czwartek, 1 czerwca 2017

Ośrodek Adopcyjny. Obraz nędzy i rozpaczy

Gdy na przełomie 2011/2012 podejmowaliśmy z żoną decyzję o próbie przysposobienia dziecka (dzieci) to nie wyobrażaliśmy sobie, że nasza droga do rodzicielstwa wydłuży się o kolejne lata. Nie przypuszczaliśmy też, że podczas naszych starań "poznamy" kilka ośrodków adopcyjnych (OA).

Walka o przetrwanie
Wydaje się być rzeczą niemal oczywistą, że ośrodek adopcyjny powinien zajmować się głównie szkoleniem kandydatów na rodziców adopcyjnych, kwalifikowaniem kandydatów oraz prowadzeniem procesu adopcji. Ale w naszym kochanym kraju byłoby to chyba zbyt proste. Od pierwszego spotkania w OA (jeszcze w 2011 r.) słyszeliśmy powtarzającą się obawę: czy ośrodek przetrwa.
Pierwszy OA, do którego trafiliśmy przywitał nas serdecznie, ale z deklaracją kazał nam czekać do początku 2012 r, aż wyjaśni się, które ośrodki nadal będą działać. Istniała wtedy obawa, że mniejsze ośrodki adopcyjne (przeprowadzające mniej niż 20 adopcji/rok) zostaną zlikwidowane. Ponieważ jeszcze wtedy wierzyliśmy, że cały proces "musi" pójść gładko i w miarę szybko postanowiliśmy poczekać aż wyjaśni się przyszłość ośrodków adopcyjnych.

Nędza
Drugie podejście na początku 2012 r zaczęło się od równie sympatycznej rozmowy i szybkiej decyzji: składamy papiery. Na pierwszym szkoleniu miła niespodzianka: nie musimy płacić za kurs (około 1500 zł). Koszt szkolenia zostanie opłacony z pieniędzy pochodzących z budżetu urzędu marszałkowskiego. Chwila radości, a potem wykład (serio) o szczodrości ówczesnego marszałka województwa małopolskiego (ma brata księdza znanego z TVN i zasiadania w radzie dużej spółki). Później dowiedziałem się, że te peany ku czci "marszałka" nie są czymś dziwnym. Ośrodki adopcyjne są całkowicie zależne (głównie finansowo) od łaskawości lokalnych decydentów.
A jeśli już mowa o finansach to większość OA oszczędza na czym się tylko da. Te mniejsze wegetują na budżecie miesięcznym zbliżonym do uposażenia wójta z moich okolic (około 12 tys zł/mc). Ośrodków nie stać na utrzymanie specjalistów (część sama odchodzi tam gdzie lepsze zarobki), na dodatkowe zajęcia z kandydatami, na wyjazdy w teren, na papier do ksero...
Jak przy takiej nędzy udaje im się czasem pogodzić oczekiwania kandydatów na rodziców z tym co OA mają w zasobach? Cóż... Ośrodki raczej czekają na kandydatów już gotowych i świadomych tego co ich może czekać. Na rozdrabnianie się na pojedyncze przypadki Ośrodka nie stać i nie ma czasu.

Rozpacz
Od początku deklarujemy gotowość do przyjęcia starszego dziecka lub związanego ze sobą rodzeństwa. Starsze dziecko dla nas w tym czasie może mieć między 2 do 5 lat (tak nam się wydaje). Ale okazuje się, że w ogóle jesteśmy jedyną parą mówiącą o dziecku, które nie jest już niemowlakiem. OA nie opłaca się organizować oddzielnego szkolenia dla nas. Więc chodzimy na kursy razem z oczekującymi na oseska. Uczą nas jak karmić niemowlaka, jak dbać o jego higienę, mówią o chorobach niemowląt... Mówią też o FAS i o tym co inne używki lub narkotyki mogą wyrządzić rozwijającemu się w łonie matki dziecku... Momentami gubię sens tego szkolenia ale twardo staram się wytrwać.
Kurs kończymy w grudniu 2012 i uzyskujemy kwalifikacje. Ku naszemu zaskoczeniu dostajemy dosyć szybko propozycję... Niestety propozycja przyjęcia 8 letniego dziecka jest dla nas (wtedy) kompletnym szokiem. Tyle gadania o pieluszkach, smoczkach... A tu trzeba by myśleć o szkole i odrabianiu lekcji. Nie jesteśmy gotowi na taką decyzję.

