piątek, 4 sierpnia 2017

Mój pierwszy rodzinny wyjazd nad morze


O tym jak wygląda rodzinny (z dziećmi) wyjazd na wakacje nad polskie morze wiedziałem dotychczas tylko z opowieści. Opowieści zaczynających się przeważnie od relacji z koszmaru (?) jakim jest przejazd przez całą Polskę (Małopolska –> środkowe wybrzeże Bałtyku) samochodem z dziećmi. I chyba te opowieści o koszmarze podróży z nieustającym pytaniem:
- Ile jeszcze?
Mocno na mnie podziałały bo długo się zastanawiałem z żoną jak tu zaplanować 8 – 9 godzinną podroż by ją przeżyć.
podróż nad morze
Podróż nad morze (rys. Dominika 6 lat, apl. KTuberling, Linux Mint)


Podróż (z okolic Wieliczki w stronę Ustki)
Przez chwilę rozważaliśmy opcję wyjazdu nocą: Może dzieci zasną w samochodzie?
Ale wizja całonocnej podróży po upalnym dniu jednak skutecznie zniechęciła nas od pomysłu wyjazdu wieczorem by być na wybrzeżu wczesnym rankiem.
Zdecydowaliśmy się na wczesne wstawanie o 3.00 (trzeciej), czyli dla dzieci i tak w środku nocy.
Bagaże spakowane dzień wcześniej. Pobudka rodziców na godzinę przed planowanym wyjazdem. Szybka kawa, prysznic i torby z betami lądują w bagażniku samochodu. Aż dziw, że wszystko się zmieściło (weszły nawet 2 hulajnogi). Na koniec pozostało „załadowanie” dwóch śpiących dziewczynek do auta. Ale i to poszło w miarę sprawnie. Starsza córka tak przezywała wyjazd, że właściwie obudziła się sama. Młodsza „przeszła” do samochodu na „półśpiocha”.
Chyba była to właściwa decyzja bo pierwszy etap podróży dziewczynki praktycznie przespały. Dzienną aktywność rozpoczęły na pierwszym postoju o około godziny siódmej (4 godz. jazdy) gdy już byliśmy na autostradzie w okolicach Torunia. Tez postój (około 1 godz.) ze śniadaniem wszystkim był już potrzebny.
Reszta drogi też przeszła w miarę sprawnie. Autostradę opuściliśmy na węźle Kopytkowo (za radą Google Maps). Nowe widoki i podróż przez nieznane wcześniej rejony Polski skupiły uwagę dzieci na tym co wokół samochodu, a nie na tym co robi siostra. Młodszą zaczęło „roznosić” dopiero pod koniec podróży. Ale w sumie trzeba przyznać, że dzieci bardzo dzielnie zniosły przejazd. I o 12.30 byliśmy już w punkcie docelowym.
Na plaży
Plaża w Jarosławcu


Inne wrażenia z podróży, czyli nie tylko dzieci są w aucie
Szykowałem się do drogi myśląc głównie o tym jak dzieci zniosą podróż. Niestety przed wyjazdem nie sprawdziłem jak działa ładowarka samochodowa do telefonu z nawigacją. Dopiero w trakcie jazdy zorientowałem się, że wtyczka (mikro USB) nie łączy i prądu mam tylko tyle co w baterii telefonu. Ładowarka, którą mam jest na stałe połączona z kablem i po uszkodzeniu wtyczki właściwe cała staje się bezwartościowa. Szybka improwizacja… I telefon został podłączony innym kablem do gniazda USB radia samochodowego. Działa :) Tak też można zdobyć prąd.
Autostrada A4 Kraków-Katowice wita nas informacją o utrudnieniach z powodu remontów. Te remonty są na tym odcinku drogi tak stałym elementem jak irytacja kierowców wynikająca z wysokości opłaty za przejazd tą autostrada. Ale o 4 rano ruch jest jeszcze niewielki i droga ta szybko zostaje za nami.
Jazdę kontynuujemy po starej „jedynce” (droga ekspresowa). Duży ruch ciężarówek, na szczęście w przeciwnym kierunku. Fotoradary skutecznie „regulują” prędkość przemieszczających się pojazdów bo jakoś mało kto próbuje jechać szybciej niż kodeks zezwala. Co jakiś czas jazdę urozmaica kartoflisko na prawym pasie ruchu, ale i te koleiny są tak typowe jak remonty na zarządzanej przez Stalexport A4.
Od wjazdu na nową obwodnicę Łodzi przejazd staje się naprawdę przyjemnością. Jednak w pewnym momencie nawigacja (Google Maps) zaczyna sugerować, że jeżeli chcemy dojechać do celu w jakimś sensownym czasie to należy opuścić autostradę i resztę trasy kontynuować po drogach lokalnych. Wybieramy opcje proponowaną przez Googla. Za nami jedzie rodzina, która wybiera jazdę autostradą A1 do końca, a potem objazd Trójmiasta… Ten wybór kończy się dla nich stratą 1,5 godz. - czasu poświęconego na oczekiwanie na bramkach i korkowanie między Gdańskiem – Gdynią i resztą miast wybrzeża.
I mógłbym tu jeszcze jakąś ładną laurkę dla Google Maps wkleić, gdyby nie jeden mały szczegół. Otóż jednak wspomniana aplikacja i Android na moim telefonie (LG K10LTE, Orange) ma większy apetyt na prąd niż jest w gnieździe USB radia. Telefon zwyczajnie się wyłączył tuż przed celem podróży. Aby było śmieszniej to okazało się, że nie pamiętam nr PIN do odblokowania karty sim w telefonie. Niedawno wymieniałem kartę i jeszcze nie zakodowałem sobie nowego PINu.
Na szczęście telefon żony nadal działał, a w naszym domu na czas naszego wyjazdu pojawili się teściowie by opiekować się pozostawionymi zwierzakami. No i musiałem poprosić Teścia aby odszukał kopertę z kodem do odblokowania telefonu. Całe szczęście, że nie schowałem jej zbyt dobrze.

4 komentarze:

  1. Myślę, że człowiek za każdym razem jak wyjeżdża uczy się czegoś nowego, choć czasem trudno coś przewidzieć, dzieciaki przecież dorastają i co roku mają inne potrzeby. Ja uwielbiałam podróże z rodzicami nad morze, nie przeszkadzało mi to, że wtedy nie było autostrad i w zasadzie człowiek jechał cały dzień. A już do tej pory zachodzę w głowę jak jeździli na wakacje moi teściowie - 2 chłopaków+rodzice+pies wilczur w Maluchu ;) Widzę, że Wy też sobie wspaniale poradziliście, Wy znacie potrzeby dzieci najlepiej. Jeszcze raz życzę Wam niezapomnianych wakacji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @izzy
      Jeździłem fiatem 126p... Ale dawno temu jako kawaler. Dzis chyba jednak już nie potrafilbym przerobić go na auto rodzinne.
      Pozdr
      M

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawsze musi być ten pierwszy raz, kiedy podejmiemy decyzję o tym aby odwiedzić nasze polskie morze. Ja już wiele lat tam jeżdżę i jestem zdania, że województwo pomorskie jest na tyle atrakcyjne, że można tam spędzać czas znakomicie. DO wyjazdów zarówno bardzo inspiruje mnie informacja z https://livemorepomerania.com/ jak dużo rzeczy jest tam do zobaczenia.

    OdpowiedzUsuń