Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opieka nad dzieckiem. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opieka nad dzieckiem. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 marca 2020

Szkolne pospolite ruszenie i biegunka Gazety Wyborczej

Mamy za sobą trzy dni z oficjancie obowiązującym zawieszeniem zajęć w szkołach oraz innych placówkach oświatowych. I już mamy pospolite ruszenie w środowisku nauczycielskim. Zaangażowanie grona nauczycielskiego w podsyłanie dzieciom materiałów do "samodzielnej" nauki w domu zdecydowanie przerosło to co sam mogłem sobie wyobrazić.

(Samodzielnej w cudzysłowie bo i tak wymaga to dużego zaangażowania ze strony rodziców).

Okazuje się, że właściwie wszyscy nauczyciele moich córek (nawet pani od wf) coś chcą im podesłać, coś zaproponować i naprawdę wkładają w to dużo pracy, a także sporo serca.

Aż jestem pod wrażeniem... I piszę to naprawdę szczerze, beż żadnej skrywanej ironii.
Naprawdę serce rośnie gdy widzi się takie zaangażowanie na rzecz edukacji dzieci i młodzieży.

Ale, że jest to pewien rodzaj pospolitego ruszenia to i efekty niestety mają charakter działań raczej partyzanckich. Ale o to już nie można mieć pretensji do samych nauczycieli. Po prostu nie ma jednolitego systemu. Nikt nie przewidział wcześniej jak w takiej sytuacji nauczyciel ma kontaktować się z uczniami. A jak nie ma systemowego rozwiązania to każdy orze jak może.

Część zadań jest wysyłana przez dziennik elektroniczny (Librus), część mailowo, inni próbują przez facebooka, ktoś tam próbuje się umawiać z uczniami na "wideoczat"... I ja sam muszę przyznać, że już gubię się w tym gdzie szukać tych tak licznie podsyłanych przez nauczycieli materiałów do prowadzenia lekcji w domu.

I niestety w tym miejscu ujawnia się prawda o tym, że rodzic sam raczej nie ogarnie tego materiału... Szybko zacznie przeklinać i czekać na dzień, w którym dziecko pójdzie normalnie do szkoły.

No cóż... Dopóki nie powstanie jakieś rozwiązanie systemowe w kwestii zdalnego nauczania, a dzieci nadal nie będą mogły chodzić do szkoły to tak to będzie niestety wyglądać.
Ale jak już napisałem - nie można mieć o to pretensji do nauczycieli.

I w tym miejscu pojawia się pewna drażliwa kwesta, na którą bardzo szybko zwróciła uwagę redakcja Gazety Wyborczej. Otóż gwałtowne poruszenie we wnętrznościach redakcyjnych nastąpiło na wieść o tym, że nauczyciele, którzy nie prowadzą takich zdalnych lekcji i nie podsyłają materiałów do samodzielnej nauki nie otrzymają też pełnego uposażenia za ten czas przerwy w zajęciach szkolnych.

Patrz: Koronawirus tnie pensje nauczycieli

Ale tu bym się zapytał szanownej redakcji. Czy to naprawdę jest sprawiedliwe płacić po równo wszystkim bez wyjątku i bez względu na zaangażowanie?

Cóż... Nauczyciele, którzy podjęli działania aby utrzymać kontakt z uczniami i dalej przynajmniej próbują prowadzić ich edukację powinni być docenieni.
Nie widzę powodu aby im obcinać pensje tylko dlatego, ze ktoś poczuje się gorzej słysząc, że inni dostali więcej.

