niedziela, 31 grudnia 2017

List Konferencji Episkopatu Polski na Niedzielę Najświętszej Rodziny

Dziś przypada w naszym Kościele Niedziela Najświętszej rodziny. Z tej okazji Episkopat Polski wystosował też list do wiernych.

W liście "Kochać, nie zabijać" biskupi po raz kolejny przypominają o świętości ludzkiego życia od pierwszych chwil jego istnienia. Że życie człowieka podlega ochronie w każdym etapie jego rozwoju i nie ma żadnych okoliczności, które dawałby nam prawo uznać czyjeś życie za niewarte trwania.



Zawsze staram się słuchać listów duszpasterskich z należytą uwagą. A w tym liście szczególnie poruszył mnie jego pewien fragment:
"Każde dziecko potrzebuje miłości. Dziecko poczęte, choć rozwija się w łonie matki, nie jest własnością rodziców – jest powierzone ich trosce przez Boga."
Te słowa stanowią w mojej opinii wyraźny sygnał, że podstawowym obowiązkiem rodziców jest troska o dziecko oraz zapewnienie mu poczucia życia w atmosferze miłości. Dziecko podlega władzy rodzicielskiej ale władza ta (jak każda) podlega ograniczeniom - dziecko nie jest własnością rodziców.

Pan Bóg powierza nam dzieci w opiekę tak jak talenty w przypowieści.

Pełny tekst Listu znajduje się pod adresem:
http://episkopat.pl/prezydium-episkopatu-nie-moze-byc-miejsca-na-zabijanie-niepelnosprawnych-i-chorych-dzieci/

sobota, 30 grudnia 2017

Noworodek tanio sprzedany

Małgorzata M. zaszła w ciążę i ogłosiła, że chce sprzedać swoje dziecko.
Dziecko zostało sprzedane za 5 tysięcy złotych, zaś osoby biorące udział
w transakcji właśnie uniewinnione.



Jak widać nielegalna adopcja w państwie teoretycznym jest nadal możliwa.

piątek, 29 grudnia 2017

Gwiezdne Wojny. Ostatni Jedi

Wczoraj wybrałem się ze starszą córką na film. Gwiezdne Wojny od lat integrują ojców z dziećmi, więc liczyłem, że i teraz magia "Niech Moc będzie z Tobą" nadal działa.
***
Logo polskiej wersji filmu
By The Walt Disney Company Polska - https://www.youtube.com/watch?v=G_52TS4Vne8 Star Wars: The Last Jedi (Polish version), Domena publiczna, Link

***
Nie pchałem się do krakowskich multipleksów. Od niedawna w Wieliczce też mamy kino w "Kampusie". A dla lepszego efektu zdecydowałem się na wieczorny seans. Niech córka wie, że tata ją traktuje poważnie.
Dałem się jeszcze namówić na kupno popcornu i coli, chociaż sam nie lubię dźwięku chrupania w kinie i tego "zapachu" smażonej na czymś syntetycznym kukurydzy.

No, ale już rozsiądźmy się wygodnie bo za chwilę kończą się reklamy i...
O nie. Jeszcze szybki wyskok w poszukiwaniu toalety. Pepsi już zaczęła działać, a córeczka sama nie wyjdzie na poszukiwania. Film trwa 2 godz 30 min - inne dzieci będą wychodzić w trakcie seansu.

Ok. Wracamy na salę kinową i do filmu... Uff. Zdążyliśmy na wlatujące napisy: Dawno temu w odległej galaktyce...

***
Fabuły filmu nie będę streszczał. Napiszę tylko komentarz.
Mógłbym twórcom filmu Gwiezdne Wojny. Ostatni Jedi wiele wybaczyć. Nawet grawitacyjne zrzucanie bomb w przestrzeni kosmicznej (tak jak z bombowca w czasie 2 Wojny Światowej). To, że poruszający się z kosmicznymi prędkościami w nadprzestrzeni  żołnierze Najwyższego Porządku do rozbicia ostatniej kryjówki Rebeliantów ciągną (dosłownie) jakieś działo, tak jak Szwedzi oblegający Jasną Górę kolubrynę, też mógłbym uznać za element pewnej konwencji. Ale 150 minut ziania nudą i dowcipem na poziomie parodii Jamesa Bonda już wybaczyć nie potrafię. A wszystko podlane pseudointelektualnym sosem... Dobrze, że Han Solo tego nie dożył.

czwartek, 28 grudnia 2017

Ojcostwo św. Józefa

Czy mały Jezus mówił do Józefa: tato?
Chyba wielu z nas nawet w myśli ma obawę przed zadawaniem sobie takich pytań? Bo tak mocno tkwi w nas traktowanie Józefa wyłącznie jako opiekuna dla Jezusa i jego Matki. Matki, której macierzyństwa nikt nie kwestionuje.
Ale przecież tak na zdrowy rozum, to dla ludzi, którzy żyli w Nazarecie tuż obok rodziny cieśli Józefa było oczywiste, że Jezus jest jego synem.



Odpowiedź na to pytanie nie jest jednak najważniejsza dla prawdy o naszym zbawieniu. Bo gdyby tak było to ewangeliści napisaliby zapewne dużo więcej o dzieciństwie Jezusa i jego relacjach z Józefem.

***
Muszę jednak przyznać, że zawsze mnie intrygował wiersz Andrzeja Bursy, którego bohaterem jest św. Józef.
Oto ten wiersz:

Ze wszystkich świętych katolickich
najbardziej lubię Józefa
bo to nie był żaden masochista
ani inny zboczeniec
tylko fachowiec
zawsze z tą siekierą
bez siekiery chyba się czuł
jakby miał ramię kalekie
i chociaż ciężko mu było
wychowywał Dzieciaka
o którym wiedział
ze nie jest jego synem
tylko Boga
albo kogo innego
a jak uciekali przed policją
nocą
w sztafażu nieludzkiej architektury Ramzesów
(stąd chyba policjantów nazywają faraonami)
niósł Dziecko
i najcięższy koszyk

czwartek, 21 grudnia 2017

[O mnie] Gdy byłem małym chłopcem...

Oto fotografia autora tego blogu w wieku około lat ~6.
my photo 1979

Tak wyglądałem lata temu, w wieku takim jak moja młodsza córka teraz (grudzień 2017).

Zdjęcie wykonane w przedszkolu przez zawodowego fotografa ale na materiałach takich jakie wtedy były dostępne. Zapewne ORWO - Made in DDR. Stąd kolory trochę już nienaturalne.

Oczywiście w tym czasie chciałem być strażakiem lub żołnierzem. Ale chyba bardziej żołnierzem. W rekach trzymam jednak wóz strażacki bo wojskowych gadżetów chyba w przedszkolu nie było.

Co mnie mogło tak w tym czasie fascynować w wojsku?
Może duża ilość programów o tematyce wojskowej w ówczesnej tv?
Myślę, że jednak bardziej działały na mnie opowieści ojca i dziadków. W ich męskim świecie te wspomnienia z wojska miały duże znaczenie i były częstym tematem w rozmowach. A opowieści o Teofilu (1909 - 1973) oraz Janie (1915 - 1941) i ich losach podczas II Wojny urastały w moich oczach do wydarzeń wręcz mitycznych. Tak bardzo lubiłem słuchać tych opowieści.

A potem mijały lata i legenda munduru słabła. Ale może coś z tych opowieści jednak we mnie zostało.

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Wigilia bez chrześcijan

- Kochanie ja już nie mogę. Już padam na twarz ze zmęczenia....
- O siedemnastej łamanie opłatkiem u twoich rodziców, a potem szybko do moich by męczyć się z ośćmi w brutalnie smażonej rybie.
- Kto wymyślił, że w Święto należy spotykać się z rodziną? Te ciotki, ci wujkowie... I jeszcze te dzieci mojej siostry. Jak to mnie wszystko męczy.
- Aż wybrałabym się na zakupy do Galerii. Jakaś nowa kiecka a potem Latte... To by mnie zrelaksowało.
- Tak wiem kochanie, że Galeria zamknięta. Byłam na proteście w tej sprawie.
- Co! Ciebie też już głowa od tego boli?
- No dobrze. Podaj mi Gazetę to sobie poczytam i się zajmę.
/Chwila przerwy/

- Wiesz piszą w Gazecie o tym jak te Święta obchodzą ateiści.
- Ach jak pięknie wyglądałyby te Święta gdyby nie ci chrześcijanie, katolicy i ich zwyczaje oraz cały ten Kościół.

niedziela, 17 grudnia 2017

Różnica między adopcją a in vitro ujawnia się w sądzie

Trzy lata temu w klinice w Policach wykonano zabieg zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro w wyniku, którego urodziło się dziecko. Jednak te narodziny nie stały się początkiem szczęśliwego rodzicielstwa. U dziecka wykryto liczne wady genetyczne, a na dodatek okazało się po szczegółowych badaniach, że dziewczynka genetycznie "nie jest" córką kobiety, która ją urodziła.
Rok temu prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie z powodu niemożności ustalenia: "na którym etapie doszło do powikłań".
W zeszłym tygodniu (środa) sąd lekarski oddalił zarzuty o zaniedbania wysuwane  wobec lekarza, który kierował laboratorium przeprowadzającym zabieg.

czwartek, 14 grudnia 2017

Coś z kurczaka niby po chińsku a la Hepha

kurczak a la Hepha
Nie pytajcie się o przepis... był na opakowaniu z FIXem do potraw chińskich.
Jedyne co tu znałem tak sam z siebie to jak przygotować ryż, tak by nie powstała kleista maź.

***
Ryż nie w woreczkach ale luzem. Najpierw przepłukany w kubeczku tak by pozbyć się ryżowego pyłu i "plew". Przepłukany ryż wrzucam do gotującej się już osolonej wody. (1 miara ryżu na 2 miary wody).
Ryż zostawiam na wolnym ogniu (garnek stoi na płytce) i tak aż woda gdzieś zniknie.
Potem zakręcam gaz i ryż sam dochodzi do właściwego stanu pod przykryciem ale już bez grzania.

***
Z kurczakiem postępuję wg instrukcji z torebki FIXu.
450 g piersi (filet) z kuraka ciacham dużym nożem na paski lub kostkę wg uznania. Nożem operuję całkiem sprawnie.

Na patelni podgrzewam cienką warstwę oliwy.

Wrzucam na rozgrzaną oliwę pokrojone mięso i lekko podsmażam. Na to trochę soli i pieprzu. Delikatnie, nie wiadrami jak u "restauratorów" na Rynku w Krakowie i jak pewna Pani od Kuchennych Rewolucji.

W międzyczasie (tak zwanym)  staram się dokładnie rozmieszać FIX z torebki w 300 ml zimnej wody. Nie mam talentu i wyczucia więc te 300 ml odmierzam z dokładnością niemal aptekarską.

FIX rozprowadzony tak by nie było grudek wlewam na patelnię z podsmażonym mięsem. I niech się chwile podgotuje.

Chwilo trwaj jakieś 10 minut.

Sprawdzam smak i coś z przypraw jeszcze dodaję. Każdy ma swój smak i niech nim się kieruje.

Wyciągam mieszankę warzyw. Taki gotowy mrożony produkt ze sklepu wielkopowierzchniowego. W nazwie ma, że do dań chińskich.
Mam nadzieję, że chińscy kucharze tego czytać nie będą.

Mieszanka warzyw wg przepisu powinna być podsmażona na oddzielnej patelni, ale ja idę jednak tym razem na żywioł i wrzucam ją jak leci do bulgoczącego mięsa z FIXem.

