Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szkoła. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szkoła. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 lutego 2022

Szkoła "powszechna" czy szkoła "specjalna"?

 W szkole, w której uczy moja żona, na 700 uczniów jest 100 z orzeczeniami.

I nie mówię tu o jakiś dys-, z których to zwyczajowo żartowało się, że orzeczenie przykrywa zwykłe lenistwo lub brak zdolności.

Sporo z tych orzeczeń dotyczy naprawdę poważnych problemów potwierdzonych diagnozą nie tylko z poradni pedagogiczno-psychologicznej, ale i lekarza psychiatry.

I nie jest to szkoła specjalna... Nie jest to też szkoła integracyjna...

Jest to jak najbardziej szkoła powszechna... Czyli dla każdego.

Nie wiem jak w innych szkołach ale pewnie nie jest to sytuacja wyjątkowa, że coraz więcej młodych ludzi w wieku szkolnym boryka się z problemami dotyczącymi ich zdrowia psychicznego.

Tylko czy taka szkoła może funkcjonować "normalnie"?

Bo nauczycielom dowala się tylko pracę w postaci konieczności dostosowania sposobów prowadzenia lekcji tak, by uwzględniały deficyty oraz ważne potrzeby uczniów z orzeczeniami. Dowala się robotę, z której i tak właściwie niewiele wynika. 

A wynika niewiele, ponieważ i tak nie ma szans na bardziej indywidualne podejście do ucznia z problemami. Nie w klasie, w której upchnięto prawie 40 młodych ludzi, z których ostatnio właściwie każdy ma jakieś braki.

Może warto mieć to też na uwadze, gdy zacznie się wyrażać poglądy o poziomie nauczania w polskich szkołach?

wtorek, 1 lutego 2022

Po co nam taki "powszechny" system oświaty?

 Przeczytałem w bardzo "mundrej" gazecie, że korepetycje dziś to konieczność. Że bez korepetycji samo uczęszczanie na zajęcia, a nawet ukończenie jakiejś szkoły średniej nic młodemu człowiekowi nie daje.

I przy okazji dowiedziałem się, że prawdopodobnie co drugi uczeń z systemu "powszechnej" oświaty aby mieć jakieś wyniki wymaga dodatkowych korepetycji. 

Albo z poziomem tych szkół jest imo coś nie tak... Albo z poziomem tych uczniów. Bo mnie się to w głowie nie mieści, że aż tylu potrzebuje korków tylko po to by jakoś zaliczać kolejne stopnie w edukacyjnej drabince. 

Dowiedziałem się też (z tej gazety), że ceny za korepetycje idą w górę i coraz trudniej o dobrego korepetytora.

Cóż... Nie dziwi mnie to. Wg tej samej gazety za tych rządów wszystkie ceny szybują w górę. Jak widać usługi korepetytorskie nie są wyjątkiem.

Tylko przy tym biadoleniu na temat cen tych usług "mundra" gazeta pomija fakt, że odpłatne udzielanie korepetycji przez nauczycieli własnym uczniom jest po prostu niedopuszczenie. Że jest to system na skraju jawnej patologii...

Bo o to ilu "korepetytorów" zgłasza i rejestruje swoje usługi jako formę działalności nawet nie śmiem zapytać.

Ale że anglista lub germanista bez podatku wyciąga wielokrotnie więcej niż ze szkolnego etatu to słyszałem z niejednego źródła.

Ale tą część szarej strefy organa kontroli skarbowej najwyraźniej nadal omijają szerokim łukiem.


Zatem zadaję pytanie:

Po co nam taki system "powszechnej" i niby nieodpłatnej oświaty?

Bo ani on powszechny ani nieodpłatny skoro rzetelna wiedza i nauka jest tylko dla uprzywilejowanych i tych, których stać na wykupienie dodatkowych lekcji poza systemem. 

poniedziałek, 26 października 2020

Byle do wiosny - Zdalne nauczanie 2.0

Młodsze dziecko nadal wysyłam do szkoły. Starsza już na zdalnym...

Ponieważ mam też opiekować się żoną, która jest na rekonwalescencji, dostałem od życia możliwość zapoznania się przyjemnościami jakie zazwyczaj spoczywają na barkach naszych żon/matek.

Wyszykuj młodszą córkę do szkoły... Starszej dopilnuj aby nie przespała zdalnych lekcji... Kanapka dla młodszej... Gdzie jest ta cholerna maseczka i czemu książki jeszcze nie spakowane.

Po drodze jeszcze do apteki bo kończą się opatrunki.

Na szczęście zakupy mogę zrobić później i nie muszę zdążyć prze godzinami dla seniorów.

Teraz gazem do domu...

Uff... Do końca miesiąca jestem na zwolnieniu.

Co będzie jak będę to wszystko jeszcze musiał pogodzić z pracą.

Żona mówi, że dam radę.

Pewnie tak.


Byle do wiosny.

 

Ps

Połowa z zaplanowanych na dziś zajęć zdalnych została odwołana.

sobota, 29 sierpnia 2020

Komu zależy na tym aby dzieci 1 września wróciły do szkół?

Otóż odnoszę wrażenie, że stroną, która wykazuje największe zainteresowanie tym aby dzieci 1 września rozpoczęły normalną (no, tak w miarę normalną) naukę szkolną jest Ministerstwo Edukacji Narodowej. Covid covidem ale uczyć się jakoś trzeba i już... I najwyraźniej w MEN doszli jednak do wniosku, że zdalne nauczanie się nie sprawdza. Premier i minister od finansów też pewnie mieli w tym swój udział bo... Taka przerwa od nauki szkolnej nie jest i nie była za darmo. Te pieniądze na zasiłki dla rodziców, którzy zamiast pracować musieli opiekować się dziećmi nie były przecież tylko wirtualne.

Czy szkołom (dyrektorom i nauczycielom) zależy na tym aby dzieciaki uczyły się w szkołach, a nie zdalnie?

