwalifikacyjnych (OA itd.) to pozaprawne działanie w celu osiągnięcia "korzyści osobistych".

Jak to wpłynie na statystyki adopcji w Polsce?

Nie wiem...

Bo dotychczas udowodnienie organizowania nielegalnych adopcji było bardzo trudne i mało było wyroków skazujących za to przestępstwo.

Ale przy okazji tych propozycji zmian wyszło na jaw, że wg ekspertów opiniujących te zmiany liczba nielegalnych adopcji w Polsce może wynosić nawet 2000 rocznie. Czyli prawie tyle samo co tych legalnych.

czwartek, 30 maja 2019

On chciał mnie zabić

Beata (Mama Czarodzieja) oraz Karolina (Mama Bąbla) wyrażają na swoich blogach emocje po emisji przez stację TVN reportażu o rodzinie, która odrzuciła adoptowanego syna.

Uwaga TVN. Pozbyli się adoptowanego dziecka

Trudno szanownym blogerkom odmówić racji w tym co piszą o tej sprawie. Ja też jestem w szoku po obejrzeniu tego materiału.
A sposób w jaki dorosła kobieta i dorosły mężczyzna mówią o swoich decyzjach oraz o dziecku, które im powierzono jest zwyczajnie przerażający.

To, że u chłopca pojawiły się problemy psychiczne, że widział jakieś postacie... To w ogóle mnie nie przeraża.
Przeraża mnie natomiast absolutny brak emocji w tym jak "rodzice" mówią o swoim dziecku.

Ale jest tam też więcej dziwnych i przerażających słów.
W zaprezentowanym przez TVN reportażu kobieta mówi, że adoptowany chłopiec chciał ją zabić. Że w ostatniej chwili powstrzymała jego rękę uzbrojoną w nóż...

Cóż... To już chyba było obliczone na wywołanie reakcji u widzów albo jest obrazem tego co działo się w psychice wspomnianej kobiety. Takiego pierwotnego lęku... Że to "obce" (czytaj: nie moje) dziecko będzie chciało mnie zabić.

Naprawdę lepiej by było gdyby ci ludzie nigdy nie spotkali się z dziećmi, które prawnie powierzono pod ich opiekę...

Wiem, że dziecko może doprowadzić rodzica do pasji lub rozpaczy. Moje córki też potrafią mnie rozwścieczyć, a nawet wku*wić (tak to słowo najlepiej oddaje pewien stan emocjonalny). Ale jedyne czego tu bym się bał to tego, że sam mógłbym źle zareagować, nie opanować emocji i... skrzywdzić dziecko.


Niestety prawda jest  brutalna...
Przedstawiona w reportażu historia rodzinna jest niestety koronnym dowodem na to, że dokładna selekcja kandydatów do roli rodziców adopcyjnych oraz ścisłe przestrzeganie związanych z adopcją procedur jest niestety koniecznością.

To wszystko jest obliczone na to by przysposobienie nie kończyło się dramatem. Dramatem kolejny raz porzuconego dziecka.

wtorek, 14 maja 2019

Polityk, który adoptował dziecko

Nigdy nie zazdrościłem dzieciom znanych osób. I szczerze mówiąc mam przeczucie, że wiele dzieci chętnie zrezygnowałoby ze sławy, którą "odziedziczyło" tak niechcący po sławnych rodzicach.
W jakiś szczególny sposób mam tu dużo współczucia dla dzieci polityków. I prawdę mówiąc tak samo nie zazdroszczę "sławy" Oli Kwaśniewskiej jak i Kindze Dudzie. Bo fakt, że jest się dzieckiem znanego polityka niekoniecznie musi sprzyjać ułożeniu własnego życia.
Dzieciom premiera Morawieckiego też nie zazdroszczę. Szum medialny wywołany po artykule z tabloidu dotyczył jednak sfery, która powinna być prywatną, a nie publiczną.
A cała dyskusja o tym, że artykuł o dzieciach premiera miał być ustawką, która rzekomo miała ocieplić wizerunek szefa rządu po prostu mnie zniesmacza.
Niestety w ciągu ostatnich dwóch lat sam doświadczyłem skrajnych opinii na temat swojego "adopcyjnego rodzicielstwa"... Od zachwytu po... Podejrzenie, że się w ten sposób lansuję.
Na szczęście ja tych podejrzewających mnie o lans mogę zwyczajne odesłać na /dev/drzewo (dla użytkowników Linuxa wiadome drzewo). Ale zdaję sobie sprawę, że znanym osobom, a szczególnie politykom, taki prosty mechanizm obrony przed atakiem na prywatność, może sprawiać wiele kłopotów i przysparzać dodatkowych oskarżeń.
I tak przy okazji całej tej dyskusji po artykule o dzieciach premiera spróbowałam sobie przypomnieć czy znam jakiegoś polityka, który adoptował dziecko/dzieci...
I szperając w zasobach własnej pamięci oraz zasobach googla z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że przypomnieć sobie mogę tylko przypadek byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera... Ale i w jego wypadku już sam fakt ujawnienia starań o adopcję dzieci wywołał wiele kontrowersji. Kontrowersji, na które "bezkarnie" pozwolić sobie mogą tylko gwiazdy kina i srebrnego ekranu (tzw celebryci i celebrytki).
Choć ta bezkarność już niekoniecznie musi dotyczyć ich dzieci.

