Beata (Mama Czarodzieja) oraz Karolina (Mama Bąbla) wyrażają na swoich blogach emocje po emisji przez stację TVN reportażu o rodzinie, która odrzuciła adoptowanego syna.
Uwaga TVN. Pozbyli się adoptowanego dziecka
Trudno szanownym blogerkom odmówić racji w tym co piszą o tej sprawie. Ja też jestem w szoku po obejrzeniu tego materiału.
A sposób w jaki dorosła kobieta i dorosły mężczyzna mówią o swoich decyzjach oraz o dziecku, które im powierzono jest zwyczajnie przerażający.
To, że u chłopca pojawiły się problemy psychiczne, że widział jakieś postacie... To w ogóle mnie nie przeraża.
Przeraża mnie natomiast absolutny brak emocji w tym jak "rodzice" mówią o swoim dziecku.
Ale jest tam też więcej dziwnych i przerażających słów.
W zaprezentowanym przez TVN reportażu kobieta mówi, że adoptowany chłopiec chciał ją zabić. Że w ostatniej chwili powstrzymała jego rękę uzbrojoną w nóż...
Cóż... To już chyba było obliczone na wywołanie reakcji u widzów albo jest obrazem tego co działo się w psychice wspomnianej kobiety. Takiego pierwotnego lęku... Że to "obce" (czytaj: nie moje) dziecko będzie chciało mnie zabić.
Naprawdę lepiej by było gdyby ci ludzie nigdy nie spotkali się z dziećmi, które prawnie powierzono pod ich opiekę...
Wiem, że dziecko może doprowadzić rodzica do pasji lub rozpaczy. Moje córki też potrafią mnie rozwścieczyć, a nawet wku*wić (tak to słowo najlepiej oddaje pewien stan emocjonalny). Ale jedyne czego tu bym się bał to tego, że sam mógłbym źle zareagować, nie opanować emocji i... skrzywdzić dziecko.
Niestety prawda jest brutalna...
Przedstawiona w reportażu historia rodzinna jest niestety koronnym dowodem na to, że dokładna selekcja kandydatów do roli rodziców adopcyjnych oraz ścisłe przestrzeganie związanych z adopcją procedur jest niestety koniecznością.
To wszystko jest obliczone na to by przysposobienie nie kończyło się dramatem. Dramatem kolejny raz porzuconego dziecka.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą adopcja starszego dziecka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą adopcja starszego dziecka. Pokaż wszystkie posty
czwartek, 30 maja 2019
wtorek, 14 maja 2019
Polityk, który adoptował dziecko
Nigdy nie zazdrościłem dzieciom znanych osób. I szczerze mówiąc mam
przeczucie, że wiele dzieci chętnie zrezygnowałoby ze sławy, którą
"odziedziczyło" tak niechcący po sławnych rodzicach.
W jakiś szczególny sposób mam tu dużo współczucia dla dzieci polityków. I prawdę mówiąc tak samo nie zazdroszczę "sławy" Oli Kwaśniewskiej jak i Kindze Dudzie. Bo fakt, że jest się dzieckiem znanego polityka niekoniecznie musi sprzyjać ułożeniu własnego życia.
Dzieciom premiera Morawieckiego też nie zazdroszczę. Szum medialny wywołany po artykule z tabloidu dotyczył jednak sfery, która powinna być prywatną, a nie publiczną.
A cała dyskusja o tym, że artykuł o dzieciach premiera miał być ustawką, która rzekomo miała ocieplić wizerunek szefa rządu po prostu mnie zniesmacza.
Niestety w ciągu ostatnich dwóch lat sam doświadczyłem skrajnych opinii na temat swojego "adopcyjnego rodzicielstwa"... Od zachwytu po... Podejrzenie, że się w ten sposób lansuję.
Na szczęście ja tych podejrzewających mnie o lans mogę zwyczajne odesłać na /dev/drzewo (dla użytkowników Linuxa wiadome drzewo). Ale zdaję sobie sprawę, że znanym osobom, a szczególnie politykom, taki prosty mechanizm obrony przed atakiem na prywatność, może sprawiać wiele kłopotów i przysparzać dodatkowych oskarżeń.
I tak przy okazji całej tej dyskusji po artykule o dzieciach premiera spróbowałam sobie przypomnieć czy znam jakiegoś polityka, który adoptował dziecko/dzieci...
I szperając w zasobach własnej pamięci oraz zasobach googla z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że przypomnieć sobie mogę tylko przypadek byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera... Ale i w jego wypadku już sam fakt ujawnienia starań o adopcję dzieci wywołał wiele kontrowersji. Kontrowersji, na które "bezkarnie" pozwolić sobie mogą tylko gwiazdy kina i srebrnego ekranu (tzw celebryci i celebrytki).
Choć ta bezkarność już niekoniecznie musi dotyczyć ich dzieci.
***
A ktoś z Was pamięta jakiegoś znanego polityka, o którym wiadomo, że adoptował dziecko/dzieci?
W jakiś szczególny sposób mam tu dużo współczucia dla dzieci polityków. I prawdę mówiąc tak samo nie zazdroszczę "sławy" Oli Kwaśniewskiej jak i Kindze Dudzie. Bo fakt, że jest się dzieckiem znanego polityka niekoniecznie musi sprzyjać ułożeniu własnego życia.
Dzieciom premiera Morawieckiego też nie zazdroszczę. Szum medialny wywołany po artykule z tabloidu dotyczył jednak sfery, która powinna być prywatną, a nie publiczną.
A cała dyskusja o tym, że artykuł o dzieciach premiera miał być ustawką, która rzekomo miała ocieplić wizerunek szefa rządu po prostu mnie zniesmacza.
Niestety w ciągu ostatnich dwóch lat sam doświadczyłem skrajnych opinii na temat swojego "adopcyjnego rodzicielstwa"... Od zachwytu po... Podejrzenie, że się w ten sposób lansuję.
Na szczęście ja tych podejrzewających mnie o lans mogę zwyczajne odesłać na /dev/drzewo (dla użytkowników Linuxa wiadome drzewo). Ale zdaję sobie sprawę, że znanym osobom, a szczególnie politykom, taki prosty mechanizm obrony przed atakiem na prywatność, może sprawiać wiele kłopotów i przysparzać dodatkowych oskarżeń.
I tak przy okazji całej tej dyskusji po artykule o dzieciach premiera spróbowałam sobie przypomnieć czy znam jakiegoś polityka, który adoptował dziecko/dzieci...
I szperając w zasobach własnej pamięci oraz zasobach googla z pewnym zdziwieniem stwierdziłem, że przypomnieć sobie mogę tylko przypadek byłego kanclerza Niemiec Gerharda Schrödera... Ale i w jego wypadku już sam fakt ujawnienia starań o adopcję dzieci wywołał wiele kontrowersji. Kontrowersji, na które "bezkarnie" pozwolić sobie mogą tylko gwiazdy kina i srebrnego ekranu (tzw celebryci i celebrytki).
Choć ta bezkarność już niekoniecznie musi dotyczyć ich dzieci.
***
A ktoś z Was pamięta jakiegoś znanego polityka, o którym wiadomo, że adoptował dziecko/dzieci?
sobota, 11 maja 2019
Jawność adopcji a prawo do prywatności
Widzę, że w internetach oraz klasycznych mediach już wiele "mądrości" padło na temat rodziny pana Morawieckiego. Cóż... Takie są niestety konsekwencje gdy ktoś w rodzinie jest osobą publiczną.
Niestety histeryczne reakcje części mediów, dziennikarzy oraz blogerów wskazują, że z normalnym traktowaniem adopcji (przysposobienia) dziecka mamy jeszcze sporo do przerobienia.
Otóż moi drodzy i szanowni czytelnicy... Fakt ujawnienia przez tabloid, że znany polityk jest rodzicem adopcyjnym jest taką samą sensacją jak podobne newsy o kolejnych spodziewanych narodzinach "royal baby" lub ciąży partnerki/żony znanego piłkarza.
Tak... W normalnych warunkach fakt zajścia w ciążę i spodziewanych narodzin dziecka nie jest czymś dziwnym. Choć w przypadku osób znanych tabloidowe media potrafią zrobić z tego sensację.
Z adopcją (przysposobieniem) dziecka jest podobnie. Nie ma potrzeby robić z niej tajemnicy. W końcu jest to normalna, legalna i (co ważne) społecznie ceniona droga do rodzicielstwa.
W cywilizowanych społeczeństwach, a Polska jest krajem cywilizowanym, zakłada się, że proces przysposobienia (adopcji) dziecka ma być jawny. Tylko, że ta jawność ma odnosić się przede wszystkim do relacji rodzice - dziecko. Dziecko jak każdy człowiek ma prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu. Tylko, że o tym jak i kiedy z dzieckiem porozmawiać muszą zdecydować sami rodzice adopcyjni. Nikt im terminu nie ustali i nikt ich w tym procesie nie powinien wyręczać.
Opublikowanie przez tabloid informacji o fakcie adopcji dzieci przez znaną osobę to przede wszystkim naruszenie prawa do prywatności. Doszukiwanie się to jakiegoś straszliwego skandalu jest jednak mocno przesadzoną reakcją.
Gwarantuję wam, że więcej szkody w tej sprawie robią ci, którzy teraz próbują pouczać wspomnianego Znanego Polityka i wypominają mu, że jakoby chciał zachować w tajemnicy fakt adopcji dzieci, że nie porozmawiał z nimi we właściwym czasie.
A kto was uprawnił do takiej ingerencji w ludzkie życie?
Jak już wcześniej napisałem:
Prawem i obowiązkiem rodzica adopcyjnego jest samodzielnie podjąć decyzję o tym jak i kiedy porozmawiać z dzieckiem o tym, że było adoptowane.
Ps
A już kompletnie nie mogą pojąć reakcji pani Dominiki Wielowieyskiej. Niby osoba aspirująca do roli autorytetu, dobrze wykształcona, nowoczesna... A nie może pojąć, że adopcja dziecka to żaden lans czy PRowa zagrywka. Oj mocno zakorzenione jest jeszcze kołtuństwo w polskich elitach.
O lansie na "adopcji" to pani Dominika Wielowieyska może pogadać ze znaną podróżniczką Martyną Wojciechowską. Może w szczerej rozmowie obie panie dojdą do tego czym się różni lans od prawdziwego życia. A obu imo by się przydało trochę nad tym popracować.
Notka powiązana:
Miłość to nie pluszowy miś. Apel do znanej podróżniczki
Niestety histeryczne reakcje części mediów, dziennikarzy oraz blogerów wskazują, że z normalnym traktowaniem adopcji (przysposobienia) dziecka mamy jeszcze sporo do przerobienia.
Otóż moi drodzy i szanowni czytelnicy... Fakt ujawnienia przez tabloid, że znany polityk jest rodzicem adopcyjnym jest taką samą sensacją jak podobne newsy o kolejnych spodziewanych narodzinach "royal baby" lub ciąży partnerki/żony znanego piłkarza.
Tak... W normalnych warunkach fakt zajścia w ciążę i spodziewanych narodzin dziecka nie jest czymś dziwnym. Choć w przypadku osób znanych tabloidowe media potrafią zrobić z tego sensację.
Z adopcją (przysposobieniem) dziecka jest podobnie. Nie ma potrzeby robić z niej tajemnicy. W końcu jest to normalna, legalna i (co ważne) społecznie ceniona droga do rodzicielstwa.
W cywilizowanych społeczeństwach, a Polska jest krajem cywilizowanym, zakłada się, że proces przysposobienia (adopcji) dziecka ma być jawny. Tylko, że ta jawność ma odnosić się przede wszystkim do relacji rodzice - dziecko. Dziecko jak każdy człowiek ma prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu. Tylko, że o tym jak i kiedy z dzieckiem porozmawiać muszą zdecydować sami rodzice adopcyjni. Nikt im terminu nie ustali i nikt ich w tym procesie nie powinien wyręczać.
Opublikowanie przez tabloid informacji o fakcie adopcji dzieci przez znaną osobę to przede wszystkim naruszenie prawa do prywatności. Doszukiwanie się to jakiegoś straszliwego skandalu jest jednak mocno przesadzoną reakcją.
Gwarantuję wam, że więcej szkody w tej sprawie robią ci, którzy teraz próbują pouczać wspomnianego Znanego Polityka i wypominają mu, że jakoby chciał zachować w tajemnicy fakt adopcji dzieci, że nie porozmawiał z nimi we właściwym czasie.
A kto was uprawnił do takiej ingerencji w ludzkie życie?
Jak już wcześniej napisałem:
Prawem i obowiązkiem rodzica adopcyjnego jest samodzielnie podjąć decyzję o tym jak i kiedy porozmawiać z dzieckiem o tym, że było adoptowane.
Ps
A już kompletnie nie mogą pojąć reakcji pani Dominiki Wielowieyskiej. Niby osoba aspirująca do roli autorytetu, dobrze wykształcona, nowoczesna... A nie może pojąć, że adopcja dziecka to żaden lans czy PRowa zagrywka. Oj mocno zakorzenione jest jeszcze kołtuństwo w polskich elitach.
O lansie na "adopcji" to pani Dominika Wielowieyska może pogadać ze znaną podróżniczką Martyną Wojciechowską. Może w szczerej rozmowie obie panie dojdą do tego czym się różni lans od prawdziwego życia. A obu imo by się przydało trochę nad tym popracować.