Tu już nie byłbym pewien odpowiedzi. Bo jak znam to środowisko to jest ono w tej kwestii bardzo podzielone. Nauka zdalna nauczycielom generalnie się nie podoba ale... powrót do szkoły budzi w nich wielkie obawy. Obawy o to, że system jednak nie podoła i nie zapewni nikomu (ani uczniom, ani nauczycielom) bezpiecznych warunków do nauki i pracy.

Czy są to obawy uzasadnione?

W mojej opinii nie są bezpodstawne. Bo co prawda należy się się zgodzić z oceną MEN, że nie wszędzie zagrożenie jest tak duże aby zamykać szkoły ale.... Ale w większość dużych szkół jest takie zgęszczenie, klasy są tak liczne, że wręcz nie ma fizycznej możliwości zapewnienia bezpiecznej odległości podczas zajęć. Nawet pojedynczych ławek w klasach. I nie ma szans aby nauczyciel był w stanie upilnować grupkę dzieci tak aby te nie wymieniały się przedmiotami, kanapkami, słodyczami, wirusami...

Dodajmy do tego, że spora część kadry nauczycielskiej to osoby już trochę starsze, które od lat w zawodzie utrzymuje chęć dotrwania do emerytury. A lęk o własne zdrowie może w którymś momencie okazać się silniejszy niż taka motywacja do pracy.

Czy do szkół chcą wrócić uczniowie?

Myślę, że większość dzieci chce powrotu do szkoły i już się cieszą na wieść o tym, 1 września dostana taka możliwość. Ale nie czarujmy się... Dzieciaki nie tęsknią za szkołą, nauczycielami oraz nauką. Po miesiącach "kwarantanny" brak im przede wszystkim normalnych (a nie tylko wirtualnych) kontaktów z rówieśnikami. I szczerze mówią to myślę, że większość z nich przeżyje szok gdy zorientują się, że szkoła nadal robi wszystko aby ograniczyć kontakty między uczniami.

Tak więc uczniowie bardzo szybko mogą zmienić zdanie na ten temat.

A co z rodzicami?

A rodziców zdanie to chyba najmniej było brane pod uwagę... Zresztą tu o uzyskanie jasnej deklaracji byłoby imo jeszcze trudniej  niż w przypadku dzieci. Bo tu lęk o bezpieczeństwo może równo konkurować z przemęczeniem wynikającym z konieczności łączenia pracy zawodowej z opieką nad dzieckiem. A opinie rodziców mogą okazać się jeszcze bardziej zmienne niż pragnienia ich dzieci.

 

wtorek, 5 maja 2020

Kiedy nauczanie wróci do szkół?

System edukacji w Polsce poszedł na koronawagary i jak na razie nic nie wskazuje na to aby szybko wrócił do szkoły.
Chodzą co prawda pogłoski o tym aby przywrócić jakieś zajęcia dla młodszych dzieci ale z edukacją raczej nie ma to nic wspólnego. Tu chodzi raczej o zapewnienie opieki dla maluchów, których zgodnie z prawem rodzic nie może pozostawić bez opieki w czasie gdy sam idzie do pracy.
Prognozować kiedy dzieci i młodzież wrócą do szkoły aby podjąć normalną naukę (a nie zdalną fikcję) dziś jednak się nie odważę. Po prostu na dzień dzisiejszy w ogóle nie widzę takiej możliwości.
Bo czy Wy wyobrażacie sobie lekcję, którą prowadzi nauczyciel w maseczce na twarzy?
I nie chodzi mi tylko o dyskomfort pracy takiego nauczyciela. Bo jednak większość (zdecydowana) pedagogów to dorośli i w miarę dojrzali ludzie, którym można wytłumaczyć dlaczego jest to konieczne.
Ale z dziećmi może być już gorzej... Dla nich nauczyciel w masce będzie po prostu śmieszny lub straszny.


A jak komuś się wydaje, że wytłumaczy coś dzieciom (także tym starszym) i będą one podczas lekcji ściśle przestrzegać zasad bezpieczeństwa, że same będą siedzieć w maseczkach... Jak komuś tak się wydaje to lepiej niech już dziś szykuje się na kolejne fale epidemii.
I jeszcze jedna taka mała rzecz...
Jak bezpiecznie zorganizować zajęcia w szkołach, w których jest takie przepełnienie, że nauka odbywała się na dwie zmiany, a w klasach poupychano po 35 (i więcej) osób? Tam i bez masek nie było czasem czym oddychać.
Może uda się przeprowadzić egzaminy maturalne i te dla ósmoklasistów. Ale możliwości powrotu do normalnej nauki dla wszystkich uczniów, we wszystkich szkołach nadal nie widzę. Nie widzę i nawet nie potrafię sobie wyobrazić kiedy to będzie możliwe. Bo w mojej opinii znaczna część szkół i bez koronawirusowego zagrożenia nie spełniała podstawowych standardów bezpiecznej nauki.
I tak będzie cały czas, dopóki szkołę będzie się tylko traktować jak przechowalnię dla dzieciaków. Tak będzie nadal...
Bo ludzie zarządzający systemem edukacji w Polsce nadal tkwią mentalnie w PRL.

czwartek, 26 marca 2020

Dziennik elektroniczny (Librus) a zdalne nauczanie

Ostatnio w kontekście tzw. zdalnego nauczania pojawiło się sporo głosów krytyki pod adresem systemu Librus, który to przez nauczycieli jest wykorzystywany jako podstawowe narzędzie do kontaktu z uczniami i ich rodzicami. Program jest krytykowany głównie za to, że się... wiesza, że nie można się zalogować, że nie wiadomo, o co w tym chodzi.
Ale tak po prawdzie...
System Librus w wersji, z którą zazwyczaj mamy do czynienia, doskonale sprawdza się jako dziennik elektroniczny. Jest bardzo dobrym narzędziem do komunikacji na linii szkoła (nauczyciele, wychowawcy) z uczniami i ich rodzicami. Pozwala na sprawdzenie ocen, jakie otrzymuje dziecko (niedostatecznej już nie da się zataić), a także kontrolowanie frekwencji (wszelkie nieobecności też są odnotowane).
Jest też możliwość prowadzenia normalnej komunikacji tekstowej (tak jak w poczcie e-mail) pomiędzy nauczycielem a rodzicem. I co ważne autor wiadomości ma możliwość sprawdzenia, czy adresat korzysta z tego systemu i docierają do niego wiadomości.