***


A ktoś z Was pamięta jakiegoś znanego polityka, o którym wiadomo, że adoptował dziecko/dzieci?

sobota, 11 maja 2019

Jawność adopcji a prawo do prywatności

Widzę, że w internetach oraz klasycznych mediach już wiele "mądrości" padło na temat rodziny pana Morawieckiego. Cóż... Takie są niestety konsekwencje gdy ktoś w rodzinie jest osobą publiczną.
Niestety histeryczne reakcje części mediów, dziennikarzy oraz blogerów wskazują, że z normalnym traktowaniem adopcji (przysposobienia) dziecka mamy jeszcze sporo do przerobienia.
Otóż moi drodzy i szanowni czytelnicy... Fakt ujawnienia przez tabloid, że znany polityk jest rodzicem adopcyjnym jest taką samą sensacją jak podobne newsy o kolejnych spodziewanych narodzinach "royal baby" lub ciąży partnerki/żony znanego piłkarza.
Tak... W normalnych warunkach fakt zajścia w ciążę i spodziewanych narodzin dziecka nie jest czymś dziwnym. Choć w przypadku osób znanych tabloidowe media potrafią zrobić z tego sensację.
Z adopcją (przysposobieniem) dziecka jest podobnie. Nie ma potrzeby robić z niej tajemnicy. W końcu jest to normalna, legalna i (co ważne) społecznie ceniona droga do rodzicielstwa.
W cywilizowanych społeczeństwach, a Polska jest krajem cywilizowanym, zakłada się, że proces przysposobienia (adopcji) dziecka ma być jawny. Tylko, że ta jawność ma odnosić się przede wszystkim do relacji rodzice - dziecko. Dziecko jak każdy człowiek ma prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu. Tylko, że o tym jak i kiedy z dzieckiem porozmawiać muszą zdecydować sami rodzice adopcyjni. Nikt im terminu nie ustali i nikt ich w tym procesie nie powinien wyręczać.
Opublikowanie przez tabloid informacji o fakcie adopcji dzieci przez znaną osobę to przede wszystkim naruszenie prawa do prywatności. Doszukiwanie się to jakiegoś straszliwego skandalu jest jednak mocno przesadzoną reakcją.
Gwarantuję wam, że więcej szkody w tej sprawie robią ci, którzy teraz próbują pouczać wspomnianego Znanego Polityka i wypominają mu, że jakoby chciał zachować w tajemnicy fakt adopcji dzieci, że nie porozmawiał z nimi we właściwym czasie.
A kto was uprawnił do takiej ingerencji w ludzkie życie?
Jak już wcześniej napisałem:

Prawem i obowiązkiem rodzica adopcyjnego jest samodzielnie podjąć decyzję o tym jak i kiedy porozmawiać z dzieckiem o tym, że było adoptowane.


Ps

A już kompletnie nie mogą pojąć reakcji pani Dominiki Wielowieyskiej. Niby osoba aspirująca do roli autorytetu, dobrze wykształcona, nowoczesna... A nie może pojąć, że adopcja dziecka to żaden lans czy PRowa zagrywka. Oj mocno zakorzenione jest jeszcze kołtuństwo w polskich elitach.

O lansie na "adopcji" to pani Dominika Wielowieyska może pogadać ze znaną podróżniczką Martyną Wojciechowską. Może w szczerej rozmowie obie panie dojdą do tego czym się różni lans od prawdziwego życia. A obu imo by się przydało trochę nad tym popracować.


Notka powiązana:

Miłość to nie pluszowy miś. Apel do znanej podróżniczki


sobota, 23 marca 2019

Przysposobienie (adopcja) dziecka przez osobę samotną

Polskie prawo dopuszcza przysposobienie (adopcję) dziecka przez osobę samotną. Przy czym za osobę taką uznaje się kogoś kto nie jest w związku małżeńskim, ale też nie funkcjonuje w tzw. związku nieformalnym.
I w sumie nie ma co się tu dziwić prawodawcy... Są przecież sytuacje,  w których to rozwiązanie będzie spełniać wszelkie pozostałe kryteria związane z procesem adopcyjnym i będzie zgodne z tym co określa się jako "kierowanie się dobrem dziecka".
Bo czy samotna (niezamężna) ciocia, która już posiada jakąś więź z dzieckiem (pokrewieństwo, wcześniejsze kontakty) nie ma w tym wypadku wręcz naturalnych predyspozycji?

No tak... Ale co w przypadku osoby, która jest samotna (nie funkcjonuje w żadnym związku), a nie jest spokrewniona z dzieckiem i nie ma między nimi żadnych innych więzi?

Skoro nasze prawo nie ogranicza przysposobienia (adopcji) dziecka przez osobę samotną tylko do przypadków osób już spokrewnionych z dzieckiem to w praktyce starania takie może rozpocząć (za pośrednictwem Ośrodka Adopcyjnego) każdy kto spełnia też pozostałe wymogi. Ale... W przypadku gdy Ośrodki Adopcyjne mają do wyboru składanie propozycji małżeństwom i osobom samotnym to nie należy się dziwić, że będą skłonne do preferowania małżeństw.