Kryzys
Gdy mija szok zaczynamy myśleć o tym co się stało i co jeszcze można zrobić. Niestety na pomoc OA w tej sytuacji już właściwie nie mamy co liczyć. OA jest zajęty szkoleniem kolejnych kandydatów. Nasz problem musimy rozwiązać sami. Niestety wiele wskazuje, że bez pomocy z zewnątrz jeszcze długo moglibyśmy tak tkwić w kryzysie.

Żar i Nadzieja
Znajomy psycholog doradza żonie: zacznijcie od początku. Pracujcie nad sobą i nie bójcie się poprosić o pomoc specjalisty. Pada też sugestia, że są OA, w których pracują ludzie potrafiący wyjść poza ramy systemu. Pasjonaci, dla których odnajdywanie rodzin dla osieroconych dzieci jest celem samym w sobie.
Trafiamy do Ośrodka Adopcyjnego daleko od naszego domu i właściwie od początku przechodzimy procedurę kwalifikacyjną. Nie ma lekko, dojazdy przez pół Polski są męczące i kosztowne. Nie idzie też łatwo... Tu nikt nie kryje jakim wyzwaniem jest adopcja starszego dziecka i szybko nam się uświadamia jak wiele spraw jeszcze musimy przerobić. Ale po roku ciężkiej pracy (także z momentami zwątpienia) udaje się wreszcie nam dojrzeć do "jedynie słusznej" decyzji i przyjąć do rodziny dwójkę naszych dzieci.

***

Moja droga do ojcostwa nauczyła mnie, że:
- przychodząc do Ośrodka Adopcyjnego znaczna część kandydatów (może większość) oczekuje tego, czego OA właściwie nie jest w stanie (nie może) zaoferować;
- rozwiązanie problemów związanych z decyzją o adopcji dziecka bez profesjonalnego wsparcia może zająć bardzo dużo czasu lub skończyć się porażką;
- niedofinansowane oraz działające w ciągłej niepewności o swój status prawny Ośrodki Adopcyjne zazwyczaj nie są w stanie udzielać takiego wsparcia;
- nie ma dzieci "za dużych" do przysposobienia ale uzyskanie zdolności decyzyjnej wymaga czasem naprawdę ciężkiej pracy.

14 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. My trafiliśmy w tym samym czasie do OA, mieliśmy szczęście bo w dużym mieście nie został zamknięty ale tylko przeniesiony :) choć cały proces przedłużył się pewnie o jakiś rok niepewności jak to będzie, zgodnie z nową ustawą.
    Nasze szkolenie nie było nastawione na "pieluchowanie" ale bardziej na hasło: będzie źle, to są dzieci z problemami - naszymi za moment problemami, ale o dziwo tylko 1 para się wycofała, reszta przebrnęła przez KURS :)
    Nasz proces cały do pierwszego dziecka to 3 lata, po 2 latach zdecydowaliśmy się na drugi z naszych "cudów" :)
    pozdrawiam A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @A.
      Witam i pozdrawiam Wasze "Cuda" :)
      Gratuluję Wam wytrwałości i tego poczucia szczęścia.
      Prawda, że uśmiech dziecka jest największą nagrodą za cały ten wysiłek?
      Ima nie ma większej/lepszej nagrody.
      Pozdr
      M

      Usuń
  4. Niestety, my też byliśmy jedyna parą na szkoleniu, która chciała adoptować rodzeństwo i dopuszczala do siebie myśl o dzieciach poza wiekiem niemowlęcym, co prawda w trakcie szkolenia były poruszane kwestie adopcji rodzeństwa, ale były to raczej marginally wzmianki. Kiedy poznaliśmy nasze dzieci miały rok i trzy lata i były dla nas raczej emocjonalna zagadka i wyzwaniem, na szczęście mogliśmy liczyć na wsparcie personelu w ośrodku. Z resztą personelu, którego już dawno nie ma. Po naszych kwalifikacjach Panie zaczęły odchodzić lawinowo, jedna po drugiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Pod zielonym niebem
      Witam
      Największe i najważniejsze wsparcie w adopcji to jest gdy małżonkowie, przyszli rodzice sie wspierają :) Bez tego ciężko ruszyć.
      Wielu szczęśliwych dni i radości z rodziny życzę.
      Dziękuję za komentarz
      M

      Usuń
  5. Trochę to wszystko bzdurne. Na chłopski rozum, łatwiej dostać niemowlę niż starsze dziecko?? W Polsce adopcje dzieci powyżej 5lat to rzadkość, nikt nie chce tak dużych dzieci, większość marzy o niemowlęciu! Druga sprawa to fakt że między dzieckiem a rodzicem nie może być różnicy większej niż 40 lat. A pary dojrzałe do adopcji to zazwyczaj nie młodzi ludzie przed 30 tka a raczej te około 40 i więcej. Więc z automatu oa nie może takim parom proponowac niemowlaka. Kurs trzeba przebrnąć ale każdy tylko oa ma swój program i zanim się złoży dokumenty trzeba się dopytać w co się wchodzi. U nas kurs trwał 4mce, dwanaście spotkań i kwalifikacja. 10 mcy później propozycja dziecka. Było nas 8par. My czekaliśmy najdłużej czyli właśnie te 10 mcy. Tyle prawie co ciąża ��. Pomoc oa była i nadal jest także nie taka straszna ta droga jest wszędzie jak widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam
      Uwierz, że jest to możliwe gdy OA:
      - Dostaje pieniądze na kusy szczodrą ręką i nikt nie sprawdza co się potem dzieje z kursantami. Na rozwiązywanie problemów, które wyjdą później pieniędzy już nikt nie daje.
      - OA ma powtarzające się problemy z "licencją" na działalność.
      - Adopcja starszego dziecka jest trudniejsza nie tylko dla dziecka i potencjalnych rodziców. OA tez kalkuluje, że tu problemy wyjdą wcześniej i taka para częściej będzie zgłaszać. Panie w OA dobrze znają tematykę, wiedzą czego się spodziewać i jak nie tworzyć sobie problemów.
      Pozdr
      M

      Usuń
    2. Nie zgadzam się z tym, że większość par starających się o adopcję to ludzie koło 40. W mojej grupie kursowej wiek kandydatów wahał się pomiędzy 25 a 37 lat, tylko dwóch przyszłych tatusiów miało ukończone 40. I niekoniecznie łatwiej jest dostać niemowlaka, ale po prostu większość małżeństw o takim marzy...

      Usuń
    3. Przeoczyłem te uwagę o parch po 40stce. A w 2011/2012 to sam byłem jeszcze przed czterdziestką. A większość z grupy stanowili młodsi od nas ludzie. Aż ich podziwiałem, że już potrafili podjąć decyzję.
      Pozdr
      M

      Usuń
  6. U nas tylko jedna para była po 40 i sami nie czuli się na siłach przyjąć niemowlę. Reszta czekała na maluszka. Zgadzam się z tym, że większość marzy o tym, by móc być z dzieckiem od samego początku i przejść przez wszystkie etapy rodzicielstwa.
    Wy chyba trafiliście na taki kiepski okres, bo później chyba nie było tak źle (mam na myśli te ośrodki, które zostały) My zaczynaliśmy w 2013r i powiedziano nam, że kiedyś było łatwiej o adopcję, było więcej dzieci. Narzekać nie mogę, bo ośrodek nie robił zbyt wielu szkoleń, by nie tworzyć "kolejek", ale z drugie strony na tyle dużo, by dobrze dobrać rodziców do dziecka. Nastawiłam się na dłuższe czekanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. @izzy
    Kolejek? Po starsze dzieci (>1 rok) podobno u nas tak mało chętnych, że tylko za granicą rodziców można szukać.
    OA miał przez rok zawieszoną licencję (na adopcje, nie na szkolenia) ale trzymał to w tajemnicy.
    M

    OdpowiedzUsuń
  8. Pisząc "kolejki" miałam na myśli ogólne czekanie na dziecko. W sumie to nie wiem jaka jest prawda, bo widzę dużą rozbieżność w tym co się mówi a czego doświadczyłam. Zdrowe dziecko 4-6 letnie szybko znalazło rodziców, gorzej pewnie z 10 latką, bo nie każdy chce wziąć na siebie odpowiedzialność za bądź co bądź prawie nastolatkę. To co Wam się przytrafiło to skandal i nie powinno tak być, że zwodzi się kogoś, czy ukrywa prawdę marnując Wasz czas.
    Choć pewnie z perspektywy czasu możecie powiedzieć, że warto było czekać na Wasze dzieci. Nie zmienia to faktu, że coś w tym wszystkim było nie tak...
    pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @izzy
      Dzięki za ciepłe słowa i aktywną dyskusję.
      Gdyby rzecz dotyczyła tylko nas to pomyślałbym, że to z nami coś nie tak. Ale to raczej szerszy problem systemowy, który sprawie, że mimo wielu projektów, obietnic liczba dzieci w pieczy zastępczej (zwłaszcza tej instytucjonalnej) jakoś nie maleje. A rozwiązanie tego problemu leży imo w rękach polityków, a nie nas rodziców i kandydatów na rodziców adopcyjnych.
      Pozdr
      M

      Usuń