W mojej ocenie wprowadzenie tego dziennika elektronicznego było posunięciem bardzo korzystnym, które spowodowało małą (ale dobrą) rewolucję w kontaktach nauczycieli z rodzicami uczniów. Właściwie straciło rację bytu coś, co kiedyś nazywano wywiadówką. Bo w końcu oceny i frekwencję można śledzić online.
Zebrania szkolne zmieniły swój charakter. Już nie ma potrzeby omawiać na nich ocen i wyników nauczania. Można się skupić na innych zagadnieniach wychowawczych. A o ocenach i pracy konkretnego dziecka najlepiej rozmawia się bezpośrednio z nauczycielem podczas indywidualnych konsultacji, których termin można ustalić dzięki systemowi Librus. I to można chwalić...

Natomiast aby było jasne... System ten nie powstał w celu prowadzenia zdalnych lekcji. Nie ma w nim odpowiednich narzędzi.
Jedyne co można to - wysyłać tzw. zadania domowe. A zadanie domowe to nie jest lekcja. Zadanie domowe można traktować wyłącznie jako uzupełnienie do lekcji. A wystawianie np. ocen wyłącznie na podstawie zadań domowych byłoby w mojej opinii czymś niewłaściwym.

czwartek, 19 marca 2020

Szkolne pospolite ruszenie i biegunka Gazety Wyborczej

Mamy za sobą trzy dni z oficjancie obowiązującym zawieszeniem zajęć w szkołach oraz innych placówkach oświatowych. I już mamy pospolite ruszenie w środowisku nauczycielskim. Zaangażowanie grona nauczycielskiego w podsyłanie dzieciom materiałów do "samodzielnej" nauki w domu zdecydowanie przerosło to co sam mogłem sobie wyobrazić.

(Samodzielnej w cudzysłowie bo i tak wymaga to dużego zaangażowania ze strony rodziców).

Okazuje się, że właściwie wszyscy nauczyciele moich córek (nawet pani od wf) coś chcą im podesłać, coś zaproponować i naprawdę wkładają w to dużo pracy, a także sporo serca.

Aż jestem pod wrażeniem... I piszę to naprawdę szczerze, beż żadnej skrywanej ironii.
Naprawdę serce rośnie gdy widzi się takie zaangażowanie na rzecz edukacji dzieci i młodzieży.

Ale, że jest to pewien rodzaj pospolitego ruszenia to i efekty niestety mają charakter działań raczej partyzanckich. Ale o to już nie można mieć pretensji do samych nauczycieli. Po prostu nie ma jednolitego systemu. Nikt nie przewidział wcześniej jak w takiej sytuacji nauczyciel ma kontaktować się z uczniami. A jak nie ma systemowego rozwiązania to każdy orze jak może.

Część zadań jest wysyłana przez dziennik elektroniczny (Librus), część mailowo, inni próbują przez facebooka, ktoś tam próbuje się umawiać z uczniami na "wideoczat"... I ja sam muszę przyznać, że już gubię się w tym gdzie szukać tych tak licznie podsyłanych przez nauczycieli materiałów do prowadzenia lekcji w domu.

I niestety w tym miejscu ujawnia się prawda o tym, że rodzic sam raczej nie ogarnie tego materiału... Szybko zacznie przeklinać i czekać na dzień, w którym dziecko pójdzie normalnie do szkoły.

No cóż... Dopóki nie powstanie jakieś rozwiązanie systemowe w kwestii zdalnego nauczania, a dzieci nadal nie będą mogły chodzić do szkoły to tak to będzie niestety wyglądać.
Ale jak już napisałem - nie można mieć o to pretensji do nauczycieli.

I w tym miejscu pojawia się pewna drażliwa kwesta, na którą bardzo szybko zwróciła uwagę redakcja Gazety Wyborczej. Otóż gwałtowne poruszenie we wnętrznościach redakcyjnych nastąpiło na wieść o tym, że nauczyciele, którzy nie prowadzą takich zdalnych lekcji i nie podsyłają materiałów do samodzielnej nauki nie otrzymają też pełnego uposażenia za ten czas przerwy w zajęciach szkolnych.

Patrz: Koronawirus tnie pensje nauczycieli

Ale tu bym się zapytał szanownej redakcji. Czy to naprawdę jest sprawiedliwe płacić po równo wszystkim bez wyjątku i bez względu na zaangażowanie?

Cóż... Nauczyciele, którzy podjęli działania aby utrzymać kontakt z uczniami i dalej przynajmniej próbują prowadzić ich edukację powinni być docenieni.
Nie widzę powodu aby im obcinać pensje tylko dlatego, ze ktoś poczuje się gorzej słysząc, że inni dostali więcej.

A, że dziś chyba nikt jeszcze nie wie kiedy zajęcia w szkołach zostaną wznowione to i emocje mogą być tu duże.