I tak duszę kolejne 10-15 minut. (To widać na zdjęciu powyżej)

Sprawdzam organoleptycznie, doprawiam i... po chwili uznaję za gotowe.

Ryż w tym czasie osiągnął stan, który mogę uznać za satysfakcjonujący. Ziarna się nie rozpadły i nie powstało coś w rodzaju ryżowego puree. Ale jest na tyle spoisty, że można użyć widelca. Pałeczkami jeszcze nie próbowałem.

Danie gotowe na czas i podane rodzinie.
danie na talerzu

Podobno smakowało.


wtorek, 12 grudnia 2017

Informatyka dla czwartoklasisty - Budowa komputera

Jak objaśnić dziecku (czwarta klasa szkoły podstawowej) z jakich podzespołów składa się komputer? Dziecku, które nigdy wcześniej nie miało swojego komputera. Nie miało też osoby, która mogłaby i chciała poświęcić mu czas na poznanie tajemnic "maszyny obliczeniowej". A na dodatek dziecku, które ma problemy z zapamiętywaniem. Dziecku, które jest wzrokowcem i najlepiej przyswaja wiedzę podsuwaną w formie obrazkowej.
I jeszcze objaśnić to tak aby było to zgodne z tym czego szkoła wymaga od ucznia 4 klasy szkoły podstawowej.

 ***

Mam na szczęście jeszcze stary komputer stacjonarny, który składałem sam ze zbieranych elementów. Stare pudło ma tę zaletę, że można otworzyć jego obudowę i zajrzeć do środka. W laptopie nawet jak się go otworzy i tak mniej będzie widać.

Zatem otwieramy obudowę i na podstawie tego co widzimy zaczynamy rysować razem z dzieckiem schemat komputera. Na rysunku poniżej przedstawiono efekt wspólnej pracy:

schemat budowy komputera 4 klasa szkoły podstawowej
Komputer-ludek 
I tłumaczymy jeszcze w trakcie rysowania.
  • Że ten największy element schowany w głębi pudła to płyta główna. Taki szkielet komputera, który nosi i trzyma razem wszystkie elementy w jego wnętrzu;
  • Nad płytą umieszczamy procesor z nieodłącznym jego towarzyszem wiatraczkiem. Procesor jest od myślenia, a jak się dużo myśli to się głowa grzeje i wtedy przydaje się wiatraczek;
  • Tuż obok procesora rysujemy pamięć RAM i tłumaczymy, że to te myśli, które są komputerkowi potrzebne w danej chwili ale już niekoniecznie do dłuższego zapamiętania;
  • To co warte zapamiętania na dłużej i późniejszych wspomnień zapisuje się na twardym dysku
    hdd
  • Potem rysujemy kabel zasilający oraz zasilacz i tłumaczymy, że to "przewód pokarmowy" dla komputer-ludka;
  • Idziemy po żyłach kabli i rysujemy urządzenia wejścia, czyli te przez które informacja wchodzi do komputera (klawiatura, mysz itd.), urządzenia wyjścia, czyli te którymi coś wychodzi z komputera (monitor, drukarka itd.);
  • Tłumaczymy przy tej okazji, że są takie urządzenia jak np. karta sieciowa, modem itp. przez które ciągle coś wchodzi do i wychodzi z komputera... Tak jak młodsza siostra przez drzwi do pokoju rodziców.
A Ty drogi czytelniku potrafisz rozpoznać elementy komputera widoczne na dziecięcym schemacie?

poniedziałek, 11 grudnia 2017

Jak Gazeta Wyborcza obala "Mity o tacierzństwie" tworząc własne

Gazeta Wyborcza postanowiła rozprawić się z "Mitami o tacierzyństwie". Czytelnicy GW mogą dzięki słowu pisanemu i autorytetowi wiodącego tytułu prasowego w PL dowiedzieć się, że:

  • Nie jest prawdą iż dziecko potrzebuje wyłącznie matki. 
  • Jako rodzic można nie kontynuować złych schematów jakie samemu się doznało w dzieciństwie.
  • Nie jest prawdą, że ojciec nie ma pojęcia czym jest dla kobiety (matki) ciąża. Bo nawet GW jest w stanie dostrzec, że ojciec potrafi przeżywać ten "stan odmienny" razem z matką.
  • Nie sprawdza się teoria, że ojcostwo rozleniwia i tatusiowi "tylko brzuch rośnie.
Prawdy niby powszechnie znane ale teraz zostały potwierdzone dodatkowo wynikami badań. Badań na uczelniach, o których w większości wypadków nigdy nie słyszałem, ale sądząc po nazwach, to chyba większość z nich znajduje się gdzieś wśród amerykańskich prerii oraz wielkich pól kukurydzy.

W powyższym zestawie oczywistości Gazeta rozprawia się "naukowo" także z innym, już mniej oczywistym mitem.

Otóż wg Gazety:
  • nie jest prawda, że należy trwać w związku bo tak jest lepiej dla dziecka.
A rozwijając tę myśl Gazeta powołuje się na autorytet badaczy z "Pensylwania State University" oraz "Uniwersytetu w Nebrasce" (nazwy uczelni takie jak w GW). Bo ci badacze podobno dowiedli, że dziecko świetnie sobie radzi z rozwodem rodziców, a dzieci są szczęśliwe gdy rodzic też jest szczęśliwy.


Aż mnie zainteresowało gdzie się takie badania prowadzi.
Niestety nie byłem w stanie ustalić, o który uniwersytet w stanie Nebraska chodzi. Stan ten szczyci się bowiem uniwersytetami w liczbie większej niż jeden. Trochę łatwiej poszło z uczelnią ze stanu Pensylwania. Tu musiałem tylko ustalić czy chodzi o Pennsylvania State University (Penn State), czy tez o University of Pennsylvania, (Penn lub UPenn). Nazwy obu uczelni brzmią poważnie. Ale jak się zestawi Krakowską Akademię im. Frycza Modrzewskiego z Uniwersytetem Jagiellońskim (zwanym niegdyś Akademią Krakowską) to też można mieć wrażenie, że obracamy się w kręgu starych i renomowanych wszechnic. Internety wyjaśniają jednak, że różnica między Penn State a UPenn jest mniej więcej taka jak między "Fryczem" a UJ.
Ale jak się tekst nasyci odwołaniami do wyników badań na uniwersytetach (nieważne jakich) to zawsze brzmi to poważniej i bardziej naukowo. No i wielu ludzi nadal na to się łapie.

***
A tak przy okazji.
Jak Wam podoba się określenie "tacierzyństwo"?
Bo mnie słownik w komputerze podkreśla je jako błąd. A i sam muszę się przyznać, że wolę "tradycyjne ojcostwo".
"Tacierzyństwo" wydaje mi się takim terminem tworzonym na siłę w ramach walki o równouprawnienie.

***
Obrazek, komentarz od Izzy

 Dzięki Izzy za to podsumowanie. Od tego nieświętego "Mikołaja" też wolałbym rózgę.


sobota, 9 grudnia 2017

Boeing CH-47 Chinook. Wersja pokojowa z klocków

Boeing CH-47 Chinook


Boeing CH-47 Chinook

A poniżej foto prawdziwego CH-47 Chinook
Boeing CH-47 Chinook

fota z Wikipedii

Kto powiedział, że dziewczynki mogą bawić się tylko lalkami lub kucykami?
Ciężki śmigłowiec transportowy okazał się być inspirujący dla córki i mamy. ;)

***
Zanim spotkaliśmy się jeszcze z naszymi dziewczynami, Panie z Ośrodka Adopcyjnego powiedziały, że po starszej z dziewczynek możemy oczekiwać tego co moglibyśmy spodziewać się raczej po chłopcu.
I mamy dziewczynkę, która nie ubiera sukienek, spódniczek i innych typowo damskich ciuszków. Pannę, która gra w piłkę nożną z chłopakami. Gania latem po ogrodzie z zabawkowym pistoletem bawiąc się z synem sąsiadów w policjantów i/lub złodziei.
Ładna panienka ale czasem bardzo się stara by wyglądać jak chłopiec i być traktowaną jak chłopiec.

Z drugiej strony... to po prostu chce jak najdłużej być jeszcze dzieckiem.

czwartek, 7 grudnia 2017

Trzy filmy o tematyce adopcji dziecka

Jeszcze podczas kursu na kandydatów na rodziców adopcyjnych jedna z pań prowadzących szkolenie poleciła nam do obejrzenia film:

1.Chłopiec z Marsa (Martian Child); data produkcji: 2007; reżyseria: Menno Meyjes


Chłopiec z Marsa to piękna opowieść w stylu kina familijnego ale z ambicjami. Młody, samotny... ale przystojny pisarz (John Cusack) adoptuje małego chłopca, któremu wydaje się, że jest z Marsa.
Już sama postać młodego mężczyzny, który decyduje się będąc osobą samotną na przysposobienie dziecka jest z perspektywy naszych realiów adopcyjnych właściwie nieprawdopodobna. Ale rzecz dzieje się w USA, a tam wszystko jest inne.
Film może fragmentami wydawać się naiwny ale pięknie (imo dobrze) pokazuje uczucia jakie pojawiają się między dzieckiem a przybranym ojcem.
Film zdecydowanie godny polecenia dla osób, które chciały by się podbudować w odczuwaniu adopcji jako czymś pięknym i pełnym emocji.

Pod koniec kursu w moje ręce trafił przypadkiem zupełnie inny film:
2. Każde życie jest cudem (October Baby); rok produkcji: 2011; reżyseria: Andrew Erwin, Jon Erwin

Film powstał na podstawie życiorysu Gianny Jessen, która urodziła się podczas próby aborcji dokonanej w 8 miesiącu ciąży.
Film emocjonalnie nie oszczędza widza. Drąży tematy, które w nowoczesnym społeczeństwie nie są popularne. Widz razem z bohaterką tej opowieści musi zmierzyć się z licznymi traumami. Gdy człowiek późno dowiaduje się o tym, że był adoptowany oraz o tym, że właściwe miał umrzeć, tylko podczas procesu "przerwania życia" coś nie wyszło. Gdy chcesz dowiedzieć się dlaczego własna matka chciała cię zabić, a rodzice adopcyjni chcieli cię chronić ukrywając prawdę.
Film dla ludzi, którzy nie boją się trudnych tematów. Dla widza poszukującego odpowiedzi ale posiadające mocny system wartości.

O swoich wrażeniach po obejrzeniu tego filmu opowiedziałem też w OA... I dowiedziałem się, że czasem lepiej nie ujawniać swoich poglądów.
A ja poglądów nigdy nie ukrywałem.

Trzeci film obejrzałem dwa lata po zakończeniu kursu w Ośrodku Adopcyjnym gdy nadal oczekiwaliśmy na cud:
3.Niedzielne dzieci; rok produkcji: 1977; reżyseria: Agnieszka Holland


Film powstał 40 lat temu ale jego realizm oraz analogie do współczesnych realiów sprawiają, że jest to obraz naprawdę godny polecenia. Nie ma tu pięknych aktorów. Jest za to świetna rola Ryszarda Kotysa.
Rozmowa w Ośrodku Adopcyjnym (dzieci nie ma trzeba czekać), dylematy młodego małżeństwa, które próżno oczekuje narodzin własnego dziecka, próba poszukiwań rozwiązania na własną rękę... Naprawdę film powstał 40 lat temu, a nadal jest aktualny.
Mnie ten film dał też przykład jak ważna jest rola mężczyzny (męża/ojca). Także w trakcie podejmowania decyzji o przysposobieniu dziecka. Bo tak wiele zależy od jego męskich cech: wiary i wytrwałości.

wtorek, 5 grudnia 2017

Przemoc w rodzinie a policyjne statystyki

Kilka dni temu pisałem o przemocy w rodzinie. Notka miała charakter emocjonalny i dotyczyła głównie tego, jak mało wiemy o tym, jakie są negatywne skutki przemocy oraz jak wiele jest możliwości czynienia zła. Że oprócz przemocy fizycznej dużą moc wyniszczającą ma jeszcze bardziej skrywana przemoc psychiczna i emocjonalna.