A, że dziś chyba nikt jeszcze nie wie kiedy zajęcia w szkołach zostaną wznowione to i emocje mogą być tu duże.

poniedziałek, 16 marca 2020

Chrońmy dzieci przed stresem, który im się udziela

W sposób oczywisty w obliczu zagrożenia jakim jest epidemia choroby wywołanej koronawirusem nasze myśli jakoś częściej kierują się w stronę osób starszych. Osób, które są szczególnie narażone na niebezpieczeństwo ciężkich powikłań, a nawet śmierci w wyniku infekcji.
Ale w tym czasie nie wolno nam zapomnieć też o dzieciach. One też przeżywają te trudne dni razem z nami. Nasz stres, nasze obawy im też się udzielają.
Nasze obawy o zdrowie naszych starszych już matek i ojców są dla dzieci też źródłem lęku. One też mniej lub bardziej świadomie będą razem z nami odczuwać taki lęk... Lęk o życie i zdrowie swoich babć i dziadków.
Będą się bać także o nasze zdrowie. Mogą odczuwać obawę, że choroba pozbawi ich tego poczucia bezpieczeństwa jakie dają zdrowi i silni rodzice.
Będą się bać także o swoje życie i zdrowie... I w pokonaniu tego lęku nie wystarczy zbywanie ich krótką informacją, że dzieci przechodzą zazwyczaj tę chorobę bez poważniejszych skutków. One i tak będą bać się przede wszystkim naszym lękiem, który im się będzie udzielał.
Dlatego traktujmy ich obawy poważnie i poświęćmy im trochę czasu aby mogły poczuć, że w tej sytuacji nie są dla nas tylko balastem, który został w domu.

Starajmy się też chronić nasze dzieci przed nieodpowiedzialnymi słowami dorosłych.
Niestety ostatnio słyszałem wypowiedź pewnej kobiety, która o dzieciach wyrażała się jak o gryzoniach, które w dawnych wiekach roznosiły w miastach śmiertelne choroby.
A przecież to, że szkoły, przedszkola i żłobki mogą być ogniskami zarażeń nie wynika tylko z tego, że są to placówki, w których przebywa dużo dzieci.  Powodem w znacznym stopniu bywa nieodpowiedzialność dorosłych, którzy na siłę wysyłają chore dziecko do żłobka, przedszkola lub szkoły.

Dlatego te najbliższe dni, a może i tygodnie, to duże wyzwanie dla rodziców oraz opiekunów. Bo dzieciom trzeba zapewnić nie tylko bezpieczne zajęcia oraz opiekę w sytuacji gdy szkoły oraz inne placówki oświatowe są zamknięte. Trzeba im także pomóc w radzeniu sobie ze stresem oraz lękami wynikającymi z odczuwanego przez dzieci stanu zagrożenia.

wtorek, 3 kwietnia 2018

Wesz - gość niepożądany

Ostrzeżenia o tym, że u dzieci pojawiają się przypadki wszawicy wiszą w okolicznych przedszkolach od dawna. Także w szkołach rodzice są instruowani o tym, że jest taki problem i jak reagować w przypadku stwierdzenia obecności Pediculus humanus /wesz ludzka/ u dziecka.
Ostrzeżenia czytałem, szkolnych prelekcji też słuchałem z należytą uwagą ale... Zajęty innymi sprawami wychowawczymi cieszyłem się, ze naszą rodzinę problem z pasożytami szczęśliwie omija.
A tu niemiła niespodzianka. Na Święta wprosiła się z niepożądaną wizytą we włosy młodszej córki aby podzielić się jajeczkiem.
Ha, ha, ha... Niezły dowcip. Równie zabawny jak wniesienie wozu na dach stodoły w Prima Aprilis.

Co robić?...
Jak już się zdarzyło to trzeba z tym walczyć i nieproszonego gościa jakoś wykurzyć. Na szczęście w aptekach środków do walki z wszą nie brakuje. Wręcz jest problem z tym co wybrać bo oferta różnych preparatów jest zadziwiająco bogata. A jak stwierdził sprzedawca z apteki: zbyt jest całkiem spory.

Przy okazji mogę tu dodać, że znalezienie czynnej apteki w dzień świąteczny (niehandlowy, wolny od pracy) nie stanowi jakiegoś większego problemu. W internecie listę czynnych aptek znalazłem po pierwszym przeczesaniu ;) zasobów googlem. A nawet bez dostępu do sieci się da bo na drzwiach porządnej apteki, nawet gdy jest zamknięta, wisi informacja o najbliższych aptekach dyżurnych.

Ale wróćmy do naszego nieproszonego gościa i sposobów na jego eksmisję.
Kupiłem preparat w formie szamponu. Podobno dobry ale jednokrotne zastosowanie raczej nie wystarczy. Stosują wszyscy domownicy.
Pościel do prania, rzeczy osobiste: czapki, odzież i takie tam też. Materace w łóżkach potraktowane odkurzaczem.

Jak ktoś zna jeszcze jakie sprawdzone i skuteczne sposoby na pozbycie się intruza i zapobieganie jego powrotom to będę wdzięczny za podzielenie się tą wiedzą w komentarzach.

***
Pisałem kiedyś o tym dlaczego dzieci tak często łapią różne choroby (infekcje) w przedszkolach i żłobkach. Że w znacznej mierze wynika to z ukrywana przez rodziców objawów u już chorych dzieci po to aby nie brać zwolnienia na chore dziecko. I coś mi podpowiada, że problem powracających przypadków wszawicy ma podobną naturę.

czwartek, 29 marca 2018

Jaka jest kondycja polskich rodzin?

Czytam w dzisiejszych newsach, że gdzieś koło Żyrardowa pijana babcia "opiekowała się" 3-miesięcznym dzieckiem. W wyniku tej "opieki" dziecko najpierw doznało poważnych oparzeń, a później po wyniesieniu z domu przez babcię zostało tak wychłodzone, że spowodowało to poważne wychłodzenie organizmu dziecka.

Patrz link: http://zachodniemazowsze.info/2018/03/dramat-zyrardowem-pijana-babcia-poparzyla-niemowlaka-suszarka-a-potem-wystawila-je-dwor-dziecko-ciezkim-stanie/

O wydarzeniu tym informuje też gazeta.pl ale linku do tego newsa z GW brzydzę się podać ze względu na ściek w komentarzach pod informacją o tragedii dziecka. Ludzie w takich wypadkach snują różne domysły co do przyczyn takich tragedii. A domysły te w większości są zwyczajnie głupie.
Ale jest w tym zdarzeniu coś co nie pozwala mi tak zwyczajnie przestać o nim myśleć.
A mianowicie w całym tym przekazie nie ma informacji o rodzicach dziecka.
Gdzie byli?
Dlaczego musieli (a może nie musieli) pozostawić dziecko pod opieką babci, która ma najwyraźniej duży problem z nałogiem?

Na pytanie te sam nie potrafię odpowiedzieć i nie ma na nie odpowiedzi w informacji prasowej.
Niestety wiem też, że sporo całkiem porządnych, niepatologicznych rodzin ma duże problemy z zapewnieniem właściwej opieki nad dzieckiem. A dziecko tak małe jak w tym przypadku musi mieć zapewnioną stałą i troskliwą opiekę. Urlop macierzyński, urlop rodzicielski to żadna fanaberia socjalna... To konieczność i działanie zgodne z dobrem rodziny oraz interesem społecznym.

Jak wygląda skala patologii w polskich rodzinach też mało się mówi. Ta pijana babcia to nie jest jakiś odosobniony przypadek. Ale o przypadkach tych dowiadujemy się dopiero gdy dojdzie do wypadku lub tragedii.

Może polskich rodziców zwyczajnie nie stać na zapewnienie fachowej, profesjonalnej opieki dla małego dziecka? Może dobra niania jest za droga dla wielu rodziców? A nie każda babcia chce się opiekować dzieckiem swoich dzieci. I ma do tego pełne prawo. Nie każda babcia nadaje się do opieki nad wnukami. Tak jak w tym wypadku rodziny spod Żyrardowa.

Jeżeli jak twierdzą politycy PiS dzięki pieniądzom z Programu Rodzina 500 Plus udało się wyciągnąć setki tysięcy dzieci (nie pamiętam dokładnych liczb) ze stanu skrajnej nędzy. O czym pisał afair m. in. pan Zbigniew Kuźmiuk w serwisie Salon24. To jaka jest rzeczywista kondycja polskich rodzin?
I nie chodzi mi tu tylko o stan ich portfeli.
Bo nawet zamożni rodzice mogą sobie nie radzić gdy psychika siada i normy moralne przestają funkcjonować.

niedziela, 18 marca 2018

Adopcyjny Tata. Facet w świecie "zarezerwowanym" dla kobiet

W naszej kulturze sprawy dotyczące rodzicielstwa, opieki nad dzieckiem i w ogóle wszystkiego, co z dziećmi się wiąże, często są lokowane w dziale "Tylko dla Kobiet". Takiego szufladkowania dopuszczają się zarówno konserwatyści jak i orędownicy liberalno-lewicowych zmian społecznych. Konserwatyści z uporu i przyzwyczajenia, a postępowcy chyba z zaślepienia ideologicznego.

Gdy od swoich tradycyjnych do bólu znajomych oraz bliskich z rodziny słyszałem teksty w stylu:
- Starania o dziecko pozostaw żonie. To jest kobieca (babska) sprawa.
To muszę przyznać, że brała mnie jakaś "nerwa", że aż na usta cisnęła się "urwana nać". Jako facet też odczuwałem potrzebę realizacji swoich "instynktów" rodzicielskich. Ta potrzeba nie jest w mojej ocenie tylko kobieca. Mam swoje uczucia i odczucia także w tej dziedzinie. Ich obecność nie odbiera mi męskości. Klepanie sloganów w stylu: "Dzieci to sprawa babska" to tylko bezrefleksyjne powtarzanie wyuczonych formuł. A takie powtarzanie może być bardzo wygodne. Nie trzeba się wysilać by otworzyć się na coś nowego.
Z drugiej strony od tych bardziej liberalnych znajomych też słyszałem tylko:
- A jak sobie żona z tym radzi? Dla kobiety to takie trudne.
Cóż... Jak tu się z nimi nie zgodzić. Ale mnie męska duma jakoś blokowała by przyznać się im, że dla mnie to też było trudne.
Potem widziałem takich lewicujących-liberałów na czarnych marszach pod banerami z hasłami w rodzaju: "moja macica, mój wybór". I tak sobie myślałem, ile zmienia świadomość, że nie zawsze mamy wybór, nie wszystko zależy od tego, co JA CHCĘ. Ale oni mają swoją ideologię i w nią ślepo wierzą.

W tych staraniach, które miałem jakoby pozostawić żonie, moja rola polegała głównie na wspólnym jeżdżeniu od kliniki do kliniki, wyczekiwaniu na korytarzach, wysłuchiwaniu i przyjmowaniu wieści  - tych dających nadzieję i tych ją odbierających. Na wycieraniu łez i zapewnianiu, że kocham i będę kochać...
Miałem też dużo czasu na myślenie. Myślenie, które potrafi być bardzo wyczerpujące.
Decyzję o zaprzestaniu tych starań podjąłem za nas oboje. To ja powiedziałem żonie, że już więcej nie chcę widzieć jej łez i tej goryczy po utracie złudnie budzonych nadziei. A w tym momencie czułem, że robię dokładnie to, co do mnie jako męża i mężczyzny w związku należy. Że taka była moja rola.

Decyzję o przysposobieniu (adopcji) dziecka podejmowaliśmy wspólnie. Razem do niej dorastaliśmy. Choć słyszałem, że mnie jako facetowi jest niby łatwiej. Ale do dziś nie wiem, na czym miało polegać to łatwiej.
Do Ośrodka Adopcyjnego (OA) na pierwszą wizytę przyszliśmy razem. Razem chodziliśmy na kursy. Razem budowaliśmy w sobie wiarę oraz nadzieję, że to jest nasza droga do rodzicielstwa.
Ale Ośrodki Adopcyjne to też teren sfeminizowany. Większość lub wszyscy pracownicy to kobiety. Niby profesjonalizm polega na tym, że płeć nie ma znaczenia, ale muszę się przyznać, że brakowało mi wtedy w OA takiej "męskiej" rozmowy. Ale może był to tylko objaw tego, jak szkodliwe jest myślenie, że rozmowy o rodzicielstwie i dzieciach są "zarezerwowane" dla kobiet.

