czwartek, 3 października 2019

Nie ma dzieci do adopcji bo jest 500 plus. Prawda czy fałsz?

Co jakiś czas na forach poświęconych rodzicielstwu adopcyjnemu, a zwłaszcza w wątkach dla osób oczekujących na adopcję, pojawia się teza, że długie czekanie jest wynikiem braku dzieci do adopcji. A przyczyną tego stanu rzeczy ma być wprowadzenie rządowego programu Rodzina 500 plus.


Co ja o tym myślę...

Prawdą jest, że nie ma dzieci do adopcji bo... brakuje wolnych prawnie. A uwolnienie prawne jest warunkiem koniecznym aby w ogóle można było myśleć o adopcji. Mówiąc wprost... Aby dziecko było wolne prawnie to jego matka i/lub ojciec musi się zrzec praw do niego lub zostać sądownie tych praw pozbawionym

A co do 500 plus i jego wpływu na "liczbę dzieci do adopcji".

Świadczenie to nie przysługuje rodzinie na dziecko wobec którego pozbawiono rodziców władzy i/lub umieszczono je w Rodzinie Zastępczej lub innej całodobowej placówce opiekuńczej.
Tak więc nie można legalnie trzymać potomka w Domu Dziecka lub Rodzinie Zastępczej i jednocześnie pobierać świadczenie 500 plus.
Jeżeli jednak ktoś tak robi to musi się liczyć z konsekwencjami.

Ponieważ liczba dzieci pozostających w opiece zastępczej jakoś nie maleje, to można przypuszczać, że 500 plus jednak nie wpłynęło znacząco na to by rodzice chcieli odzyskiwać swoje dzieci, które umieszczono w placówkach opieki zastępczej.

W 2012 w w placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej przebywało około 19 tys wychowanków. W roku 2017 - około 17 tys. Imo nie jest to jakiś znaczący spadek*. (Dane na podstawie: www.dzieciwpolsce.pl)

No cóż... Trzeba mieć jednak motywację silniejszą niż chrapka na 500 zł co miesiąc z MOPS/GOPS.

Ze statystyk wynika, że spadła głównie ilość adopcji małych dzieci do 1 roku.

W 2013 roku łączna liczba adopcji w Polsce wynosiła około 3500, w tym 810 dzieci do 1 roku życia. W 2017 natomiast ogólna liczba orzeczonych adopcji wyniosła ~2800, w tym 417 dzieci do 1 roku życia. (Dane na podstawie: www.dzieciwpolsce.pl)

Co mogło wpłynąć na mniejszą liczbę adopcji dzieci do 1 roku życia?

A:
Znacząco wydłużyły się procedury związane ze zrzeczeniem się praw do dziecka.

B:
Może mniej matek decyduje się na oddanie dziecka z powodu biedy, z lęku, że nie starczy na pozostałe, wcześniej urodzone dzieci.

Cóż...

Ad A
Na skrócenie procedur to raczej bym nie liczył i to bez względu na to jaka będzie w Polsce władza. Żadna władza nie będzie chciała przypisać sobie łatki tej, która "dzieci odbiera".

Ad B
Co złego w tym, że mniej rodzin decyduje się na oddanie dziecka?

Podsumowując
Raczej nie ma podstaw do tezy, że liczba dzieci do adopcji znacząco spadła z powodu wprowadzenia świadczeń typu 500 plus. Większe znaczenie mogło mieć raczej wydłużenie procedur i przedłużenie czasu, w którym matka może wycofać się z decyzji o oddaniu dziecka do adopcji.


Ps
Jeżeli liczba dzieci w placówkach będzie nadal malała i dane za lata 2018, 2019 pokażą, że spadła poniżej 17 tys. to może będzie można myśleć o jakimś sukcesie polityki prowadzącej do zmniejszenia skali osierocenia społecznego w Polsce.

