W zasadzie od początku powinienem mieć świadomość, że fakt zaszczepienia nie daje 100% ochrony. Ale może naiwnie, może bezpodstawnie, jednak miałem taką nadzieję, że to mnie naprawdę zabezpieczy.
Cóż... Jednak aby być uczciwym muszę się przyznać, że w dotychczasowych kalkulacjach jednak nie uwzględniłem tu czynnika ludzkiego.
Otóż nie wziąłem pod uwagę, że jednak mam w domu nastoletnią córkę, która ma silne przekonanie, że młodość gwarantuje niezniszczalność, a koledzy i internet to najlepsze źródło wiedzy na temat tego czy warto się szczepić.
No więc moja córa ma poglądy na temat szczepień podobne do grasujących tu sympatyków Konfy. Równie "logiczne" i tak samo nie podlegające dyskusji.
Cóż... Upartego w swych teoriach nastolatka i/lub Konfederaty nikt i nic nie przekona nawet do próby wyjścia poza ustalony z kolegami schemat myślenia i plan działania.
Ale mam nadzieję, że moja córa z wiekiem jednak nabierze innych cech.
Co do posłów i sympatyków Konfy nie mam już takich złudzeń.
A wracając do tematu notki...
Jak moja córa złapała w szkole tego COVIDa i przywlekła go do rodzinnego domu to... żadna szczepionka pozostałym domownikom pomóc już nie mogła.
Tak jak Linia Maginota nie obroniła Francji w 1940 r przed agresją niemiecką.
Wirus dostał w prezencie kuriera, który sam wniósł zarazę omijając wszelkie zabezpieczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz