Chodząc ulicami Krakowa nauczyłem się ignorować treści na licznych plakatach i bilbordach. Natłok i nachalność tej formy reklamy sprawia, że odruchowo stajemy się na nią obojętni.
Jednak koło bilbordu fundacji ad vocem obojętnie przejść nie mogłem:
Bilbord wisi/wisiał/ dokładnie na wprost jednego z wejść do Galerii Krakowskiej. Miejsca tłumnie odwiedzanego przez młodych mieszkańców Krakowa oraz turystów. Może młodzi przyszli rodzice (matki, ojcowie) też zwrócą uwagę na treść i przekaz bilbordu fundacji ad vocem.
Może treść tego plakatu choć kilku osobom przypomni o tym jakie mogą być skutki spożywaniu alkoholu. To przypominanie wydaje się być szczególnie ważne dziś gdy tworzy się pewien rodzaj "kultury picia", który dopuszcza też spożywanie alkoholu, a wręcz jego nadużywanie, przez młode kobiety.
Warto zajrzeć też na stronę fundacji ad vocem: www.advocem.org.pl i przeczytać np. o skutkach oddziaływania alkoholu we krwi matki na rozwijający się organizm związanego z nią dziecka w fazie płodowej. Choćby po to by skonfrontować własne przekonania o tym czy i kiedy alkohol szkodzi. Bo może część z nich to mity.
Czy mając wiedzę o możliwych skutkach picia alkoholu można już tak z "czystym sumieniem" namawiać kogoś do jego spożywania?
Bo kultura to nie tylko w tym by wiedzieć ile można, z kim i kiedy... Ale także w tym by umieć samemu odmówić i nie proponować usilnie picia komuś kto nie chce.
***
Ze strony advocem.org.pl:
- dzieci z FAS rodzą się nie tylko w rodzinach określanych jako "patologiczne"...
- w Polsce rodzi się więcej dzieci z FAS niż z zespołem Downa...
- FAS to choroba... nieuleczalna. Można tylko łagodzić jej skutki.
sobota, 29 grudnia 2018
poniedziałek, 24 grudnia 2018
Gospoda w Betlejem. Nieplanowane Narodziny Boga
- Witaj Baltazarze. Nie widziałem Cię już tyle lat... Co sprowadza Cię do mojej gospody?
- Podziwiam Baltazarze Twoją mądrość i umiejętność czytania z gwiazd, ale uwierz mi. W tym mieście nic się nie wydarzy bez mojej wiedzy... Gdyby tu się miał narodzić jakiś król, to ja bym już o tym wiedział. Do mojej gospody zaglądają wszyscy przybysze, a do moich uszu docierają wszystkie wiadomości.
- Tak, wiem drogi Baltazarze, że: są rzeczy, o których się nie śniło nawet mędrcom ze wschodu. Ale moja rodzina prowadzi tę gospodę już od pokoleń. Aby się utrzymać musieliśmy się nauczyć planować i być dobrze przygotowani na to co niespodziewane.
- I widzisz... Nie wiedziałem, że przybędziesz, ale przezornie trzymałem wolne miejsce dla gościa tak zacnego jak Ty i Twoi towarzysze. A przez ten spis i całe to zamieszanie wszędzie tu pełno wędrowców i innych potrzebujących miejsca w mojej gospodzie.
- A ludzie są coraz mniej odpowiedzialni. A już szczególnie ci młodzi... Ostatnio przybył tu taki do mnie z pytaniem o miejsce na nocleg. Początkujący cieśla z Nazaretu. Cały jego majątek to jeden osiołek, na którego wpakował młodą żonę... A ta żona w ciąży, choć sama jeszcze niedawno była dzieckiem. Całkowity brak odpowiedzialności...
- Co z nimi zrobiłem? Odesłałem za miasto. Tam gdzie pasterze mają swoje groty. O tej porze roku zawsze jest jakaś wolna. Tyle mogłem pomóc tej nieodpowiedzialnej mizerii...
- Baltazarze... Gdzie się wybierasz? Zostań na noc w miejscu, które przezornie zachowałem dla Ciebie... Jest tyle ważnych spraw do omówienia.
***
Wszystkim oczekującym na narodziny, na Ten Telefon lub inną Radosną Nowinę życzę gotowości i otwartości na Miłość, która czasem przychodzi niezaplanowana lub nie tak jak to sobie wyobrażaliśmy.