8 komentarzy:

  1. Mylisz dwie rzeczy - (i) zrzeczenie się praw do dziecka i (ii) pozbawienie władzy rodzicielskiej rodziców.
    Zrzec dziecka RB mogą się w ciągu 6 tygodni po porodzie (były plany na wydłużenie tego terminu do 10, 12 a nawet 16 tygodni ale z tego co widzę nie weszły w życie). Jak sąd i OA są ogarnięte (a w takich przypadkach zazwyczaj są) - 6-8 tygodniowy niemowlak może trafić do RA. I takich zrzeczeń jest rzeczywiście co raz mniej. Jeśli wcześniej zrzeczenia były motywowane wyłącznie ekonomicznie to OK możemy uznać, że 500+ zmieniło tę sytuację i jest to zmiana na lepsze (również dla dzieci). Jednak w sporej części przypadków problemy ekonomiczne były tylko wierzchołkiem góry lodowej, gdzie u podstaw zazwyczaj leżało uzależnienie i przemoc. Takie dzieci trafią do "systemu" tylko później i posiedzą w nim dłużej. Nie wiem czy 500+ jest tu głównym czynnikiem ale jakiś tam wpływ na pewno ma (odzyskamy dziecko z pieczy, odzyskamy 500 zł.).
    W pozbawieniu władzy właściwie w przepisach też nic się nie zmieniło (nadal sytuacja dziecka powinna być unormowana w ciągu 18 miesięcy od trafienia dziecka do pieczy zastępczej - umówmy się to szmat czasu - można się ogarnąć i stanąć na nogi). Jednak zmieniła się mentalność RB (częściej składają odwołania, stwarzają pozory poprawy sytuacji żeby przedłużyć postępowanie) i sądów (częściej RB dostają setną szansę na poprawę). Za zmianą mentalności RB, moim zdaniem, gdzieś tam stoi też to nieszczęsne 500+. Niestety stawia się tutaj na pierwszym miejscu rodzica (choćby dysfunkcyjnego) a nie dziecko - i to jest smutne. A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma tu pomyłki bo... 500 plus mogłoby mieć wpływ wyłącznie na sytuacje gdy rodzice sami zrzekają się praw do dziecka.
      U tych, którym prawa odebrano fakt utraty świadczenia może powodować tylko większe wku..., większą frustrację.
      Owszem w zapisie art 119 Kodeksu Rodzinnego nie ma jeszcze noweli wydłużającej proces do 16 tygodni ale... Rodzice nie mogą się zrzec praw i wyrazić zgodę na przysposobienie wcześniej niż po upływie 6 tygodni, a nie w ciągu 6 tygodni jak Pani napisała.

      Tak więc podtrzymuję swoją tezę, że 500 plus mogło mieć wpływ wyłącznie na sytuacje, w których rodzic/rodzice sami zdecydowali się na oddanie dziecka.

      A rodziny, w których jest przemoc, alkohol itp. patologie raczej same nie podejmują takich decyzji. Tu system zaczyna działać dopiero po interwencji służb, a prawa rodzicielskie są odbierane sądownie.
      I jakoś nie widzę by takich przypadków było mniej.

      Pozdr
      M

      Usuń
  2. Z tymi 6 tygodniami masz oczywiście rację – trochę za szybko to napisałam i wyszło jak wyszło.
    Co do pozostałych kwestii niestety trudno mi się zgodzić. Doświadczenie moje jak i części moich znajomych, którzy procedury adopcyjne kończyli w okresie od 2012 do początków 2014 wskazuje, że w tamtym czasie również część rodzin dysfunkcyjnych dobrowolnie zrzekała się dziecka (szczególnie jeśli to było ente dziecko w rodzinie) – po prostu jak komuś zostało jeszcze trochę oleju w głowie to jednak posłuchał rad asystenta rodziny czy kuratora i po 6 tygodniach miał dzieciaka z głowy i jedną gębę do wyżywienia mniej przez kolejne naście lat. A nawet jeśli taka rodzina dziecka się nie zrzekała po tych 6 tygodniach to wszczynana była sprawa o pozbawienie władzy – przy kompletnej bierność RB mogła się ona zamknąć w 4-6 miesięcy. Obecnie takich przypadków jest bardzo, bardzo mało. Niemowlaki prosto ze szpitala trafiają do pieczy zastępczej i pozostają w niej zdecydowanie dłużej niż kiedyś bo RB „walczą o dzieci”. A jednym z paliw napędzających tę walkę jest właśnie kasa. Rozmawiałam niedawno z RZ, w której przebywało jedno z moich dzieci i oni ten trend doskonale widzą w swoim domu – kiedyś „wydawali” do RA dzieci max. 6 miesięczne. Dzisiaj większość przebywających u nich dzieci ma około roku (i większość przywieźli prosto ze szpitala a nie z interwencji) a ich sprawy ciągle są w tok. Taki trend obserwują też inne znane im RZ. A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W naszych warunkach skrajna bieda i nieporadność życiowa zazwyczaj są ze sobą związane. Często wiążą się też z jakimiś obciążeniami, nałogami...
      Ale bieda, nieporadność, a nawet uzależnienie jednego z rodziców nie jest u nas wystarczającą podstawą do odebrania komuś dziecka.
      I może dobrze... Bo celem tego systemu nie jest znajdowanie lepszych rodziców dla dzieci, a zapewnienie warunków do rozwoju i leczenia tym, których już nie dało się pozostawić w rodzinie pochodzenia.

