Kontakt po kursie a przed Tym Telefonem
Po kursie i uzyskaniu kwalifikacji powiedziano nam, że czekając na Ten Telefon dobrze czasem samemu zadzwonić i przypomnieć się w Ośrodku Adopcyjnym (OA). A z dalszej części rozmowy wynikało coś co zrozumiałem jako wytyczną, że:
- Należy odzywać się tak przynajmniej raz w miesiącu.
Nie wiem czy jest to praktykowane w wszystkich Ośrodkach ale ja pilnowałem sumiennie by mieć taki regularny kontakt z opiekującym się nami pracownikiem OA.
Tylko, że po dwóch latach takiego regularnego dzwonienia i wysłuchiwania standardowych odpowiedzi: dzieci nie ma, trzeba czekać itp., człowiek zaczyna tracić poczucie, że to dzwonienie ma jakiś sens. A przynajmniej ja tak czułem...
W trzecim roku takiego czekania postanowiliśmy z żoną spróbować jeszcze raz w innym Ośrodku Adopcyjnym. W tym drugim OA nikt nam nie sugerował jak często mamy się odzywać. Tu prowadząca sama zaskakiwała nas niespodziewanymi telefonami, a i my potrafiliśmy się "odwdzięczyć" niezapowiedzianą wizytą. A niespodziewana wizyta w OA oddalonym o ponad 300 km może być trochę szalonym pomysłem. To szaleństwo jednak wyłączyło poczucie rutyny...
A gdy w końcu zadzwonił Ten Właściwy Telefon z Tą Wyczekiwaną Wiadomością to okazało się, że... mam go na liście połączeń nieodebranych.
Od Tego Telefonu do Pierwszego spotkania
Może się zdarzyć, że już po Tym Telefonie sprawy zaczną toczyć się szybko ale... Nam dano dwa tygodnie do namysłu. Dwa tygodnie wyciszenia i oswajania z myślą o dwójce dzieci (rodzeństwo, dwie dziewczynki), o których wiemy tylko tyle, że są daleko, w jeszcze innym OA i ile mają lat. Dwa tygodnie ciszy...
Po decyzji, że chcemy się spotkać nastąpiło przyspieszenie i telefony zaczęły działać jak na jakieś gorącej linii. Tyle spraw do załatwienia i ustalenia.
Powiem szczerze: nigdy wcześniej tak często nie dzwoniłem w jakiejkolwiek sprawie.
Po pierwszym spotkaniu
Największe zaskoczenie. Telefon od córek, które koniecznie chciały ze mną porozmawiać. Zaskoczyły mnie w pracy i... pobiły się o słuchawkę bo każda chciała rozmawiać. Lekko zszokowany słuchałem jak popłakały się w kłótni o to, która pierwsza miała rozmawiać.
Przed rozprawą
Dzieci zabraliśmy do siebie w następny weekend po pierwszym spotkaniu. Do rozprawy sądowej było mało czasu (sąd działał zadziwiająco szybko i sprawnie), a spraw jeszcze sporo do załatwienia. Kontakt z OA właściwie codziennie. To trzeba jeszcze załatwić, takie zaświadczenie zdobyć i dostarczyć, panie chcą przyjechać na wizytę kontrolną i sprawdzić jak funkcjonujemy razem jako rodzina...
Po rozprawie
Na posiedzenie sądu pojechaliśmy bez dzieci - zostały pod opieką babci.
Parę godzin czekania bo wcześniejsze sprawy się przedłużały. Na szczęście w naszym wypadku idzie wszystko sprawnie i szybko. Decyzja stanie się prawomocną już za dwa tygodnie.
No i na szczęście kontakt z OA i panią Psycholog, która wcześniej zajmowała się dziećmi nie zakończył się w tym dniu. Bóg im zapłać za to, że jeszcze później mogliśmy dzwonić i zawracać im głowę w różnych sprawach. Naprawdę było to potrzebne.
Czas po przysposobieniu
Przez pierwsze pół roku dzwoniliśmy dosyć często. Właściwie nie było miesiąca bez kilku telefonów. Szczególne w czasie trzeciego-czwartego miesiąca od pojawienia się dzieci w naszym domu. To jest w czasie gdy córki zaczęły nas dokładnie testować i sprawdzać na ile mogą sobie pozwolić, a jednocześnie jeszcze sprawdzały czy naprawdę będziemy dla nich mamą i tatą.
Potem częstotliwość takich rozmów zaczęła się zmniejszać. I gdy minął rok uznaliśmy, że właściwie już nie ma czym głowy zawracać pracownikom OA. U nas jest OK, a oni mają świeże sprawy do załatwienia.
Dwa lata po przysposobieniu
Dziś chodzi mi tylko po głowie pomysł wysłania listów z podziękowaniami do wszystkich, którzy nas wytrwale i fachowo wspierali w drodze do naszego rodzicielstwa. Nie dzwonie bo wiem, że Ośrodki mają swoje problemy, mają nowych kandydatów, nowe sprawy o przysposobienie... Zwyczajnie nie chcę zawracać ludziom gitary...
Dlatego jak czytam na blogu Izzy (http://www.naszmalyswiatek.pl/), że nadal utrzymuje kontakt ze "swoim OA" i nadal potrafi prowadzić ponad godzinne rozmowy na tematy poruszane potem na blogu to... jestem w lekkim szoku.
Podobnie jak w szoku są czasem ludzie, którzy mnie nadal pytają o to:
- Jak często jesteście sprawdzani przez OA?
A słyszą moją odpowiedź:
- Teraz nikt nas nie sprawdza. Jesteśmy zwykłą, normalną rodziną. Czas na sprawdzanie był przed decyzją o przysposobieniu. Teraz trzeba sobie radzić i funkcjonować jak każda, samodzielnie radząca sobie z problemami rodzina.