Natomiast pojawiające się w sieci (np. na forach internetowych) próby "pocieszania" samotnych staraczek sformułowaniami typu: "a tyle dzieci nie znalazło chętnych rodzin" uważam za... Delikatnie rzecz biorąc - niefortunne. Nie tak podbudowuje się człowieka.
Staram się rozumieć motywy kierujące osobami podejmującymi samotne starania o dziecko. Sam też się przekonałem na własnej skórze jak mocno doskwiera niespełniona potrzeba rodzicielstwa. Ale naszą rolą (rolą rodziców i to nie tylko adopcyjnych) jest przede wszystkim zaspokajanie potrzeb powierzonych nam dzieci. I nie czarujmy się... Osobie samotnej będzie trudniej.

Pojawiające sugestie, że osoba samotna mogłaby zająć się np. "niechcianym przez innych dzieckiem z większymi deficytami" są w mojej ocenie działaniem bardzo nieodpowiedzialnym.
Ludzie! Bądźmy odpowiedzialni za swoje słowa...
Natomiast jak przeczytałem ostatnio na NB w kontekście starającej się osoby samotnej, że gdzieś tam czeka trójka rodzeństwa... To zwyczajnie odpadłem.

Ja mam tylko dwójkę "grzecznych" dziewczynek... I Bogu dzięki solidne wsparcie ze strony żony.

***
Natomiast sytuacja, w której osoba pozostająca w związku nieformalnym próbuje wystąpić o przysposobienie (adopcję) dziecka jako... osoba samotna - uważam za próbę ominięcia wymogów, która właściwie powinna dyskwalifikować kandydata.
"Nieformalny" partner nie przechodzi przecież procedury kwalifikacyjnej, a po adopcji (przysposobieniu) też będzie kimś ważnym w życiu dziecka.

Więc albo traktujmy te procedury z należytą powagą... Albo zacznijmy się zastanawiać nad tym co jest naszym celem. Czy zaspokojenie własnych potrzeb bez oglądania się na stawiane wymogi? Czy chęć zaspokojenia potrzeb i oczekiwań już doświadczonego przez życie dziecka?

niedziela, 3 marca 2019

"Adopcja zarodka" nie ma nic wspólnego z przysposobieniem (adopcją) dziecka

Obiecałem kiedyś, że zajmę się etyczną/moralną stroną problematyki tzw. "adopcji prenatalnej", którą też często określa się jako "adopcję zarodków". Że spróbuję rozwinąć temat, dlaczego Kościół Katolicki nie zajmuje jednoznacznego stanowiska w tej sprawie.
Ale każde moje podejście do tematu jednak kończyło się stwierdzeniem, że jest to problematyka, która właściwie nie ma nic wspólnego z tym, co piszę na tym blogu.

W Polsce procedury tzw "adopcji zarodków" reguluje ustawa o leczeniu niepłodności, której tekst jednolity można znaleźć pod adresem:
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU20170000865/O/D20170865.pdf

Jednak próba czytania tego tekstu może przyprawić o ból głowy.

W bardziej przejrzystej, krótszej formie procedury te objaśniają na swych stronach kliniki zajmujące się "terapią/leczeniem niepłodności".

Poniżej przedstawiam screen ze strony jednej z takich klinik.


To co widzimy na zamieszczonej ilustracji (fragmencie ze strony www) nie jest wymysłem (tzw "widzimisię") kliniki. Jest zgodne z zapisami w obowiązującej ustawie o leczeniu niepłodności. Dobór na podstawie cech fenotypowych (wygląd, grupa krwi itp.) wynika wprost z zapisów w ustawie.

Jednak ktoś, kto przeszedł przez system Ośrodków Adopcyjnych, przetrwał praktykowane przez OA procedury kwalifikacyjne dla kandydatów i wreszcie przeżył posiedzenie sądu o przysposobienie (adopcję) dziecka, szybko się zorientuje, że procedura "adopcji zarodka" nie ma nic wspólnego z przysposobieniem (adopcją) dziecka.

W przypadku "adopcji zarodka" to, co określane jest jako "kwalifikacje", to przede wszystkim procedura medyczna określająca szanse na "udany zabieg" i dopełnienie wymogów ustawy o "poinformowaniu kandydatów". W porównaniu z tym kwalifikacje prowadzone przez Ośrodki Adopcyjne jawią się jako bezwzględna selekcja.

No i przede wszystkim w przypadku tzw "adopcji zarodka" brak podstawowego elementu prawnego decydującego o faktycznym przysposobieniu dziecka. Nie ma tu prawomocnej decyzji sądu o przysposobieniu. Cała procedura odbywa się w obrębie gabinetu lekarskiego.

Niestety, ale w mojej ocenie w trakcie procedury "adopcji prenatalnej" ludzki zarodek jest traktowany przedmiotowo. Tak jak np. tkanki, które można przekazać innej osobie.


***
Ps
We wspomnianej ustawie o leczeniu niepłodności ani razu nie pojawia się termin adopcja bo... Taki termin w polskim prawodawstwie właściwie nie istnieje, a z formalnym przysposobieniem nie ma ta procedura nic wspólnego.

O przysposobieniu jest mowa tylko we wstępie do ustawy w punkcie nakazującym wyjaśnienie zainteresowanym różnicy między: uznaniem ojcostwa a przysposobieniem dziecka.

W treści ustawy nie może być nic o przysposobieniu vel adopcji bo... Gdyby tę procedurę uznać za coś w rodzaju przysposobienia (adopcji) dziecka to "adopcja zarodka" w formie przewidzianej wspomnianą ustawą, w mojej ocenie, mogłaby być uznana za przestępstwo na podstawie przepisów Kodeksu Karnego.