Dziś pozwoliłem sobie na przegląd policyjnych statystyk dotyczących przemocy w rodzinie. Dane dotyczą zdarzeń objętych rejestrem, czyli tzw Niebieską Kartą.

Tabela poniżej przedstawia dane na rok 2016 (statystyka.policja.pl)

Liczba wypełnionych formularzy „Niebieska Karta” 73 531
(w tym 59 590 wszczynających procedurę i 13 941 dotyczących kolejnych przypadków w trakcie procedury)
Ogólna liczba ofiar przemocy 91 789
Liczba ofiar - kobiet 66 930
Liczba ofiar - mężczyzn 10 636
Liczna ofiar - małoletnich 14 223
Ogólna liczba osób podejrzewanych o przemoc 74 155
Liczba podejrzewanych sprawców - kobiet 5 461
Liczba podejrzewanych sprawców - mężczyzn 68 321
Liczba podejrzewanych sprawców - nieletnich 373
Ogólna liczba podejrzewanych sprawców będących pod wpływem alkoholu 46 537
Podejrzewani sprawcy pod wpływem alkoholu - kobiety 1 993
Podejrzewani sprawcy pod wpływem alkoholu - mężczyźni 44 499
Podejrzewani sprawcy pod wpływem alkoholu - nieletni 45
Liczba dzieci umieszczonych w nie zagrażającym im miejscu (np. rodzina zastępcza, dalsza rodzina, placówka opiekuńcza) 598

Z danych w niej zawartych wynika, że w Polsce statystyczny sprawca zdarzenia odnotowanego jako przemoc w rodzinie to mężczyzna znajdujący się pod wpływem alkoholu. Liczby wyraźnie pokazuję, że zjawisko przemocy w rodzinie jest w naszym kraju silnie związane z problemem alkoholizmu.
Ofiary przemocy w rodzinie to nie tylko żony i partnerki sprawców. Cierpią wszyscy, którzy zamieszkują razem ze sprawcą. Wspólny dom zamienia się w piekło dla wszystkich. Ofiara nie ma się gdzie schronić. Jest zmuszona do przebywania razem ze sprawcą przemocy pod jednym dachem.

Ostatni wiersz w tabeli pokazuje liczbę dzieci, które w 2016 r należało umieścić placówce opiekuńczej w wyniku interwencji spowodowanej przemocą w rodzinie. W 2016 r trzeba było zabrać z domu rodzinnego 598 dzieci  z powodu bezpośredniego zagrożenia, jakie stanowiła dla nich przemoc domowa.

A przemoc domowa i alkoholizm to nie jest cały arsenał zła, jakie można zafundować rodzinie oraz dziecku.
Tak, drodzy czytelnicy. To nie z powodu biedy statystyki polskich placówek opiekuńczo -  wychowawczych ciągle wskazują na konieczność zapewnienia opieki dla aż 19 tys. dzieci.

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Bałwan ;)

bałwan
Oto bałwan ulepiony przez moją starszą córkę. Materiał: śnieg, marchew i kilka klocków...
Patrzę na bałwana i zastanawiam się kto był modelem. Może odpowiedź znajdę w lustrze :))


bałwan

***
Dziś jest Barbary, czyli też Barbórka - święto górników (wszystkich górników) oraz zawodów im pokrewnych. Hepha jako geolog też świętuje.

Patrzymy też dziś na pogodę.
Przysłowie mówi, że:
Jak Barbara po lodzie, to Święta po wodzie.
(Jak Barbara po wodzie, to Święta po lodzie)

Dziś jest lekki mróz -3 st. C i w nocy spadł świeży śnieg. Z mądrości ludowej wynikało by zatem, że świąt można oczekiwać bezśnieżnych i z temperaturami na plusie. Sprawdzamy...
Bo wczoraj miałem problemy z dojazdem do domu. Taka była na drogach ślizgawka (30 min przymusowego "postoju" na autostradzie A4).


sobota, 2 grudnia 2017

Przemoc domowa, przemoc w rodzinie

Weekendowy dodatek do gazety (tej wyborczej) zaatakował mnie zdjęciami celebrytek ucharakteryzowanych tak, by wyglądały jak kobiety pobite. Pobite przez swojego faceta.
Wiem, że jest to rzeczywisty problem społeczny, ale gdybym na ten problem patrzył tylko przez pryzmat lewicującej gazety, to musiałbym zacząć bać się wychodzić na ulice. Tak... Powinienem się bać. Bo jeśli to, co piszą w gazetce, jest prawdą, to po ulicach mojego kraju chodzą całe stada sadystów, którzy czekają tyko na okazję by kogoś poniżyć i pobić.
Z drugiej strony to na podstawie tej lektury można odnieść wrażenie, że spora część kobiet z jakąś masochistyczną pasją pcha się w toksyczne związki. Że znaczna część pań to tak naprawdę istoty "niesamodzielne", niezdolne do uwolnienia się od związku z katującym je partnerem.
***
O przemocy w rodzinie mogłem tez swego czasu porozmawiać z Panią Psycholog w Ośrodku Adopcyjnym. Cóż... Spora część dzieci znajdujących się pod opieką instytucjonalną trafiło tam z rodzin, w których przemoc była zjawiskiem niemal codziennym. Te rozmowy uświadomiły mi, jak w sumie mało wiem o skutkach przemocy w rodzinie.
A prawda jest brutalna i to bardziej niż te podrasowane zdjęcia z gazety. Nie każde małżeństwo (związek) jest udane. Są ludzie, którzy nie potrafią normalnie rozwiązywać problemów. Są ludzie, którzy własne frustracje, niepowodzenia itp potrafią rozładować tylko w jeden sposób - wyżywając się na kimś słabszym. A najsłabszym w rodzinie jest... dziecko.
Wbrew obrazowi tworzonemu w lewicujących mediach sprawcami przemocy w rodzinie nie są wyłączne tradycyjnie wychowani mężczyźni, którzy nie potrafią odnaleźć się w realiach społecznych XXI w. W nowoczesnych związkach nieformalnych partnerzy (konkubenci) też biją. A jak pojawiają się w mediach doniesienia o dziecku skatowanym przez rodzica, to okazuje się, że najczęściej sprawcą jest partner (konkubent), a do zdarzenia doszło przy biernej postawie matki. Matki, która nie reagowała lub była zbyt pijana by zareagować.
Przemoc w rodzinie ma wymiar nie tylko przemocy fizycznej. O przemocy psychicznej oraz terrorze emocjonalnym mniej się mówi, choć są one nie mniej groźne dla zdrowia i przyszłego życia najmłodszych ofiar takiej przemocy. Ta przemoc jest jeszcze mniej widoczna i jeszcze bardziej skrywana. A katami emocjonalno - psychicznymi często są kobiety.
***
Zdjęcia "pobitych" celebrytek nic nie mówią o najsłabszych, ofiarach przemocy w rodzinie i domu rodzinnym. A zło w rodzinie zawsze najbardziej kaleczy dzieci. Dzieci, które są całkowicie bezbronne i pozbawione możliwości wyrwania się z pełnego przemocy układu domowo-rodzinnego.

Dorosła kobieta może opuścić swojego "niedostosowanego" partnera. Może zerwać ten toksyczny związek.
Związek dziecka z rodzicem, nawet tym, który jest katem, ma zupełnie inny charakter. Jest silniejszy niż związek bitego psa z katującym go właścicielem. Bo i pies czasem w końcu zerwie łańcuch przywiązania do właściciela oprawcy. Dziecko samo nie odejdzie od rodzica.

sobota, 25 listopada 2017

piątek, 24 listopada 2017

Prowizorka

Prowizorka to chyba "najtrwalszy" element w życiu.
naprawa płytek na schodach
Doświadczenie życiowe uczy mnie, że wiele rzeczy i spraw, które miały być rozwiązaniem tylko tymczasowym, do czasu aż zastąpi je coś właściwego, docelowego staje się z czasem rozwiązaniem na stałe.

wtorek, 21 listopada 2017

Patologia zastępcza

Powodem odbierania rodzicom dzieci i umieszczania ich w placówkach opiekuńczych jest zazwyczaj potrzeba zapewnienia im ochrony przed przemocą lub drastycznymi przypadkami zaniedbania w domu rodzinnym. Jak już pisałem kiedyś na Salonie 24, sama bieda w domu rodzinnym nie jest wystarczającym powodem do odbierania dzieci.
Odebranie dziecka rodzicom zawsze jest decyzją, którą podejmuje się z trudem i wymaga ona wielkiej odpowiedzialności. Zawsze będzie to decyzja budząca kontrowersje. Czy dziecko odbiera polska placówka opiekuńcza, czy np. niemiecki Jugendamt to zawsze ktoś będzie się czuł tą decyzją skrzywdzony. Sam nigdy nie chciałbym w takiej czynności uczestniczyć i szczerze współczuje ludziom, którzy z racji swojej funkcji (pracownicy socjalni, policjanci) muszą realizować decyzje o odebraniu dziecka rodzinie.

Niestety czasem się zdarza, że placówka do której zostało skierowane dziecko, po odebraniu go rodzinie, nie spełnia podstawowego wymogu jakim jest zapewnienie dziecku bezpieczeństwa. Tak jak to miało miejsce niedawno w Lublinie, gdzie do Pogotowia Opiekuńczego trafił 9-letni chłopiec. Dziecko to już na terenie tej placówki padło ofiarą przemocy. Dwóch starszych podopiecznych tego ośrodka (11 i 12 lat) miało dopuścić się wobec młodszego dziecka przemocy o charakterze seksualnym. A lokalne wydanie Gazety Wyborczej opisało to zdarzenie jako "gwałt na dziecku".

O tym co się stało na terenie Pogotowia Opiekuńczego w Lublinie wiemy tyle ile podano w mediach. Bo prokuratura, która zajęła się już sprawą, nie podaje szczegółów ze względu na wiek poszkodowanego i sprawców czynu. Sprawa jest w toku, wszyscy chłopcy są pod nadzorem i opieką specjalistów, dyrektor wspomnianego Pogotowia Opiekuńczego nie pełni już swojej funkcji - sam zrezygnował. Jednak bez względu na to jak sprawa się zakończy należy jasno stwierdzić, że na terenie pogotowia doszło do zdarzenia, na które nie ma i nie może być przyzwolenia. Pogotowie Opiekuńcze ma być jak "żona Cezara". Nie może ciążyć na nim nawet cień podejrzenia, że dziecko tam trafiające może nie być chronione przed przemocą. Bo właśnie z powodu potrzeby zapewnienia takiej ochrony zostało tam umieszczone.

Takie zdarzenia są szkodliwe dla całego systemu pieczy zastępczej. Powodują one powstawanie niesłusznych opinii także o innych placówkach opiekuńczo-wychowawczych.

