piątek, 22 września 2017

Zmiana przedszkola

Jak pisałem we wcześniejszej notce (patrz tu) podział zajęć (plan lekcji) zaproponowany przez szkołę, do której zapisaliśmy córki okazał się bardzo trudny do pogodzenia z pracą rodziców. Szczególnie godziny funkcjonowania oddziału zerowego (od 7 do 12-ej, bez prawa do świetlicy) dawały w kość. Jedno z nas musiałoby chyba zrezygnować z pracy. Tak zupełnie aby zapewnić młodszej córce opiekę po zajęciach.
Na szczęście żonie udało się znaleźć inny oddział przedszkolny w innej szkole, która jednak jest pod tym samym zarządem (ten sam organ prowadzący). Tu można dziecko zostawić do 15ej (a nawet do 17ej - płatne). A to już wystarczy do zorganizowania sobie życia.

***
Pierwszy dzień w nowym przedszkolu okazał się jednak być wyzwaniem dla córki i tatusia. Bo to tatuś (czyli ja) zaprowadził dziecko do nowego przedszkola.

Wszystko niby przygotowane, uzgodnione, córeczka mówi, że chce iść do nowej szkoły i poznać nowe koleżanki, ale po wejściu do sali nagle mocno chwyta tatusia i mówi:
- Nie... Nie zostanę tu sama. Wracamy do domu, albo Tata zostaje tu ze mną.

Pani prowadząca zerówkę pozwoliła mi przez godzinę być w pobliżu, ale dłuższa moja obecność kolidowałaby z rytmem pracy oddziału przedszkolnego.
Czas mija, a dziecko dalej wczepione w koszulę taty. I co tu robić?

Mówię do Pani Opiekunki (bardzo miła osoba), że chyba trzeba będzie spróbować jeszcze raz następnego dnia. Bo dziecko jest przerażone, a przynajmniej sprawia wrażenie przerażonego.

Przez chwilę porozmawialiśmy o dziecku, a ja wykorzystałem okazję by powiedzieć nauczycielce też o historii córki i jak znalazła się w rodzinie.

Przedszkolanka przyjęła stan dziecka ze zrozumieniem i ustaliliśmy plan działania na dzień następny. Przychodzimy rano, krótkie pożegnanie i dziecko zostaje w przedszkolu.

***
Wychodzę z córeczką na zewnątrz i siadamy do samochodu. Przez chwilę zastanawiam się co robić.
Córka najwyraźniej wyczuła mój stan ducha i umysłu. Chcąc mnie (chyba) pocieszyć albo udobruchać powiedziała:
- Nie martw się. Wrócimy do domu. Ja sobie obejrzę bajkę, a ty będziesz mógł coś zrobić.
I chyba w tym momencie spłynęło na mnie jakieś natchnienie.
- Nie kochanie. Bajka miała być po przedszkolu. Wracamy do domu i przez ten czas jaki miałaś być tu z koleżankami i Panią będziemy robić takie zadania jak w przedszkolu. A bajka dopiero potem.

Córkę chyba zaskoczyła moja odpowiedź. Bo po chwili wydusiła tylko z siebie:
- Ale ja chcę bajkę...

- Nie. Bajka będzie tylko po przedszkolu. W nagrodę.

Chwila wahania i dziecko mówi:
- To ja jednak zostanę. Teraz...

I została.

6 komentarzy:

  1. Brawo, Tata! Dodaję sobie Twój wpis do ulubionych, ku pamięci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, że udało Wam się zmienić przedszkole i wszystko jako tako poukładać. Ostatnio specjalnie zapytałam jedną matkę, która ma dziecko właśnie w zerówce jak to wygląda u nas. No i już wiem, że równie beznadziejnie, choć lepiej (to chyba niezbyt trafne słowo) niż u Was. A więc za świetlicę trzeba płacić gdy dziecko uczęszcza do zerówki, potem jest za darmo, a starszym dzieciom po prostu się nie należy.... Pytam ją co w takim razie mają zrobić te dzieciaki, które kończą np. o 12 a ona wzruszyła tylko ramionami i mówi "No cóż, klucz na szyję i do domu"

    A nie orientujesz się, czy to w ogóle jest legalne? Przecież to małe dzieci na litość boską! Czy można taką właśnie np. 10-latkę wysłać do domu, by sama w nim przebywała do czasu przyjścia rodziców, czyli do 16-17?
    Ja mam ten komfort, że mogę w zasadzie dziecko odebrać w każdej chwili, taką mam pracę. Ale ile osób tak ma? Większość niestety nie może odebrać dziecka o 12. Nawet jeśli ma swój interes to też ciężko rzucić pracę w środku dnia. Za moich czasów świetlica była darmowa, ja z niej nie korzystałam, bo chodziłam po lekcjach do babci mieszkającej nieopodal, ale dzieciaki siedziały i odrabiały lekcje. Panie "świetliczanki" miały również w obowiązku przygotować dla nich zajęcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @izzy
      "Zgodnie z art. 43 ust. 1 i 3 ustawy z dnia 20 czerwca 1997 r. Prawo o ruchu drogowym (j.t. Dz.U. z 2012 r. poz. 1137 ze zm.) dziecko w wieku do 7 lat może korzystać z drogi tylko pod opieką osoby, która osiągnęła wiek co najmniej 10 lat."


      Czyli niby wszystko zgodnie z prawem. 10 letnia dziewczynka może sama iść do domu i jeszcze odprowadzić młodszą siostrę.

      W Norwegii za takie coś to ichniejsza "opieka" chyba już zaczyna interwencję.

      Pozdr
      M

      Usuń
    2. Szok. Może w takim razie obniżyć wiek i niech taka 10-latka zostanie uznana za dorosłą. I najlepiej niech ma jeszcze prawo głosować...
      Skoro może odprowadzić młodszą siostrę do domu i być za nią odpowiedzialna to czemu nie za wybór np.parlamentarzystów? Może popłynęłam, ale dzięki Tobie trochę się tym zainteresowałam i stwierdzam, że wiele jeszcze musi się zmienić. Trochę już z państwówki wypadłam, ale widzę, że nadal jest źle.

      Z tego co czasem słyszę to faktycznie Skandynawowie mają naprawdę to wszystko poukładane. I to tak jak piszesz z sensem.

      Usuń
    3. @izzy
      To prawo (nasze) jest całkiem bez sensu. Bo jak taka 10-latka nie daj Panie Boże będzie miała wypadek to i tak dobiorą się rodzicom do (wiadomo czego) za brak opieki.

      A Norwegia to dla odmiany przykład przegięcia w drugą stronę.

      M

      Usuń