środa, 11 marca 2020

Odwołanie zajęć w szkołach i innych placówkach ośiwatowych

O tym jakie konsekwencje może wywołać odwołanie zajęć lekcyjnych w szkołach i zamknięcie tych placówek mogliśmy się przekonać rok temu przy okazji strajku nauczycieli.
Tak... Jest to kłopotliwe. Bo dla dzieci, które nie mają zajęć szkolnych trzeba zorganizować opiekę. I to nie dotyczy wyłącznie najmłodszych dzieci... Bo nastolatki pozbawione nadzoru szybko zaczną wpadać na różne, czasem niezbyt mądre, sposoby zorganizowania sobie czasu.
Ale powiedzmy sobie szczerze... Jeśli rząd już zdecydował się na odwołanie wszystkich imprez masowych na terenie całego kraju to... Decyzja o zawieszeniu zajęć w szkołach i innych placówkach oświatowych będzie naturalną konsekwencją działań zapobiegawczych rozprzestrzenianiu się zarżeń koronawirusem. I w sumie nie wiem tak naprawdę dlaczego te decyzje nie były ze sobą połączone. Bo imo pod względem epidemiologicznym to zajęcia w szkołach można traktować dokładnie tak samo jak imprezy masowe - wielu ludzi w jednym miejscu. Tu nawet w jednym budynku.
Dlatego też raczej nie ma się co zastanawiać nad tym czy szkoły powinny zostać zamknięte. Można natomiast zadawać pytanie czy już rząd powinien wprowadzać takie rozwiązanie na terenie całego kraju. Bo jak informują media niektóre samorządy już podjęły takie decyzje.


A nie czarujmy się... Żłobki, przedszkola, szkoły to idealne środowisko dla wszelkich zarażeń chorobami wirusowymi.
Niestety znaczna część rodziców wysyła swoje dzieci do szkoły, przedszkola, żłobka mimo, że już dostrzega u swojego dziecka objawy jakiejś choroby. Bo może się uda, bo może nikt nie zauważy, bo może mi dniówka nie przepadnie...


Ktoś powie, ze koronawirus stanowi zagrożenie głównie dla osób starszych, a dzieci... No właśnie... Co z dziećmi? To, że dzieci przechodzą najczęściej tę chorobę bezobjawowo nie oznacza, że nie mogą jej przenosić na osoby starsze.


A tak poza tym... Zamknięcie szkół i innych placówek oświatowych spowoduje, że mniej osób będzie przemieszczać się po ulicach. Będzie mniej samochodów na ulicach i mniej ludzi w środkach komunikacji publicznej.


***
Przed chwilą premier Mateusz Morawiecki na konferencji prasowej ogłosił odwołanie zajęć w szkołach od najbliższego poniedziałku na dwa tygodnie.
Ale już jutro zajęć nie będzie a szkoły tylko będą zapewniać opiekę dla dzieci, które przyszły mimo wszystko do szkoły.





sobota, 19 października 2019

Edukujmy rodziców. Dzieci edukację już mają

W serwisie salon24.pl (i nie tylko) trwa dyskusja na temat celowości wprowadzania do szkół "edukacji seksualnej". Tylko problem w tym, że... dzieci edukację już mają zapewnioną. Mają edukację matematyczną, polonistyczną, historyczną (tu imo za mało)... Mają też lekcje z biologii i przedmiot o nazwie Wychowanie do życia w rodzinie... Tak. Taki przedmiot już może być wprowadzany do szkół i nic złego się nie dzieje... Część zajęć jest wspólna dla dziewcząt i chłopców, a część w grupach... Oddzielnie dziewczęta, oddzielnie chłopcy. I jeśli te zajęcia są dobrze prowadzone i dzieci mogą od wychowawcy dowiedzieć się o tym, że dorastają, a ich ciało oraz psychika się zmienia to... Nie ma w tym nic złego.
Problem natomiast jest w tym, że wielu rodziców nie potrafi, nie umie lub co gorsze... nie chce rozmawiać z dzieckiem na jakikolwiek drażliwy temat. I  wcale nie musi to dotyczyć sprawy tak poważnej jak odpowiedź na pytanie: Skąd się biorą dzieci?
Znaczna część rodziców notorycznie czuje się przemęczona, przepracowana lub ciągle odczuwa brak czasu potrzebnego na to by zająć się dzieckiem. To oni liczą na to, że szkoła załatwi za nich pracę wychowawczą nad dzieckiem.
Niektórzy nie rozmawiają bo... się wstydzą. I też liczą, że te sprawy załatwi za nich szkoła.
Cóż... Ze swojego doświadczenia mogę napisać, że dzieci potrzebują nie tyle dokładnych odpowiedzi (np. szczegółowych instrukcji) ale by dorośli czasem traktowali ich problemy poważnie i mieli czas na wysłuchanie dziecka. A dziecko takich zdolności oczekuje przede wszystkim od swoich rodziców... Szkoła tej potrzeby im nie zaspokoi.
Dlatego uważam, że większy zysk osiągnęlibyśmy gdyby upowszechnić wśród rodziców chęć do rozwijania własnych kompetencji rodzicielskich. Każdy rodzic powinien imo mieć możliwość skorzystania z kursów, które uczyłyby o tym:
Jak rozmawiać z dziećmi aby nas słuchały. Jak słuchać dzieci aby do nas mówiły...
Takie kursy są organizowane np. przez powiatowe poradnie pedagogiczno-psychologiczne ale imo nic złego by się nie stało jakby były one także organizowane przez szkoły.
A jakby ktoś chciał wiedzieć to w takich kursach uczestniczyłem i uważam, że sporo z nich dobrego wyniosłem.
Więcej na ten temat w notce: Szkoła dla rodziców

środa, 29 maja 2019

Procedury Bezpieczeństwa w Szkole. Mój komentarz po zebraniu szkolnym

Szkoły zostały zobowiązane odgórną, ministerialną decyzją do wdrożenia nowych procedur bezpieczeństwa w szkole. Dokument liczy 19 stron tekstu i odnosi się do różnych zagrożeń jakie mogą wystąpić na terenie szkoły. Od zagrożeń cybernetycznych po... atak terrorystyczny.

W praktyce wdrażanie tych procedur jak na razie ogranicza się do zapoznania z nimi grona nauczycielskiego i... pisemnego zobowiązania rodziców, że ci też przeczytają wspomniany dokument.

Już po kilku akapitach tego tekstu orientujemy się jednak, że jest to tak naprawdę dokument wewnętrzny dla szkół i nauczycieli.
Kolejny zestaw procedur, których nikt nie spamięta, a mało kto dokładnie przeczyta. Taki klasyczny dupochron...
Wypadków i innych zagrożeń nie wyeliminujemy ale mamy procedury. I nie mówcie, że nie informowaliśmy Was o tym...
I po to jest ta akcja zbierania podpisów.