A oto przykład do czego prowadzi histeryczny odbiór informacji o zdarzających się niestety przypadkach patologii w systemie pieczy zastępczej:
***
"W domu dziecka dzieciak jest gwałcony przez współwiężniów/opiekunów, a jak dorośnie - powtórzy te zachowania."
Komentarz blogerki Animela pod notką Ironicznego Anglosasa na Salon24.pl (pisownia oryginalna).
***
Na szczęście droga Animelo większość placówek przestrzega norm i zasad. Chociaż praca z dziećmi po przejściach jest zawsze trudna i często niewdzięczna.

poniedziałek, 20 listopada 2017

Dziecko wyrzucone do sieci

Chcesz się chwilę, dłuższą chwilę lub na jeszcze dłuższą chwilę pozbyć dziecka? To daj mu komputer lub tablet (smartfon) z dostępem do sieci.
Tylko nie zdziw się jak po pewnym czasie okaże się, że w te sposób pozbyłeś/pozbyłaś się dziecka i/lub części jego życia na dobre.

Ochrona danych i wizerunku dziecka
Gdy odbieraliśmy nasze córki z DD panie opiekunki na wszelki wypadek przestrzegły nas przed zamieszczanie wizerunku dzieci w ogólnodostępnych serwisach internetowych. Dlaczego? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Bo nie chodzi tylko o to, że ktoś mógłby w ten sposób rozpoznać dzieci. Choć muszę przyznać, że adopcja starszego dziecka i takie obawy może powodować u rodzica. Najważniejsze jest to, że wizerunek naszego dziecka jest taką samą wartością jak jego i nasze dane osobowe. I taktujmy zdjęcia dzieci tak jak drażliwe dane osobowe, tak jak nasz adres zamieszkania, numer telefonu, numer pesel, numer karty płatniczej... Tak jak wszystkie dane, które chcielibyśmy ochronić przed użyciem wbrew naszej woli.
Niby jest to oczywiste ale jednak sporo rodziców zamieszcza wręcz seryjnie zdjęcia swoich dzieci w różnych serwisach, zwłaszcza tych społecznościowych.

Facebook
Aby samodzielnie utworzyć konto w serwisie społecznościowym Facebook to zgodne z regulaminem tego serwisu trzeba mieć ukończone 13 lat (tak wymaga Facebook). Ale moja starsza córka (11 lat) już pytała mnie czy będzie mogła mieć konto na Facebooku - bo jej koleżanki z klasy już od dawna mają. I moje wykręty o tym, że Facebook jest dla dorosłych są już za słabe do przekonania dziecka. Rodzice rodzicom gotują taki los. :(
Co gorsza niedawno młodsza córka (6 lat) też zdradziła się z całkiem sporą wiedzą na temat Facebooka. Skąd? Bo jedna z koleżanek w zerówce już ma smartfona i konto na Facebooku. Ręce opadają...
Dziecko, nawet całkiem małe dziecko, bardzo szybko nauczy się korzystać z telefonu, tabletu lub komputera. Szybko też nauczy się jak śmieszne (w jego ocenie) filmy lub zdjęcia wrzucić na Fejsa. Ale co się później stanie z tymi treściami, kto je obejrzy, komu zostaną udostępnione i jak ktoś je wykorzysta to już nie jest i nie będzie zmartwieniem dzieciaka zagubionego w sieci. A jak komuś się wydaje, że zdjęcia i filmy wrzucone na Facebook pozostaną tylko w kręgu znajomych to mu spokojnych snów życzę. I oby w realu nie natrafił kiedyś na podrasowane zdjęcia własnego dziecka lub takie obdarzone soczystymi i niewybrednymi komentarzami. Bo Facebook działa na zasadzie łańcuszka i treści w nim zamieszczone wędrują od znajomego do znajomego... A znajomi naszych znajomych to mogą być już całkiem obce dla nas osoby.

Gry i inne aplikacje
Niebezpieczne miejsca to nie tylko serwisy społecznościowe, takie jak Facebook. Także gry sieciowe oraz aplikacje w telefonie, tablecie mogą być źródłem wycieku danych o naszym dziecku do sieci. Część z tych aplikacji wymaga od użytkownika logowania, a podczas rejestracji (tworzenia konta) prosi o podawanie danych, które niekoniecznie powinny trafić do sieci.
Gdy pewnego dnia odkryłem, że moja starsza córka dorwała się do mojego telefonu i w Google Maps samodzielnie ustawiła lokalizację domu podając swoje imię i nazwisko uznałem, że konieczna jest z nią dłuższa rozmowa o tym co wolno lub czego nie należy wpisywać w komputerze, telefonie lub innym urządzeniu podłączonym do sieci. I choć bardzo starałem się wytłumaczyć dziecku dlaczego nie powinno podawać swoich danych gdy jakiś program o to poprosi to raczej nie sądzę, że dziecko zrozumiało do końca moje intencje i nauki jakie chciałem w tej rozmowie przekazać. Ale obiecała, że w na przyszłość będzie się mnie pytać o zgodę i pomoc w korzystaniu z programów (aplikacji), które chcą aby coś w nich wpisywać. I jak na razie to działa.

Kontakty międzyludzkie
Tak na zakończenie jeszcze tylko krótka opowieść o kontaktach dziecka z kolegami.
Przychodzę kiedyś z wizytą do znajomej i zgaduję w pewnym momencie jej syna, który przez cały czas mojej obecności siedzi przed komputerem.
- Jak tam... Grasz?
- Czekam na kolegów. Umówiliśmy się na grę - pada odpowiedź
- Aha. Przyjdą kumple i będziecie grać tu razem? - zadałem pytanie godne już chyba tylko starego zgreda.
- Nie. Kolegów mam na Fejsie. Grać będziemy przez sieć...

piątek, 17 listopada 2017

Nielegalna adopcja w państwie teoretycznym

Art. 211a Kodeksu Karnego
Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, zajmuje się organizowaniem adopcji dzieci wbrew przepisom ustawy, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Tyle prawo, a życie pokazuje jak trudny do wyegzekwowania jest ten przepis prawny.

Gdyby patrzeć wyłącznie na statystyki policyjne to można by sądzić, że jest to zjawisko marginalne i zdarzają się tylko pojedyncze przypadki takiej nielegalnej adopcji dziecka.

Rok Liczba postępowań wszczętych Liczba przestępstw stwierdzonych
2016 9 2
2015 15 0
2014 10 9
2013 10 2
2012 8 1
Tabela zawiera dane ze strony: statystyka.policja.pl

Wydawałoby się też, że zmiany przepisach z 2015 r dotyczące tzw adopcji ze wskazaniem skutecznie ograniczą zjawisko handlu dziećmi i adopcji poza systemem kwalifikacyjnym (Ośrodki Adopcyjne). Po zmianach taka forma adopcji z pominięciem typowej procedury kwalifikacyjnej miała być możliwa tylko dla osób spokrewnionych z dzieckiem lub współmałżonka rodzica biologicznego dziecka (ojczyma lub macochy). Pozostali chętni na dziecko "ze wskazaniem" musieliby i tak wykazać się kwalifikacjami uzyskanymi w odpowiedniej placówce (Ośrodek Adopcyjny).

Jednak chwila poszukiwań w sieci i widzimy, że chętnych na "szybsze załatwienie sprawy" nadal nie brakuje.

(Kliknij aby powiększyć)

Oto screen ze strony internetowej z ofertami. Nie podaję linku do ww strony bo nie chcę być posądzany o to, że reklamuje ten proceder.

***

W mojej ocenie niestety sam system kwalifikowania i doboru kandydatów na rodziców adopcyjnych (Ośrodki Adopcyjne) w znacznej mierze generuje zainteresowanie możliwościami ominięcia długotrwałych procedur adopcyjnych. Typowe procedury w Ośrodkach Adopcyjnych bywają oceniane jako droga przez mękę. Wymogi stawiane kandydatom są często uznawane za absurdalne, a ich słabe oparcie w prawie powoduje, że część kandydatów może mieć wrażenie, że cała ta adopcja działa na podstawie "widzi mi się" pań z Ośrodków Adopcyjnych. A fakt, że praktycznie każdy ośrodek ma własny, indywidualny zestaw wymagań w mojej ocenie tylko "utwierdza" wątpiących. O takich wątpliwościach miałem okazję nieraz rozmawiać, a rozmowy te dotyczyły zwłaszcza wymaganego stażu małżeńskiego oraz wymaganej różnicy wieku miedzy przysposabiającym a dzieckiem.

***

Cóż...
Art. 211a Kodeksu Karnego grozi karą za "nielegalną adopcję", ale ta groźba najwyraźniej nie działa wystarczająco. Bo jak tu wykazać "korzyść majątkową", a innych "korzyści osobistych" nie przewidziano. No i kto jest tym "organizatorem" nielegalnej adopcji... Matka, która oddaje dziecko "w dobre ręce", para pragnąca "przyjąć maluszka" do serca i rodziny, a może właściciel serwisu internetowego, na którym zamieszczono takie ogłoszenia?

środa, 15 listopada 2017

Co zrobić z trampoliną ogrodową na zimę?

Trampolinę nasze dzieci dostały w prezencie od rodziny. Całkiem spora i solidna - max. dopuszczalne obciążenie 150 kg. I przez całe lato służyła dzielnie do rodzinnych zabaw.
trampolina Zipro
Ale co z trampoliną zrobić  jesienią gdy już pierwsze mrozy zaczynają dokuczać nocami?

Trampolina jest duża ale jej konstrukcja jest na tyle lekka, że dwóch facetów dałoby radę przenieść ją w całości. Niestety aby w ten sposób schować trampolinę pod dach trzeba by dysponować pomieszczeniem o wymiarach stodoły. Tak więc ten pomysł pozostawmy posiadaczom dużych stodół, które już raczej nie są używane w sposób dla nich właściwy. Służą za rupieciarnię, a nie magazyn paszy.

Może okryć taka trampolinę plandeką i zostawić w ogrodzie?
Imo niezbyt dobry pomysł. Śnieg jest ciężki i plandekę najpewniej pozrywa gdyby położyć ją na niezdemontowanej konstrukcji trampoliny. Rurki podtrzymujące siatkę boczną pierwsze by się połamały. A wiatr też miałby na czym używać, gdyby trampolinę zamienić w żagiel z plandeki.

Siatki boczne i rurki je podtrzymujące należy zdemontować.

Jak już zdjąłem siatkę i rurki, na których siatkę rozpięto to zacząłem się przyglądać macie i sprężynom, które ją naciągają. Pozostawić ją napiętą na zimę i wystawić na działanie mrozu? Nie. To też nie jest dobry pomysł.
No i zdemontowałem także matę.

Pozostała już tylko konstrukcja stelaża, na której była rozciągnięta mata. Ale i tu po oględzinach okazało się, że w rurkach zbiera się woda deszczowa. Zostawić je na mrozie to lód zrobi swoje. Mam już doświadczenie co zamarzająca woda potrafi zrobić z metalowymi profilami w ogrodzeniu. A zresztą... większą część konstrukcji i tak już rozebrałem. Więc stelaż został zdemontowany, umyty i wysuszony.

I tak doszedłem do tego, że: trampolinę należy rozebrać po zakończeniu sezonu.

Nie mam stodoły aby wpakować do niej trampolinę w całości, a w garażu ma być miejsce także dla samochodu, a nie tylko dla ogrodowego rupiecia. Rupiecia, który jednak sprawia dzieciakom wiele radości i warto zadbać o niego by w następnym sezonie jeszcze posłużył.

