Blogerka Marita napisała przejmującą notkę o możliwości przyjęcia przez Polskę sierot z Syrii:
https://www.salon24.pl/u/marita/838295,polska-jednak-powinna-przyjac-500-syryjskich-dzieci
Nie chce mi się zbyt wiele rozpisywać, bo już pisałem na ten temat
wielokrotnie.
Nie o dzieci tu chodzi. Ale wzbudzić litość pisząc o dzieciach jest
łatwo.
Z perspektywy ojca, który przysposobił dwójkę starszych dzieci mogę
napisać wprost.
Jak ktoś myśli, że można tak sobie przygarnąć dziecko z kilkuletnim
doświadczeniem traum przemocy międzyludzkiej i wojennej, pokaleczone
psychicznie i fizycznie podczas ucieczki z rejonu walk, porzucone przez
własnych, pochodzące z innej kultury, nie znając jego języka, będąc dla
niego kimś całkiem obcym to... Niech taki ktoś, kto tak właśnie myśli,
szybko weźmie zimny prysznic i ochłonie. Bo takie myśli to przejaw
skrajnej nieodpowiedzialności.
Chcesz przygarnąć dziecko to przejdź procedurę i zrozum jego potrzeby,
problemy. W Polsce już dziś żyje ponad 19 tys opuszczonych dzieci.
Większość z nich nawet nie dostanie szansy na nową rodzinę.
Kto zajmie się sierotami z Syrii? ISIS?
***
Mamy doświadczenie polskich sierot ewakuowanych z Sowietów podczas IIWojny.
Gdyby istniał jakiś syryjski rząd na wychodźstwie lub inna jakaś
syryjska reprezentacja narodu, która mogłaby cokolwiek zagwarantować
(np. repatriację tych sierot po wojnie) i przejąć na siebie prowadzenie
takich "obozów" dla sierot na obszarze Polski to można by o tym
rozmawiać.
Ale ja nikogo takiego do rozmów nie widzę. A już na pewno nie ludzi Asada.
Zawsze mnie dziwi, że podczas różnych kampanii dot. "przygarniania sierot" czy to z Bliskiego Wschodu, czy np. krajów Afryki, pomija się kompletnie problem różnic kulturowych i traum, jakie te dzieci przeszły. Inicjatorzy takich akcji chcieliby, żeby ludzie "adoptowali sobie Murzynka" i co dalej...? Wiele "zwyczajnych", wewnątrzkrajowych adopcji dzieci starszych nie udaje się właśnie ze względu na ich trudną przeszłość, a cóż dopiero mówić o poruszonym tu przez Ciebie problemie.
OdpowiedzUsuńBardzo ważny wpis.
@LM
UsuńBo ludzie chcieliby być dobrzy. I zrobić coś dobrego dla tych sierot w regionów ogarniętych wojną.
Tylko myślą, że tę najgorszą robotę odwali ktoś inny.
Tu nie wystarczy być za i raz na jakiś czas wrzucić piątaka do puszki.
Moje córki pochodzą tylko z innej rodziny, a czasem nieźle ta różnica potrafi dopiec. Na szczęście mamy wspólny język i przynajmniej ramy wspólne. Dzieci mają świadomość przynależności narodowej (tak moje córki czują się Polkami), mają też potrzeby duchowe (chrzest starszej córki był całkiem świadomym przyjęciem sakramentu). Bez tych ram wyznaczonych przez kulturę i wiarę byłoby zdecydowanie trudniej.
Mnie wzmacnia dodatkowo świadomość własnych przeżyć z dzieciństwa.
pozdr
M
Mój komentarz totalnie nie w temacie tego wpisu ale ..będę babcią dziecka adoptowanego i czytam Twój blog.Dopiero od wczoraj jestem czytelniczką,staram się przygotować do bycia dobra mamą/
OdpowiedzUsuń//na te trudne momenty i babcią.
Wiem,czekają nas niespodzianki,trochę jakoś mnie uspokoiłeś,jakoś tak więcej mam optymizmu.Dziecko może być większe bo tak napisali,nie walczą o niemowlę.
Pozdrawiam .
Babcia
@Babcia
UsuńW poprzedniej notce pisałem jak cudowną moc ma wsparcie babci.:)
Być babcią dal dziecka to piękna rzecz. Dzieci adoptowane też potrzebują babci.
Moje córki bacie i dziadków zaakceptowały szybciej niż odkryły, że mają... rodziców. Widać bywa i tak :)
Grunt to nie zniechęcać się gdy coś nie idzie, zwłaszcza na początku tego związku.
Moje gratulacje
Pozdrawiam
M
Ano właśnie, wzbudzanie poczucia winy w taki sposób zawsze skutkuje. Tylko też się zawsze zastanawiam słysząc takie teksty, czy ktoś w ogóle ma pojęcie o czym mówi - a jeszcze częściej - o czym krzyczy.
OdpowiedzUsuń@dziubasowa
UsuńNajwięcej ryczą ci, który nie robią nic.
Może chcą zagłuszyć swoje wątpliwe sumienie? Albo odciągnąć po prostu uwagę od siebie. Jak to mówią ci, którzy się na tym znają - najciemniej zawsze pod latarnią;)
OdpowiedzUsuń@dziubasowa
UsuńWiele wskazuje na to, że dokładnie o to chodzi. Jak uspokoić własne sumienie nie angażując się samemu.
Krzyczą: Musimy pomóc dzieciom. A tak naprawdę jest to wrzask: Niech ktoś (nie ja) zajmie się tym problemem.
M