A tak przy okazji...
Zebrania szkolne po wprowadzeniu dziennika elektronicznego to właściwie niemal wyłącznie czas poświęcony na zbieranie podpisów.

czwartek, 23 maja 2019

Kap, kap, kap... z sufitu

Z dzieciństwa mam różne wspomnienia związane ze szkołą. Pamiętam np. zimy gdy dzieci siedziały w klasie w kurtkach bo "z powodu braku węgla" temperatura w budynku szkoły spadała do tej jaką zaleca się jako właściwą dla dobrze schłodzonego piwa.
Ale to było w czasach realnego socjalizmu i tzw gospodarki planowej.

Na szczęście radosny/żałosny eksperyment nazywany demokracją ludową i gospodarką socjalistyczną możemy mieć już tylko we wspomnieniach.

I miałem nadzieję, że moje dzieci nie będą miały już takich wspomnień ze szkoły.

A tymczasem...

Dziś zajęcia w szkole mojej córki można było prowadzić pod parasolami.

Dlaczego?

Bo dach przemókł i z sufitów kapała woda deszczowa.

Wiem, że aktualną sytuację pogodową w moim regionie (Małopolska) można już nazwać katastrofalną (podtopienia i ryzyko powodzi) ale sytuacja w szkole to nie efekt intensywnych opadów lecz fuszerki "mistrzów", którzy montowali dach na budynku szkolnym.

Dziś prawdziwych dekarzy już nie ma...

Takie są efekty likwidacji szkolnictwa zawodowego i przekonania, że wszyscy muszą mieć studia.
Za dużo wodzów, za mało Indian.

Pojemniki do łapania wody kapiącej ze szkolnego sufitu.

wtorek, 21 maja 2019

Komórkowy Cham Polski

Kiedyś określenie Cham miało znaczenie raczej społeczne. Oznaczało człowieka podłego stanu, którego Pan miał zazwyczaj w pogardzie.

Ten dawny Cham miał też zapewne w pogardzie Pana ale z tymi swoimi odczuciami raczej się nie ujawniał.

Swoje frustracje dawny cham ujawniał zazwyczaj wśród równych sobie. Pluł pod nogi, wulgarnie przeklinał, a potrzeby fizjologiczne potrafił załatwić nie schodząc z furmanki i to w trakcie jazdy.

***

Dziś takich dawnych Chamów już nie ma... Bo i społeczeństwo jakby "bezklasowe", a furmanki to już naprawdę rzadkość w naszym miejsko-wiejskim krajobrazie.

Współczesny Cham zatem przemieszcza się dziś po drogach innymi furami. A im lepsza fura to czasem (albo zazwyczaj) większy Cham za jej kierownicą.

Ale dzisiejszym Chamom dano nie tylko fury zamiast furmanek. Dano im jeszcze telefony komórkowe...

Tak... Kiedyś Cham mógł opróżnić pęcherz  nie przerywając jazdy furmanką. A dziś może trzymać za kierownicą telefon w łapie i gadać nie przerywając jazdy służbowo-prywatną furą.

I współczesny polski Cham może bez skrępowania (poczucia jakiegokolwiek wstydu) głośno prowadzić swoje chamskie rozmowy w miejscach publicznych. Może głośno przeklinać i puszczać w przestrzeń publiczną setki głośnych wulgaryzmów... A słowo ku*wa w jego dialekcie komórkowym jest jak słowo stop w dawnym telegramie.

Komórka stale przyklejona do ucha to chyba atrybut współczesnego polskiego Chama.

Będzie przez nią gadał nawet podczas płatności w sklepie... A potem zj*bie kasjera/kasjerkę za to, że ten/ta raczyła mu zwrócić uwagę.


A najgorsze w tym jest to, że do tego chamskiego atrybutu przywiązane są już nawet dzieci w szkole...

Uczeń bez smartfona? Siara...

Tylko jeszcze nikt go nie nauczył, że nie korzysta się z telefonu podczas lekcji bo to zwykłe chamstwo.

czwartek, 25 kwietnia 2019

Nieplanowane "wakacje"

Strajk nauczycieli trwa już trzeci tydzień. W międzyczasie minęły też Święta Wielkanocne... Dzieci siedzą w domu na przymusowych i nieplanowanych wakacjach. Bo tego nie da się już nazwać po prostu przerwą świąteczną. Z prawdziwymi wakacjami ma to tez niewiele wspólnego. Nie wiadomo kiedy ta "przerwa" się skończy, a dzieci tak naprawdę nie odpoczywają.

Przez pierwszy tydzień dzieciakom mogło się to nawet podobać. To, że nie ma szkoły, że nie trzeba rano tak wcześnie wstawać, a przede wszystkim to, że nie ma zadań domowych. Tak... Moje dzieci bardzo nie lubią zadań domowych.

Ale teraz widać, że ta przymusowa (spowodowana strajkiem nauczycieli) przerwa w nauce zaczyna je już nużyć. Widać, że zaczyna im brakować normalnego rytmu dnia i kontaktu z rówieśnikami w szkole. Od swoich córek coraz częściej słyszę, że chciałyby już wrócić do szkoły.

U rodziców też może to powodować coraz większe zdenerwowanie. Widzę to po sobie... Starsza córka właściwie mogłaby już sama zostać w domu, ale młodsza (7 lat) nadal wymaga stałej opieki. Cóż... Moja żona choć też nauczycielka to jednak pracuje (nie uczestniczy w tym cyrku). Ja też właśnie zacząłem nową robotę. Zapewnienie opieki dzieciom w czasie gdy powinny być w szkole staje się coraz bardziej kłopotliwe. Możemy co prawda liczyć na wsparcie babci, ale... Możliwości babć tez bywają ograniczone.

Dziś ja muszę zapewnić w ciągu dnia dzieciom opiekę i jakieś zajęcie. A od rana są wściekłe i tylko szukają powodu do zwady... Jak wściekłe osy gryzą się o byle co.