Art. 211a Kodeksu Karnego
Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci wbrew przepisom ustawy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

wtorek, 26 lutego 2019

Nie moje, nie twoje, a przecież nasze własne

Czasem słyszę taki slogan: Jak ktoś nie może mieć własnych dzieci to... powinien rozważyć adopcję (przysposobienie).

Czyli, niby jak... Dzieci adoptowane (przysposobione) są zamiast własnych? Są obce, nie własne?

Z mojej perspektywy wygląda to tak.

Każde dziecko chce mieć własnych rodziców. Także dzieci adoptowane (przysposobione). I powiem więcej, także dzieci, które zostały przysposobione (adoptowane) już jako starsze. Tak, nawet nastolatka/nastolatek chce mieć swoją własną mamę, własnego tatę. Tak bardzo chce mieć go na własność, że czasem trudno jest się tym własnym rodzicem podzielić z własną siostrą lub własnym bratem.
Zdarza się, że dziecko mogłoby (a przynajmniej tak deklaruje) zrezygnować z własnego rodzeństwa, byle zyskać własnych rodziców.

Tak, dzieci chcą mieć rodziców na własność, na wyłączność. I nie chcą się nimi dzielić z innymi dziećmi. Co więcej... Często nie mogą zrozumieć dlaczego to ich prawo do własności ograniczają: praca, obowiązki lub co gorsze... nałogi rodziców.

Taki deficyt posiadania rodziców na własność doskwiera nie tylko dzieciom w domach dziecka, rodzinach zastępczych i innych formach pieczy zastępczej. Bo wiele dzieci formalnie ma rodzinę, ale nie na własność.

A czego oczekują dzieci od rodziców aby zaspokoić tę swoją potrzebę posiadania ich na własność?

Otóż wydaje mi się, że oczekują przede wszystkim autentycznej miłości i akceptacji. Chcą aby rodzice cieszyli się, że mają własne dzieci. Że mogą je kochać, dbać o nie, troszczyć się o nie. Tak naprawdę, nie na niby... Nie zamiast własnych, nie w przerwach od zajęć i obowiązków.

Czasem tak mówię do swojej żony...
Popatrz jaki cud się nam przydarzył. 
Nie mamy nawet szans pokłócić się o to czyje są dzieci.
Nie są bardziej moje, czy bardziej twoje. Są nasze... własne.

piątek, 15 lutego 2019

To bym chciał zmienić w funkcjonowaniu Ośrodków Adopcyjnych w Polsce

Uważam, że system Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce znajduje się od lat w stanie zapaści. Jest z nim źle... Ale ten stan nie wynika ze złej woli ludzi pracujących (często właściwie społecznie, za półdarmo) w tych placówkach.
Ten stan, w mojej ocenie, jest pochodną złego prawa, które nieprecyzyjnie reguluje pracę Ośrodków Adopcyjnych w Polsce oraz złego systemu finansowania działalności tych ośrodków.

Co powinno się zmienić lub zostać bardziej podkreślone w prawie oraz przepisach określających zasady działania Ośrodków Adopcyjnych w Polsce?
Spróbuję tu zebrać kilka propozycji. Oto one:

- adopcja zagraniczna powinna być możliwa, ale tylko i wyłącznie gdy w ciągu 1 roku nie znaleziono w Polsce rodziców adopcyjnych lub rodziny zastępczej dla dziecka/dzieci;

- obywatele polscy zamieszkujący za granicą ale posiadający stały związek z krajem w mojej ocenie powinni być traktowani w procesie kwalifikacji do roli rodziny adopcyjnej tak jak ci mieszkający w Polsce (to nie jest adopcja zagraniczna);

- w prawie regulującym procedury starań o przysposobienie dziecka powinno pojawić się jasne określenia co do podstawowych wymogów stawianych kandydatom. A konkretnie to chodzi mi o precyzyjne wyznaczenie granic wynikających z różnicy wieku miedzy przysposobionym a przysposabiającym. Jasne określenie jaki powinien być staż małżeński wymagany od kandydatów. Precyzyjne przedstawienie kiedy jest możliwe przysposobienie (adopcja) przez osobę samotną (nie będącą w żadnym związku);

- wszystkie OA powinny obowiązywać jedna lista wymogów i taki sam zestaw wymaganych dokumentów;

- kwalifikacje uzyskane w którymkolwiek OA powinny być też ważne i obowiązujące  także dla innych;

- w komisjach kwalifikacyjnych decydujących o uzyskaniu kwalifikacji przez rodzinę starającą się o przysposobienie oraz decydujących o wyborze jakiej rodzinie zaproponować dziecko/dzieci powinien zasiadać oprócz pracowników OA także: przedstawiciel organu nadzorującego, kurator lub sędzia rodzinny; Gdy sprawa dotyczy decyzjo o losie dziecka/dzieci w pracach komisji powinien też uczestniczyć wyznaczony przez sąd prawny opiekun dziecka/dzieci;
(punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)

-  procedury odwoławcze od decyzji o pozbawieniu praw rodzicielskich powinny kończyć się w momencie sądowej decyzji o skierowaniu dziecka do adopcji (punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)

- powinien powstać centralny rejestr wszystkich procesów adopcyjnych w Polsce. W wybranym Ośrodku powinny być gromadzone kopie wszystkich dokumentów powstałych w trakcie przygotowania i prowadzenia procedury o przysposobienie. Tu powinny trafiać też dokumenty z OA które zakończyły swoją działalność;