Potem przyszedł czas oczekiwania, który udowodnił, że droga adopcyjna jest równie trudna jak inne starania, te które niby miałem pozostawić żonie. A czasu na wyczerpujące myślenie jest nawet więcej.
Mijały lata. Zmieniliśmy OA - tu też same panie w personelu. A marzenie o rodzinie i domu pełnym dzieci nadal pozostawało niespełnione.

Aż przyszedł ten moment, w którym wszystko się zmieniło.
Jedziemy na spotkanie z dziećmi w Domu Dziecka na drugim końcu Polski. Droga daleka, ale nadzieja i wiara nas prowadzą.
Dom Dziecka jest ukryty w starym parku i wygląda trochę jak szkoła dla czarownic i czarnoksiężników z filmów o Harrym Potterze. Spotykamy się z pracownikami (też niemal wyłącznie kobiety - tylko jeden wyjątek) i... Niech się dzieje Wola Boża.

***
Dziś po ponad roku od tego wydarzenia mogę się cieszyć, że mam obok siebie kochaną kobietę. Że razem mamy przy sobie dwie śliczne oraz kochane córeczki. Że jako mężczyzna, mąż oraz ojciec zrobiłem wiele i nadal mogę wiele zrobić by spełniać nie tylko swoje marzenia. Marzenia, które nie są dla nikogo zarezerwowane.


poniedziałek, 15 stycznia 2018

Mamusia i syneczek

Odwożę starszą córkę na trening. Zajęcia są na hali, grupa mieszana chłopcy i dziewczęta. Aby zdążyć wbiegamy razem do obiektu, ja dźwigam torbę z rzeczami do przebrania. Rozstajemy się przed drzwiami do szatni - damskiej.

Chwilę po nas wpada na korytarz przed szatniami mamusia z synkiem i wpycha się z nim do szatni, w której przebierają się dziewczęta.
- Może kawaler przebierze się z kolegami w szatni dla chłopców? - rzucam w ich stronę
- Przecież nie wejdę do męskiej szatni. - odpowiada matka
- A co? Syn sam się nie przebierze...? - tak mi się wyrwało
W odpowiedzi otrzymałem spojrzenie, które miało moc wzroku bazyliszka.

***
Sklep z obuwiem sportowym.
Dziarskim krokiem wkracza kobieta a za nią młody już prawie mężczyzna. Młody ale o posturze koszykarza.
- Mój syn wczoraj kupował tu buty. Są nie do pary. Żądam wymiany.
Mama jest zdecydowana w swoich żądaniach, a syn potulnie stoi z tyłu. Schować się nie ma szans bo jest zdecydowanie wyższy od matki.

1. Kupując nie potrafi sam sprawdzić czy w paczce są właściwie dobrane buty.
2. Reklamacji sam też nie potrafi zgłosić.

Jak długo mama jeszcze tak będzie się troszczyć o synka.

***
Poczekalnia do lekarza
Spora kolejka, głównie matki z małymi dziećmi. Czeka też matka z całkiem już dorosłym wydawałoby się dzieckiem. Syn im się udał. Klata jak u żonatego wróbla, rosły i silny chłopak. Z wyglądu trochę jak Tomek Czereśniak z Czterech pancernych. Ale Tomasz to miał też zadziorny i twardy charakter, a nie włos na żel czesany.


Wiem, że jak dziecko nie ukończy 18 lat to do lekarza powinno przychodzić razem z opiekunem. Ale ja pamiętam, że w pewnym wieku tu już byłoby mi wstyd iść z matką.
Ale to może ja jakiś inny (dziwny) byłem.


***
A w czasach gdy nasi przodkowie byli niepiśmienni, wierzyli w różne bóstwa i licha leśne to chłopiec w wieku lat 7 był odbierany od matki i szedł pod opiekę ojca. Towarzyszył temu obrzęd przycięcia włosów - postrzyżyny.
Chłopak pod opieką ojca uczył się jak obrobić ziemię, jak zdobyć zwierzynę oraz jak bronić domu przed niebezpieczeństwem.

czwartek, 28 września 2017

Dziecko bez opieki. Co na to prawo?

W jakim wieku dziecko może samo wracać ze szkoły do domu?
Czy dziecko jest już na tyle duże, że można je samo zostawić w domu?