A tak przy okazji...

Jak ktoś myśli, że starty spowodowane strajkiem (niezrealizowany program) można odrobić przedłużając rok szkolny jeszcze na lipiec to... Niech się taki ktoś dobrze zastanowi. Bo normalne wakacje w lipcu wielu już ma dokładnie zaplanowane i nie nikt nie przyjmie do wiadomości wytłumaczenia, że z powodu strajku tak trzeba. Dzieci i rodzice nie strajkują. To nie jest ich sprawa.

Ps
Od najbliższej soboty Broniarz & ZNP zawieszają akcję strajkową... Do września.
Czyli możemy liczyć na ciąg dalszy tej komedii pomyłek.

***



czwartek, 11 kwietnia 2019

Strajk czy kabaret?

Przystępujący do strajku nauczyciele głośno krytykowali TVPiSowskie media za to, że te skupiają się tylko na finansowych żądaniach leżących u podstaw ogłoszonej akcji strajkowej. Że nie dostrzegają w proteście tym też walki o "przywrócenie zawodowi nauczyciela należnego mu prestiżu".

Niestety to jak się ten strajk rozwija może sprawić, że nauczyciele nic nie odzyskają z dawnego splendoru jakim był (lub bywał) obdarzany ich zawód. Co więcej... Mają dużą szansę na ostateczną utratę jakiegokolwiek poważania.


- Akcja strajkowa nie uzyskała odpowiedniej mocy. I nie chodzi mi tu tylko o wyłamanie się ze strajku oświatowej sekcji związku Solidarność. Presja na rząd jest w tym momencie zwyczajnie za słaba. A postawienie uczniów oraz ich rodziców w roli zakładników w sporze z rządem ostatecznie obróci się przeciw organizatorom i uczestnikom protestu.

- Zakładanie, że rząd ulegnie bo strajk wypada w czasie egzaminów (gimnazjalnych, ósmoklasistów) było błędne. A już fakt, że egzaminy udało się przeprowadzić wbrew naciskom ze strony strajkujących nauczycieli ostatecznie pozbawił strajk jakiejkolwiek mocy. Równie dobrze można było się ograniczyć do oflagowania budynków i wręczania rodzicom karteczek z postulatami połączonymi z prośbą o zrozumienie.

- Teraz słyszę jeszcze, że komitet strajkowy ma zamiar zawiesić strajk na czas Świąt Wielkanocnych. Cóż... Jeśli do tego dojdzie to cała akcja strajkowa zamieni się w kabaret. Tak, kabaret... Kabaret, który ostatecznie sprowadzi do absurdu zasadność podjętego przez nauczycieli protestu. Taki protest będzie równie poważny jak głodówka prowadzona od śniadania do kolacji z przerwą na obiad.


Po występie w takim kabarecie trudno będzie traktować środowisko nauczycielskie z "należną powagą".

I to już wcale nie jest śmieszne.

***
Warto przeczytać:
https://www.se.pl/wiadomosci/polityka/lukasz-warzecha-nauczyciele-juz-te-wojne-przegrali-aa-nVKu-M7QA-vB5f.html

piątek, 29 marca 2019

Ocena z zachowania i autorytet nauczyciela/szkoły

Byłem wczoraj na zebraniu szkolnym. Gadka, szmatka, sprawy ogólne... A potem przejście do konkretów.
Konkrety to:
- zmiana w statucie szkoły (nowelizacja kryteriów do oceny z zachowania);
- strajk (wiadomo o co chodzi... czyli nie tylko o pieniądze).

O strajku już pisałem. Teraz skupię się na ocenie z zachowania.

Omówienie zmian w statucie i kryteriach wystawiania ocen z zachowania zajęło Wychowawcy kilkanaście minut. Niestety z całego wykładu połączonego z prezentacją zapamiętałem, że było tam mnóstwo tabel i punktów. Że system wystawiania ocen jest tak skomplikowany, że ani rodzic, ani Wychowawca nie jest w stanie go zapamiętać.

Jeżeli tego systemu nie ogarniają dorośli (rodzice i nauczyciele) to co powiedzieć o dzieciach (uczniach)?

O dzieciach (uczniach) można za to z brutalną szczerością powiedzieć, że niezrozumiała dla nich ocena z zachowania im po prostu "wisi". A wisi im nie tylko z tego powodu. Przede wszystkim te cwane bestie szybko się orientują, że za oceną z zachowania właściwie nie idą żadne poważne konsekwencje.

Ocena naganna na koniec roku?... I co z tego. Ocena z zachowania (także naganna) nie ma wpływu na promocję do wyższej klasy, czy ukończenie szkoły.

Ponad 100 godzin nieusprawiedliwionych?... A kogo to obchodzi. Nawet jak dadzą naganną to... się tylko pośmieję. A zresztą mama i tak hurtem usprawiedliwi wszystkie nieobecności bo szkoła ulegnie dając taką możliwość nawet długo po określonym w statucie terminie.

Rozpylony gaz w szatni lub flaszka "zrobiona" pod szkołą?... No dobra. Będzie uwaga i stary/stara będzie "darł ryja" ale mnie nie wywalą ze szkoły...


***
Tak więc jeśli strajk, który ma się rozpocząć 8 kwietnia (do skutku), ma na celu nie tylko wywalczenie podwyżki (1000 zł dla każdego belfra) ale też poprawę autorytetu nauczyciela i szkoły to... Szkoła nie może sama sobie tego autorytetu szargać takimi rozwiązaniami jak pusta, niezrozumiała i pozbawiona konsekwencji ocena z zachowania.

piątek, 8 lutego 2019

Robot do przypominania o myciu zębów

Moja młodsza córka dostała w szkole zadanie aby razem z tatą wykonać model robota (technika dowolna). Warunek konieczny... Praca ma być wykonana razem z tatą. Nie przez tatę. Ma być to wspólna praca ojca i dziecka.