- Ośrodki Adopcyjne powinny mieć obowiązek wymiany informacji o kandydatach tak by OA, który nie może znaleźć u siebie chętnych do adopcji mógł pozyskiwać ich z innych ośrodków;

- przyjmując wniosek od kandydatów na rodzinę adopcyjną Ośrodek Adopcyjny powinien spisywać z nimi umowę, w której jasno byłby wyłożony plan i terminarz szkoleń;

- przed zawarciem takiej umowy OA powinien mieć obowiązek poinformowania kandydatów o tym ile par (osób) aktualnie oczekuje w tym ośrodku na propozycję przysposobienia (adopcji) dziecka oraz ile adopcji udało się ośrodkowi przeprowadzić w ciągu ostatniego roku;

- wszystkie decyzje Ośrodka Adopcyjnego mają być przedstawiane kandydatom w formie pisemnej i ma być razem z nimi podane jak i gdzie od takiej decyzji można się odwołać;

- rodzina decydująca się na adopcje (przysposobienie) dziecka musi otrzymać od OA pełny zestaw dokumentów opisujący stan zdrowia dziecka oraz zalecenia co dalszego postępowania dla zapewnienia właściwej opieki medycznej, psychologicznej oraz psychiatrycznej dziecka;

- na wniosek OA i na podstawie decyzji sądu o przysposobieniu właściwa placówka służby zdrowia powinna mieć możliwość sporządzenia nowej karty uodpornienia (karty szczepień). Tak jak USC tworzy nowy wpis w swoich księgach;

- należy jasno określić sposób postępowania z dokumentami zawierającymi dotychczasowe dane dziecka i jego rodziny pochodzenia (metryki, świadectwa szkolne, itp.). Czy mogą one być wydane nowej rodzinie? Czy powinny być przechowywane w OA;

- OA powinny być zobowiązane do zapewnienia przez minimum rok od przysposobienia wsparcia psychologa dla rodzin, które przysposobiły dziecko;

- OA musi mieć zapewnione środki finansowe na swoją działalność, także na wsparcie już funkcjonujących rodzin adopcyjnych;

- wysokość dotacji dla OA powinna być powiązana z efektywnością działań ośrodka i uwzględniać nie tylko liczbę przeprowadzonych procedur ale także dawać możliwość funkcjonowania OA jako placówki wspierającej rodziny adopcyjne. Jeżeli np. średni koszt utrzymania wychowanka (jednego dziecka) w placówce opiekuńczo-wychowawczej kształtuje się w granicach od 3 do 5 tysięcy złotych miesięcznie to wydaje mi się, że na podstawie tej kwoty można wyliczyć wielkość dotacji do OA. Państwo i budżet na tym na pewno nie straci... Zyskają wszyscy, także to czego nie da się przeliczyć na żadną walutę.

Ponadto:

- Ośrodki Adopcyjne nie powinny zajmować się sprawami matek, które rozważają możliwość zrzeczenia się praw do dziecka. To powinno być w gestii poradni rodzinnych lub innych wyznaczonych ośrodków wsparcia rodziny. Nie może być nawet cień podejrzeń, że placówka udzielająca wsparcia osobie w trudnej sytuacji życiowej może być tak naprawdę zainteresowana przejęciem dziecka;

- Rodziny adopcyjne i rodziny zastępcze powinny mieć zapewniony dostęp do nieodpłatnych porad psychologicznych oraz opieki psychiatrycznej;

- Samorządy powinny zapewnić miejsce w żłobku lub przedszkolu dla dzieci przysposobionych oraz dzieci z rodzin zastępczych tak by była pewność ich przyjęcia przez cały rok a nie tylko podczas organizowanego raz w roku naboru. dziś ten priorytet to fikcja;


***
Jak ktoś ma jeszcze jakieś pomysły to proszę, niech się podzieli nimi w komentarzu.

środa, 9 stycznia 2019

Niemcy poszukują polskich rodzin gotowych do roli rodziny zastępczej

Czyżby Niemcy przejęli się złą opinią Polaków o niemieckich Jugendamtach?

Przeglądając artykuły w serwisie Deutsche Welle natrafiłem na tekst traktujący o tym, że w Niemczech brakuje rodzin zastępczych, które mogłyby z powierzonym im dzieckiem rozmawiać także po polsku. W artykule podano też, że władze niemieckie w porozumieniu z organizacjami społecznymi poszukują wśród żyjącej w Niemczech społeczności polskiej kandydatów do roli rodzin zastępczych.
Niestety (podobno) apel ten nie znalazł wśród zamieszkałych w Niemczech Polaków szerszego odzewu.