      M

      Usuń
  3. To do jakich zaniedbań Twoim zdaniem powinno dojść żeby jednak dziecka w RB nie pozostawiać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje zdanie nie jest tu istotne. Tak samo jak zdanie sąsiadów , opinii publicznej, staraczek z NB, dziennikarza z gazety lub tv... Na szczęście żyjemy w państwie prawa (cywilizowanym), w którym takie kwestie regulują odpowiednie przepisy prawa, a decyzje podejmują sądy.
      A art 111 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego mówi, że powodem do pozbawienia władzy rodzicielskiej może być trwała przeszkoda w jej sprawowaniu lub... rażące zaniedbania w jej wykonywaniu.
      I kluczowa jest tu obecność słowa: rażące.

      Tak więc nie ma co się dziwić, że sądy nie orzekają szybko w takich sprawach.

      Zwłaszcza, że pozbawienie praw rodzicielskich to najmocniejszy argument prawny, który powinien być stosowany po wykorzystaniu/gdy brak innych możliwości.

      Tak to reguluje nasze prawo i takie są rozwiązania w innych cywilizowanych państwach (Skandynawii nie zaliczam do tego kręgu).

      Pozdr
      M

      Usuń
  4. Akurat określenie „rażący” jest wyjątkowo nieostre i pozostawia dużą dozę do dowolności interpretacyjnej. A sędzia też człowiek – taki jak ty czy ja – nie ma rozpisanego algorytmu jakie zaniedbania uznaje się za rażące a jakie nie. Jeden uzna, że niemowlak leżący głodny, godzinami we własnych odchodach bo rodzice poszli w tango a on został pod opieką 5-letniego brata, który pieluchy nie umie zmienić kwalifikuje się na odebranie praw a inny uzna, że może jeszcze nie jest tak źle i dajmy rodzicom kolejną szansę (niech w tym czasie nauczą tego 5-latka zmieniać pieluchy albo niemowlę z pieluch zdąży wyrosnąć więc problem zniknie).

    I tu nawet nie chodzi o to jak merytorycznie ktoś podejdzie do tego tematu tylko liczy się czas – gdyby wszyscy zaangażowani w ten proces dążyli do tego aby przestrzegać terminu, ustalonego w końcu przez racjonalnego i cywilizowanego ustawodawcę, na uregulowanie sytuacji prawnej dziecka (nie tak krótkiego bo 18-miesięcznego) to naprawdę los dzieci w pieczy zastępczej by się polepszył. Obecnie średni czas przebywania dziecka w pieczy zastępczej to z tego co się orientuję ponad 3 lata więc ustawową dyrektywę przekracza dwukrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak... Jest tu spore pole do interpretacji i rozstrzyganie takich spraw generalnie jest trudne. A i temat drażliwy...
      Generalnie przyjmuje się, że rażące zaniedbania to takie, których skutki stanowią bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia i życia dziecka.

      Reszty już chyba nie trzeba tłumaczyć. Włos się czasem jeży, zęby zgrzytają ale... trzeba dać szansę.

      Wiem,że nie ma szans na to aby drastycznie zaostrzyć prawo. Zresztą sam bym raczeń nie chciał surowszego prawa. Ale czasem tak sobie myślę, że przydałoby się w Polsce stworzyć instytucję będącą odpowiednikiem niemieckich Jugendamtów.
      Ale może kiedyś o tym oddzielną notkę napiszę.

      A wbrew pozorom niemieckie Jugendamty nie są (wyłącznie) po to aby odbierać dzieci nieradzącym sobie rodzinom.

      Usuń