Powoli już zaczyna mi być kompletnie obojętne kiedy odbędą się wybory... Czy będą tradycyjne, czy korespondencyjne...
Z coraz większym niepokojem myślę za to nadchodzących Świętach.
Obawiam się, że znaczna część ludzi może pęknąć i próbować wyłamać
się z tej wspólnej walki o ograniczenie rozprzestrzeniania się epidemii.
Niektórzy już dziś narzekają, że ograniczenia narzucone przez władze są
zbyt uciążliwe, a ryzyko właściwie niewielkie. Tak myślą bo nie wierzą,
że to ich może dotknąć ta zaraza. Że cala ta historia jest jak
przydługi film, który można przerwać gdy stanie się już zbyt nużący.
Dlatego pojawia się u mnie myśl, że tuż przed Świętami może zacząć pojawiać się chęć do ucieczki od tych wszystkich ograniczeń.
Bo jak tu sobie wyobrazić święta bez tego wszystkiego co dotychczas
wydawało się oczywiste? Bez swobodnego podróżowania, bez spotkań z
rodziną, bez zakupowego szaleństwa...
Tak... Raczej nie spodziewam się aby kryzysowa sytuacja zachęciła nas
do duchowego przeżycia Świat Wielkanocnych. Raczej tylko uwypukli to
czego nam brak i jak bardzo jesteśmy uzależnieni od tej swobody i
ceremoniału...
Ale jak tu świętować gdy obok rozgrywa się ludzka tragedia?
Jak poczuć radość Zmartwychwstania jeśli nie chcemy pamiętać, że wcześniej było cierpienie i śmierć Zbawiciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz