środa, 10 kwietnia 2019

Dziunie bezrobotne z urzędu...

Urząd Pracy musi być... Bo jakby co to się w nim zarejestrujesz. I może nawet zasiłek ci przyznają. Bo na to, że znajdą dla ciebie jakąś satysfakcjonująca ofertę pracy to raczej nie licz.
Piszę tę notkę ponieważ tak mi się przytrafiło, że swoje postanowienie o zmianie pracy postanowiłem potraktować serio i dość radykalnie. Wybór rodzina czy praca był dla mnie oczywisty. Nie po to zobowiązywałem się, że będę dla swoich dzieci dobrym ojcem by teraz tygodniami być poza domem (w delegacji).
Tak wyszło niestety, że zanim mogłem podjąć pracę w nowym miejscu musiałem wcześniej (zdecydowanie wcześniej) rozwiązać umowę (za porozumieniem stron) z poprzednim pracodawcą. W efekcie przez jakiś czas (2 miesiące) formalnie byłem osobą bezrobotną.
Potraktowałem ten stan formalnie i oczywiście zarejestrowałem się w Urzędzie Pracy. Rejestracji dokonałem przez internet (jest taka możliwość) tak więc nawet nie musiałem zapoznać się realiami Powiatowego Urzędu Pracy. Urząd mnie zarejestrował (zyskałem dzięki temu prawo do opieki medycznej na ogólnych zasadach) i nawet poinformował mnie, że po upływie 90 dni będzie mi wypłacał zasiłek... Bo tyle trzeba czekać jeżeli umowa była wypowiedziana za porozumieniem stron.

Wszystko niby OK ale... W tzw międzyczasie Urząd zdążył mnie zaprosić na spotkanie, podczas którego Pani Urzędniczka przeprowadziła ze mną krótki wywiad na temat moich kwalifikacji oraz oczekiwań zawodowo-płacowych. Po jego zakończeniu poinformowała mnie, że niestety nic nie może mi zaoferować (w sensie oferty pracy z urzędu). Po cichu dodała też, że najlepiej szukać samemu. Na szczęście jednak nie liczyłem na pośrednictwo wspomnianego Urzędu.

Ale przyszedł wreszcie moment, w którym mogłem już podpisać nową umowę o pracę. I tu zgodnie z wymogami postanowiłem sprawę szybko zgłosić do Urzędu Pracy tak by Panie Urzędniczki mogły wreszcie wyrejestrować mnie ze spisu swoich podopiecznych.
Podobno mogłem wyrejestrować się za pośrednictwem e-maila z załącznikiem w postaci skanu z nową umową o pracę ale... Jednak postanowiłem pofatygować się osobiście do okienka w Urzędzie.
Nie będę wysyłał kopii umowy z całą masą danych (dane osobowe) na jakiś adres e-mail.

Osobiste dostarczenie dokumentów okazało się równie proste, a może nawet prostsze, niż przesyłanie ich droga elektroniczną. W Urzędzie bowiem panowały pustki... Absolutny brak kolejek, a zmęczone kolejną kawą Panie Urzędniczki aż rwały się do tego by przyjąć ode mnie dokumenty potrzebne do wyrejestrowania.

Ja sam i pięć czekających na interesanta Urzędniczek.... Aż żałowałem, że nie mogę wyrejestrować się pięć razy. Bo z każdą mógłbym przez chwile pogadać i zaoferować jej jakieś zajęcie.

Przy okazji zapytałem się czy należy się mi tzw "dodatek aktywizacyjny". Takie coś co przysługuje podobno każdemu bezrobotnemu, który samodzielnie znajdzie sobie nową pracę.
Okazało się jednak, że zdaniem Pań z Urzędu bezrobotnym przestałem być o miesiąc za szybko. Że aby taki dodatek otrzymać powinienem jeszcze przez około 30 dni wstrzymać się podpisywaniem nowej umowy. Po prostu zaczekać aż Urząd zacznie mi wysyłać zasiłek...
Cóż, wniosek jednak złożyłem (o ten dodatek), a teraz czekam na to aż przyjdzie odpowiedź z uzasadnieniem. Będą miały Panie z Urzędu troch dodatkowego zajęcia w godzinach pracy. Mała przerwa między kolejną kawą zawsze się przyda...
Urząd pracuje od 7ej do 3ej ale interesantów przyjmuje od 8ej do 14ej.

Ps
Niech mi ktoś napisze...
Dlaczego w pustym urzędzie w okienkach (tylko rejestracja i wyrejestrowanie) przesiaduje aż pięć "bezrobotnych" Urzędniczek?
To czasem zdecydowanie więcej niż kasjerek/kasjerów w Lidlu lub Biedronce.

1 komentarz:

  1. :) ważne żeby pozory stwarzać :) przynajmniej dla nich ważne :) Nie znoszę tej instytucji jak wielu innych urzędów

    OdpowiedzUsuń