W dalszej części artykuły pojawiają się przypuszczenia dlaczego Polacy nie garną się do roli rodziny zastępczej. I muszę przyznać, że do pewnego momentu są to całkiem ciekawe rozważania.
I zupełnie nie mam pojęcia dlaczego autor tego artykułu (a może autorka?) nagle zdecydował się przytoczenie opinii jakiegoś "polskiego internauty". Oto ta opinia:

My Polacy nie jesteśmy najlepsi w empatii, wspieraniu słabszych i działaniach altruistycznych. Do spraw rodzinnych mamy stosunek mało pragmatyczny, raczej zabobonno-plemienny, a rodziny patchworkowe, adopcyjne, ale także pary jednopłciowe wychowujące dziecko spotykają się wśród Polaków ciągle jeszcze z niechęcią. (cytat z DW)

Normalnie ręce opadają... Manipulacja i wredne szkalowanie całego narodu.
Bo owszem... Nie ma w Polsce akceptacji dla homozwiązków i nadawania im praw równych rodzinie, ale co na Boga ma to wspólnego z ogólnym obrazem empatyczności społeczeństwa polskiego?
Jako adopcyjny tata mogę tu tylko świadczyć o tym jak dobrze jest odbierana rola rodziny adopcyjnej przez moich rodaków. A jeśli czasem coś nie gra to wynika to raczej z niewiedzy, a nie ze złej woli.

Komuś chyba zależy na złym obrazie Polski i Polaków... Komuś w Polsce. Bo ta część serwisu DW jest adresowana do Polaków.

***
Pełny tekst wspomnianego artykułu pod linkiem:
https://www.dw.com/pl/brakuje-polskich-rodzin-zast%C4%99pczych-w-rfn-polacy-nie-reaguj%C4%85-na-apel/a-45309533

poniedziałek, 7 stycznia 2019

W sobotę dzień otwarty w Diecezjalnym OA w Sosnowcu

Znowu mnie poniosło w kierunku Śląska. Po drodze słuchając radia złapałem jakąś stację z Sosnowca i trafiłem na audycję poświęconą działalności Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Sosnowcu.

Jeżeli ktoś jest zainteresowany bliżej działalnością tego ośrodka, a może chciałby się np. dowiedzieć o możliwościach rozpoczęcia procedury adopcyjnej w tym OA to w najbliższą sobotę - 12 stycznia, w godzinach od 10 do 15ej będzie dzień otwarty Diecezjalnego OA w Sosnowcu.

Dzień Otwarty Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Sosnowcu

Słuchając audycji uzmysłowiłem sobie ile (jak wiele) mamy już za sobą.

Dzięki Ci Boże za ten Dar.

niedziela, 16 grudnia 2018

Nie pytaj dlaczego ktoś nie chce oddać dziecka

Czytając fora internetowe lub blogi czasem trafiam na pytanie:

Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?

Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.

Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…

Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?

sobota, 1 grudnia 2018

Tata w delegacji

Praca rzuciła mnie na chwilę do roboty z dala od domu. Mam tu pod opieką dwa wiercenia za węglem w okolicach Jastrzębia - Zdroju. Wyjazd niby krótki ale po tygodniu do domu już tęskno.


Gadam przy okazji o takiej robocie z ludźmi, którzy większą część swojego zawodowego życia spędzają daleko od domu. Bo taka jest specyfika pracy wiertników i geologów poszukiwawczych.
Cóż... Po prostu trzeba lubić takie życie albo z jakiegoś przymusu godzić się na ciągłą nieobecność w domu. No bo jak ktoś mówi, że w domu z rodziną jest przez 7 dni w miesiącu... To ja nie jestem w stanie zrozumieć jak taka rodzina funkcjonuje. A jakoś funkcjonować musi.

I jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak mogłaby funkcjonować rodzina adopcyjna. Bo jak tu budować więź z dzieckiem gdy taty (lub mamy) ciągle nie ma w domu?

niedziela, 25 listopada 2018

Jak często kontaktujecie się z Ośrodkiem Adopcyjnym?

Kontakt po kursie a przed Tym Telefonem

Po kursie i uzyskaniu kwalifikacji powiedziano nam, że czekając na Ten Telefon dobrze czasem samemu zadzwonić i przypomnieć się w Ośrodku Adopcyjnym (OA). A z dalszej części rozmowy wynikało coś co zrozumiałem jako wytyczną, że:
- Należy odzywać się tak przynajmniej raz w miesiącu.

Nie wiem czy jest to praktykowane w wszystkich Ośrodkach ale ja pilnowałem sumiennie by mieć taki regularny kontakt z opiekującym się nami pracownikiem OA.

Tylko, że po dwóch latach takiego regularnego dzwonienia i wysłuchiwania standardowych odpowiedzi: dzieci nie ma, trzeba czekać itp., człowiek zaczyna tracić poczucie, że to dzwonienie ma jakiś sens. A przynajmniej ja tak czułem...

W trzecim roku takiego czekania postanowiliśmy z żoną spróbować jeszcze raz w innym Ośrodku Adopcyjnym. W tym drugim OA nikt nam nie sugerował jak często mamy się odzywać. Tu prowadząca sama zaskakiwała nas niespodziewanymi telefonami, a i my potrafiliśmy się "odwdzięczyć" niezapowiedzianą wizytą. A niespodziewana wizyta w OA oddalonym o ponad 300 km może być trochę szalonym pomysłem. To szaleństwo jednak wyłączyło poczucie rutyny...
A gdy w końcu zadzwonił Ten Właściwy Telefon z Tą Wyczekiwaną Wiadomością to okazało się, że... mam go na liście połączeń nieodebranych.

Od Tego Telefonu do Pierwszego spotkania

Może się zdarzyć, że już po Tym Telefonie sprawy zaczną toczyć się szybko ale... Nam dano dwa tygodnie do namysłu. Dwa tygodnie wyciszenia i oswajania z myślą o dwójce dzieci (rodzeństwo, dwie dziewczynki), o których wiemy tylko tyle, że są daleko, w jeszcze innym OA i ile mają lat. Dwa tygodnie ciszy...