Pracę zaczynamy od poszukiwań z czego można by tu takiego robota sklecić. Próba przegrzebania zakamarków domowych ujawnia przy okazji, że... przydałoby się tu i ówdzie zrobić porządek. A w domu jest całkiem sporo przedmiotów nadających się do konstrukcji robota.

Oto efekt wspólnej pracy...

Robot

Robot jest w 100% eko... Ekologiczny i ekonomiczny. Nic nie trzeba było dokupić. Robot został zbudowany z części, które zagracały szafki i gdyby ktoś je uznał za śmieci to mogłyby wylądować w kuble na odpady.
Teraz uzyskały nowe życie i nabrały nowej wartości, a nie zaśmiecają szaf lub garażu. Nie trafiły też do śmietnika.

Robot wykonany na podstawie planów (szkiców) technicznych dziecka.
Dzieci mają bardzo dobre pomysły... Jednak w ich realizacji potrzebują wsparcia. Nóż do tapet, klej na gorąco i inne niebezpieczne narzędzia na razie lepiej niech będą w ręku taty, a nie siedmiolatki. Jednak te ręce taty mają działać według dziecięcych wytycznych.

Ostatnim (a właściwie jedynym) problemem było wymyślenie z czego można by tu wykonać łapki robota. Czy będą to jakieś chwytaki? Może haczyki? A może coś jak ludzkie dłonie?
I tu ujawnia się siła dziecięcej wyobraźni.
Dwie stare szczoteczki do zębów zamontowane w ramionach robota to pomysł mojej córki. A robot będzie przypominał o myciu zębów...
Choć jak przypuszczam pewnie córcia wolałaby takiego prawdziwego robota, który naprawdę myłby za nią zęby rano i wieczorem.
Bo córunia bardzo nielubi tej czynności.

niedziela, 18 listopada 2018

Ściegi nie są proste, czyli czego uczą się dzieci na ZPT

Z własnego dzieciństwa wspominam, jak na lekcjach ZPT (Zajęcia Praktyczno-Techniczne) próbowano uczyć mnie budowy obrabiarki, silnika elektrycznego lub wpajać inną całkowicie zbędną w warunkach domowych wiedzę (np. budowa wielkiego pieca w hucie). Były też prostsze i bardziej praktyczne próby samodzielnego zbudowania karmnika dla ptaków lub estetycznej deski do krojenia produktów spożywczych... Wychodziło mi to lepiej lub gorzej, ale oceny zawsze nadrabiałem wyjątkowa zdolnością do: pisma technicznego.

Czasy się jednak najwyraźniej zmieniły i w edukacji szkolnej nastąpił imo jakiś progres. Dzieci nadal uczęszczają na ZPT (i bardzo dobrze), ale zajęcia te w mojej ocenie bardzo zbliżyły się do tego, co rzeczywiście uznajemy za Praktyczne, a nie tylko Techniczne.

W szkole, do której uczęszcza moja starsza córka zajęcia praktyczno-techniczne nie są już dzielone na grupy (oddzielnie chłopcy, oddzielnie dziewczęta). Profil zajęć jest ten sam dla wszystkich dzieci. Bo i umówmy się, każdemu przyda się wiedza, jak bezpiecznie używać sprzętu agd, a szczególnie tego stosowanego w kuchni. Każdemu przyda się wiedza, jak czytać instrukcję obsługi lub montażu prostych urządzeń domowych. I każdemu przyda się wiedza o tym, jak dbać o domowe sprzęty oraz jak je konserwować lub wykonać podstawowe naprawy.

Dobrym pomysłem imo jest też, że dzieci uczą się na tych zajęciach np. o tym, z jakich materiałów szyje się odzież i jak czytać symbole umieszczone na metce naszego ubrania. To dobra i rzeczywiście potrzebna wiedza, tak dla chłopca jak i dla dziewczynki.

Dużym wyzwaniem była natomiast (chyba najbardziej dla mnie) nauka podstawowych ściegów. Bo muszę się przyznać, że w tej materii wiedzę posiadam/posiadałem naprawdę nikłą ;)
I szczerze mówiąc musiałem uczyć się od podstaw razem z moją 12letnią córką.

Ściegi (szablon przód)
Ściegi (szablon - tył)

poniedziałek, 22 października 2018

Pedofil grasuje koło szkoły. Nowa wersja czarnej wołgi?

Już w zeszłym roku szkoła i jej okolice huczały od plotek na temat jakiegoś osobnika, który miał jakoby nagabywać (a może i napastować) dziewczynki wychodzące ze szkoły.
W tym roku już nie tylko plotka o takim typie (typach?) ostrzega. Ostrzeżenie pojawiało się też w korespondencji przekazywanej przez dziennik elektroniczny. Już chyba trzeba nad tym problemem zacząć się poważnie zastanawiać. Dziennik elektroniczny to w końcu już oficjalny kanał informacyjny.

Okolica, w której żyję jest bardzo tradycyjna i takie zachowania (nagabywanie i dwuznaczne zainteresowanie) wobec dzieci nie są tu akceptowane. Sytuacja robi się chwilami tak napięta, że nie chciałbym być w skórze typa podejrzanego o takie niecne zamiary wobec dziecka.

Ale nie tylko w szkole i jej okolicach słyszę o "narastającym problemie" napaści na dzieci. Napaści wyjątkowo paskudnej bo... aż wstyd o tym pisać: "co ON chciał zrobić temu dziecku.

Cechą wspólną wszystkich tych pogłosek jest to, że napastnikiem zawsze jest jakiś ON a napadniętym dzieckiem zawsze Mała Dziewczynka... I zawsze jest to oparte na "pewnym źródle": znajoma znajomej to słyszała w...

***
Cóż... Wiem, że żyjemy w dosyć wrednych czasach i wiele kiedyś nieprzekraczalnych granic już dawno zostało zatartych. Ale czy wierzyć pogłoskom, które momentami wkraczają na jakiś grząski grunt zbiorowej histerii?