Notka powiązana:
Miłość to nie pluszowy miś. Apel do znanej podróżniczki
sobota, 23 marca 2019
Przysposobienie (adopcja) dziecka przez osobę samotną
Polskie prawo dopuszcza przysposobienie (adopcję) dziecka przez osobę samotną. Przy czym za osobę taką uznaje się kogoś kto nie jest w związku małżeńskim, ale też nie funkcjonuje w tzw. związku nieformalnym.
I w sumie nie ma co się tu dziwić prawodawcy... Są przecież sytuacje, w których to rozwiązanie będzie spełniać wszelkie pozostałe kryteria związane z procesem adopcyjnym i będzie zgodne z tym co określa się jako "kierowanie się dobrem dziecka".
Bo czy samotna (niezamężna) ciocia, która już posiada jakąś więź z dzieckiem (pokrewieństwo, wcześniejsze kontakty) nie ma w tym wypadku wręcz naturalnych predyspozycji?
No tak... Ale co w przypadku osoby, która jest samotna (nie funkcjonuje w żadnym związku), a nie jest spokrewniona z dzieckiem i nie ma między nimi żadnych innych więzi?
Skoro nasze prawo nie ogranicza przysposobienia (adopcji) dziecka przez osobę samotną tylko do przypadków osób już spokrewnionych z dzieckiem to w praktyce starania takie może rozpocząć (za pośrednictwem Ośrodka Adopcyjnego) każdy kto spełnia też pozostałe wymogi. Ale... W przypadku gdy Ośrodki Adopcyjne mają do wyboru składanie propozycji małżeństwom i osobom samotnym to nie należy się dziwić, że będą skłonne do preferowania małżeństw.
Natomiast pojawiające się w sieci (np. na forach internetowych) próby "pocieszania" samotnych staraczek sformułowaniami typu: "a tyle dzieci nie znalazło chętnych rodzin" uważam za... Delikatnie rzecz biorąc - niefortunne. Nie tak podbudowuje się człowieka.
Staram się rozumieć motywy kierujące osobami podejmującymi samotne starania o dziecko. Sam też się przekonałem na własnej skórze jak mocno doskwiera niespełniona potrzeba rodzicielstwa. Ale naszą rolą (rolą rodziców i to nie tylko adopcyjnych) jest przede wszystkim zaspokajanie potrzeb powierzonych nam dzieci. I nie czarujmy się... Osobie samotnej będzie trudniej.
Pojawiające sugestie, że osoba samotna mogłaby zająć się np. "niechcianym przez innych dzieckiem z większymi deficytami" są w mojej ocenie działaniem bardzo nieodpowiedzialnym.
Ludzie! Bądźmy odpowiedzialni za swoje słowa...
Natomiast jak przeczytałem ostatnio na NB w kontekście starającej się osoby samotnej, że gdzieś tam czeka trójka rodzeństwa... To zwyczajnie odpadłem.
Ja mam tylko dwójkę "grzecznych" dziewczynek... I Bogu dzięki solidne wsparcie ze strony żony.
***
Natomiast sytuacja, w której osoba pozostająca w związku nieformalnym próbuje wystąpić o przysposobienie (adopcję) dziecka jako... osoba samotna - uważam za próbę ominięcia wymogów, która właściwie powinna dyskwalifikować kandydata.
"Nieformalny" partner nie przechodzi przecież procedury kwalifikacyjnej, a po adopcji (przysposobieniu) też będzie kimś ważnym w życiu dziecka.
Więc albo traktujmy te procedury z należytą powagą... Albo zacznijmy się zastanawiać nad tym co jest naszym celem. Czy zaspokojenie własnych potrzeb bez oglądania się na stawiane wymogi? Czy chęć zaspokojenia potrzeb i oczekiwań już doświadczonego przez życie dziecka?
I w sumie nie ma co się tu dziwić prawodawcy... Są przecież sytuacje, w których to rozwiązanie będzie spełniać wszelkie pozostałe kryteria związane z procesem adopcyjnym i będzie zgodne z tym co określa się jako "kierowanie się dobrem dziecka".
Bo czy samotna (niezamężna) ciocia, która już posiada jakąś więź z dzieckiem (pokrewieństwo, wcześniejsze kontakty) nie ma w tym wypadku wręcz naturalnych predyspozycji?
No tak... Ale co w przypadku osoby, która jest samotna (nie funkcjonuje w żadnym związku), a nie jest spokrewniona z dzieckiem i nie ma między nimi żadnych innych więzi?
Skoro nasze prawo nie ogranicza przysposobienia (adopcji) dziecka przez osobę samotną tylko do przypadków osób już spokrewnionych z dzieckiem to w praktyce starania takie może rozpocząć (za pośrednictwem Ośrodka Adopcyjnego) każdy kto spełnia też pozostałe wymogi. Ale... W przypadku gdy Ośrodki Adopcyjne mają do wyboru składanie propozycji małżeństwom i osobom samotnym to nie należy się dziwić, że będą skłonne do preferowania małżeństw.
Natomiast pojawiające się w sieci (np. na forach internetowych) próby "pocieszania" samotnych staraczek sformułowaniami typu: "a tyle dzieci nie znalazło chętnych rodzin" uważam za... Delikatnie rzecz biorąc - niefortunne. Nie tak podbudowuje się człowieka.
Staram się rozumieć motywy kierujące osobami podejmującymi samotne starania o dziecko. Sam też się przekonałem na własnej skórze jak mocno doskwiera niespełniona potrzeba rodzicielstwa. Ale naszą rolą (rolą rodziców i to nie tylko adopcyjnych) jest przede wszystkim zaspokajanie potrzeb powierzonych nam dzieci. I nie czarujmy się... Osobie samotnej będzie trudniej.
Pojawiające sugestie, że osoba samotna mogłaby zająć się np. "niechcianym przez innych dzieckiem z większymi deficytami" są w mojej ocenie działaniem bardzo nieodpowiedzialnym.
Ludzie! Bądźmy odpowiedzialni za swoje słowa...
Natomiast jak przeczytałem ostatnio na NB w kontekście starającej się osoby samotnej, że gdzieś tam czeka trójka rodzeństwa... To zwyczajnie odpadłem.
Ja mam tylko dwójkę "grzecznych" dziewczynek... I Bogu dzięki solidne wsparcie ze strony żony.
***
Natomiast sytuacja, w której osoba pozostająca w związku nieformalnym próbuje wystąpić o przysposobienie (adopcję) dziecka jako... osoba samotna - uważam za próbę ominięcia wymogów, która właściwie powinna dyskwalifikować kandydata.
"Nieformalny" partner nie przechodzi przecież procedury kwalifikacyjnej, a po adopcji (przysposobieniu) też będzie kimś ważnym w życiu dziecka.
Więc albo traktujmy te procedury z należytą powagą... Albo zacznijmy się zastanawiać nad tym co jest naszym celem. Czy zaspokojenie własnych potrzeb bez oglądania się na stawiane wymogi? Czy chęć zaspokojenia potrzeb i oczekiwań już doświadczonego przez życie dziecka?
wtorek, 26 lutego 2019
Nie moje, nie twoje, a przecież nasze własne
Czasem słyszę taki slogan: Jak ktoś nie może mieć własnych dzieci to... powinien rozważyć adopcję (przysposobienie).
Czyli, niby jak... Dzieci adoptowane (przysposobione) są zamiast własnych? Są obce, nie własne?
Z mojej perspektywy wygląda to tak.
Każde dziecko chce mieć własnych rodziców. Także dzieci adoptowane (przysposobione). I powiem więcej, także dzieci, które zostały przysposobione (adoptowane) już jako starsze. Tak, nawet nastolatka/nastolatek chce mieć swoją własną mamę, własnego tatę. Tak bardzo chce mieć go na własność, że czasem trudno jest się tym własnym rodzicem podzielić z własną siostrą lub własnym bratem.
Zdarza się, że dziecko mogłoby (a przynajmniej tak deklaruje) zrezygnować z własnego rodzeństwa, byle zyskać własnych rodziców.
Tak, dzieci chcą mieć rodziców na własność, na wyłączność. I nie chcą się nimi dzielić z innymi dziećmi. Co więcej... Często nie mogą zrozumieć dlaczego to ich prawo do własności ograniczają: praca, obowiązki lub co gorsze... nałogi rodziców.
Taki deficyt posiadania rodziców na własność doskwiera nie tylko dzieciom w domach dziecka, rodzinach zastępczych i innych formach pieczy zastępczej. Bo wiele dzieci formalnie ma rodzinę, ale nie na własność.
A czego oczekują dzieci od rodziców aby zaspokoić tę swoją potrzebę posiadania ich na własność?
Otóż wydaje mi się, że oczekują przede wszystkim autentycznej miłości i akceptacji. Chcą aby rodzice cieszyli się, że mają własne dzieci. Że mogą je kochać, dbać o nie, troszczyć się o nie. Tak naprawdę, nie na niby... Nie zamiast własnych, nie w przerwach od zajęć i obowiązków.
Czasem tak mówię do swojej żony...
Popatrz jaki cud się nam przydarzył.
Nie mamy nawet szans pokłócić się o to czyje są dzieci.
Nie są bardziej moje, czy bardziej twoje. Są nasze... własne.
Czyli, niby jak... Dzieci adoptowane (przysposobione) są zamiast własnych? Są obce, nie własne?
Z mojej perspektywy wygląda to tak.
Każde dziecko chce mieć własnych rodziców. Także dzieci adoptowane (przysposobione). I powiem więcej, także dzieci, które zostały przysposobione (adoptowane) już jako starsze. Tak, nawet nastolatka/nastolatek chce mieć swoją własną mamę, własnego tatę. Tak bardzo chce mieć go na własność, że czasem trudno jest się tym własnym rodzicem podzielić z własną siostrą lub własnym bratem.
Zdarza się, że dziecko mogłoby (a przynajmniej tak deklaruje) zrezygnować z własnego rodzeństwa, byle zyskać własnych rodziców.
Tak, dzieci chcą mieć rodziców na własność, na wyłączność. I nie chcą się nimi dzielić z innymi dziećmi. Co więcej... Często nie mogą zrozumieć dlaczego to ich prawo do własności ograniczają: praca, obowiązki lub co gorsze... nałogi rodziców.
Taki deficyt posiadania rodziców na własność doskwiera nie tylko dzieciom w domach dziecka, rodzinach zastępczych i innych formach pieczy zastępczej. Bo wiele dzieci formalnie ma rodzinę, ale nie na własność.
A czego oczekują dzieci od rodziców aby zaspokoić tę swoją potrzebę posiadania ich na własność?
Otóż wydaje mi się, że oczekują przede wszystkim autentycznej miłości i akceptacji. Chcą aby rodzice cieszyli się, że mają własne dzieci. Że mogą je kochać, dbać o nie, troszczyć się o nie. Tak naprawdę, nie na niby... Nie zamiast własnych, nie w przerwach od zajęć i obowiązków.
Czasem tak mówię do swojej żony...
Popatrz jaki cud się nam przydarzył.
Nie mamy nawet szans pokłócić się o to czyje są dzieci.
Nie są bardziej moje, czy bardziej twoje. Są nasze... własne.
piątek, 15 lutego 2019
To bym chciał zmienić w funkcjonowaniu Ośrodków Adopcyjnych w Polsce
Uważam, że system Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce znajduje się od lat w stanie zapaści. Jest z nim źle... Ale ten stan nie wynika ze złej woli ludzi pracujących (często właściwie społecznie, za półdarmo) w tych placówkach.
Ten stan, w mojej ocenie, jest pochodną złego prawa, które nieprecyzyjnie reguluje pracę Ośrodków Adopcyjnych w Polsce oraz złego systemu finansowania działalności tych ośrodków.
Co powinno się zmienić lub zostać bardziej podkreślone w prawie oraz przepisach określających zasady działania Ośrodków Adopcyjnych w Polsce?
Spróbuję tu zebrać kilka propozycji. Oto one:
- adopcja zagraniczna powinna być możliwa, ale tylko i wyłącznie gdy w ciągu 1 roku nie znaleziono w Polsce rodziców adopcyjnych lub rodziny zastępczej dla dziecka/dzieci;
- obywatele polscy zamieszkujący za granicą ale posiadający stały związek z krajem w mojej ocenie powinni być traktowani w procesie kwalifikacji do roli rodziny adopcyjnej tak jak ci mieszkający w Polsce (to nie jest adopcja zagraniczna);
- w prawie regulującym procedury starań o przysposobienie dziecka powinno pojawić się jasne określenia co do podstawowych wymogów stawianych kandydatom. A konkretnie to chodzi mi o precyzyjne wyznaczenie granic wynikających z różnicy wieku miedzy przysposobionym a przysposabiającym. Jasne określenie jaki powinien być staż małżeński wymagany od kandydatów. Precyzyjne przedstawienie kiedy jest możliwe przysposobienie (adopcja) przez osobę samotną (nie będącą w żadnym związku);
- wszystkie OA powinny obowiązywać jedna lista wymogów i taki sam zestaw wymaganych dokumentów;
- kwalifikacje uzyskane w którymkolwiek OA powinny być też ważne i obowiązujące także dla innych;
- w komisjach kwalifikacyjnych decydujących o uzyskaniu kwalifikacji przez rodzinę starającą się o przysposobienie oraz decydujących o wyborze jakiej rodzinie zaproponować dziecko/dzieci powinien zasiadać oprócz pracowników OA także: przedstawiciel organu nadzorującego, kurator lub sędzia rodzinny; Gdy sprawa dotyczy decyzjo o losie dziecka/dzieci w pracach komisji powinien też uczestniczyć wyznaczony przez sąd prawny opiekun dziecka/dzieci;
(punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)
- procedury odwoławcze od decyzji o pozbawieniu praw rodzicielskich powinny kończyć się w momencie sądowej decyzji o skierowaniu dziecka do adopcji (punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)
- powinien powstać centralny rejestr wszystkich procesów adopcyjnych w Polsce. W wybranym Ośrodku powinny być gromadzone kopie wszystkich dokumentów powstałych w trakcie przygotowania i prowadzenia procedury o przysposobienie. Tu powinny trafiać też dokumenty z OA które zakończyły swoją działalność;
- Ośrodki Adopcyjne powinny mieć obowiązek wymiany informacji o kandydatach tak by OA, który nie może znaleźć u siebie chętnych do adopcji mógł pozyskiwać ich z innych ośrodków;
- przyjmując wniosek od kandydatów na rodzinę adopcyjną Ośrodek Adopcyjny powinien spisywać z nimi umowę, w której jasno byłby wyłożony plan i terminarz szkoleń;
- przed zawarciem takiej umowy OA powinien mieć obowiązek poinformowania kandydatów o tym ile par (osób) aktualnie oczekuje w tym ośrodku na propozycję przysposobienia (adopcji) dziecka oraz ile adopcji udało się ośrodkowi przeprowadzić w ciągu ostatniego roku;
- wszystkie decyzje Ośrodka Adopcyjnego mają być przedstawiane kandydatom w formie pisemnej i ma być razem z nimi podane jak i gdzie od takiej decyzji można się odwołać;
- rodzina decydująca się na adopcje (przysposobienie) dziecka musi otrzymać od OA pełny zestaw dokumentów opisujący stan zdrowia dziecka oraz zalecenia co dalszego postępowania dla zapewnienia właściwej opieki medycznej, psychologicznej oraz psychiatrycznej dziecka;
- na wniosek OA i na podstawie decyzji sądu o przysposobieniu właściwa placówka służby zdrowia powinna mieć możliwość sporządzenia nowej karty uodpornienia (karty szczepień). Tak jak USC tworzy nowy wpis w swoich księgach;
- należy jasno określić sposób postępowania z dokumentami zawierającymi dotychczasowe dane dziecka i jego rodziny pochodzenia (metryki, świadectwa szkolne, itp.). Czy mogą one być wydane nowej rodzinie? Czy powinny być przechowywane w OA;
- OA powinny być zobowiązane do zapewnienia przez minimum rok od przysposobienia wsparcia psychologa dla rodzin, które przysposobiły dziecko;
- OA musi mieć zapewnione środki finansowe na swoją działalność, także na wsparcie już funkcjonujących rodzin adopcyjnych;
- wysokość dotacji dla OA powinna być powiązana z efektywnością działań ośrodka i uwzględniać nie tylko liczbę przeprowadzonych procedur ale także dawać możliwość funkcjonowania OA jako placówki wspierającej rodziny adopcyjne. Jeżeli np. średni koszt utrzymania wychowanka (jednego dziecka) w placówce opiekuńczo-wychowawczej kształtuje się w granicach od 3 do 5 tysięcy złotych miesięcznie to wydaje mi się, że na podstawie tej kwoty można wyliczyć wielkość dotacji do OA. Państwo i budżet na tym na pewno nie straci... Zyskają wszyscy, także to czego nie da się przeliczyć na żadną walutę.
Ponadto:
- Ośrodki Adopcyjne nie powinny zajmować się sprawami matek, które rozważają możliwość zrzeczenia się praw do dziecka. To powinno być w gestii poradni rodzinnych lub innych wyznaczonych ośrodków wsparcia rodziny. Nie może być nawet cień podejrzeń, że placówka udzielająca wsparcia osobie w trudnej sytuacji życiowej może być tak naprawdę zainteresowana przejęciem dziecka;
- Rodziny adopcyjne i rodziny zastępcze powinny mieć zapewniony dostęp do nieodpłatnych porad psychologicznych oraz opieki psychiatrycznej;
- Samorządy powinny zapewnić miejsce w żłobku lub przedszkolu dla dzieci przysposobionych oraz dzieci z rodzin zastępczych tak by była pewność ich przyjęcia przez cały rok a nie tylko podczas organizowanego raz w roku naboru. dziś ten priorytet to fikcja;
***
Jak ktoś ma jeszcze jakieś pomysły to proszę, niech się podzieli nimi w komentarzu.
Ten stan, w mojej ocenie, jest pochodną złego prawa, które nieprecyzyjnie reguluje pracę Ośrodków Adopcyjnych w Polsce oraz złego systemu finansowania działalności tych ośrodków.
Co powinno się zmienić lub zostać bardziej podkreślone w prawie oraz przepisach określających zasady działania Ośrodków Adopcyjnych w Polsce?
Spróbuję tu zebrać kilka propozycji. Oto one:
- adopcja zagraniczna powinna być możliwa, ale tylko i wyłącznie gdy w ciągu 1 roku nie znaleziono w Polsce rodziców adopcyjnych lub rodziny zastępczej dla dziecka/dzieci;
- obywatele polscy zamieszkujący za granicą ale posiadający stały związek z krajem w mojej ocenie powinni być traktowani w procesie kwalifikacji do roli rodziny adopcyjnej tak jak ci mieszkający w Polsce (to nie jest adopcja zagraniczna);
- w prawie regulującym procedury starań o przysposobienie dziecka powinno pojawić się jasne określenia co do podstawowych wymogów stawianych kandydatom. A konkretnie to chodzi mi o precyzyjne wyznaczenie granic wynikających z różnicy wieku miedzy przysposobionym a przysposabiającym. Jasne określenie jaki powinien być staż małżeński wymagany od kandydatów. Precyzyjne przedstawienie kiedy jest możliwe przysposobienie (adopcja) przez osobę samotną (nie będącą w żadnym związku);
- wszystkie OA powinny obowiązywać jedna lista wymogów i taki sam zestaw wymaganych dokumentów;
- kwalifikacje uzyskane w którymkolwiek OA powinny być też ważne i obowiązujące także dla innych;
- w komisjach kwalifikacyjnych decydujących o uzyskaniu kwalifikacji przez rodzinę starającą się o przysposobienie oraz decydujących o wyborze jakiej rodzinie zaproponować dziecko/dzieci powinien zasiadać oprócz pracowników OA także: przedstawiciel organu nadzorującego, kurator lub sędzia rodzinny; Gdy sprawa dotyczy decyzjo o losie dziecka/dzieci w pracach komisji powinien też uczestniczyć wyznaczony przez sąd prawny opiekun dziecka/dzieci;
(punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)
- procedury odwoławcze od decyzji o pozbawieniu praw rodzicielskich powinny kończyć się w momencie sądowej decyzji o skierowaniu dziecka do adopcji (punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)
- powinien powstać centralny rejestr wszystkich procesów adopcyjnych w Polsce. W wybranym Ośrodku powinny być gromadzone kopie wszystkich dokumentów powstałych w trakcie przygotowania i prowadzenia procedury o przysposobienie. Tu powinny trafiać też dokumenty z OA które zakończyły swoją działalność;
- Ośrodki Adopcyjne powinny mieć obowiązek wymiany informacji o kandydatach tak by OA, który nie może znaleźć u siebie chętnych do adopcji mógł pozyskiwać ich z innych ośrodków;
- przyjmując wniosek od kandydatów na rodzinę adopcyjną Ośrodek Adopcyjny powinien spisywać z nimi umowę, w której jasno byłby wyłożony plan i terminarz szkoleń;
- przed zawarciem takiej umowy OA powinien mieć obowiązek poinformowania kandydatów o tym ile par (osób) aktualnie oczekuje w tym ośrodku na propozycję przysposobienia (adopcji) dziecka oraz ile adopcji udało się ośrodkowi przeprowadzić w ciągu ostatniego roku;
- wszystkie decyzje Ośrodka Adopcyjnego mają być przedstawiane kandydatom w formie pisemnej i ma być razem z nimi podane jak i gdzie od takiej decyzji można się odwołać;
- rodzina decydująca się na adopcje (przysposobienie) dziecka musi otrzymać od OA pełny zestaw dokumentów opisujący stan zdrowia dziecka oraz zalecenia co dalszego postępowania dla zapewnienia właściwej opieki medycznej, psychologicznej oraz psychiatrycznej dziecka;
- na wniosek OA i na podstawie decyzji sądu o przysposobieniu właściwa placówka służby zdrowia powinna mieć możliwość sporządzenia nowej karty uodpornienia (karty szczepień). Tak jak USC tworzy nowy wpis w swoich księgach;
- należy jasno określić sposób postępowania z dokumentami zawierającymi dotychczasowe dane dziecka i jego rodziny pochodzenia (metryki, świadectwa szkolne, itp.). Czy mogą one być wydane nowej rodzinie? Czy powinny być przechowywane w OA;
- OA powinny być zobowiązane do zapewnienia przez minimum rok od przysposobienia wsparcia psychologa dla rodzin, które przysposobiły dziecko;
- OA musi mieć zapewnione środki finansowe na swoją działalność, także na wsparcie już funkcjonujących rodzin adopcyjnych;
- wysokość dotacji dla OA powinna być powiązana z efektywnością działań ośrodka i uwzględniać nie tylko liczbę przeprowadzonych procedur ale także dawać możliwość funkcjonowania OA jako placówki wspierającej rodziny adopcyjne. Jeżeli np. średni koszt utrzymania wychowanka (jednego dziecka) w placówce opiekuńczo-wychowawczej kształtuje się w granicach od 3 do 5 tysięcy złotych miesięcznie to wydaje mi się, że na podstawie tej kwoty można wyliczyć wielkość dotacji do OA. Państwo i budżet na tym na pewno nie straci... Zyskają wszyscy, także to czego nie da się przeliczyć na żadną walutę.
Ponadto:
- Ośrodki Adopcyjne nie powinny zajmować się sprawami matek, które rozważają możliwość zrzeczenia się praw do dziecka. To powinno być w gestii poradni rodzinnych lub innych wyznaczonych ośrodków wsparcia rodziny. Nie może być nawet cień podejrzeń, że placówka udzielająca wsparcia osobie w trudnej sytuacji życiowej może być tak naprawdę zainteresowana przejęciem dziecka;
- Rodziny adopcyjne i rodziny zastępcze powinny mieć zapewniony dostęp do nieodpłatnych porad psychologicznych oraz opieki psychiatrycznej;
- Samorządy powinny zapewnić miejsce w żłobku lub przedszkolu dla dzieci przysposobionych oraz dzieci z rodzin zastępczych tak by była pewność ich przyjęcia przez cały rok a nie tylko podczas organizowanego raz w roku naboru. dziś ten priorytet to fikcja;
***
Jak ktoś ma jeszcze jakieś pomysły to proszę, niech się podzieli nimi w komentarzu.
niedziela, 16 grudnia 2018
Nie pytaj dlaczego ktoś nie chce oddać dziecka
Czytając fora internetowe lub blogi czasem trafiam na pytanie:
Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?
Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.
Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…
Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?
Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?
Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.
Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…
Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?
niedziela, 25 listopada 2018
Jak często kontaktujecie się z Ośrodkiem Adopcyjnym?
Kontakt po kursie a przed Tym Telefonem
Po kursie i uzyskaniu kwalifikacji powiedziano nam, że czekając na Ten Telefon dobrze czasem samemu zadzwonić i przypomnieć się w Ośrodku Adopcyjnym (OA). A z dalszej części rozmowy wynikało coś co zrozumiałem jako wytyczną, że:
- Należy odzywać się tak przynajmniej raz w miesiącu.
Nie wiem czy jest to praktykowane w wszystkich Ośrodkach ale ja pilnowałem sumiennie by mieć taki regularny kontakt z opiekującym się nami pracownikiem OA.
Tylko, że po dwóch latach takiego regularnego dzwonienia i wysłuchiwania standardowych odpowiedzi: dzieci nie ma, trzeba czekać itp., człowiek zaczyna tracić poczucie, że to dzwonienie ma jakiś sens. A przynajmniej ja tak czułem...
W trzecim roku takiego czekania postanowiliśmy z żoną spróbować jeszcze raz w innym Ośrodku Adopcyjnym. W tym drugim OA nikt nam nie sugerował jak często mamy się odzywać. Tu prowadząca sama zaskakiwała nas niespodziewanymi telefonami, a i my potrafiliśmy się "odwdzięczyć" niezapowiedzianą wizytą. A niespodziewana wizyta w OA oddalonym o ponad 300 km może być trochę szalonym pomysłem. To szaleństwo jednak wyłączyło poczucie rutyny...
A gdy w końcu zadzwonił Ten Właściwy Telefon z Tą Wyczekiwaną Wiadomością to okazało się, że... mam go na liście połączeń nieodebranych.
Od Tego Telefonu do Pierwszego spotkania
Może się zdarzyć, że już po Tym Telefonie sprawy zaczną toczyć się szybko ale... Nam dano dwa tygodnie do namysłu. Dwa tygodnie wyciszenia i oswajania z myślą o dwójce dzieci (rodzeństwo, dwie dziewczynki), o których wiemy tylko tyle, że są daleko, w jeszcze innym OA i ile mają lat. Dwa tygodnie ciszy...
Po decyzji, że chcemy się spotkać nastąpiło przyspieszenie i telefony zaczęły działać jak na jakieś gorącej linii. Tyle spraw do załatwienia i ustalenia.
Powiem szczerze: nigdy wcześniej tak często nie dzwoniłem w jakiejkolwiek sprawie.
Po pierwszym spotkaniu
Największe zaskoczenie. Telefon od córek, które koniecznie chciały ze mną porozmawiać. Zaskoczyły mnie w pracy i... pobiły się o słuchawkę bo każda chciała rozmawiać. Lekko zszokowany słuchałem jak popłakały się w kłótni o to, która pierwsza miała rozmawiać.
Przed rozprawą
Dzieci zabraliśmy do siebie w następny weekend po pierwszym spotkaniu. Do rozprawy sądowej było mało czasu (sąd działał zadziwiająco szybko i sprawnie), a spraw jeszcze sporo do załatwienia. Kontakt z OA właściwie codziennie. To trzeba jeszcze załatwić, takie zaświadczenie zdobyć i dostarczyć, panie chcą przyjechać na wizytę kontrolną i sprawdzić jak funkcjonujemy razem jako rodzina...
Po rozprawie
Na posiedzenie sądu pojechaliśmy bez dzieci - zostały pod opieką babci.
Parę godzin czekania bo wcześniejsze sprawy się przedłużały. Na szczęście w naszym wypadku idzie wszystko sprawnie i szybko. Decyzja stanie się prawomocną już za dwa tygodnie.
No i na szczęście kontakt z OA i panią Psycholog, która wcześniej zajmowała się dziećmi nie zakończył się w tym dniu. Bóg im zapłać za to, że jeszcze później mogliśmy dzwonić i zawracać im głowę w różnych sprawach. Naprawdę było to potrzebne.
Czas po przysposobieniu
Przez pierwsze pół roku dzwoniliśmy dosyć często. Właściwie nie było miesiąca bez kilku telefonów. Szczególne w czasie trzeciego-czwartego miesiąca od pojawienia się dzieci w naszym domu. To jest w czasie gdy córki zaczęły nas dokładnie testować i sprawdzać na ile mogą sobie pozwolić, a jednocześnie jeszcze sprawdzały czy naprawdę będziemy dla nich mamą i tatą.
Potem częstotliwość takich rozmów zaczęła się zmniejszać. I gdy minął rok uznaliśmy, że właściwie już nie ma czym głowy zawracać pracownikom OA. U nas jest OK, a oni mają świeże sprawy do załatwienia.
Dwa lata po przysposobieniu
Dziś chodzi mi tylko po głowie pomysł wysłania listów z podziękowaniami do wszystkich, którzy nas wytrwale i fachowo wspierali w drodze do naszego rodzicielstwa. Nie dzwonie bo wiem, że Ośrodki mają swoje problemy, mają nowych kandydatów, nowe sprawy o przysposobienie... Zwyczajnie nie chcę zawracać ludziom gitary...
Dlatego jak czytam na blogu Izzy (http://www.naszmalyswiatek.pl/), że nadal utrzymuje kontakt ze "swoim OA" i nadal potrafi prowadzić ponad godzinne rozmowy na tematy poruszane potem na blogu to... jestem w lekkim szoku.
Podobnie jak w szoku są czasem ludzie, którzy mnie nadal pytają o to:
- Jak często jesteście sprawdzani przez OA?
A słyszą moją odpowiedź:
- Teraz nikt nas nie sprawdza. Jesteśmy zwykłą, normalną rodziną. Czas na sprawdzanie był przed decyzją o przysposobieniu. Teraz trzeba sobie radzić i funkcjonować jak każda, samodzielnie radząca sobie z problemami rodzina.
Po kursie i uzyskaniu kwalifikacji powiedziano nam, że czekając na Ten Telefon dobrze czasem samemu zadzwonić i przypomnieć się w Ośrodku Adopcyjnym (OA). A z dalszej części rozmowy wynikało coś co zrozumiałem jako wytyczną, że:
- Należy odzywać się tak przynajmniej raz w miesiącu.
Nie wiem czy jest to praktykowane w wszystkich Ośrodkach ale ja pilnowałem sumiennie by mieć taki regularny kontakt z opiekującym się nami pracownikiem OA.
Tylko, że po dwóch latach takiego regularnego dzwonienia i wysłuchiwania standardowych odpowiedzi: dzieci nie ma, trzeba czekać itp., człowiek zaczyna tracić poczucie, że to dzwonienie ma jakiś sens. A przynajmniej ja tak czułem...
W trzecim roku takiego czekania postanowiliśmy z żoną spróbować jeszcze raz w innym Ośrodku Adopcyjnym. W tym drugim OA nikt nam nie sugerował jak często mamy się odzywać. Tu prowadząca sama zaskakiwała nas niespodziewanymi telefonami, a i my potrafiliśmy się "odwdzięczyć" niezapowiedzianą wizytą. A niespodziewana wizyta w OA oddalonym o ponad 300 km może być trochę szalonym pomysłem. To szaleństwo jednak wyłączyło poczucie rutyny...
A gdy w końcu zadzwonił Ten Właściwy Telefon z Tą Wyczekiwaną Wiadomością to okazało się, że... mam go na liście połączeń nieodebranych.
Od Tego Telefonu do Pierwszego spotkania
Może się zdarzyć, że już po Tym Telefonie sprawy zaczną toczyć się szybko ale... Nam dano dwa tygodnie do namysłu. Dwa tygodnie wyciszenia i oswajania z myślą o dwójce dzieci (rodzeństwo, dwie dziewczynki), o których wiemy tylko tyle, że są daleko, w jeszcze innym OA i ile mają lat. Dwa tygodnie ciszy...
Po decyzji, że chcemy się spotkać nastąpiło przyspieszenie i telefony zaczęły działać jak na jakieś gorącej linii. Tyle spraw do załatwienia i ustalenia.
Powiem szczerze: nigdy wcześniej tak często nie dzwoniłem w jakiejkolwiek sprawie.
Po pierwszym spotkaniu
Największe zaskoczenie. Telefon od córek, które koniecznie chciały ze mną porozmawiać. Zaskoczyły mnie w pracy i... pobiły się o słuchawkę bo każda chciała rozmawiać. Lekko zszokowany słuchałem jak popłakały się w kłótni o to, która pierwsza miała rozmawiać.
Przed rozprawą
Dzieci zabraliśmy do siebie w następny weekend po pierwszym spotkaniu. Do rozprawy sądowej było mało czasu (sąd działał zadziwiająco szybko i sprawnie), a spraw jeszcze sporo do załatwienia. Kontakt z OA właściwie codziennie. To trzeba jeszcze załatwić, takie zaświadczenie zdobyć i dostarczyć, panie chcą przyjechać na wizytę kontrolną i sprawdzić jak funkcjonujemy razem jako rodzina...
Po rozprawie
Na posiedzenie sądu pojechaliśmy bez dzieci - zostały pod opieką babci.
Parę godzin czekania bo wcześniejsze sprawy się przedłużały. Na szczęście w naszym wypadku idzie wszystko sprawnie i szybko. Decyzja stanie się prawomocną już za dwa tygodnie.
No i na szczęście kontakt z OA i panią Psycholog, która wcześniej zajmowała się dziećmi nie zakończył się w tym dniu. Bóg im zapłać za to, że jeszcze później mogliśmy dzwonić i zawracać im głowę w różnych sprawach. Naprawdę było to potrzebne.
Czas po przysposobieniu
Przez pierwsze pół roku dzwoniliśmy dosyć często. Właściwie nie było miesiąca bez kilku telefonów. Szczególne w czasie trzeciego-czwartego miesiąca od pojawienia się dzieci w naszym domu. To jest w czasie gdy córki zaczęły nas dokładnie testować i sprawdzać na ile mogą sobie pozwolić, a jednocześnie jeszcze sprawdzały czy naprawdę będziemy dla nich mamą i tatą.
Potem częstotliwość takich rozmów zaczęła się zmniejszać. I gdy minął rok uznaliśmy, że właściwie już nie ma czym głowy zawracać pracownikom OA. U nas jest OK, a oni mają świeże sprawy do załatwienia.
Dwa lata po przysposobieniu
Dziś chodzi mi tylko po głowie pomysł wysłania listów z podziękowaniami do wszystkich, którzy nas wytrwale i fachowo wspierali w drodze do naszego rodzicielstwa. Nie dzwonie bo wiem, że Ośrodki mają swoje problemy, mają nowych kandydatów, nowe sprawy o przysposobienie... Zwyczajnie nie chcę zawracać ludziom gitary...
Dlatego jak czytam na blogu Izzy (http://www.naszmalyswiatek.pl/), że nadal utrzymuje kontakt ze "swoim OA" i nadal potrafi prowadzić ponad godzinne rozmowy na tematy poruszane potem na blogu to... jestem w lekkim szoku.
Podobnie jak w szoku są czasem ludzie, którzy mnie nadal pytają o to:
- Jak często jesteście sprawdzani przez OA?
A słyszą moją odpowiedź:
- Teraz nikt nas nie sprawdza. Jesteśmy zwykłą, normalną rodziną. Czas na sprawdzanie był przed decyzją o przysposobieniu. Teraz trzeba sobie radzić i funkcjonować jak każda, samodzielnie radząca sobie z problemami rodzina.
sobota, 10 listopada 2018
Przysposobienie (adopcja) dziecka w odrodzonej Polsce (1918-1939). Notka na 100lecie odzyskania Niepodległości
Sto lat temu Nasza Ojczyzna odzyskała niepodległość po 123 latach rozbiorów. Jednak proces odbudowy państwa i scalania jego w jeden organizm trwał jeszcze wiele lat i czasami można mieć wrażenie, że pewnych sferach życia trwa nadal.
Po latach zaborów odrodzone państwo musiało podjąć wysiłek nie tylko obrony przed napaścią wrogich sąsiadów (konflikty mieliśmy właściwie na wszystkich granicach). Należało też ujednolicić system prawny stanowiący podstawy funkcjonowania niepodległego państwa. Także prawo dotyczące przysposobienia (adopcji) dziecka.
Cóż... Każdy z zaborców miał własne regulacje w tej dziedzinie i żadne z nich nie były właściwe dla odrodzonej Polski. Co gorsza na znacznej części terytorium Polski nadal w sprawach rodzinnych miały zastosowanie przepisy z kodeksu cywilnego... Królestwa Polskiego z 1825 r. Przepisy delikatnie rzecz ujmując nieżyciowe i anachroniczne. Przepisy powstałe w systemie stanowym i skupiające się głównie na zapewnieniu dziedziczenia oraz praw rodowych. Powstałe w czasach gdy przysposabiało się już właściwie osobę dorosłą dla zapewnienia ciągłości rodu i opieki nad pozostawionym majątkiem.
Już pierwszy punkt w zapisach kodeksu z 1825 dziś może zwalić z nóg:
No i jak Wam się to podoba?
Przysposobić mogą tylko bezdzietni, którzy ukończyli... 50... tak pięćdziesiąt lat życia.
Potrzebny tu jeszcze jakiś komentarz uzasadniający pilną potrzebę zmian?
Pełny tekst kodeksu cywilnego Królestwa Polskiego z 1825 r znajdziecie tutaj:
http://www.bibliotekacyfrowa.pl/Content/78267/PAd_16854.pdf
Jest to wersja cyfrowa wydania z 1871. Przepisy dotyczące przysposobienia od strony 126.
Ale, że w Polsce wszelkie zmiany dotyczące prawa trwają długo i budzą wiele emocji, to i na te zmiany trzeba było długo czekać. A stan prawny II RP czasem najdobitniej oddają słowa samego marszałka Józefa Piłsudskiego takie jak: konstytuta (słowo powstałe z mariażu ustawy zasadniczej z nierządem) czy epitety typu: "pierdel, serdel, burdel".
No ale jak już się udało to powstała krótka w treści ale niezwykle precyzyjna i jak na owe czasy bardzo nowoczesna "ustawa o ułatwieniu przysposobienia małoletniego". Tak brzmiał tytuł tej ustawy: o ułatwieniu. To słowo chciałem tu podkreślić.
Pełny tekst tej ustawy znajdziecie tutaj:
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19390630416/O/D19390416.pdf
Ustawa została ogłoszona i wprowadzona w życie w dniu: 13 lipca 1939 r.
I tu znów można westchnąć nad ironią losów naszego państwa oraz ustawy, która weszła w życie właściwie w przededniu wybuch II Wojny Światowej.
Cóż... Wiatr historii często wieje nam w oczy.
***
Ciekawe wyimki z "Ustawy o ułatwieniu przysposobienia małoletniego" z dnia 13 lipca 1939 r.:
- Przysposobić mogły tylko osoby, które ukończyły 35 lat (małżeństwo lub osoba samotna)
- W przypadku małżeństw wymagany był 5 letni staż małżeński (bezwzględnie).
- Przysposobić mogły tylko osoby nieposiadające własnych, ślubnych dzieci.
- Przysposobienie zasadniczo miało dotyczyć małoletnich do 7 roku życia i mieć formę przysposobienia pełnego.
- W przypadku dzieci starszych było możliwe lecz był wymagany 3 letni okres wcześniejszego utrzymywania dziecka przez przysposabiających.
I jeszcze jedna ciekawostka:
- Dziecko wyznania rzymsko-katolickiego mogła przysposobić tylko rodzina (lub osoba) tego samego wyznania...
Po latach zaborów odrodzone państwo musiało podjąć wysiłek nie tylko obrony przed napaścią wrogich sąsiadów (konflikty mieliśmy właściwie na wszystkich granicach). Należało też ujednolicić system prawny stanowiący podstawy funkcjonowania niepodległego państwa. Także prawo dotyczące przysposobienia (adopcji) dziecka.
Cóż... Każdy z zaborców miał własne regulacje w tej dziedzinie i żadne z nich nie były właściwe dla odrodzonej Polski. Co gorsza na znacznej części terytorium Polski nadal w sprawach rodzinnych miały zastosowanie przepisy z kodeksu cywilnego... Królestwa Polskiego z 1825 r. Przepisy delikatnie rzecz ujmując nieżyciowe i anachroniczne. Przepisy powstałe w systemie stanowym i skupiające się głównie na zapewnieniu dziedziczenia oraz praw rodowych. Powstałe w czasach gdy przysposabiało się już właściwie osobę dorosłą dla zapewnienia ciągłości rodu i opieki nad pozostawionym majątkiem.
Już pierwszy punkt w zapisach kodeksu z 1825 dziś może zwalić z nóg:
No i jak Wam się to podoba?
Przysposobić mogą tylko bezdzietni, którzy ukończyli... 50... tak pięćdziesiąt lat życia.
Potrzebny tu jeszcze jakiś komentarz uzasadniający pilną potrzebę zmian?
Pełny tekst kodeksu cywilnego Królestwa Polskiego z 1825 r znajdziecie tutaj:
http://www.bibliotekacyfrowa.pl/Content/78267/PAd_16854.pdf
Jest to wersja cyfrowa wydania z 1871. Przepisy dotyczące przysposobienia od strony 126.
Ale, że w Polsce wszelkie zmiany dotyczące prawa trwają długo i budzą wiele emocji, to i na te zmiany trzeba było długo czekać. A stan prawny II RP czasem najdobitniej oddają słowa samego marszałka Józefa Piłsudskiego takie jak: konstytuta (słowo powstałe z mariażu ustawy zasadniczej z nierządem) czy epitety typu: "pierdel, serdel, burdel".
No ale jak już się udało to powstała krótka w treści ale niezwykle precyzyjna i jak na owe czasy bardzo nowoczesna "ustawa o ułatwieniu przysposobienia małoletniego". Tak brzmiał tytuł tej ustawy: o ułatwieniu. To słowo chciałem tu podkreślić.
Pełny tekst tej ustawy znajdziecie tutaj:
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/download.xsp/WDU19390630416/O/D19390416.pdf
Ustawa została ogłoszona i wprowadzona w życie w dniu: 13 lipca 1939 r.
I tu znów można westchnąć nad ironią losów naszego państwa oraz ustawy, która weszła w życie właściwie w przededniu wybuch II Wojny Światowej.
Cóż... Wiatr historii często wieje nam w oczy.
***
Ciekawe wyimki z "Ustawy o ułatwieniu przysposobienia małoletniego" z dnia 13 lipca 1939 r.:
- Przysposobić mogły tylko osoby, które ukończyły 35 lat (małżeństwo lub osoba samotna)
- W przypadku małżeństw wymagany był 5 letni staż małżeński (bezwzględnie).
- Przysposobić mogły tylko osoby nieposiadające własnych, ślubnych dzieci.
- Przysposobienie zasadniczo miało dotyczyć małoletnich do 7 roku życia i mieć formę przysposobienia pełnego.
- W przypadku dzieci starszych było możliwe lecz był wymagany 3 letni okres wcześniejszego utrzymywania dziecka przez przysposabiających.
I jeszcze jedna ciekawostka:
- Dziecko wyznania rzymsko-katolickiego mogła przysposobić tylko rodzina (lub osoba) tego samego wyznania...
czwartek, 8 listopada 2018
Karta uodpornienia (karta szczepień) dziecka
Czytając o nowych przypadkach zachorowań na odrę oraz o tym jak ważne
w profilaktyce chorób zakaźnych są szczepienia ochronne chcąc nie chcąc
przypomniałem sobie o pewnym ważnym dokumencie.
O karcie uodpornienia, która nazywana jest czasem kartą szczepień.
Co to jest?
Karta uodpornienia jest to podstawowy dokument zawierający historię szczepień konkretnego pacjenta. Karta taka powinna być założona dziecku zaraz po jego narodzinach i być przechowywana w jednostce zajmującej się podstawowa opieką zdrowotną danego pacjenta. W niej mają być odnotowane wszystkie zastosowane szczepienia ochronne i wpisane terminy kolejnych szczepień.
Niestety mimo postępującej cyfryzacji karta uodpornienia (karta szczepień) jest w naszym kraju nadal dokumentem papierowym. Można wystawić elektroniczną fakturę, testuje się e-recepty, już można wystawić elektroniczne L4 (nie tylko dla policjanta) ale historia szczepień nadal na papierze.
Ma to swoje wady.
Jak zmieniamy lekarza to... ta papierowa karta musi wędrować razem z nami.
Jest tam gdzie jest nasz lekarz i inne placówki nie maja do niej wglądu. A choroby i nagłe przypadki nie wybierają miejsca.
Lekarz o terminie kolejnego szczepienia przypomni sobie dopiero jak zajrzy do karty.
Karta uodpornienia dziecka przysposobionego (adoptowanego)
I tu zaczyna się prawdziwy problem. Karta wystawiona bezpośrednio po urodzeniu dziecka zawiera zazwyczaj dane rodziny pochodzenia dziecka i jego pierwotny numer pesel. Po przysposobieniu dane dziecka (nazwisko i nr pesel, czasem imiona) się zmieniają. Ale na papierowej karcie uodpornienia (szczepień) nie można oficjalnie dokonywać żadnych zmian. Ujawnianie, nawet lekarzowi, danych o rodzinie pochodzenia dziecka też może być niezgodne z prawem. A większość lekarzy zwyczajnie nie wie jak postępować z takim dokumentem. Partyzantka na całego...
Może Ministerstwo Zdrowia wysiliłoby się wreszcie na jakieś wytyczne dla lekarzy rodzinnych/pierwszego kontaktu jak postępować w tej specyficznej sytuacji!?
No ale może jednak szybciej doczekam się przejścia na cyfrową formę przechowywania danych o szczepieniach pacjenta i tam już będzie można uwzględnić odpowiednią ochronę danych oraz powiązanie z numerem pesel pacjenta, a także to, że dane pacjenta mogą się zmieniać w trakcie jego życia.
O karcie uodpornienia, która nazywana jest czasem kartą szczepień.
Co to jest?
Karta uodpornienia jest to podstawowy dokument zawierający historię szczepień konkretnego pacjenta. Karta taka powinna być założona dziecku zaraz po jego narodzinach i być przechowywana w jednostce zajmującej się podstawowa opieką zdrowotną danego pacjenta. W niej mają być odnotowane wszystkie zastosowane szczepienia ochronne i wpisane terminy kolejnych szczepień.
Niestety mimo postępującej cyfryzacji karta uodpornienia (karta szczepień) jest w naszym kraju nadal dokumentem papierowym. Można wystawić elektroniczną fakturę, testuje się e-recepty, już można wystawić elektroniczne L4 (nie tylko dla policjanta) ale historia szczepień nadal na papierze.
Ma to swoje wady.
Jak zmieniamy lekarza to... ta papierowa karta musi wędrować razem z nami.
Jest tam gdzie jest nasz lekarz i inne placówki nie maja do niej wglądu. A choroby i nagłe przypadki nie wybierają miejsca.
Lekarz o terminie kolejnego szczepienia przypomni sobie dopiero jak zajrzy do karty.
Karta uodpornienia dziecka przysposobionego (adoptowanego)
I tu zaczyna się prawdziwy problem. Karta wystawiona bezpośrednio po urodzeniu dziecka zawiera zazwyczaj dane rodziny pochodzenia dziecka i jego pierwotny numer pesel. Po przysposobieniu dane dziecka (nazwisko i nr pesel, czasem imiona) się zmieniają. Ale na papierowej karcie uodpornienia (szczepień) nie można oficjalnie dokonywać żadnych zmian. Ujawnianie, nawet lekarzowi, danych o rodzinie pochodzenia dziecka też może być niezgodne z prawem. A większość lekarzy zwyczajnie nie wie jak postępować z takim dokumentem. Partyzantka na całego...
Może Ministerstwo Zdrowia wysiliłoby się wreszcie na jakieś wytyczne dla lekarzy rodzinnych/pierwszego kontaktu jak postępować w tej specyficznej sytuacji!?
No ale może jednak szybciej doczekam się przejścia na cyfrową formę przechowywania danych o szczepieniach pacjenta i tam już będzie można uwzględnić odpowiednią ochronę danych oraz powiązanie z numerem pesel pacjenta, a także to, że dane pacjenta mogą się zmieniać w trakcie jego życia.
wtorek, 18 września 2018
Ile "powinna" zarabiać i jaki mieć dom rodzina starająca się o adopcję dziecka?
Jak można wnioskować z lektury postów na forum Nasz Bocian sporo osób rozważających adopcję dziecka ma obawy czy ich dochody oraz posiadane warunki mieszkaniowe są wystarczające do uzyskania kwalifikacji na rodziców adopcyjnych.
Nie jest to coś dziwnego bo i sporo "zwykłych" rodzin uważa, że najpierw człowiek powinien się dorobić i zapewnić sobie m.in. odpowiednie warunki mieszkaniowe, a dopiero potem "może sobie pozwolić" na myślenie o rodzinie i dzieciach. Ale życie przynosi niespodzianki i dziecko "trafia się" często wcześniej niż w pierwotnych planach zakładano. Na szczęście w większości wypadków świat się z tego powodu nie wali, a jedynie kolejność wydarzeń ulega przeszeregowaniu i priorytety przewartościowaniu.
Zasadnicza różnica polega na tym, że "zwykłych rodzin" raczej nikt nie kwalifikuje i nie ocenia "merytorycznie" i "z urzędu" pod względem przygotowania i predyspozycji do tego by mogli zostać także rodzicami. No chyba, że jakiś wyjątkowo upierdliwy teść, szczególnie wredna teściowa lub jakaś wiedźma z sąsiedztwa.
Wymagane dochody
W zestawie wymaganych przez Ośrodek Adopcyjny (OA) dokumentów jakie będą musieli przedstawić kandydaci na rodziców adopcyjnych będzie jakaś forma zaświadczenia o osiąganych dochodach. Nie ma jednolitej formy zaświadczeń bo i formy ich uzyskiwania są różne.
Nie ma też określonych minimalnych dochodów koniecznych do uzyskania kwalifikacji
Zaświadczenie jest po to aby wykazać później przed sądem, że rodzina ma w ogóle dochody i jest stabilna, samodzielna finansowo. Natomiast można założyć, że przydałoby się aby łączne dochody podzielone przez ilość osób w rodzinie (tzw dochód na członka rodziny) były wyższe niż minimum socjalne. Tylko licząc ten dochód wypadałoby już uwzględnić dziecko/dzieci, które mamy zamiar przysposobić.
Wg Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (jest taka instytucja, a jak) średnio liczone minimum socjalne w Polsce w roku 2017wynosiło... około 900 zł na osobę w rodzinie (Uwaga! Wartość netto).
Jak dla mnie kwota ta jest szokująco niska. Ale to już temat na oddzielną dyskusję o skali ubóstwa i/lub jak kto woli zamożności polskich rodzin.
W każdym bądź razie dla OA ważne będzie niekoniecznie to jak duża jest to kwota (byle była wystarczająca). OA będzie zapewne interesowało też jak kandydaci radzą sobie w życiu i pracy. Ile czasu poświęcają na pracę zawodową. Czy zostaje im poza pracą jeszcze trochę czasu na dom i życie rodzinne... Może będą zawracali uwagę ile w naszych rozmowach z pracownikiem OA zajmuje temat pracy, a ile poświęcamy rodzinie, rozrywce, zainteresowaniom...
No bo w końcu nie samym chlebem człowiek żyje.
Ze swojego doświadczenia mogę dodać, że pojawienie się dzieci w rodzinie urealniło moje pojmowanie o tym ile można wydać na dom i rodzinę. Jak pod opiekę 2 dorosłych (pracujących) trafi 2 dzieci to wydatki nie wzrosną x2. Nie ma takiego przelicznika... Wszystko będzie zależeć od naszego sposobu gospodarowania i skali potrzeb.
I jeszcze jedno...
Warto mieć jednak jakieś oszczędności. Bo na początku wydatki potrafią zaskoczyć.
W pierwszym miesiącu "wyszło" nam tak około 6000 zł ekstra bo trzeba było kupić właściwie wszystko. Od kurtek zimowych i butów po meble do pokoju dziecięcego (wtedy dziewczyny zajmowały jeden wspólny pokój - tak jak w DD).