Mam nadzieję, że wiosną odnajdę wszystkie części z trampoliny. ;)

wtorek, 14 listopada 2017

Życie obok śmierci

Pierwsza była wiadomość, że człowiek, który podpalił się pod PeKiNem był z miasta po drugiej stronie wielkiego lasu. U nas okolica spokojna i wydawało by się, że życie toczy się tu z dala od wielkiej polityki. Ale media już zrobiły z tej śmierci sprawę polityczną. Miejscowi wolą milczeć.

W tym samym mieście, niedługo po śmierci wspomnianego wcześniej człowieka, doszło do kolejnej tragedii. Mąż zamordował żonę... Podobno świadkiem zbrodni było małe dziecko. W tym wypadku "znieczulica" chciała szybko zapomnieć o tym tragicznym wydarzeniu. W zapomnieniu miało pomóc szybkie zaszufladkowanie wydarzenia do kategorii: kolejna zbrodnia w rodzinie patologicznej. Ale i tu coś jest nie tak... Media nagle odkryły, że sprawca był kiedyś rzecznikiem znanego klubu sportowego. Proste szufladkowanie nie działa. Patologia nie wynika wyłącznie z biedy i/lub nałogów.

Jeszcze nie ucichło w mediach o tych dwóch przypadkach tragicznej śmierci gdy w sąsiedniej wsi doszło do kolejnej tragedii. Młody, szesnastoletni chłopak został pchnięty nożem i zmarł. Podobno poszło o dziewczynę. Poszedł na dyskotekę i już do domu nie wrócił... Zwykły dzieciak. Co gorsze o sprawcy też można by podobnie napisać. I jak tu zrozumieć co sprawiło, że ktoś niszczy cudze życie, życie ofiary i jego rodziny oraz niszczy własne życie skazując się na wegetację z piętnem mordercy.

czwartek, 9 listopada 2017

Kochaj, nie zabijaj

Moja starsza córka dostała jako zadanie domowe (4 klasa szkoły podstawowej) napisać trzy zadania na temat jakie wg niej są podstawowe Prawa Dziecka. W pracy mogła posiłkować się wiedzą zaczerpniętą z Internetu.

Oto co moje dziecko napisało:
Dziecko ma prawo do życia.
Dziecko ma swoją własną tożsamość.
Każde dziecko powinno mieć rodziców i być kochane.

I chyba każdy z nas, bez względu na poglądy, wiarę oraz formy wyrażania swoich wierzeń/poglądów, zgodzi się z tym co napisało moje dziecko. Trochę w tym widać, że córeczka korzystała z Wikipedii (Prawa Dziecka), ale ostatnie zdanie jest już imo bardzo wyraźnym przekazem od dziecka, które w swoim życiu doznało osierocenia oraz braku rodzicielskiej miłości.

Pewnie każdy z nas wie, że miłość oraz jej okazywanie są bardzo ważne w relacjach rodzica z dzieckiem. Ale może nie każdy z nas ma świadomość, że brak tych uczuć lub ich niedobór jest patologią w rodzinie. Że brak uczucia miłości działa na dziecko równie destrukcyjnie jak przemoc. Że brak miłości może zabić duszę dziecka i stanowi śmiertelne zagrożenia także dla jego życia.

Miłość to uczucie, którego nie można zastąpić.
Nie ma nic co mogłoby być zamiast niej.

***
Czytam opublikowany wczoraj Komunikat Prezydium Episkopatu Polski:
Apel Prezydium Konferencji Episkopatu Polski w sprawie ochrony prawa do życia od poczęcia do naturalnej śmierci

I cieszę się, że Episkopat po raz  kolejny potwierdza uznanie prawa do życia jako podstawowego prawa dziecka i każdego człowieka. Że przypomina o tym, że życie zaczyna się już w momencie poczęcia. I nikt nie ma prawa decydować o tym kiedy jest ono już niewarte istnienia.
Ciesze się też, że Episkopat w swoim apelu dostrzega również adopcję dziecka jako wybór za życiem i wybór miłości.
Natomiast zmartwiło mnie użycie sformułowania:
"Zamiast aborcji - adopcja".
Rozumiem intencje biskupów skupionych w Prezydium Episkopatu Polski ale adopcja nie jest zamiast. Bo nic nie ma zamiast miłości. Miłość rodzica adopcyjnego jest tą samą miłością jak każdej kochającej matki, każdego kochającego ojca. Rodzic adopcyjny może obdarzyć swoje dziecko dokładnie tym co powinno otrzymywać od samego początku swojego istnienia.

Czasem ktoś może nie być w stanie, może nie potrafić pokochać swojego dziecka ale może dać dziecku szansę na życie i miłość. Naprawdę... Nie zamiast.

5 ważnych rzeczy, które powinienem zrobić jesienią

Tak sobie podczytuje bogi o rodzicielstwie aby coś tam się nowego i wartościowego dowiedzieć. A że większość takich blogów piszą młode mamy to i po babsku są pisane. Ale czasem trafia się prawdziwy kwiatuszek ;)

5 rzeczy ważnych, które warto zrobić (...) jesienią

Coś dla ciała, coś dla ducha i takie tam...

A co ja ze swojego męsko-ojcowskiego punktu widzenia mógłbym na ten temat napisać?

Oto moje 5 niezbędnych rzeczy przed zimą:
1. Zadbać o opał do kominka
2. Sprawdzić jak tam przetrwały lato zimowe kurtki i buty. Czy dzieci już aby z czegoś nie wyrosły.
3. Wymienić opony w samochodach
4. Spuścić wodę z hydrantu by nie zamarzł
5. Kupić 30 kg słonecznika (czarny, niełuskany) aby dzieci miały frajdę z dokarmiania sikorek i innych ptaszków.

karmnik

Na kosmetyki nie mam czasu. Jak mróz jest za ostry lub skóra zaczyna mi wysychać to zapuszczam brodę.

***
Proszę nie traktować tej notki jednak zbyt poważnie. ;)

środa, 8 listopada 2017

Po zebraniu szkolnym. Garść refleksji o rodzicach i szkole

Kontakt na linii szkoła - rodzice to nie tylko przekazanie informacji o wynikach w nauce i frekwencji. Do tego wystarczy Dziennik elektroniczny dostępny dla rodzica 24 godz. na dobę przez 7 dni w tygodniu. Kto chce znać oceny swojego dziecka będzie korzystał...
Ale są też inne sprawy, które trzeba omówić na tzw Zebraniu Szkolnym. Jakieś komunikaty od dyrekcji, kilka słów od szkolnego pedagoga, ile na Komitet Rodzicielski, sprawy organizacyjne, wyjścia do kina, teatru, etc.

I mnie przypadł teraz obowiązek uczestnictwa w takim zebraniu.


A oto wspomniane w tytule moje refleksje dotyczące samego zebrania, rodziców w nim uczestniczących oraz szkoły:

  1. Frekwencja rodziców: ~50%. Czyli tylko połowa była zainteresowana, mogła, chciała... A co z resztą? Podobno z Dziennika elektronicznego też korzysta tylko połowa rodziców.
  2. Część rodziców nie potrafi w ciszy i skupieniu wysłuchać kilku krótkich komunikatów. A my się dzieciom dziwimy, że nie potrafią w klasie na lekcji usiedzieć.
  3.  Pytanie od rodzica: "Mój syn zna angielski. Chodzi na dodatkowe lekcje. A w szkole ma słabe oceny. Dlaczego?".... Ktoś zna odpowiedź? (podpowiedź: może to coś nauczycielem jest nie tak)...
  4. Głos matki: "Sama jestem nauczycielką i chcę mieć wgląd w sprawdziany pisane przez moje dziecko!... Bo nie wiem czy otrzymuje właściwe oceny." Komuś się tu chyba role pozajączkowały.
  5. I jeszcze coś z dyskusji o Zielonej Szkole... "Może w weekend (długi) majowy?" Czyli co... Szkoła ma zapewnić odpoczynek od dziecka?

Ale chyba głos matki nauczycielki wywarł na mnie największe wrażenie.

Moja żona (też nauczycielka) od dawna twierdzi, że:
Najtrudniej o dziecku w szkole rozmawia się z rodzicem, który też pracuje w oświacie.

sobota, 4 listopada 2017

Grypa szaleje w jelitach

Nie wiem jak ta przypadłość fachowo się nazywa ale przychodzi niespodziewanie, a w trzewiach urządza sobie dyskotekę, po której kości czują się jak poobijane cepem.

Do naszego domu wpadła w nocy i najpierw dopadła mnie. Przez pół nocy jak w piosence:
Do przodu, do tyłu
W górę i w dół...
Następnego dnia, po tej fatalnej nocy, dopadło małżonkę. Tak ją wymęczyło, że ledwo mogła ustać sama na nogach.

Rodzice chorzy, a tu trzeba dziećmi się zająć. Bo dziewczyny (na szczęście) przypadłość ta ominęła.

- Mamo jeść.

A mamie na sam widok jedzenia słabo się robi.

- Tato pobaw się ze mną.

A tata się czuje jak po zastosowaniu najlepszego lekarstwa na katar.
O co chodzi z tym lekarstwem na katar? Zażyjcie silny środek przeczyszczający i spróbujcie kichnąć jak "przyśpieszacz" zacznie działać.

Choroba cię wykańcza, a ty masz zająć się jeszcze dzieckiem.
W takich sytuacjach zaczynasz rozumieć co naprawdę znaczy powiedzenie:
"Usr...j się, a nie daj się"

Strach pomyśleć co by było jakby dzieci też dopadło.

środa, 1 listopada 2017

Cmentarz jako materialne świadectwo kultury i naszego człowieczeństwa

Kiedy istota przedludzka stała się człowiekiem?
By Prof saxx (Own work) [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html), CC-BY-SA-3.0 (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/) or Public domain], via Wikimedia Commons
Z kości dowiemy się, kiedy przybrał postawę wyprostowaną. Kiedy zaczął być podobny z wyglądu do nas.
Ale z kości nie dowiemy się, kiedy zaczął czuć i myśleć. O tym możemy wnioskować na podstawie artefaktów, czyli wytworów jego rąk. Istota, która zaczęła posługiwać się narzędziami nie tylko po to by zaspokoić swoje podstawowe potrzeby (głód, obrona przed drapieżnikiem), ale także za ich pomocą wyrażać swoje emocje (malowidła naskalne, figurki) jest uznawana za naszego bezpośredniego przodka i  już człowieka.
Za cechę typowo ludzką uznaje się też pojawianie się troski o zmarłych i celebrowanego pochówku. Zakłada się, że przedmioty pozostawiane przy zmarłym wskazują na pojawienie się ludzkiej duchowości, że były pozostawiane dla ducha, który pozostaje gdzieś mimo śmierci ciała.
Tak więc pojawienie się cmentarzy jest jednym z wyznaczników początków naszego człowieczeństwa.

***
Gdybyśmy przestali zastanawiać się nad tym, co się dzieje z naszym duchem po śmierci. Gdybyśmy przestali troszczyć się o zmarłych i o stare cmentarze... Czy to nie byłby koniec naszego człowieczeństwa?

Może warto się nad tym zastanowić, gdy pojawia się chęć likwidacji starego, osieroconego cmentarza.

sobota, 28 października 2017

Zaprojektuj sobie dziecko

Witamy w naszej Klinice Inżynierii Genetycznej i Realizacji Świadomego Rodzicielstwa. Nasi specjaliści pomogą Państwu w sprecyzowaniu Państwa oczekiwań i zaprojektują dla Państwa dziecko, które spełni wszystkie Państwa nadzieje z nim związane.
Aby nasi specjaliści mogli zagwarantować Państwu maksimum satysfakcji z efektów pracy naszej Kliniki prosimy o dokładne wypełnienie poniższej ankiety.

Ankieta oczekiwań
(zaznacz właściwą opcję lub dopisz brakujące dane)

1. Proszę określić preferowaną płeć dziecka: kobieta, mężczyzna, do późniejszego określenia;

2. Wpisz dane określające wygląd:
- kolor skóry i karnacja: ....................
- kolor oczu: .....................
- kolor włosów: ..................
- wzrost po osiągnięciu dojrzałości: ..................
- inne cechy: .............................

3. Pożądane cechy charakteru i zainteresowania:
- jakimi przedmiotami ma się dziecko szczególnie interesować w szkole: ....................................................................................................................
- do jakiego zawodu lub funkcji społecznej ma się przygotowywać: ....................................................................................................................
- jakie dyscypliny sportu powinno uprawiać i odnosić w nich sukcesy: ..................................................................................................................
- jakie




***
Czy jesteście już gotowi na taki początek Waszego rodzicielstwa?

poniedziałek, 23 października 2017

Adopcja starszego dziecka jest jak...

Niedługo minie rok od naszego pierwszego spotkania z dziećmi. Rok, który pozwolił na odkrycie nowego wymiaru w relacji z drugim człowiekiem. Prawdę związku dorosłego człowieka z dzieckiem.
Myśląc o przysposobieniu starszego dziecka mieliśmy wiele obaw. Obaw, które należy uznać za zupełnie uzasadnione i naturalne... Bowiem lęk jest czymś naturalnym, a zdolność do przewidywania zagrożeń i odczuwania lęku przed zagrożeniem istniejącym tylko w naszej wyobraźni jest cechą, która różni nas od zwierząt. Ten lęk ma nas chronić przed podejmowaniem pochopnych i lekkomyślnych decyzji.
Jeszcze podczas kursu dla kandydatów na rodziców adopcyjnych  ktoś tłumaczył nam, że z przysposobieniem starszego dziecka jest jak z podjęciem decyzji o zawarciu związku małżeńskiego. Spotykamy na swojej drodze kogoś kto ma już zebrany bagaż przeżyć i doświadczeń. Osobę już ukształtowaną w warunkach, na które nie mieliśmy wpływu. Tak więc jeżeli narzeczeni mogą odczuwać obawy:
- czy ich związek będzie trwały,
- czy zdołają się nawzajem zaakceptować,
- czy dadzą radę wytrwać na dobre i na złe
....
 To dlaczego podobnego lęku nie mieliby odczuwać ludzie rozważający adopcję starszego dziecka?

Ale przykład małżeństwa jest też źródłem nadziei. Bo jeżeli pochodzący z różnych rodzin ludzie (mężczyzna i kobieta) są w stanie stworzyć trwały związek, akceptować się wzajemnie i wytrwać mimo przeciwności, które napotykają w życiu... To ich małżeństwo jest wielkim skarbem oraz dokładnie tym czego skrzywdzone dziecko potrzebuje by znów uwierzyć w ludzi, dobroć i miłość.

piątek, 20 października 2017

Wychowanie

W wychowaniu chodzi bowiem właśnie o to, aby człowiek stawał się coraz bardziej człowiekiem - o to, aby bardziej "był", a nie tylko "miał" -aby więc poprzez wszystko, co "ma", co "posiada", umiał bardziej i pełniej być człowiekiem -to znaczy, aby również umiał bardziej "być" nie tylko z drugimi, ale także dla "drugich".

Jan Paweł II


***

środa, 18 października 2017

Komu przeszkadzają "Okna życia"?

Dwa lata temu jakiś śmieszny komitet przy ONZ postulował by Polska zlikwidowała  funkcjonujące w naszym kraju "Okna Życia". Powodem interwencji wysokiego komitetu była troska o prawo dziecka do poznania swego pochodzenia. A anonimowe pozostawienie dziecka w "Oknie Życia" nie daje mu szans na poznanie prawdy o jego pochodzeniu, rodzicach i takie tam...

I może bym się zgodził z szanownym oraz zatroskanym komitetem ONZ gdyby nie to, że celem funkcjonowania "Okien Życia" jest i było wtedy zapewnienie prawa do życia dziecku, a nie anonimowego pozbycia się go przez rodzica.

***
Mijają lata i o wyżej wymienionych postulatach Komitetu Praw Dziecka ONZ tu i ówdzie zdążono zapomnieć. Ale obrońcy praw wszelakich są zawsze czujni. I dziś też mają zastrzeżenia do "Okien Życia". Ale tym razem dostrzegli, że policja może wszcząć poszukiwania osoby, która pozostawiła dziecko w "Oknie Życia". I zgodnym chórem zawodzą: TVN, Newsweek, gazeta.pl oraz niezbyt ogarnięty w temacie bloger z Salonu24 (patrz: Okno życia a państwo prawne), że państwo łamie jakąś umowę społeczną (?) i narusza "prawo do pozostania anonimowym" przez osobę, która pozostawiła dziecko w "Oknie Życia".
No cóż... Na skargę do Komitetu Praw Dziecka ONZ raczej nie pójdą.

Jak widać nadal niektórzy nie pojmują, że celem funkcjonowania "Okien Życia" jest ochrona życia dziecka, a nie troska o zapewnienie anonimowości tego, który je tam pozostawił.

A to, że policja może poszukiwać osoby, która pozostawiła dziecko w "Oknie Życia" tez nie powinno dziwić. Jak ktoś zgłosi na policję takie zdarzenie jako "porzucenie dziecka" to ta musi z urzędu zająć się sprawą (patrz Art. 210 Kodeksu Karnego).

wtorek, 17 października 2017

Nie wszystko załatwi się dając więcej pieniędzy

Moja przeglądarka została chyba zhakowana. Co prawda nie mam oprogramowania Kaspersky, nie mam nawet Windowsów ale mam wrażenie, że ktoś śledzi teksty wyświetlające się w oknie przeglądarki stron www.
Śledzi mnie chyba niezbyt rozgarnięty bot. Bo niech go Google mać... W teksty o "głodowych" pensjach i protestach "głodowych" młodych lekarzy wciska mi ten bot reklamy UNICEFu, które namawiają mnie do wsparcia (finansowego) tej organizacji w ratowaniu głodujących dzieci w Sudanie Południowym.
Zdaję sobie sprawę, że w protestach lekarzy i reklamach UNICEFu jest gra na emocjach. Ale wybaczcie... Głód głodowi nierówny. Widok niedożywionego dziecka bardziej mnie wzrusza niż buźki "głodujących" rezydentów.

Nie chcę tu bagatelizować problemu lub ośmieszać młodych, protestujących  lekarzy. Bo problem jest i to poważny. Jednak jego rozwiązanie nie zależy wyłącznie od tego ile pieniędzy wpompuje się w system służby zdrowia i wysokości wynagrodzeń pracowników w tym systemie (lekarzy, pielęgniarek, techników medycznych itd.). Tak jak mały wpływ mają apanaże oficjeli agend ONZ oraz pieniądze wpłacane na konta tych agend na poprawę losu dzieci w krajach wyniszczonych wojnami i prawiekolonianym wyzyskiem gospodarczym.

Tak więc nakłady na służbę zdrowia rosną i będą rosły ale zawsze będzie na coś brakować. Nie ma szans by z tych pieniędzy wystarczyło na wszystko. Od POZ po dofinansowanie zabiegów in vitro... Tylko kolejka wyciągających ręce po środki z systemu będzie coraz dłuższa.

***
A tak btw skoro już wspomniałem o in vitro.
W 2008 r gdy jeszcze sprawa mnie interesowała pewna klinika proponowała mnie i mojej małżonce taki właśnie zabieg. Jego koszt w prywatnej klinice, bez jakiegokolwiek dofinansowania, miał w tym czasie wynosić od 8 000 do 10 000 zł. Nie skorzystaliśmy z tej propozycji ale nie dlatego, że było drogo. Gdy już w naszym życiu, dzięki otwarciu na adopcję, pojawiły się dzieci, to w dwa tygodnie wydaliśmy więcej na zakupy (meble do pokoi dziecięcych, kurtki, buty i całe mnóstwo drobiazgów, które nagle okazały się niezbędne).
Gdy w mediach (gdzieś tak koło 2012 r) rozpoczęła się dyskusja o dofinansowaniu z budżetu NFZ zabiegów in vitro nagle dowiedziałem się, że koszt zastosowania tej metody to około 20 000 zł. Może w ciągu 4 lat metoda zmieniła się na tyle, że jej koszty wzrosły dwukrotnie, a może zadziałała zasada, że jak płaci państwo to należy żądać więcej... I może gdzieś tu tkwią przyczyny problemów z finansowaniem służby zdrowia.

niedziela, 15 października 2017

Świat za sto lat. Sen mara...

Córka dostała za zadanie napisać pięć zdań na temat: Szkoła za sto lat. Niby proste polecenie ale kto nie siedział z dzieckiem nad lekcjami, ten nie wie ile czasu można marudzić: że za dużo, po co?, dlaczego teraz?
To co powinno zająć góra 10 minut przeciągnęło się do ponad godziny.  A wymyślanie komputerów i robotów, które zastąpią w tej wizji podręczniki i nauczycieli naprawdę mnie zmęczyło. A zmęczenie to sprawiło, że zasnąłem przed tv już w trakcie Wiadomości.

Obudził mnie głos przypominający komunikaty nawigacji samochodowej.
- Pora wstawać. Trzeba zatwierdzić przygotowania dziecka do szkoły...
- Dziś są zajęcia z aromaterapii, ćwiczenia z relaksacji oraz przysposobienie do życia z robotami...

Zacząłem nerwowo rozglądać się wokół poszukując źródła komunikatów. Ale dopiero po chwili dostrzegłem w głębi pokoju małą postać podobną do filmowego R2-D2...

Robot w moim domu? Chyba jestem przemęczony?

- Czy zabrać córkę do ośrodka szkolnego? - robot nie ustawał w dręczeniu pytaniami.

- Tak. Ale ja muszę chyba umówić się z lekarzem...

- Przyjąłem. - odparł robot
- Wysłałem też żądanie ustalenia wizyty w "Poradni pierwszego kontaktu" i już dostałem odpowiedź. Wszystkie terminy wolne, można udać się na wizytę, nawet teraz. Zamówić taksówkę? - miły głos robota był jednak coraz bardziej denerwujący.

- Tak. Zamów taksówkę...

***
Wnętrze Przychodni nie przypominało mi znanych placówek utrzymywanych z środków pochodzących z NFZ. Poczekalnia była jasna, czysta i pusta... Byłem jedynym oczekującym.
Na ekranie wyświetlał się komunikat:
Oczekujących: 1
Czas oczekiwania: 5 min.
Przepraszamy za utrudnienia wynikające z rozruchu systemu.

Inny ekran zachęcał mnie do nabycia najnowszych suplementów oraz witamin niezbędnych do zdrowego życia...
- To akurat się nie zmieniło. - mruknąłem sam do siebie
Następna reklama zachęcała mnie do obejrzenia 3753 odcinka serialu "Afera". Może tym razem dowiem się kto wyprowadził złoto z Banku Amber...