Przygotujmy miejsce w sercu, gotowe na Miłość i Boga.
- Podziwiam Baltazarze Twoją mądrość i umiejętność czytania z gwiazd, ale uwierz mi. W tym mieście nic się nie wydarzy bez mojej wiedzy... Gdyby tu się miał narodzić jakiś król, to ja bym już o tym wiedział. Do mojej gospody zaglądają wszyscy przybysze, a do moich uszu docierają wszystkie wiadomości.
- Tak, wiem drogi Baltazarze, że: są rzeczy, o których się nie śniło nawet mędrcom ze wschodu. Ale moja rodzina prowadzi tę gospodę już od pokoleń. Aby się utrzymać musieliśmy się nauczyć planować i być dobrze przygotowani na to co niespodziewane.
- I widzisz... Nie wiedziałem, że przybędziesz, ale przezornie trzymałem wolne miejsce dla gościa tak zacnego jak Ty i Twoi towarzysze. A przez ten spis i całe to zamieszanie wszędzie tu pełno wędrowców i innych potrzebujących miejsca w mojej gospodzie.
- A ludzie są coraz mniej odpowiedzialni. A już szczególnie ci młodzi... Ostatnio przybył tu taki do mnie z pytaniem o miejsce na nocleg. Początkujący cieśla z Nazaretu. Cały jego majątek to jeden osiołek, na którego wpakował młodą żonę... A ta żona w ciąży, choć sama jeszcze niedawno była dzieckiem. Całkowity brak odpowiedzialności...
- Co z nimi zrobiłem? Odesłałem za miasto. Tam gdzie pasterze mają swoje groty. O tej porze roku zawsze jest jakaś wolna. Tyle mogłem pomóc tej nieodpowiedzialnej mizerii...
- Baltazarze... Gdzie się wybierasz? Zostań na noc w miejscu, które przezornie zachowałem dla Ciebie... Jest tyle ważnych spraw do omówienia.
***
Wszystkim oczekującym na narodziny, na Ten Telefon lub inną Radosną Nowinę życzę gotowości i otwartości na Miłość, która czasem przychodzi niezaplanowana lub nie tak jak to sobie wyobrażaliśmy.
Przygotujmy miejsce w sercu, gotowe na Miłość i Boga.
niedziela, 16 grudnia 2018
Nie pytaj dlaczego ktoś nie chce oddać dziecka
Czytając fora internetowe lub blogi czasem trafiam na pytanie:
Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?
Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.
Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…
Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?
Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?
Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.
Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…
Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?
sobota, 1 grudnia 2018
Tata w delegacji
Praca rzuciła mnie na chwilę do roboty z dala od domu. Mam tu pod opieką dwa wiercenia za węglem w okolicach Jastrzębia - Zdroju. Wyjazd niby krótki ale po tygodniu do domu już tęskno.
Gadam przy okazji o takiej robocie z ludźmi, którzy większą część swojego zawodowego życia spędzają daleko od domu. Bo taka jest specyfika pracy wiertników i geologów poszukiwawczych.
Cóż... Po prostu trzeba lubić takie życie albo z jakiegoś przymusu godzić się na ciągłą nieobecność w domu. No bo jak ktoś mówi, że w domu z rodziną jest przez 7 dni w miesiącu... To ja nie jestem w stanie zrozumieć jak taka rodzina funkcjonuje. A jakoś funkcjonować musi.
I jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak mogłaby funkcjonować rodzina adopcyjna. Bo jak tu budować więź z dzieckiem gdy taty (lub mamy) ciągle nie ma w domu?
Gadam przy okazji o takiej robocie z ludźmi, którzy większą część swojego zawodowego życia spędzają daleko od domu. Bo taka jest specyfika pracy wiertników i geologów poszukiwawczych.
Cóż... Po prostu trzeba lubić takie życie albo z jakiegoś przymusu godzić się na ciągłą nieobecność w domu. No bo jak ktoś mówi, że w domu z rodziną jest przez 7 dni w miesiącu... To ja nie jestem w stanie zrozumieć jak taka rodzina funkcjonuje. A jakoś funkcjonować musi.
I jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak mogłaby funkcjonować rodzina adopcyjna. Bo jak tu budować więź z dzieckiem gdy taty (lub mamy) ciągle nie ma w domu?
Subskrybuj:
Posty (Atom)