Wymagane warunki mieszkaniowe
W mojej głowie długo było zakodowane przekonanie, że: każde dziecko powinno mieć zapewniony swój oddzielny pokój. Nie pamiętam już skąd u mnie się ono pojawiło i na jakiej podstawie. Raczej nikt w OA mi tego nie zasugerował. Nie wiem skąd się to i mnie wzięło, ale takie "święte przekonanie" miałem.
Jednak jak się okazało to i w tej dziedzinie nie ma jakoś szczególnie sprecyzowanych wymogów. Rodzina po prostu ma mieć gdzie mieszkać. Czy lokal zajmowany przez rodzinę spełnia wymogi mu stawiane to już określają przepisy budowlane, a pracownik OA nie jest inspektorem nadzoru budowlanego. ;)
Mieszkanie nie musi być duże. Ważne by były w nim warunki do życia i rozwoju rodziny z dzieckiem (dziećmi). I wcale nie musi być perfekcyjnie czyste. Nawet wskazane jest by nosiło ślady użytkowania... Ale i dbałości o jego stan.
Może mieć znaczenie to czy mieszkanie jest wynajmowane, czy też jest własnością rodziny. Ale sam fakt wynajmowania mieszkania nie będzie tu jakoś decydujący. Ważne będzie jak rodzina sobie z tym radzi. Może też jak często zmienia miejsce zamieszkania... O tym wszystkim można jednak szczerze rozmawiać z ludźmi pracującymi w OA.
Ale może to tylko mnie się tak łatwo o tym gada bo mieszkam z rodziną we własnym domu na wsi. Niektórzy nawet twierdzą, że w dużym domu. Choć jak dla mnie to całkiem duży, to jest trawnik i ogród do skoszenia.
Tak... Dom na wsi ma swoje zalety. Sąsiadom raczej nie przeszkadzają głośne zabawy (potworne wrzaski) moich dzieci. Może łatwiej na chwilę znaleźć jakiś w miarę cichy kąt tak tylko dla siebie. Ale też zawsze jest w nim coś do roboty. Zdecydowanie więcej czasu potrzeba na dojazdy (do pracy, do szkoły, do lekarza...). Ma się po prostu cały dom na głowie... Od fundamentów aż po dach. Więc jak komuś już to przeszkadza w życiu to po co sobie jeszcze dokładać zmartwień.
Nie jest to coś dziwnego bo i sporo "zwykłych" rodzin uważa, że najpierw człowiek powinien się dorobić i zapewnić sobie m.in. odpowiednie warunki mieszkaniowe, a dopiero potem "może sobie pozwolić" na myślenie o rodzinie i dzieciach. Ale życie przynosi niespodzianki i dziecko "trafia się" często wcześniej niż w pierwotnych planach zakładano. Na szczęście w większości wypadków świat się z tego powodu nie wali, a jedynie kolejność wydarzeń ulega przeszeregowaniu i priorytety przewartościowaniu.
Zasadnicza różnica polega na tym, że "zwykłych rodzin" raczej nikt nie kwalifikuje i nie ocenia "merytorycznie" i "z urzędu" pod względem przygotowania i predyspozycji do tego by mogli zostać także rodzicami. No chyba, że jakiś wyjątkowo upierdliwy teść, szczególnie wredna teściowa lub jakaś wiedźma z sąsiedztwa.
Wymagane dochody
W zestawie wymaganych przez Ośrodek Adopcyjny (OA) dokumentów jakie będą musieli przedstawić kandydaci na rodziców adopcyjnych będzie jakaś forma zaświadczenia o osiąganych dochodach. Nie ma jednolitej formy zaświadczeń bo i formy ich uzyskiwania są różne.
Nie ma też określonych minimalnych dochodów koniecznych do uzyskania kwalifikacji
Zaświadczenie jest po to aby wykazać później przed sądem, że rodzina ma w ogóle dochody i jest stabilna, samodzielna finansowo. Natomiast można założyć, że przydałoby się aby łączne dochody podzielone przez ilość osób w rodzinie (tzw dochód na członka rodziny) były wyższe niż minimum socjalne. Tylko licząc ten dochód wypadałoby już uwzględnić dziecko/dzieci, które mamy zamiar przysposobić.
Wg Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (jest taka instytucja, a jak) średnio liczone minimum socjalne w Polsce w roku 2017wynosiło... około 900 zł na osobę w rodzinie (Uwaga! Wartość netto).
Jak dla mnie kwota ta jest szokująco niska. Ale to już temat na oddzielną dyskusję o skali ubóstwa i/lub jak kto woli zamożności polskich rodzin.
W każdym bądź razie dla OA ważne będzie niekoniecznie to jak duża jest to kwota (byle była wystarczająca). OA będzie zapewne interesowało też jak kandydaci radzą sobie w życiu i pracy. Ile czasu poświęcają na pracę zawodową. Czy zostaje im poza pracą jeszcze trochę czasu na dom i życie rodzinne... Może będą zawracali uwagę ile w naszych rozmowach z pracownikiem OA zajmuje temat pracy, a ile poświęcamy rodzinie, rozrywce, zainteresowaniom...
No bo w końcu nie samym chlebem człowiek żyje.
Ze swojego doświadczenia mogę dodać, że pojawienie się dzieci w rodzinie urealniło moje pojmowanie o tym ile można wydać na dom i rodzinę. Jak pod opiekę 2 dorosłych (pracujących) trafi 2 dzieci to wydatki nie wzrosną x2. Nie ma takiego przelicznika... Wszystko będzie zależeć od naszego sposobu gospodarowania i skali potrzeb.
I jeszcze jedno...
Warto mieć jednak jakieś oszczędności. Bo na początku wydatki potrafią zaskoczyć.
W pierwszym miesiącu "wyszło" nam tak około 6000 zł ekstra bo trzeba było kupić właściwie wszystko. Od kurtek zimowych i butów po meble do pokoju dziecięcego (wtedy dziewczyny zajmowały jeden wspólny pokój - tak jak w DD).
Wymagane warunki mieszkaniowe
W mojej głowie długo było zakodowane przekonanie, że: każde dziecko powinno mieć zapewniony swój oddzielny pokój. Nie pamiętam już skąd u mnie się ono pojawiło i na jakiej podstawie. Raczej nikt w OA mi tego nie zasugerował. Nie wiem skąd się to i mnie wzięło, ale takie "święte przekonanie" miałem.
Jednak jak się okazało to i w tej dziedzinie nie ma jakoś szczególnie sprecyzowanych wymogów. Rodzina po prostu ma mieć gdzie mieszkać. Czy lokal zajmowany przez rodzinę spełnia wymogi mu stawiane to już określają przepisy budowlane, a pracownik OA nie jest inspektorem nadzoru budowlanego. ;)
Mieszkanie nie musi być duże. Ważne by były w nim warunki do życia i rozwoju rodziny z dzieckiem (dziećmi). I wcale nie musi być perfekcyjnie czyste. Nawet wskazane jest by nosiło ślady użytkowania... Ale i dbałości o jego stan.
Może mieć znaczenie to czy mieszkanie jest wynajmowane, czy też jest własnością rodziny. Ale sam fakt wynajmowania mieszkania nie będzie tu jakoś decydujący. Ważne będzie jak rodzina sobie z tym radzi. Może też jak często zmienia miejsce zamieszkania... O tym wszystkim można jednak szczerze rozmawiać z ludźmi pracującymi w OA.
Ale może to tylko mnie się tak łatwo o tym gada bo mieszkam z rodziną we własnym domu na wsi. Niektórzy nawet twierdzą, że w dużym domu. Choć jak dla mnie to całkiem duży, to jest trawnik i ogród do skoszenia.
Tak... Dom na wsi ma swoje zalety. Sąsiadom raczej nie przeszkadzają głośne zabawy (
piątek, 24 sierpnia 2018
Nauka korzystania z zegara
Jakby mi ktoś dwa lata temu powiedział, że 12letnie dziecko może jeszcze nie potrafić odczytać godziny z analogowego zegara (takiego ze wskazówkami) to chyba bym nie uwierzył. Ale życie uczy, że w tej dziedzinie nie ma rzeczy niemożliwych.
Siedzę zatem ze swoją starszą córką i uczę ją prawidłowego odczytywania godziny z klasycznego budzika.
Uczymy się czytać godziny po polsku i po angielsku. Bo dziecko ma już w szkole język angielski. Ten obcy język jest na tym etapie szkolnym uczony jeszcze w stopniu właściwie podstawowym ale... Dla dziecka, które ma problemy w określaniu i opisywaniu świata we własnym ojczystym języku, nauka języka obcego jest właściwie torturą. Torturą dla dziecka i... nauczyciela.
Córka robi niesamowite postępy odkąd jest z nami. Nauczyła się czytać i pisać, choć do wysiłku nadal trzeba ją motywować. Ale z nauką angielskiego będzie najwięcej problemów.
Aż strach pomyśleć o tym, że jeszcze w szkole podstawowej (siódma klasa?) ma dojść nauka jeszcze jednego języka obcego.
***
Cóż... W świecie, w którym często języków obcych uczy się już na etapie przedszkola niektóre dzieci mają do tej wiedzy naprawdę pod górkę. I wcale nie musi to wynikać ze szczególnych zaniedbań, czy jakiejś patologii.
poniedziałek, 20 sierpnia 2018
Adopcja starszego dziecka. Obawy i oczekiwania potencjalnych rodziców
Co mógłbym powiedzieć osobie, która rozważa adopcję (przysposobienie) starszego dziecka?
Czy jej obawy skwitowałbym krótkim: Nie przesadzaj. Nie ma się czego bać?
Szczerze mówiąc, to wolałbym nikogo nie przekonywać do takich decyzji. Mógłbym mówić o tym, jak to było w przypadku mojej/Naszej/ rodziny. I nigdy nie bagatelizowałbym obaw kogoś, kto zastanawia się nad adopcją dziecka (bez względu na spodziewany wiek dziecka).
Bo obawiać się można i te obawy nie biorą się tylko z lęków wyhodowanych w wyobraźni.
Tak. Dzieci te mają za sobą wiele przejść i będą musiały przerobić wiele. Będą pamiętać rzeczy z przeszłości i obciążenia te będą się ujawniać w rożnych momentach ich życia.
Czy można pokochać takie dziecko?
Tak. Jeżeli są w nas pokłady uczuć i otwarte serce, to można pokochać każde dziecko.
Czy ono nas pokocha?
Tego się nie dowiemy nigdy, jeżeli nie damy szansy na to, by to uczucie w ogóle mogło się narodzić. Ale nie oczekujmy, że miłość ta pojawi się od "pierwszego spotkania".
Czy uzna nas dziecko starsze za swoich rodziców?
Będzie to przerabiać zapewne w podobny sposób, jak my jego uznanie za swoje dziecko. Do nas córki zaczęły zwracać się Mamo,Tato po trzech miesiącach pobytu z nami. Ale warto było przetrwać te trzy miesiące... A nie jest łatwo, gdy podczas wizyty w USC córka powie do matki: "ciociu".
Czy starsze dziecko będzie chciało wejść w rodzinę?
Zapewne tak. Zyska przecież dziadka i babcię, którzy będą je rozpieszczać i psuć ku zmartwieniu rodziców. Zyska kuzynów i/lub kuzynki do wspólnej rodzinnej zabawy... To dla dziecka może być kuszące.
"Nie oczekuj zbyt wiele. Ciesz się z drobnych rzeczy"
To byłaby chyba moja jedyna rada dla osoby rozważającej przysposobienie (adopcję) starszego dziecka. Ale czy tylko w takim wypadku? Czy nie jest to rzecz do rozważań dla każdego przyszłego rodzica? Także tego czekającego na szczęśliwe rozwiązanie konwencjonalnej ciąży...
Bo tak szczerze mówiąc, to właśnie za to mógłbym sam być najbardziej wdzięczny swoim rodzicom. Za to, że kochali i kochają mnie takim, jakim jestem. Za to, że nigdy nie czułem, że nie spełniam ich oczekiwań. Za to, że akceptowali moje wybory i nie narzucali mi drogi życia... Za to, że uzyskane od nich wzorce mogłem sam uznawać za własne, a nie narzucone schematy.
Czy jej obawy skwitowałbym krótkim: Nie przesadzaj. Nie ma się czego bać?
Szczerze mówiąc, to wolałbym nikogo nie przekonywać do takich decyzji. Mógłbym mówić o tym, jak to było w przypadku mojej/Naszej/ rodziny. I nigdy nie bagatelizowałbym obaw kogoś, kto zastanawia się nad adopcją dziecka (bez względu na spodziewany wiek dziecka).
Bo obawiać się można i te obawy nie biorą się tylko z lęków wyhodowanych w wyobraźni.
Tak. Dzieci te mają za sobą wiele przejść i będą musiały przerobić wiele. Będą pamiętać rzeczy z przeszłości i obciążenia te będą się ujawniać w rożnych momentach ich życia.
Czy można pokochać takie dziecko?
Tak. Jeżeli są w nas pokłady uczuć i otwarte serce, to można pokochać każde dziecko.
Czy ono nas pokocha?
Tego się nie dowiemy nigdy, jeżeli nie damy szansy na to, by to uczucie w ogóle mogło się narodzić. Ale nie oczekujmy, że miłość ta pojawi się od "pierwszego spotkania".
Czy uzna nas dziecko starsze za swoich rodziców?