- Zapraszam do gabinetu. - powiedział robot podobny do tego, który obudził mnie w domu.

Gabinet był pusty, a jego centralną część zajmował fotel podobny do znanego z gabinetów stomatologicznych.

- Proszę usiąść na fotelu i położyć dłonie na skanerze w miejscu zaznaczonym obrysem dłoni. - powiedział inny głos z głębi gabinetu

Trochę skołowany usiadłem na fotelu i zacząłem rozglądać się za czymś co mogłoby być skanerem. Ale skaner sam przysunął się w okolice dłoni.

- Proszę opisać co Pana sprowadza na wizytę. Proszę podać stwierdzone dolegliwości. - kontynuował głos z głębi gabinetu.

- Przepraszam. Ale gdzie jest lekarz? Chcę rozmawiać z lekarzem, a nie z robotem.

- Rozumiem. Skanowanie linii papilarnych zakończone... Najbliższy wolny termin z lekarzem człowiekiem za 18 miesięcy... Ale Pańska polisa nie przewiduje pierwszej wizyty z pominięciem diagnozy automatycznej...

Zdenerwowany chciałem wstać z fotela i coś wykrzyczeć w stronę automatu.
Powstrzymał mnie jednak dotyk dłoni na moim ramieniu.

- Tato... Zasnąłeś przed telewizorem, a trzeba jeszcze ze mną rzeczy na jutrzejsze zajęcia spakować.

Uff... Jak dobrze, że to był tylko sen.

poniedziałek, 9 października 2017

Autorytet


Taki oto tekst znalazłem na tablicy wiszącej na korytarzu pewnej szkoły.


"Powszechnie obserwowane jest już u najmłodszych dzieci zjawisko poszukiwania autorytetu najpierw u swoich rodziców, potem dopiero u kolegów, nauczycieli.
Być autorytetem nie jest sprawą prostą. Wymaga to ciągłej pracy na sobą, wierności swoim przekonaniom i wyznawanym wartościom, wierności prawdzie, zmusza do dotrzymywania słowa, uczciwości."

Słowa te to fragment artykułu pt. "Rola i zadania wychowawcy", którego autorem jest Grażyna Pikuła.

Kilka słów,które jednak stanowią jasny przekaz i dają do myślenia.

czwartek, 28 września 2017

Dziecko bez opieki. Co na to prawo?

W jakim wieku dziecko może samo wracać ze szkoły do domu?
Czy dziecko jest już na tyle duże, że można je samo zostawić w domu?

Aby odpowiedzieć na te pytania nie wystarczy tylko rodzicielska intuicja i wiedza jaką rodzic posiada o tym jak samodzielne jest jego dziecko. Przydałaby się jeszcze choć podstawowa znajomość przepisów prawa, które regulują te kwestie.

Zatem zaczynam poszukiwania w sieci odpowiednich przepisów:

Kodeks Drogowy - Prawo o Ruchu Drogowym
  • DZIAŁ II Ruch drogowy
  • Rozdział 5 Porządek i bezpieczeństwo ruchu na drogach
Art. 43. 1. Dziecko w wieku do 7 lat może korzystać z drogi tylko pod opieką osoby, która osiągnęła wiek co najmniej 10 lat. Nie dotyczy to strefy zamieszkania.  
2. Dziecko w wieku do 15 lat, poruszające się po drodze po zmierzchu poza obszarem zabudowanym, jest obowiązane używać elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu.
 
***

Kodeks Wykroczeń
Rozdział XII Wykroczenia przeciwko osobie

Art. 106. Kto, mając obowiązek opieki lub nadzoru nad małoletnim do lat 7 albo nad inną osobą niezdolną rozpoznać lub obronić się przed niebezpieczeństwem, dopuszcza do jej przebywania w okolicznościach niebezpiecznych dla zdrowia człowieka,podlega karze grzywny albo karze nagany.


***

I jeszcze coś z Kodeksu Karnego
Rozdział XXVI Przestępstwa przeciwko rodzinie i opiece

Art. 210
§ 1. 
Kto wbrew obowiązkowi troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15 albo o osobę nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny osobę tę porzuca, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. 
Jeżeli następstwem czynu jest śmierć osoby określonej w § 1, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.


***

Tyle udało mi się znaleźć na temat co nasze (polskie) prawo mówi o opiece nad dzieckiem. To jest, kiedy może samo poruszać się po drodze (np.ze szkoły do domu) lub przebywać samo w domu bez opieki dorosłych.

Wygląda na to, że pozostawienie bez opieki dziecka w wieku do 7 lat grozi rodzicowi konsekwencjami, nawet jak się nic dziecku nie stanie. Zatem nie można nawet na chwilę pozostawić małego dziecka samego w wózku pod sklepem, w samochodzie (bez względu na pogodę), a nawet w domu. Dziecko siedmioletnie lub młodsze musi stale być pod opieką.

Natomiast jak wynika (przynajmniej w mojej interpretacji) z przepisów Prawa o Ruchu Drogowym, to moja starsza, prawie jedenastoletnia córka, mogłaby swoją młodszą siostrę (6 lat) odprowadzić z przedszkola do domu.
Na szczęście wewnętrzne przepisy przedszkolne nakazują by dziecko odebrała osoba dorosła.

I teraz to co lubię najbardziej w naszym prawie... Co z dziećmi w wieku od 7 do 15 lat? Teoretycznie można pozostawić je na jakiś czas bez opieki. Straż Miejska lub Policja nie podejmie interwencji widząc 12-latka na spacerze z pieskiem (pies nie jest opiekunem).
Piszę jednak, że takie dziecko można "teoretycznie" zostawić w domu bez opieki lub samo wypuścić na spacer. I nikt się nie przyczepi. Nie przyczepi się do czasu, aż coś złego się małoletniemu przydarzy. Bo patrząc na art. 210 Kodeksu Karnego to zawsze można zarzucić rodzicowi, że nie dopełnił obowiązku "troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15".

Zatem. Starsze dziecko można zgodnie z prawem pozostawić bez opieki. Dopóki mu się coś złego nie stanie. Wtedy już nie będzie zgodnie z prawem.

***

Nie jestem prawnikiem i mogę się mylić w swoich interpretacjach ww przepisów. Więc gdyby ktoś z czytelników bloga raczył coś dodać od siebie w komentarzu to chętnie przeczytam.

piątek, 22 września 2017

Zmiana przedszkola

Jak pisałem we wcześniejszej notce (patrz tu) podział zajęć (plan lekcji) zaproponowany przez szkołę, do której zapisaliśmy córki okazał się bardzo trudny do pogodzenia z pracą rodziców. Szczególnie godziny funkcjonowania oddziału zerowego (od 7 do 12-ej, bez prawa do świetlicy) dawały w kość. Jedno z nas musiałoby chyba zrezygnować z pracy. Tak zupełnie aby zapewnić młodszej córce opiekę po zajęciach.
Na szczęście żonie udało się znaleźć inny oddział przedszkolny w innej szkole, która jednak jest pod tym samym zarządem (ten sam organ prowadzący). Tu można dziecko zostawić do 15ej (a nawet do 17ej - płatne). A to już wystarczy do zorganizowania sobie życia.

***
Pierwszy dzień w nowym przedszkolu okazał się jednak być wyzwaniem dla córki i tatusia. Bo to tatuś (czyli ja) zaprowadził dziecko do nowego przedszkola.

Wszystko niby przygotowane, uzgodnione, córeczka mówi, że chce iść do nowej szkoły i poznać nowe koleżanki, ale po wejściu do sali nagle mocno chwyta tatusia i mówi:
- Nie... Nie zostanę tu sama. Wracamy do domu, albo Tata zostaje tu ze mną.

Pani prowadząca zerówkę pozwoliła mi przez godzinę być w pobliżu, ale dłuższa moja obecność kolidowałaby z rytmem pracy oddziału przedszkolnego.
Czas mija, a dziecko dalej wczepione w koszulę taty. I co tu robić?

Mówię do Pani Opiekunki (bardzo miła osoba), że chyba trzeba będzie spróbować jeszcze raz następnego dnia. Bo dziecko jest przerażone, a przynajmniej sprawia wrażenie przerażonego.

Przez chwilę porozmawialiśmy o dziecku, a ja wykorzystałem okazję by powiedzieć nauczycielce też o historii córki i jak znalazła się w rodzinie.

Przedszkolanka przyjęła stan dziecka ze zrozumieniem i ustaliliśmy plan działania na dzień następny. Przychodzimy rano, krótkie pożegnanie i dziecko zostaje w przedszkolu.

***
Wychodzę z córeczką na zewnątrz i siadamy do samochodu. Przez chwilę zastanawiam się co robić.
Córka najwyraźniej wyczuła mój stan ducha i umysłu. Chcąc mnie (chyba) pocieszyć albo udobruchać powiedziała:
- Nie martw się. Wrócimy do domu. Ja sobie obejrzę bajkę, a ty będziesz mógł coś zrobić.
I chyba w tym momencie spłynęło na mnie jakieś natchnienie.
- Nie kochanie. Bajka miała być po przedszkolu. Wracamy do domu i przez ten czas jaki miałaś być tu z koleżankami i Panią będziemy robić takie zadania jak w przedszkolu. A bajka dopiero potem.

Córkę chyba zaskoczyła moja odpowiedź. Bo po chwili wydusiła tylko z siebie:
- Ale ja chcę bajkę...

- Nie. Bajka będzie tylko po przedszkolu. W nagrodę.

Chwila wahania i dziecko mówi:
- To ja jednak zostanę. Teraz...

I została.

wtorek, 19 września 2017

O opiece zastępczej. Notka bez cukru

Szanowny bloger Siukum Balala napisał na Salon24 notkę pt. "Zamachowiec - sierotka z londyńskiego metra". Jak przystało na znanego blogera notka świetnie napisana, a jej wymowa trafiła najwyraźniej do czytelników, bo i komentarzy sporo.
Jednak czy historia: " dwóch wychowanków zamieszanych w zamach terrorystyczny" jest rzeczywiście "skazą na życiorysie rodziców zastępczych"?
Nie znam się na źródłach terroryzmu i nie nad tym będę się tu rozpisywał. Skupię się na tym, co można próbować naprawić w życiu skrzywdzonego dziecka, które trafiło do opieki zastępczej.