Aby odpowiedzieć na te pytania nie wystarczy tylko rodzicielska intuicja i wiedza jaką rodzic posiada o tym jak samodzielne jest jego dziecko. Przydałaby się jeszcze choć podstawowa znajomość przepisów prawa, które regulują te kwestie.

Zatem zaczynam poszukiwania w sieci odpowiednich przepisów:

Kodeks Drogowy - Prawo o Ruchu Drogowym
  • DZIAŁ II Ruch drogowy
  • Rozdział 5 Porządek i bezpieczeństwo ruchu na drogach
Art. 43. 1. Dziecko w wieku do 7 lat może korzystać z drogi tylko pod opieką osoby, która osiągnęła wiek co najmniej 10 lat. Nie dotyczy to strefy zamieszkania.  
2. Dziecko w wieku do 15 lat, poruszające się po drodze po zmierzchu poza obszarem zabudowanym, jest obowiązane używać elementów odblaskowych w sposób widoczny dla innych uczestników ruchu.
 
***

Kodeks Wykroczeń
Rozdział XII Wykroczenia przeciwko osobie

Art. 106. Kto, mając obowiązek opieki lub nadzoru nad małoletnim do lat 7 albo nad inną osobą niezdolną rozpoznać lub obronić się przed niebezpieczeństwem, dopuszcza do jej przebywania w okolicznościach niebezpiecznych dla zdrowia człowieka,podlega karze grzywny albo karze nagany.


***

I jeszcze coś z Kodeksu Karnego
Rozdział XXVI Przestępstwa przeciwko rodzinie i opiece

Art. 210
§ 1. 
Kto wbrew obowiązkowi troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15 albo o osobę nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny osobę tę porzuca, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 2. 
Jeżeli następstwem czynu jest śmierć osoby określonej w § 1, sprawca podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.


***

Tyle udało mi się znaleźć na temat co nasze (polskie) prawo mówi o opiece nad dzieckiem. To jest, kiedy może samo poruszać się po drodze (np.ze szkoły do domu) lub przebywać samo w domu bez opieki dorosłych.

Wygląda na to, że pozostawienie bez opieki dziecka w wieku do 7 lat grozi rodzicowi konsekwencjami, nawet jak się nic dziecku nie stanie. Zatem nie można nawet na chwilę pozostawić małego dziecka samego w wózku pod sklepem, w samochodzie (bez względu na pogodę), a nawet w domu. Dziecko siedmioletnie lub młodsze musi stale być pod opieką.

Natomiast jak wynika (przynajmniej w mojej interpretacji) z przepisów Prawa o Ruchu Drogowym, to moja starsza, prawie jedenastoletnia córka, mogłaby swoją młodszą siostrę (6 lat) odprowadzić z przedszkola do domu.
Na szczęście wewnętrzne przepisy przedszkolne nakazują by dziecko odebrała osoba dorosła.

I teraz to co lubię najbardziej w naszym prawie... Co z dziećmi w wieku od 7 do 15 lat? Teoretycznie można pozostawić je na jakiś czas bez opieki. Straż Miejska lub Policja nie podejmie interwencji widząc 12-latka na spacerze z pieskiem (pies nie jest opiekunem).
Piszę jednak, że takie dziecko można "teoretycznie" zostawić w domu bez opieki lub samo wypuścić na spacer. I nikt się nie przyczepi. Nie przyczepi się do czasu, aż coś złego się małoletniemu przydarzy. Bo patrząc na art. 210 Kodeksu Karnego to zawsze można zarzucić rodzicowi, że nie dopełnił obowiązku "troszczenia się o małoletniego poniżej lat 15".

Zatem. Starsze dziecko można zgodnie z prawem pozostawić bez opieki. Dopóki mu się coś złego nie stanie. Wtedy już nie będzie zgodnie z prawem.

***

Nie jestem prawnikiem i mogę się mylić w swoich interpretacjach ww przepisów. Więc gdyby ktoś z czytelników bloga raczył coś dodać od siebie w komentarzu to chętnie przeczytam.