Po decyzji, że chcemy się spotkać nastąpiło przyspieszenie i telefony zaczęły działać jak na jakieś gorącej linii. Tyle spraw do załatwienia i ustalenia.
Powiem szczerze: nigdy wcześniej tak często nie dzwoniłem w jakiejkolwiek sprawie.

Po pierwszym spotkaniu

Największe zaskoczenie. Telefon od córek, które koniecznie chciały ze mną porozmawiać. Zaskoczyły mnie w pracy i... pobiły się o słuchawkę bo każda chciała rozmawiać. Lekko zszokowany słuchałem jak popłakały się w kłótni o to, która pierwsza miała rozmawiać.

Przed rozprawą

Dzieci zabraliśmy do siebie w następny weekend po pierwszym spotkaniu. Do rozprawy sądowej było mało czasu (sąd działał zadziwiająco szybko i sprawnie), a spraw jeszcze sporo do załatwienia. Kontakt z OA właściwie codziennie. To trzeba jeszcze załatwić, takie zaświadczenie zdobyć i dostarczyć, panie chcą przyjechać na wizytę kontrolną i sprawdzić jak funkcjonujemy razem jako rodzina...

Po rozprawie

Na posiedzenie sądu pojechaliśmy bez dzieci - zostały pod opieką babci.
Parę godzin czekania bo wcześniejsze sprawy się przedłużały. Na szczęście w naszym wypadku idzie wszystko sprawnie i szybko. Decyzja stanie się prawomocną już za dwa tygodnie.

No i na szczęście kontakt z OA i panią Psycholog, która wcześniej zajmowała się dziećmi nie zakończył się w tym dniu. Bóg im zapłać za to, że jeszcze później mogliśmy dzwonić i zawracać im głowę w różnych sprawach. Naprawdę było to potrzebne.

Czas po przysposobieniu

Przez pierwsze pół roku dzwoniliśmy dosyć często. Właściwie nie było miesiąca bez kilku telefonów. Szczególne w czasie trzeciego-czwartego miesiąca od pojawienia się dzieci w naszym domu. To jest w czasie gdy córki zaczęły nas dokładnie testować i sprawdzać na ile mogą sobie pozwolić, a jednocześnie jeszcze sprawdzały czy naprawdę będziemy dla nich mamą i tatą.
Potem częstotliwość takich rozmów zaczęła się zmniejszać. I gdy minął rok uznaliśmy, że właściwie już nie ma czym głowy zawracać pracownikom OA. U nas jest OK, a oni mają świeże sprawy do załatwienia.

Dwa lata po przysposobieniu

Dziś chodzi mi tylko po głowie pomysł wysłania listów z podziękowaniami do wszystkich, którzy nas wytrwale i fachowo wspierali w drodze do naszego rodzicielstwa. Nie dzwonie bo wiem, że Ośrodki mają swoje problemy, mają nowych kandydatów, nowe sprawy o przysposobienie... Zwyczajnie nie chcę zawracać ludziom gitary...

Dlatego jak czytam na blogu Izzy (http://www.naszmalyswiatek.pl/), że nadal utrzymuje kontakt ze "swoim OA" i nadal potrafi prowadzić ponad godzinne rozmowy na tematy poruszane potem na blogu to... jestem w lekkim szoku.

Podobnie jak w szoku są czasem ludzie, którzy mnie nadal pytają o to:
- Jak często jesteście sprawdzani przez OA?
A słyszą moją odpowiedź:
- Teraz nikt nas nie sprawdza. Jesteśmy zwykłą, normalną rodziną. Czas na sprawdzanie był przed decyzją o przysposobieniu. Teraz trzeba sobie radzić i funkcjonować jak każda, samodzielnie radząca sobie z problemami rodzina.

sobota, 10 listopada 2018

Przysposobienie (adopcja) dziecka w odrodzonej Polsce (1918-1939). Notka na 100lecie odzyskania Niepodległości

Sto lat temu Nasza Ojczyzna odzyskała niepodległość po 123 latach rozbiorów. Jednak proces odbudowy państwa i scalania jego w jeden organizm trwał jeszcze wiele lat i czasami można mieć wrażenie, że pewnych sferach życia trwa nadal.

Po latach zaborów odrodzone państwo musiało podjąć wysiłek nie tylko obrony przed napaścią wrogich sąsiadów (konflikty mieliśmy właściwie na wszystkich granicach). Należało też ujednolicić system prawny stanowiący podstawy funkcjonowania niepodległego państwa. Także prawo dotyczące przysposobienia (adopcji) dziecka.

Cóż... Każdy z zaborców miał własne regulacje w tej dziedzinie i żadne z nich nie były właściwe dla odrodzonej Polski. Co gorsza na znacznej części terytorium Polski nadal w sprawach rodzinnych miały zastosowanie przepisy z kodeksu cywilnego... Królestwa Polskiego z 1825 r. Przepisy delikatnie rzecz ujmując nieżyciowe i anachroniczne. Przepisy powstałe w systemie stanowym i skupiające się głównie na zapewnieniu dziedziczenia oraz praw rodowych. Powstałe w czasach gdy przysposabiało się już właściwie osobę dorosłą dla zapewnienia ciągłości rodu i opieki nad pozostawionym majątkiem.