Otóż jak słusznie zauważył nasz szanowny bloger Siukum Balala nasze wyobrażenie o sierotkach w instytucjonalnej pieczy zastępczej jest często błędne, naiwne i przesłodzone. Tak. Nie są to Anie z Zielonego Wzgórza lub dziewczynki tak słodkie jak ta z filmu Listy do M. Więcej... Większość z nich to sieroty społeczne. Dzieci, które co prawda mają gdzieś tam rodziców ale ci nie potrafili spełniać swojej roli w życiu dziecka. Dzieci te noszą w sercu skutki wieloletnich zaniedbań, odrzucenia przez rodziców, przemocy i innych niegodziwości doznanych od dorosłych, często bliskich.
Traum jakie musiał przejść w swoim życiu młody chłopak (bohater notki Siukuma) nawet nie chcę sobie wyobrażać. Wojna, utrata rodziców, tułaczka, "Dżungla" pod Calais... Wystarczy by zniszczyć dorosłego, a co dopiero dziecko. I nie chodzi mi teraz o szukanie usprawiedliwienia dla młodego zamachowca lecz o to czy angielscy opiekunowie zastępczy mieli szansę naprawić psychikę chłopaka.
Wspomniany w notce Siukuma chłopak trafił do sierocińca prowadzonego przez państwo Ronalda i Penelopę Jones. Małżeństwa, które jak napisał Siukum wychowało w trzydziestoletniej historii swojej działalności jako "instytucja" opieki zastępczej ponad 280 dzieci. Jednak taka forma opieki to nadal jest opieka instytucjonalna, a nie rodzina. Nawet jeżeli opiekunowie wychowują w niej podopiecznych tak jak własne dzieci. Odnosząc się do polskich realiów dom państwa Jones moglibyśmy nazwać Rodzinnym Domem Dziecka. Mniejszy, ale nadal Dom Dziecka.
Państwo Jones swój "Rodzinny Dom Dziecka" prowadzili zapewne dobrze, a może nawet wspaniale. Bo w końcu odznaczenie otrzymane z rąk królowej nie było za " wieloletnie pożycie" tylko za zasługi. Jednak te zasługi nie polegały na tym, że każdy z wychowanków "wyszedł na ludzi". Państwo Jones tylko stwarzali im taką szansę.
***
W grudniu zeszłego roku zapytałem się jednej z pracownic Domu Dziecka: Czy cieszy się widząc dziecko opuszczające ich placówkę?
Odpowiedziała, że bardzo się wzrusza gdy jakaś rodzina zabiera do siebie dziecko. Ale cieszy się jeszcze bardziej, gdy ktoś zadzwoni np. po roku od tego wydarzenia i nadal w jego głosie słychać ten sam entuzjazm rodzica, który właśnie znalazł swoje dziecko. Ale największą radość sprawiło jej kiedyś spotkanie z dawnym wychowankiem, któremu udało się stworzyć własną szczęśliwą rodzinę. Bo zdarzało się, że o dalszych losach wychowanków dowiadywała się gdy ich dzieci trafiały do Domu Dziecka, który wcześniej opuścili rodzice.
***
Wspaniałość ludzi takich jak państwo Jones polega na tym, że potrafią dawać coś od siebie i pracować nad wychowankiem nawet wtedy gdy nie widać szans na naprawę tego co w psychice dziecka wyrządziły osierocenie, wojna i przemoc.

czwartek, 14 września 2017

Ciąża z promilami, czyli prawo do życia wyznacza granice wolności

Skutki picia alkoholu przez matkę podczas ciąży. To rzecz, która była wielokrotnie poruszana podczas kursu dla kandydatów na rodziców adopcyjnych, w którym uczestniczyłem wraz z żoną. Te wykłady miały nas przygotować do zmierzenia się z problemami z jakimi trafiają dzieci do opieki zastępczej.

Wykłady na temat, czym jest Alkoholowy zespół płodowy (FAS), jakie niesie skutki dla rozwoju dziecka oraz jakie stawia wyzwania opiekunom zastępczym wywarły na mnie silne wrażenie. I muszę się przyznać, że wywołały też u mnie uczucie lęku. Lęku, że w przypadku pracy z dzieckiem dotkniętym FAS będę się czuł pozbawiony nawet nadziei na naprawę tego co wyrządziło dziecku picie alkoholu przez jego matkę podczas ciąży.
Takie obawy kandydata na rodzica adopcyjnego lub opiekuna zastępczego są imo zupełnie zasadne. Nadzieja na wyzdrowienie, rehabilitację dodaje sił. Natomiast skutki picia alkoholu przez matkę podczas ciąży są często nieodwracalne. A alkoholizm jest jedną z głównych przyczyn odbierania rodzicom biologicznym dzieci, które później trafiają do rożnych form pieczy zastępczej.

***
Mając w pamięci to co dowiedziałem się podczas kursu w Ośrodku Adopcyjnym ze zrozumieniem przyjąłem inicjatywę Rzecznika Praw Dziecka (RPD), który chce by stworzyć w polskim prawie możliwość ochrony dziecka przed skutkami spożywania alkoholu przez matkę podczas ciąży. Projekt RPD zakłada takie zmiany w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym oraz Kodeksie Postępowania Cywilnego, które dały by możliwość interwencji zapewniającej opiekę dziecku pijącej matki. Projekt ten zakłada też, możliwość przymusowego leczenia uzależnionej od alkoholu matki.

Inicjatywa Rzecznika Praw Dziecka jednak nie wszystkim się podoba. Oto opinia, która mnie zwyczajnie zszokowała.

"Zmiany w prawie proponowane przez Rzecznika Praw Dziecka są próbą ograniczenia praw kobiet"

Kto to powiedział? Krzysztof Brzózka (szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych) w rozmowie z TOK FM.
O w dziób pingwina!... O co chodzi szefowi Państwowej Agencji, która nie rozwiązała w żadnym stopniu problemu alkoholizmu w Polsce? O jakim ograniczeniu praw mówi? Może ma na myśli prawo do picia razem z nienarodzonym dzieckiem?
Za sprzedaż alkoholu nieletniemu sprzedawca może dostać mandat i stracić koncesję. Za upijanie małoletniego dorosły może nawet trafić do pierdla. Ale prawem jest swoboda picia przez matkę podczas ciąży, upajania nienarodzonego dziecka oraz narażania jego życia i zdrowia.

Zabolało, że ten przepis o przymusowym leczeniu może dotknąć tylko kobiet spożywających alkohol w trakcie ciąży. Że jest to niby dyskryminacja ze względu na płeć.
Może zatem należy iść dalej i wprowadzić przepisy, które umożliwią przymusowe leczenie każdego uzależnionego od alkoholu, gdy choroba ta stanowi zagrożenie dla zdrowia i życia innych ludzi. Bez względu na płeć, rasę, wyznanie, brak wyznania, poglądy polityczne osoby uzależnionej.
Bo żadna Państwowa Agencja przez sam fakt istnienia, nawet w minimalnym stopniu, nie rozwiązała problemu pijanych kierowców oraz matek rodzących pijane dzieci.

czwartek, 7 września 2017

Adopcja w Niemczech - ciekawe statystyki

Dane statystyczne publikowane przez polskie Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:(http://www.mpips.gov.pl/wsparcie-dla-rodzin-z-dziecmi/adopcja/informacje/informacje-statystyczne/) wskazują, że liczba adoptowanych dzieci w Polsce to około 3000 rocznie. I przyznam się, że sam nie potrafiłem ocenić czy to jest mało, czy dużo jak na kraj liczący 38 mln ludzi (wg Wikipedii). A spotkałem się też z twierdzeniem, że Polacy są mało empatyczni i nie chcą adoptować dzieci. Tak między innymi uzasadniano "konieczność" zgody na zagraniczne adopcje polskich dzieci.

A jak rzecz wygląda u naszych najbliższych (geograficznie) sąsiadów od zachodu - czyli w Niemczech. W kraju liczącym ponad 80 mln mieszkańców (wg Wikipedii), czyli dwukrotnie więcej niż Polska.
Pokazana poniżej rycina przedstawia dane statystyczne dotyczące adopcji w Niemczech.

Objaśnienia do rysunku:
1 Adoptionen gesamt / Adopcja ogólnie (całkowicie)
2 Auslanadoptionen / Adopcje zagraniczne (dzieci z innych krajów)
3 Stiefkindadoptionen / Adopcja dziecka współmałżonka (pasierba)
4 Verwandtenadoptionen / Adopcja dziecka spokrewnionego
5 Fremdadoptionen / Adopcja dziecka obcego (niespokrewnionego)

Jednak aby zacząć coś mówić o danych z powyższego wykresu należy też wiedzieć ile dzieci w danym kraju znajduje się pod opieką instytucjonalną. Ta liczba będzie obrazować skalę zjawiska tzw "rodzin dysfunkcyjnych", czyli niedających sobie rady ze sprawowaniem właściwej opieki nad dzieckiem.
W Polsce wg serwisu dieciwpolsce.pl pod stałą opieką instytucjonalną znajduje się około 19 000 dzieci i jest to liczba niezmienna od lat. Z polskojęzycznego serwisu Deutsch Welle dowiedziałem się natomiast, że w Niemczech stale wzrasta liczba dzieci trafiających pod opiekę Jugendamtów i w 2013 r pod opieką tej instytucji znajdowało się około 42 000 dzieci. Tak więc biorąc pod uwagę te liczby oraz liczbę ludności w obu krajach można wnioskować, że skala osierocenia społecznego w Polsce i Niemczech jest podobna. Choć sytuacja ekonomiczna mogłaby sugerować, że większe problemy powinny mieć rodziny w Polsce. Ale jak widać "funkcjonalność" rodziny nie wynika jedynie z jej możliwości ekonomicznych.
Wzrost liczby dzieci pod opieką Jugendamtów serwis DW tłumaczy tak:
"Dotychczas dużo się mówiło o dzieciach, jako ofiarach zaniedbań rodzicielskich, czego objawem są m.in. przemoc domowa, seksualne wykorzystanie i narkomania. Federalny Urząd Statystyczny uzasadnia natomiast wzrost liczby dzieci wymagających przejęcia opieki przez urzędy ds. dzieci i młodzieży nadmiernym przeciążeniem rodziców."

A teraz wróćmy do wykresu.
Wynika z niego, że ogólna liczba adopcji dzieci w Niemczech na przestrzeni ostatnich lat ciągle spada. Od ponad 5000 w 2004 r do około 3800 w roku 2015.
Tak więc twierdzenie, że Polacy w porównaniu ze społeczeństwami Europy Zachodniej są mniej empatyczni, mniej skłonni do przyjęcia dziecka adoptowanego, jest w świetle tych danych całkowicie nieuzasadnione.

Patrząc na powyższy wykres można też zauważyć, że w niemieckich statystykach uwzględnia się też adopcję dziecka współmałżonka oraz że znaczna część adopcji dotyczy dzieci "biologicznie spokrewnionych" z nowymi rodzicami. Niestety nie znam takich statystyk dla Polski. Tylko z rozmów z pracownikami Ośrodków Adopcyjnych mogłem się dowiedzieć, że w naszym kraju "w rodzinie" problemy takie załatwia się raczej w formie opieki zastępczej, a nie adopcji.

Z wykresu wynika też, że stale spada również liczba dzieci pochodzących z innych krajów, które zostały adoptowane w Niemczech.
Może wbrew niektórym teoriom niemieckie Jugendamty nie polują na polskie dzieci w celach adopcyjnych?

***
Dlaczego w bogatych Niemczech ciągle spada liczba dzieci, które znalazły nową rodzinę dzięki przysposobieniu?
Wydaje mi się, że jest to wynikiem starzenia się społeczeństwa niemieckiego. Im później decydujemy się na dziecko to tym później przychodzi też myśl o adopcji. W wieku przedemerytalnym trudniej się zdecydować, a i przejście przez procedury może być niewykonalne. I w tej kwestii tak Polska jak i Niemcy mogą być do siebie podobne.

***
Patrząc na powyższe statystyki można też wątpić w to, że Niemcy dadzą radę "wchłonąć" (wiem, że nie brzmi to ładnie) osierocone dzieci, które dotarły do Niemiec wraz z falą migrantów w ostatnim czasie.

Może liberalizacja przepisów w Niemczech, która pozwala na adopcję przez pary homoseksualne nie wynika z "tolerancji" społeczeństwa niemieckiego? Może to sięganie po kandydatów tam gdzie nikt "normalnie" nie sięga bo tych normalnych zwyczajnie zaczyna brakować.


Powiązane:
Adopcja dzieci w krajach UE - statystyki