Będzie to przerabiać zapewne w podobny sposób, jak my jego uznanie za swoje dziecko. Do nas córki zaczęły zwracać się Mamo,Tato po trzech miesiącach pobytu z nami. Ale warto było przetrwać te trzy miesiące... A nie jest łatwo, gdy podczas wizyty w USC córka powie do matki: "ciociu".
Czy starsze dziecko będzie chciało wejść w rodzinę?
Zapewne tak. Zyska przecież dziadka i babcię, którzy będą je rozpieszczać i psuć ku zmartwieniu rodziców. Zyska kuzynów i/lub kuzynki do wspólnej rodzinnej zabawy... To dla dziecka może być kuszące.
"Nie oczekuj zbyt wiele. Ciesz się z drobnych rzeczy"
To byłaby chyba moja jedyna rada dla osoby rozważającej przysposobienie (adopcję) starszego dziecka. Ale czy tylko w takim wypadku? Czy nie jest to rzecz do rozważań dla każdego przyszłego rodzica? Także tego czekającego na szczęśliwe rozwiązanie konwencjonalnej ciąży...
Bo tak szczerze mówiąc, to właśnie za to mógłbym sam być najbardziej wdzięczny swoim rodzicom. Za to, że kochali i kochają mnie takim, jakim jestem. Za to, że nigdy nie czułem, że nie spełniam ich oczekiwań. Za to, że akceptowali moje wybory i nie narzucali mi drogi życia... Za to, że uzyskane od nich wzorce mogłem sam uznawać za własne, a nie narzucone schematy.
sobota, 11 sierpnia 2018
Adopcja w Polsce w świetle raportu NIK. Komentarz ojca blogującego
Na początku sierpnia br Najwyższa Izba Kontroli (NIK) opublikowała raport o "wykonywaniu zadań przez ośrodki adopcyjne" w Polsce. Jego treść jest dostępna na oficjalnej stronie NIK pod adresem:
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/adopcja-po-polsku.html
Nie będę to streszczał treści raportu ponieważ zainteresowanym polecam jego lekturę w całości. Uważam, że warto go przeczytać wnikliwie i porównać z własnymi doświadczeniami.
Mnie wnioski pokontrolne zawarte w tym raporcie bardzo poruszyły. Chociaż muszę się przyznać, że w natłoku bieżących spraw pewnie bym nie zauważył jego publikacji. Ale nadal oczekująca "Adopcyjna" umieściła link do raportu na swoim blogu.
***
A oto mój komentarz do raportu NIK napisany na podstawie moich odczuć po zapoznaniu się z treścią tego dokumentu:
- Cieszę się, że państwo i jego instytucje kontrolne wreszcie poważnie zainteresowały się tematem funkcjonowania Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce;
- Raport uznaję za wnikliwe i wiarygodne źródło wiedzy o stanie systemu adopcyjnego w Polsce;
- Zgadzam się z zawartymi w raporcie spostrzeżeniami dotyczącymi braku spójności zasad funkcjonowania OA w Polsce. Raport wyraźnie stwierdza, że w naszym systemie nie istnieją jednolite zasady kwalifikacji kandydatów do roli rodzica adopcyjnego. Że OA działają jakby według własnego uznania i często nie czuć tu związku z obowiązującym w Polsce prawem.
- Przeraziła mnie zawarta w raporcie sugestia, że polski system ośrodków adopcyjnych jest całkowicie pozbawiony mechanizmów zabezpieczających przed zagrożeniem korupcyjnym (np. o kwalifikacjach decydują wyłączne pracownicy OA, brak procedur odwoławczych, niedostateczny system kontroli przez organy nadzorujące);
- Przeraziło mnie też stwierdzenie, że: "od czasu wprowadzenia w 2012 r. zmienionych przepisów dotyczących adopcji, czyli przez ponad sześć lat, kompleksowo nie badano i nie analizowano, jak działa system".
To się w mojej głowie nie mieści.
- Jednak raport ten w mojej ocenie był pisany jakby pod kątem oczekiwań kandydatów na rodziców adopcyjnych. Dużo w nim o czasie oczekiwania na przysposobienie (adopcję) dziecka, braku jednolitych zasad kwalifikacji i innych uciążliwościach, na które natrafiają ludzie starający się o przysposobienie dziecka. Dużo więcej niż o dzieciach oczekujących na "cokolwiek" w domach dziecka i innych placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej;
- Raport zwraca uwagę, że wydłużanie się czasu starań o dziecko wynika ze stosunkowo małej liczby dzieci "wolnych prawnie", które mogłyby być adoptowane (przysposobione). Jednak sugestie wskazujące na liczbę dzieci w pieczy zastępczej oraz możliwości zwiększenia liczby adopcji w Polsce mają w mojej ocenie raczej charakter życzeniowy.
W naszym kraju zasadniczo nie ma żadnej presji na przyśpieszenie spraw o pozbawienie praw rodzicielskich i żaden rząd (ten czy inny) nie będzie zainteresowany przyprawieniem sobie łatki tego, który "odbiera dzieci rodzicom";
Mam nadzieję, że raport ten i wnioski w nim zawarte nie będą kolejnym dokumentem jakich wiele się wytwarza, a potem papiery te znikają gdzieś w czeluściach ministerialnych szaf. Mam nadzieję, że jest to początek rzeczywistych zmian (Dobrych Zmian) w systemie funkcjonowania ośrodków adopcyjnych w Polsce.
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/adopcja-po-polsku.html
Nie będę to streszczał treści raportu ponieważ zainteresowanym polecam jego lekturę w całości. Uważam, że warto go przeczytać wnikliwie i porównać z własnymi doświadczeniami.
Mnie wnioski pokontrolne zawarte w tym raporcie bardzo poruszyły. Chociaż muszę się przyznać, że w natłoku bieżących spraw pewnie bym nie zauważył jego publikacji. Ale nadal oczekująca "Adopcyjna" umieściła link do raportu na swoim blogu.
***
A oto mój komentarz do raportu NIK napisany na podstawie moich odczuć po zapoznaniu się z treścią tego dokumentu:
- Cieszę się, że państwo i jego instytucje kontrolne wreszcie poważnie zainteresowały się tematem funkcjonowania Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce;
- Raport uznaję za wnikliwe i wiarygodne źródło wiedzy o stanie systemu adopcyjnego w Polsce;
- Zgadzam się z zawartymi w raporcie spostrzeżeniami dotyczącymi braku spójności zasad funkcjonowania OA w Polsce. Raport wyraźnie stwierdza, że w naszym systemie nie istnieją jednolite zasady kwalifikacji kandydatów do roli rodzica adopcyjnego. Że OA działają jakby według własnego uznania i często nie czuć tu związku z obowiązującym w Polsce prawem.
- Przeraziła mnie zawarta w raporcie sugestia, że polski system ośrodków adopcyjnych jest całkowicie pozbawiony mechanizmów zabezpieczających przed zagrożeniem korupcyjnym (np. o kwalifikacjach decydują wyłączne pracownicy OA, brak procedur odwoławczych, niedostateczny system kontroli przez organy nadzorujące);
- Przeraziło mnie też stwierdzenie, że: "od czasu wprowadzenia w 2012 r. zmienionych przepisów dotyczących adopcji, czyli przez ponad sześć lat, kompleksowo nie badano i nie analizowano, jak działa system".
To się w mojej głowie nie mieści.
- Jednak raport ten w mojej ocenie był pisany jakby pod kątem oczekiwań kandydatów na rodziców adopcyjnych. Dużo w nim o czasie oczekiwania na przysposobienie (adopcję) dziecka, braku jednolitych zasad kwalifikacji i innych uciążliwościach, na które natrafiają ludzie starający się o przysposobienie dziecka. Dużo więcej niż o dzieciach oczekujących na "cokolwiek" w domach dziecka i innych placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej;
- Raport zwraca uwagę, że wydłużanie się czasu starań o dziecko wynika ze stosunkowo małej liczby dzieci "wolnych prawnie", które mogłyby być adoptowane (przysposobione). Jednak sugestie wskazujące na liczbę dzieci w pieczy zastępczej oraz możliwości zwiększenia liczby adopcji w Polsce mają w mojej ocenie raczej charakter życzeniowy.
W naszym kraju zasadniczo nie ma żadnej presji na przyśpieszenie spraw o pozbawienie praw rodzicielskich i żaden rząd (ten czy inny) nie będzie zainteresowany przyprawieniem sobie łatki tego, który "odbiera dzieci rodzicom";
Mam nadzieję, że raport ten i wnioski w nim zawarte nie będą kolejnym dokumentem jakich wiele się wytwarza, a potem papiery te znikają gdzieś w czeluściach ministerialnych szaf. Mam nadzieję, że jest to początek rzeczywistych zmian (Dobrych Zmian) w systemie funkcjonowania ośrodków adopcyjnych w Polsce.
środa, 1 sierpnia 2018
Jak nas widzą dzieci?
Na blogach rodziców też tylko te wybrane słodkie fotografie dzieciaczków.
Bo tak chyba chcielibyśmy aby otoczenie postrzegało nasze dzieci jako istoty idealne.
A jak widzą nas dzieci?
Ten rysunek raczej trudno uznać za wyidealizowany. Jest w nim natomiast duże skupienie na pewnych szczegółach. Kolor oczu, kształt głowy, bruzdy na czole i mocny zarost na twarzy ojca...
Z jakiegoś powodu te szczegóły były dla dziecka tak ważne, że bardzo chciało pokazać je na rysunku.
***
Blogi ludzi czekających na adopcję (przysposobienie) dziecka często przepełnione są pięknymi grafikami. Także zdjęciami dzieci.
Ciekawe jakby wyglądał od tej strony "blog" dziecka czekającego na rodziców?
niedziela, 24 czerwca 2018
Szkoła dla Rodziców, czyli o dzieciach nie tylko w adopcyjnym kręgu
Od marca do czerwca miałem możliwość uczestnictwa w zajęciach Szkoły dla Rodziców i Wychowawców organizowanych przez Powiatową Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną. Zajęcia te poświęcone były tematowi:
"Jak mówić do dzieci aby nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły"
Dało mi to okazję do zapoznania się z przykładami nowych sposobów na pracę z dziećmi tak by łagodzić konflikty, umiejętnie kierować rozwojem dziecka, jak uczyć o konsekwencjach niewłaściwego postępowania bez stosowania kar oraz jak nagradzać by nagroda była motywacją a nie formą przekupstwa.
Była to też dobra okazja aby o problemach wychowawczych podyskutować nie tylko z psychologiem specjalistą ale też z grupą rodziców. I ten element pracy grupowej okazał się dla mnie szczególnie ważny.
W grupie uczestników tych zajęć byłem jedynym "rodzicem adopcyjnym" więc o dzieciach rozmawialiśmy bez szczególnego skupienia na tym co wynika z faktu przysposobienia oraz mojej innej drogi do rodzicielstwa. I muszę przyznać, że bardzo podbudowała mnie ta możliwość dyskutowania o rodzinie i wychowaniu dzieci bez etykietki: "rodzina adopcyjna".
Mam nadzieję, że i ten mój blog będzie coraz bardziej o rodzinie... bez dodatkowych etykietek. :)
***
A tak patrząc np. na dyskusje toczone na forum Nasz-Bocian czasem myślę, że takie zamykanie się w dyskusji tylko do wąskiego kręgu "ludzi ze środowiska" bywa nawet szkodliwe. Odruchowo szukamy grupek, w których tylko utwierdzamy się w już posiadanych poglądach, a doświadczenia innych przyjmujemy tylko gdy spełniają nasze oczekiwania.
"Jak mówić do dzieci aby nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły"
Dało mi to okazję do zapoznania się z przykładami nowych sposobów na pracę z dziećmi tak by łagodzić konflikty, umiejętnie kierować rozwojem dziecka, jak uczyć o konsekwencjach niewłaściwego postępowania bez stosowania kar oraz jak nagradzać by nagroda była motywacją a nie formą przekupstwa.
Była to też dobra okazja aby o problemach wychowawczych podyskutować nie tylko z psychologiem specjalistą ale też z grupą rodziców. I ten element pracy grupowej okazał się dla mnie szczególnie ważny.
W grupie uczestników tych zajęć byłem jedynym "rodzicem adopcyjnym" więc o dzieciach rozmawialiśmy bez szczególnego skupienia na tym co wynika z faktu przysposobienia oraz mojej innej drogi do rodzicielstwa. I muszę przyznać, że bardzo podbudowała mnie ta możliwość dyskutowania o rodzinie i wychowaniu dzieci bez etykietki: "rodzina adopcyjna".
Mam nadzieję, że i ten mój blog będzie coraz bardziej o rodzinie... bez dodatkowych etykietek. :)
***
A tak patrząc np. na dyskusje toczone na forum Nasz-Bocian czasem myślę, że takie zamykanie się w dyskusji tylko do wąskiego kręgu "ludzi ze środowiska" bywa nawet szkodliwe. Odruchowo szukamy grupek, w których tylko utwierdzamy się w już posiadanych poglądach, a doświadczenia innych przyjmujemy tylko gdy spełniają nasze oczekiwania.
poniedziałek, 18 czerwca 2018
Kanapka kibica
Tak w postaci kanapki zobrazowała moja starsza córka radość kibica z Meksyku po wygranej z Niemcami.
Dla tych co meczu nie oglądali: Meksykanie wygrali 1:0, a Niemcy to obrońcy tytułu mistrzowskiego.
Lubię oglądać mecze z moją córką. To gwarantuje dodatkowe emocje.