Już pierwszy punkt w zapisach kodeksu z 1825 dziś może zwalić z nóg:



No i jak Wam się to podoba?
Przysposobić mogą tylko bezdzietni, którzy ukończyli... 50... tak pięćdziesiąt lat życia.
Potrzebny tu jeszcze jakiś komentarz uzasadniający pilną potrzebę zmian?

Pełny tekst kodeksu cywilnego Królestwa Polskiego z 1825 r znajdziecie tutaj:
http://www.bibliotekacyfrowa.pl/Content/78267/PAd_16854.pdf
Jest to wersja cyfrowa wydania z 1871. Przepisy dotyczące przysposobienia od strony 126.

Ale, że w Polsce wszelkie zmiany dotyczące prawa trwają długo i budzą wiele emocji, to i na te zmiany trzeba było długo czekać. A stan prawny II RP czasem najdobitniej oddają słowa samego marszałka Józefa Piłsudskiego takie jak: konstytuta (słowo powstałe z mariażu ustawy zasadniczej z nierządem) czy epitety typu: "pierdel, serdel, burdel".

No ale jak już się udało to powstała krótka w treści ale niezwykle precyzyjna i jak na owe czasy bardzo nowoczesna "ustawa o ułatwieniu przysposobienia małoletniego". Tak brzmiał tytuł tej ustawy: o ułatwieniu. To słowo chciałem tu podkreślić.
Pełny tekst tej ustawy znajdziecie tutaj:
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19390630416/O/D19390416.pdf
Ustawa została ogłoszona i wprowadzona w życie w dniu: 13 lipca 1939 r.

I tu znów można westchnąć nad ironią losów naszego państwa oraz ustawy, która weszła w życie właściwie w przededniu wybuch II Wojny Światowej.

Cóż... Wiatr historii często wieje nam w oczy.

***

Ciekawe wyimki z "Ustawy o ułatwieniu przysposobienia małoletniego" z dnia 13 lipca 1939 r.:

- Przysposobić mogły tylko osoby, które ukończyły 35 lat (małżeństwo lub osoba samotna)
- W przypadku małżeństw wymagany był 5 letni staż małżeński (bezwzględnie).
- Przysposobić mogły tylko osoby nieposiadające własnych, ślubnych dzieci.
- Przysposobienie zasadniczo miało dotyczyć małoletnich do 7 roku życia i mieć formę przysposobienia pełnego.
- W przypadku dzieci starszych było możliwe lecz był wymagany 3 letni okres wcześniejszego utrzymywania dziecka przez przysposabiających.

I jeszcze jedna ciekawostka:
- Dziecko wyznania rzymsko-katolickiego mogła przysposobić tylko rodzina (lub osoba) tego samego wyznania...

czwartek, 8 listopada 2018

Karta uodpornienia (karta szczepień) dziecka

Czytając o nowych przypadkach zachorowań na odrę oraz o tym jak ważne w profilaktyce chorób zakaźnych są szczepienia ochronne chcąc nie chcąc przypomniałem sobie o pewnym ważnym dokumencie.
O karcie uodpornienia, która nazywana jest czasem kartą szczepień.

Co to jest?
Karta uodpornienia jest to podstawowy dokument zawierający historię szczepień konkretnego pacjenta. Karta taka powinna być założona dziecku zaraz po jego narodzinach i być przechowywana w jednostce zajmującej się podstawowa opieką zdrowotną danego pacjenta. W niej mają być odnotowane wszystkie zastosowane szczepienia ochronne i wpisane terminy kolejnych szczepień.
Niestety mimo postępującej cyfryzacji karta uodpornienia (karta szczepień) jest w naszym kraju nadal dokumentem papierowym. Można wystawić elektroniczną fakturę, testuje się e-recepty, już można wystawić elektroniczne L4 (nie tylko dla policjanta) ale historia szczepień nadal na papierze.

Ma to swoje wady.
Jak zmieniamy lekarza to... ta papierowa karta musi wędrować razem z nami.
Jest tam gdzie jest nasz lekarz i inne placówki nie maja do niej wglądu. A choroby i nagłe przypadki nie wybierają miejsca.
Lekarz o terminie kolejnego szczepienia przypomni sobie dopiero jak zajrzy do karty.



Karta uodpornienia dziecka przysposobionego (adoptowanego)
I tu zaczyna się prawdziwy problem. Karta wystawiona bezpośrednio po urodzeniu dziecka zawiera zazwyczaj dane rodziny pochodzenia dziecka i jego pierwotny numer pesel. Po przysposobieniu dane dziecka (nazwisko i nr pesel, czasem imiona) się zmieniają. Ale na papierowej karcie uodpornienia (szczepień) nie można oficjalnie dokonywać żadnych zmian. Ujawnianie, nawet lekarzowi, danych o rodzinie pochodzenia dziecka też może być niezgodne z prawem. A większość lekarzy zwyczajnie nie wie jak postępować z takim dokumentem. Partyzantka na całego...

Może Ministerstwo Zdrowia wysiliłoby się wreszcie na jakieś wytyczne dla lekarzy rodzinnych/pierwszego kontaktu jak postępować w tej specyficznej sytuacji!?

No ale może jednak szybciej doczekam się przejścia na cyfrową formę przechowywania danych o szczepieniach pacjenta i tam już będzie można uwzględnić odpowiednią ochronę danych oraz powiązanie z numerem pesel pacjenta, a także to, że dane pacjenta mogą się zmieniać w trakcie jego życia.