poniedziałek, 16 lipca 2018

Siedmiolatka robi porządki w swoim pokoju

Poprosiłeś mnie tato, abym posprzątała w swoim pokoju i wreszcie zrobiła porządek na półkach.
Ale starsza siostra postanowiła mi pomóc i... coś nam wypadło.

Teraz jeszcze pokłócimy się przy ponownym układaniu tych wszystkich rzeczy i sprzątanie zajmie nam naprawdę duuuużo czasu.

***
Ps
Akcja zakończona interwencją taty i sprawdzeniem zawartości dwóch worów z rzeczami podobno już: "tylko do śmieci".

Tata zastosował konsekwencje  (nie mylić z karą) i zarządził powtórną segregację zawartości ww worów.
Efekt: około 1/3 zawartości wróciło na półki.
Reszta została dokładnie podzielona na trzy części: papier, plastiki+metal, śmieci ogólne.

12 komentarzy:

  1. Hehehe, dziewczyny, jak widzę, mają radykalne podejście do tematu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie...
      I w sumie małe przywiązanie do posiadanych zabawek.

      Dotychczas zabawki i tak były tylko na chwilę.

      Pozdr
      M

      Usuń
  2. Kiedy moje dzieci były małe, tez sprzątaliśmy w pokojach i...chowaliśmy gry,zabawki itp. Najczęściej gdzieś po ok.0,5 roku było przynoszenie i kolejne przeglądanie i radość,że takie fajne "coś". Można spróbować.
    Ale...napisałeś,że u dziewczynek jest małe przywiązanie do zabawek to moja metoda może nie zadziałać.
    Babcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Babcia
      W tym małłym przywiązaniu do posiadanych zabawek wyczuwam efekt pobytu (2 lata) w domu dziecka.
      Ludziom się wydaje, że aby trochę uszczęśliwić dzieci w takich placów to należy je choć obsypać różnymi zabawkami. A tymczasem zabawek "sierotki" z dd mają czasem aż w nadmiarze. Darczyńcy, sponsorzy dostarczają wciąż nowe, a dzieci szybko się uczą, że to co "zepsute" jest w takim systemie szybko zastępowane przez nowe.
      Moje córki były dodatkowo przez pewien czas rozpieszczane przez tzw "zaprzyjaźnioną rodzinę". Ale to już bylby temat na oddzielną notkę.

      Pozdr
      M

      Usuń
    2. Witam,
      my byliśmy przez dwa lata taka zaprzyjaźnioną rodziną - skończyło się nie z naszego powodu na skutek wielu niekorzystnych zdarzeń ... wyczułam - może źle jakieś niezadowoleniew Twojej wypowiedzi.... czy z punktu widzenia swoich dzieci oceniasz negatywnie taka pomoc tzn w formie rodziny zaprzyjażnionej ?

      Usuń
    3. @Anonim
      "czy z punktu widzenia swoich dzieci oceniasz negatywnie taka pomoc tzn w formie rodziny zaprzyjaźnionej?"

      Zdecydowanie jest to jak widzę temat na oddzielną notkę. Moja ocena tzw "rodzin zaprzyjaźnionych" nie jest (bo nie może być) jednoznaczna.
      Zakładam, że ludzie ci wchodzą w taki układ z dzieckiem w dobrej wierze bo chcą mu dać choć trochę ciepła. Jednak co z tego wynika to już nie zawsze zależy od naszych dobrych chęci. Np. dziecko może wyobrażać sobie więcej niż z tego "przyjacielskiego" układu wynika.
      W naszym wypadku w początkowym czasie tuż po przysposobieniu (pierwsze półrocze) musieliśmy się mierzyć z ciągłymi porównaniami do "tamtego wujka", "tamtej cioci". W moim odczuci jest to zdecydowanie bardziej męczące i denerwujące niż porównania czy odwołania do matki rodzicielki czy rodziny pochodzenia dziecka.

      Ale nie ma we mnie złości ani wobec dzieci, ani wobec ludzi, którzy próbował być "rodziną zaprzyjaźnioną". Jeżeli już to na system, który pozwala sobie na takie eksperymenty w przypadku dzieci starszych będących na dobrej drodze do rzeczywistej adopcji i pełnego włączenia do oczekującej na nie rodziny.

      Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten komentarz
      M

      Usuń
  3. Jakiś czas temu,młoda 21 latka pracowała jako wolontariusz z dziećmi z DD.
    Było to tak.
    DD w wakacje zmieniał miejsce pobytu,wyjeżdżali nad jezioro.Kolejna zaangażowana osoba zbierała chętnych studentów:matematyki,chemii,języków obcych a nawet nauki tenisa.Mieli prowadzić coś na kształt zajęć wyrównawczych pomieszanych z obozem językowym.
    Uczestnictwo niby dobrowolne ale dzieciaki miały się trochę po douczać .nawet chętnie początkowo przybiegły.
    I..pierwsze zaskoczenie studentki-połamała się kredka-wyrzucamy,podarła się książka-idziemy po nową i tak dalej.
    Później już nie chciało się słuchać,siedzieć głupoty robić-o.k
    I studentka usiadła i powiedziała im jak marzyła o obozie językowym jak jej rodziców nie było stać,jak książki prawie całowała bo tak cieszyła się,że może dodatkowo chodzić na język obcy,jak książki dawała młodszemu rodzeństwu.
    Jeden komentarz-jak to rodzice nie zapłacili za obóz?
    drugi-a sponsor jakiś?
    Dlaczego nie zatemperujesz kredki?-bo u pani dyrektor lezy dużo nowych pudełek to po co.Nadgryziony baton-firmy z reklamy,wyrzucony do kosza-w gabinecie p. dyrektor batony stały w kartonach

    Pogadały sobie później z dziewczynami i powiedziały jej jak maja dosyć starych ubrań bo ludzie dają te niby nie zniszczone,jak chcą mieć modne ubrania by w klasie nikt z nich się nie śmiał
    Jak chciały by mieć nowoczesne...podpaski bo na w-f dziewczyny się śmieją-
    to są marzenia
    I zadziałało to tak ,że na ślubach, jak zbierali zeszyty i książki, my wkładaliśmy..zestawy higieniczne,kosmetyki dla młodych dziewczyn-tusze do rzęs,cienkie rajstopy bo to ciągle się rozpada. itp.
    Czy dobrze,nie wiem

    I kolejny temat-też jestem przeciwna rodzinom zaprzyjaźnionym.Jeżeli dziecko już jest nastolatkiem,coś tam rozumie, to może zrozumie fakt bycia na chwile,pokazanie im lepszego świata ale małe? tylko ma więcej żalu.
    I pytanie do anonima
    Dlaczego byliśmy 2 lata? Później co z tym dzieckiem?
    Babcia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziekuję za odpowiedż - jednej oczekiwałam a tu podwójna ...
      cały czas - mnie i mężowi sprawa leży na secu ... bo nie tak to miało wyglądac ... miał byc kontakt na dłużej a wyszło jak wyszło ...
      w "naszym" domu dziecka dzieci które miały swoje rodziny zaprzyjaźnione to te bez szans na adopcje lub rodzinę zastępczą i tylko dzieci starsze - my opiekowaliśmy sie 10ciolatką ... w naszym domu dziecka to funkcjonowało - dzieci wiedziały co to rodzina zaprzyjaźniona i nie słysząłam żeby były jakieś inne oczekiwania dzieci...
      co do naszego dziecka - nagle, bardzo silnie ujawniła się choroba psychiczna - dziecko oddane do specjalnej placówki bez szans na nasze odwiedziny - kontakt telefoniczny powoli zamierał i teraz już bez kontaktu ...Dom dziecka zasugerował innego podopiecznego ale i my i nasze biologiczne dzieci nie wyobrażaliśmy sobie takiego zastąpienia ... do dziś natomiast została zadra w sercu ....

      Usuń
    2. Dziękuje za odpowiedź.Ja widzisz,my tu sobie opowiadamy o adopcji i pochodne tematy.
      pozdrawiam
      Babcia

      Usuń
    3. @Anonim
      "do dziś natomiast została zadra w sercu...."
      I to jest clou problemów wynikających z eksperymentu nazywanego "rodziną zaprzyjaźnioną".
      Rodzą się uczucia, których nie można lekceważyć. Bo później te uczucia mogą być bolesne.

      Pozdr
      M

      Usuń
  4. Kurczę, poważna dyskusja się wywiązała, nie wiem, czy mi wypada się wypowiadać w takim lekkim tonie... A chciałam tylko napisać, żebyś się nie czepiał dziewczynek, bo moje wakacyjne porządki wyglądają bardzo podobnie ;) A mam już dużo więcej niż 7 lat ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Lady Makbet
      Często mam wątpliwości czy należy interweniować i czy nie jestem za ostry. Ale dzieci chcą czuć, że tata naprawdę interesuje się nimi.

      Usuń