W naszym przypadku OA (ten pierwszy) podkreślał, że częściej niż na pół roku nie ma w ogóle co się dowiadywać. Powiedzieli, że doskonale wiedzą, że wszyscy czekają, a dzwonienie niczego nie przyspieszy. Niektórzy powiedzą, że to test ośrodka, który sprawdza, jak bardzo kandydatom zależy. Raczej nie w tym przypadku. Akurat w tym temacie sprawę wielokrotnie postawili jasno. Także co ośrodek to zwyczaj. W nowym OA się niebawem okaże :)
OdpowiedzUsuńTo już dwa lata? Ależ ten czas pędzi! Choć jak Cię czytam, to mam wrażenie, że jesteście z córkami od wieków :D
@Matecznik K.
UsuńDziewczyny zabraliśmy do domu w poniedziałek po Niedzieli Chrystusa Króla (AD 2016). Czyli licząc rok kalendarzem liturgicznym ;) dziś jest 2 rocznica. :))
A co do częstotliwości kontaktów z OA to domyślam się, że każdy ośrodek ma swoje zwyczaje. Jednak w mojej ocenia każdy oczekujący ma prawo nękać w swojej sprawie OA tak często jak tego potrzebuje. ;)
Proście, a będzie wam dane...
To nie ja kontaktuję się z ośrodkiem, tylko panie dzwonią do mnie. I tu podkreślam, że nasze rozmowy nigdy nie dotyczą moich dzieci, nie mam z nimi żadnych problemów i nie mam też żadnych pytań dotyczących adopcji jako takiej. Żyjemy sobie normalnie i tyle. Panie dzwonią do mnie, ponieważ jestem zapraszana na rozmowy z kandydatami na rodziców adopcyjnych, bo mój ośrodek tak praktykuje, a sami kandydaci chwalą sobie te spotkania (nie tylko ze mną), ponieważ my, rodzice ado, jesteśmy namacalnym dowodem na to, jak taka rodzica funkcjonuje. Jeżeli tak bardzo Cię to interesuje, moje rozmowy z OA ograniczają się do ustalenia dnia i godziny na którą mogę przyjechać, ponieważ ośrodek nie znajduje się w moim mieście. Tak się składa, że jutro też będę na takim spotkaniu. A moja godzinna rozmowa, o której wspominasz, dotyczyła jawności adopcji oraz roli rodziców biologicznych w życiu dziecka adoptowanego. Chcąc dobrze przygotować się do napisania posta, postanowiłam skorzystać z wiedzy mojej pani z OA i upewnić się, że nie przekręciłam czegoś, co pamiętam z naszego szkolenia. Pani lubi ze mną pogadać, stąd tyle to trwało. W zasadzie to wszystko. Nie ma drugiego dna.
OdpowiedzUsuńJestem zmuszona pewne rzeczy wyjaśnić, ponieważ z tego co napisałeś jasno wynika, że niektóre rodziny (czytaj nasza) są w stałym kontakcie z ośrodkiem i tak jakby są przez niego monitorowane. A tak nie jest i możesz kogoś wprowadzić w błąd. (skoro tak Cię to szokuje) Kontaktowałam się z ośrodkiem również wtedy, gdy szukałam domu dla tej dziewczynki, o której czytałeś. Ale to sprawa zupełnie nie związana z naszą adopcją. Także nie ma co robić ludziom wody z mózgu, bo prawda jest zupełnie inna. Normalnie rodziny nie kontaktują się z OA. Po przysposobieniu są taką samą rodziną jak każda biologiczna, na takich samych warunkach. Jeżeli zaś ktoś ma potrzebę porozmawiania, chce się doradzić z czymś to proszę bardzo. U mnie w OA na pewno mu tego nie odmówią.
pzdr
A, może jeszcze dodam, że omawiałam z panią nie "tematy poruszane na blogu" , a "temat". Jeden. Kropka. Blog jest mój i piszę na nim to co wiem, co czuję, a nie to czego dowiem się dzwoniąc do ośrodka za każdym razem tworząc posta, bo tak to zabrzmiało.
OdpowiedzUsuń@izzy
UsuńOczywiście. Ale w każdym bądź razie już chyba lepiej pojmuję dlaczego czasem odnoszę wrażenie, że: bardzo się identyfikujesz ze "swoim OA". No bo jeśli masz tam nawet "swoją panią z OA".
Pozdr
M
Nie bardzo rozumiem co Cię dziwi w "swojej pani z OA". W obu ośrodkach, w których byłam mieliśmy swojego "opiekuna". Osobę, która odbywała z nami szkolenia indywidualne, informowała nas o kwalifikacji, zapraszała na szkolenia grupowe, dzwoniła z "tą" wiadomością. Taki punkt kontaktowy, który na dodatek najlepiej nas znał. Ostatnie 7 lat mojego życia to mniej lub bardziej intensywny kontakt z OA. Po zamknięciu tematu drugiej adopcji myślę, że ten kontakt osłabnie ale życzenia na Święta będziemy wysyłać i jakieś kurtuazyjne wizyty raz na jakiś czas będziemy składać. Chciałabym też jakoś oswoić dzieciaki z tym miejscem żeby wiedziały gdzie leży teczka z początkiem ich historii.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy
UsuńOczywiście. To nawet miłe, że OA przypisują do kandydatów takiego opiekuna/przewodnika. To naprawdę ułatwia kontakt i daje poczucie... hmmm... Czasem daje poczucie, że ktoś o nasze sprawy naprawdę dba.
I tę rolę najlepiej pozostawić paniom z OA. (Zazwyczaj będą to panie, może kilku panów się trafi)
Bo można przedobrzyć z wczuwaniem się takie role.
pozdr
M