Jako dziecko załapałem się jeszcze na opowieści o czarnej Wołdze, której napęd miała zapewniać "krew porwanych przez jej kierowcę dzieci".
Brr... Aż mnie czasem otrząśnie jak sobie przypomnę jakie to było straszne i... głupie.

Co chciano osiągnąć opowieściami o czarnej Wołdze to mogę się tylko domyślać.
Może chodziło tylko o to by dzieci nie biegały po drodze i nie narażały się na ryzyko wpadnięcia pod samochód. Ale może było w tym i drugie głębsze dno.

Włoga - samochód produkcji ZSRR kojarzony z autem służbowym używanym przez notabli partyjnych w okresie PRLu.

środa, 26 września 2018

Ubezpieczenie NNW ucznia w szkole

Pierwsze zebrania szkolne już za nami. Papirologia odwalona, zgody podpisane, informacja o RODO przekazana... Trójki klasowe wybrane. Nawet na "klasowe" udało się już zebrać.
Jeszcze tylko kwestia ubezpieczenia NNW uczniów. I...

I tu pojawił się u mnie jakiś sygnał, że coś jest nie tak.

Pani podała listę aby się wpisywać z zaznaczeniem jaki rodzaj (opcję) ubezpieczenia NNW ucznia wybieramy.

WTF?

Tyle paplania o RODO a teraz Pani tak bez słowa dane o uczniach dla jakieś firmy zewnętrznej zbiera?
Ale to pikuś.

Patrzę na informację prawną i... Ubezpieczenie NNW ucznia w szkole jest dobrowolne i nieobowiązkowe (patrz artykuł w serwisie infor.pl: Ubezpieczenie ucznia w szkole - nieobowiązkowe). A tu rzecz wyłożona jakby: każdy musi się wpisać.

A co gorsze (i to już moim zdaniem skandal) jest tylko lista, a nie ma do niej załączonych żadnych dokumentów. W nagłówku jest tylko nazwa firmy ubezpieczeniowej ale nawet skróconej formy warunków ubezpieczenia brak. Pani tylko coś z karteczki czyta o kwotach za to czy tamto...

Postanowiłem nie wpisywać żadnych danych na puszczoną listę.

Następnego dnia dzwonię do osoby, u której ubezpieczam dom i samochody z pytaniem o ubezpieczenie szkolne dla córek.

I po chwili dostaję ofertę indywidualną.Ubezpieczając dwójkę dzieci już mam zniżkę. Cena jest trochę niższa od polisy zaproponowanej w szkole ale mam przed sobą warunki polisy i mogę sprawdzić zakres ubezpieczenia. Jest ważna cały rok (kalendarzowy), całą dobę i nie tylko na terenie Polski. Nawet pobyt w szpitalu nie wynikający z NNW jest uwzględniony.

I o to chodziło.


Podsumowując

Decyzja o ubezpieczeniu dziecka ma być świadomym i dobrowolnym wyborem rodzica. Szkoła imo nie powinna wybierać za rodziców gdzie i w jakim zakresie ubezpieczyć dziecko.

W takim puszczaniu list bez właściwej informacji o tym, że jest to ubezpieczenie nieobowiązkowe można doszukiwać się, ze ktoś tu ma w tym jakiś interes.
Ubezpieczenie to produkt komercyjny.

Byłem przekonany, że takie ubezpieczenia zbiorowe (cała szkoła) powinny być tańsze od indywidualnych. Ale i tu można się zdziwić.

Wniosek główny
Czytać uważnie co nam w szkołach (i nie tylko) podsuwają do podpisu. I nie parafować automatycznie.

poniedziałek, 3 września 2018

Witaj szkoło... A ty się martw pierdoło

Zgodnie z tradycją, tak jak przed rokiem na uroczyste rozpoczęcie nowego roku szkolnego udaliśmy się właściwie bez wiedzy jak będzie wyglądał plan zajęć w roku 2018/2019. Szliśmy z cichą nadzieją, że dzieci będą uczyć się w systemie jednozmianowym.

O 8.00 msza św w intencji uczniów, rodziców, grona (lub odwrotnej kolejności), a potem przeskok na spotkanie w szkole. Gadka szmatka, przywitanie tak jak co roku i do klas.

A tu już proza życia...
Starsza córka (klasa V) ma plan zajęć inny na każdy dzień i nie mam tu na myśli zestawu przedmiotów. W poniedziałek zaczyna 12.40 i kończy po 17ej. W piątek zaczyna o 8.00, kończy koło 15ej.
Uczniom z tych klas, w tej szkole świetlica przed zajęciami lub po nich już nie przysługuje.

Więc się rodzicu martw...

I niech mi ktoś wytłumaczy, jak dziecko ma się zdrowo rozwijać i mieć czas np. na odrobienie zadań domowych,gdy kończy lekcje po godzinie 17ej, a następnego dnia ma dla odmiany na rano?

Młodsza córka ma na szczęście lepiej. Jej szkoła (niestety filia tylko do klasy III) działa w systemie jednozmianowym i chyba wszystkim dzieciom zapewni miejsce w świetlicy (gdy oboje rodzice pracują).
Ta szkoła też miałaby problemy lokalowe, gdyby nie wsparcie miejscowej parafii. Tak, parafii... Szkoła przylega do budynków parafialnych i rada parafialna zgodziła się udostępnić szkole jedno z posiadanych pomieszczeń.

W szkole, do której uczęszcza starsza córka, część dzieci będzie się uczyć w pomieszczeniach pierwotnie przeznaczonych na świetlicę, magazyn itp.

W ogóle młodsza córka to ma w szkole lepiej. Nawet jej wychowawcą będzie ta sama pani co w klasie zerowej. Pani też awansowała.

W szkole starszej córki zaszły spore zmiany także w składzie grona pedagogicznego. Sporo nauczycieli odeszło do innych szkół lub zrezygnowało z zawodu.

Ale dla części rodziców chyba największym zmartwieniem było to, że od nowego roku nie można już parkować za darmo na placu przed szkołą, bo zamiast prowizorycznego parkingu jest tam całkiem ładny plac sportowy.