sobota, 15 lipca 2017

Jawność adopcji. Komu należy, komu warto powiedzieć

Do napisania tej notki skłonił mnie tekst Izzy:
https://naszmalyswiatek.blogspot.com/2017/07/niegrzeczny-bo-adoptowany.html
oraz komentarze pod nim.

Dziecko adoptowane
Otóż zapewne wszyscy zgadzamy się z tym, że wiedza o adopcji należy się przede wszystkim dziecku. Jak każdy człowiek ma święte i niezbywalne prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu.
Moje córki są na tyle duże, że wiedzą... Bo przeżywały proces adopcji może na sposób dziecięcy ale razem z nami. Na razie nie zadają pytań ale spodziewam się, że i na nie przyjdzie czas. A ja tego czasu nie przyspieszam.

Rodzina, przyjaciele, znajomi
Chyba nie po to decydujemy się na adopcję by zerwać więzi z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi? Zatem i tu dobrze gdy nasi bliscy wiedzą o adopcji od samego początku... Dziecku dajemy siebie ale i naszą rodzinę, a w jakim sensie też naszych przyjaciół i znajomych. Im też dajmy im szansę na przygotowanie się na pojawienie się naszego dziecka (dzieci).
Gorzej gdy ktoś z rodziny nie akceptuje naszej decyzji o adopcji. Ale lepiej będzie jak ujawni to wcześniej, a nie już przy dziecku.

Komu jeszcze należy lub powinno się powiedzieć...

Lekarz
Chyba oczywista sprawa, że tu jak na spowiedzi.

Ksiądz
Jak wyżej i to dosłownie. A dobry duchowny zaznajomiony ze sprawą może dużo pomóc w kontaktach z administracja kościelną.

W pracy
A tu jest czasem pokusa aby nie mówić. Ale jednak jak się powie to wiele rzeczy można łatwiej załatwić. A i nagłe "zgłoszenie potrzeby pilnego urlopu" będzie przyjęte z większym zrozumieniem.

Żłobek, przedszkole, szkoła, itp.
Nawet nie miałem czasu na to by się zastanawiać nad tym czy oddając komuś dziecko pod opiekę należy go poinformować o tym, że dziecko jest adoptowane. Po prostu tego nie dało się ominąć. Więc od razu z żoną ustawiliśmy sprawę. A żona jako nauczycielka zna środowisko i wie jak rozmawiać z innym belfrem:
- Chcemy przekazać w zaufaniu jako osobie kompetentnej, że nasze dziecko...
Albo coś innego w podobnym stylu.
Zresztą w naszym powiatowym grajdołku fakt adopcji dwójki starszych dzieci nie dałby się ukryć. A grono nauczycielskie i tak dowiedziałoby się: z wywiadu środowiskowego. Więc chyba lepiej jak poznają prawdę nie przetworzoną przez plotki.

***

A tak w ogóle to ponieważ mieszkamy na wsi. Na bardzo małej wsi, na samym skraju Karpat... Wystarczyło powiedzieć co nie co sąsiadce by "tajemnica" przestała nam ciążyć.


Ps
O tym, że nawet w urzędzie warto powiedzieć po co potrzebny nam jest odpis z aktu małżeństwa przekonałem się gdy nagle okazało się, że trzeba jeszcze raz skompletować dokumenty by dać dzieciom szansę na Święta BN w nowym domu. Patrz: http://hephalump.salon24.pl/742806,otworzyc-sie-na-dobro



4 komentarze:

  1. Nasze miasteczko również na prawach powiatu, ale wieści rozchodzą się w nim, jak na Waszej wsi. Ale to jak z każdym newsem. Zachłystujemy się, by za chwilę zapomnieć. I tak było w przypadku pojawienia się Synka w naszym życiu. Teraz spotykam się nawet z tekstami: taki duży, a niedawno byłaś w ciąży. Czyli szybko zapominamy :)
    O ile informowanie lekarza było dla mnie oczywiste (i informacja ta wiele nam dała, bo lekarz jest czujniejszy, w sensie, że ma świadomość, że nasza wiedza o przebiegu ciąży czy rb jest nikła), o tyle przedszkola niekonieczenie. Na tym etapie nie jest to potrzebne. Choć pewnie informacja sama się rozniesie. Nie mam z tym problemu, dopóki nie wpłynie to na podejście do Tygrysa np. tłumaczenie zachowań jego historią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @tygrysimy
      Mnie pomaga świadomość, że adopcja nie jest tajemnicą. Jak już pisałem u Izzy - praca ze starszym dzieckiem zmienia perspektywę.

      Pozdr
      M

      Usuń
  2. U nas wiedzą wszyscy (oczywiscie oprocz pan w sklepie :) ) nawet przedszkole - i byla to dobra decyzja, dziewczyny bardzo duzo z siebie Czarodziejowi dały, w chwilach duzych problemow swiadomosc adopcji sprawiala ze nie zniechęcały sie tylko ciagnely z nim dalej, mialy w sobie dodatkowa motywacje. Dzis jego postepy naukowe to po prostu ogromna ich zasluga.
    Wiem bo w grupie jest drugie dziecko z problemami i tam nie wkladaja takiej energi. Rodzice nie za bardzo chca wspolpracowac, o problemach nie rozmawia sie wprost i to zrodzilo brak relacji i chęci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Beata A
      Bardzo dziękuję za ten komentarz.
      Ja z żoną też możemy byc bardzo wdzięczni wielu ludziom (od urzędników krakowskiego USC po nauczycieli w szkole i przedszkolu). Ludziom, którzy naprawdę bardzo nam pomogli bo chcieli też okazać serce dla dzieci.

      M

      Usuń