Dzięki tym wspólnie przeżywanym emocjom łączy nas coraz więcej. Nie tylko piłka.
***
Po meczu utknęliśmy na ok. 30 min na autostradzie A4 (wypadek) między Brzeskiem a Bochnią.
Stresową atmosferę (nikt nie lubi stać w korku na autostradzie) rozładowała zabawa w "powrót kibica". Flaga za okno i jedziemy.... To jest jedziemy ze śpiewem, bo auta stoją.
Do zabawy przyłączyli się też pasażerowie innych uziemionych w korku pojazdów.
sobota, 9 czerwca 2018
Pielgrzymka do Ludźmierza w rocznicę I Komunii
Dziś mogłem uczestniczyć razem z córką w pielgrzymce do sanktuarium maryjnego w Ludźmierzu.
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Podhala w Ludźmierzu
Pielgrzymka była zorganizowana przez parafię oraz rodziców dzieci, które w zeszłym roku po raz pierwszy przystąpiły do eucharystii.
Dla mnie była to także szczególna pielgrzymka związana z moją własną prośbą, którą kiedyś skierowałem do Ludźmierskiej Gaździny i Matki Boga.
Prośbę tę wyraziłem w 2011 r jeszcze przed rozpoczęciem kursu dla kandydatów na rodziców adopcyjnych w OA. Poprosiłem o wytrwałość w podjętej już decyzji. Prosiłem o powodzenie w naszych staraniach. Dodałem gdzieś w duchu zobowiązanie... Że pokonam wszelkie trudności i wiary nie utracę.
Cóż... Wygląda na to, że Pani Gorców i Podhala uważnie słucha próśb do niej skierowanych.
Wytrwaliśmy. Starania zakończyły się powstaniem nowej rodziny adopcyjnej. Ale trudności i sprawdzianu wiary nam nie oszczędzono.
Tak więc prośby kierowane do Matki Boga przed ołtarzem ludźmierskim sanktuarium radziłbym traktować poważnie.
***
Sanktuarium Matki Bożej Królowej Podhala w Ludźmierzu
Pielgrzymka była zorganizowana przez parafię oraz rodziców dzieci, które w zeszłym roku po raz pierwszy przystąpiły do eucharystii.
Dla mnie była to także szczególna pielgrzymka związana z moją własną prośbą, którą kiedyś skierowałem do Ludźmierskiej Gaździny i Matki Boga.
Prośbę tę wyraziłem w 2011 r jeszcze przed rozpoczęciem kursu dla kandydatów na rodziców adopcyjnych w OA. Poprosiłem o wytrwałość w podjętej już decyzji. Prosiłem o powodzenie w naszych staraniach. Dodałem gdzieś w duchu zobowiązanie... Że pokonam wszelkie trudności i wiary nie utracę.
Cóż... Wygląda na to, że Pani Gorców i Podhala uważnie słucha próśb do niej skierowanych.
Wytrwaliśmy. Starania zakończyły się powstaniem nowej rodziny adopcyjnej. Ale trudności i sprawdzianu wiary nam nie oszczędzono.
Tak więc prośby kierowane do Matki Boga przed ołtarzem ludźmierskim sanktuarium radziłbym traktować poważnie.
***
środa, 6 czerwca 2018
Karta rowerowa
Starsza córka zdała dziś egzamin na kartę rowerową ;)
To chyba jej pierwszy taki samodzielny sukces. Pierwszy egzamin.
Cieszę się, że mogłem być w tej chwili razem z nią.
Mam nadzieję, że pomoże jej to nie tylko w poruszaniu się rowerem po drogach. Ale też w uzyskaniu większej wiary w siebie i swoje możliwości.
Bo do tej pory słyszałem głównie, że: za trudne, nie dam rady... itp.
To chyba jej pierwszy taki samodzielny sukces. Pierwszy egzamin.
Cieszę się, że mogłem być w tej chwili razem z nią.
Mam nadzieję, że pomoże jej to nie tylko w poruszaniu się rowerem po drogach. Ale też w uzyskaniu większej wiary w siebie i swoje możliwości.
Bo do tej pory słyszałem głównie, że: za trudne, nie dam rady... itp.
poniedziałek, 14 maja 2018
Rządowe propozycje zmian w systemie opieki zastępczej... I reakcja Bociana
Po cichu (bez wielkiego rozgłosu) resort kierowany przez panią Rafalską (Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej - MRPiPS) pracuje nad zmianami w organizacji i działaniu systemu pieczy zastępczej w Polsce.
Większość proponowanych (planowanych) zmian ma dotyczyć systemu funkcjonowania rodzin zastępczych.
A zatem:
Planuje się utworzenie centralnego rejestru rodzin gotowych do prowadzenia rodzinnych form opieki zastępczej, a rejestr ten byłby prowadzony przez MRPiPS. W ten sposób sądy rodzinne uzyskałby szerszą niż dotychczas informację o możliwości skierowania dziecka do rodzinnej opieki zastępczej.
Co więcej... Prawdopodobnie planuje się wprowadzenie zakazu umieszczania w instytucjonalnych (nie typu rodzinnego) placówkach dzieci poniżej 10 roku życia.
Opieka typu rodzinnego (rodzina zastępcza, rodzinny dom dziecka) ma być preferowaną formą opieki zastępczej.
Mój komentarz: W sumie nic nowego. Poprzednie ekipy też deklarowały chęć zastąpienia placówek typu Dom Dziecka mniejszymi ośrodkami lub opieką typu rodzinnego. Tak więc jest to kontynuacja już wcześniej wyznaczonego trendu. Problem wyjdzie gdy się okaże, że chętnych do prowadzenia rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych jest mniej niż się oczekuje. Ale to też nic nowego.
Trochę zmian ma też być w finansach związanych z funkcjonowaniem zawodowych rodzin zastępczych. Proponuje się wprowadzić regulację, która sprawi, że wynagrodzenie przysługujące rodzinie zastępczej zawodowej i prowadzącemu rodzinny dom dziecka nie będzie mogło być niższe niż kwota minimalnego wynagrodzenie za pracę.
Mój komentarz: I słusznie. To też jest praca na etat.
Coś też może się zmienić w dysponowaniu środkami z Programu Rodzina 500 Plus przez rodziny zastępcze (zawodowe). Cześć z tych pieniędzy (około 20%, czyli +/- 100 zł/mc) miałby być kierowana na oddzielny rachunek bankowy i być przekazywane do dyspozycji dziecka po osiągnięciu przez nie pełnoletności (samodzielności??). Taki fundusz na start?
Mój komentarz: Mam mieszane uczucia. Jednak uważam, że nawet zawodowa rodzina zastępcza powinna być tu traktowana tak jak każda inna.
W sprawie procedur adopcyjnych też mówi się o zmianach.
Adopcja międzynarodowa ma być jeszcze bardziej kontrolowana przez MRPiPS.
Mój komentarz: Chyba resort chce się nią sam zajmować albo mieć tu prawo do ostatecznych decyzji.
Planowane są też zmiany w prawie dotyczącym urlopów przysługujących po przysposobieniu (adopcji) dziecka. Z urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego będą mogli korzystać także rodzice, którzy adoptowali starsze dziecko. Dotychczas w przypadku adopcji dziecka starszego niż 7 lat właściwie nie przysługiwało rodzicom żadne prawo do takiego urlopu.
Mój komentarz: No nareszcie. Jeszcze tylko wypełnienie luki prawnej związanej z tzw. preadopcją i zacznie coś normalnieć. :)
Resort (MRPiPS) chce mieć też większy wpływ na funkcjonowanie Ośrodków Adopcyjnych (OA). Minister rodziny będzie mógł wystąpić do władz samorządowych o powołanie nowego OA lub zarządzić likwidacją już istniejącego. A taki wniosek lub zarządzenie ma być wiążące dla władz samorządowych.
Mój komentarz: Ciekawe... Ale o ewentualnych zmianach w finansowaniu działalności OA cisza. Czyli raczej nadal będzie biednie i oszczędnie.
***
Przewidywana jest też pewna niby niewielka zmiana w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym.
Otóż wydłużeniu ma ulec czas, w którym rodzina będzie mogła wycofać się z decyzji o zrzeczeniu się praw do dziecka i np. oddaniu go do adopcji (przysposobienia). Ma być na to 14 tygodni, a nie 6 jak dotychczas.
I tu rzecz ciekawa... O ile o wcześniej wspomnianych propozycjach zmian raczej jest cicho to ta (niby mała) zmiana w KRiO już wywołała nerwową reakcję Bociana w mediach tradycyjnych i społecznościowych:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,102433,23387960,bedzie-trudniej-oddac-dziecko-do-adopcji-nowelizacja-ustawy.html
Mój komentarz: Muszę przyznać, że tytuł z TokFM mnie zamordował. Bo dla zdecydowanych na oddanie dziecka nic to nie zmieni. Natomiast zdecydowanie wydłuży procedury adopcyjne i część oczekujących par nagle może poczuć, że maleją ich szanse na adopcję naprawdę małego dziecka. Ale taki argument nie będzie przemawiał do ludzi znajdujących się u władzy... I nie ma znaczenia z jakiej są opcji.
Większość proponowanych (planowanych) zmian ma dotyczyć systemu funkcjonowania rodzin zastępczych.
A zatem:
Planuje się utworzenie centralnego rejestru rodzin gotowych do prowadzenia rodzinnych form opieki zastępczej, a rejestr ten byłby prowadzony przez MRPiPS. W ten sposób sądy rodzinne uzyskałby szerszą niż dotychczas informację o możliwości skierowania dziecka do rodzinnej opieki zastępczej.
Co więcej... Prawdopodobnie planuje się wprowadzenie zakazu umieszczania w instytucjonalnych (nie typu rodzinnego) placówkach dzieci poniżej 10 roku życia.
Opieka typu rodzinnego (rodzina zastępcza, rodzinny dom dziecka) ma być preferowaną formą opieki zastępczej.
Mój komentarz: W sumie nic nowego. Poprzednie ekipy też deklarowały chęć zastąpienia placówek typu Dom Dziecka mniejszymi ośrodkami lub opieką typu rodzinnego. Tak więc jest to kontynuacja już wcześniej wyznaczonego trendu. Problem wyjdzie gdy się okaże, że chętnych do prowadzenia rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych jest mniej niż się oczekuje. Ale to też nic nowego.
Trochę zmian ma też być w finansach związanych z funkcjonowaniem zawodowych rodzin zastępczych. Proponuje się wprowadzić regulację, która sprawi, że wynagrodzenie przysługujące rodzinie zastępczej zawodowej i prowadzącemu rodzinny dom dziecka nie będzie mogło być niższe niż kwota minimalnego wynagrodzenie za pracę.
Mój komentarz: I słusznie. To też jest praca na etat.
Coś też może się zmienić w dysponowaniu środkami z Programu Rodzina 500 Plus przez rodziny zastępcze (zawodowe). Cześć z tych pieniędzy (około 20%, czyli +/- 100 zł/mc) miałby być kierowana na oddzielny rachunek bankowy i być przekazywane do dyspozycji dziecka po osiągnięciu przez nie pełnoletności (samodzielności??). Taki fundusz na start?
Mój komentarz: Mam mieszane uczucia. Jednak uważam, że nawet zawodowa rodzina zastępcza powinna być tu traktowana tak jak każda inna.
W sprawie procedur adopcyjnych też mówi się o zmianach.
Adopcja międzynarodowa ma być jeszcze bardziej kontrolowana przez MRPiPS.
Mój komentarz: Chyba resort chce się nią sam zajmować albo mieć tu prawo do ostatecznych decyzji.
Planowane są też zmiany w prawie dotyczącym urlopów przysługujących po przysposobieniu (adopcji) dziecka. Z urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego będą mogli korzystać także rodzice, którzy adoptowali starsze dziecko. Dotychczas w przypadku adopcji dziecka starszego niż 7 lat właściwie nie przysługiwało rodzicom żadne prawo do takiego urlopu.
Mój komentarz: No nareszcie. Jeszcze tylko wypełnienie luki prawnej związanej z tzw. preadopcją i zacznie coś normalnieć. :)
Resort (MRPiPS) chce mieć też większy wpływ na funkcjonowanie Ośrodków Adopcyjnych (OA). Minister rodziny będzie mógł wystąpić do władz samorządowych o powołanie nowego OA lub zarządzić likwidacją już istniejącego. A taki wniosek lub zarządzenie ma być wiążące dla władz samorządowych.
Mój komentarz: Ciekawe... Ale o ewentualnych zmianach w finansowaniu działalności OA cisza. Czyli raczej nadal będzie biednie i oszczędnie.
***
Przewidywana jest też pewna niby niewielka zmiana w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym.
Otóż wydłużeniu ma ulec czas, w którym rodzina będzie mogła wycofać się z decyzji o zrzeczeniu się praw do dziecka i np. oddaniu go do adopcji (przysposobienia). Ma być na to 14 tygodni, a nie 6 jak dotychczas.
I tu rzecz ciekawa... O ile o wcześniej wspomnianych propozycjach zmian raczej jest cicho to ta (niby mała) zmiana w KRiO już wywołała nerwową reakcję Bociana w mediach tradycyjnych i społecznościowych:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,102433,23387960,bedzie-trudniej-oddac-dziecko-do-adopcji-nowelizacja-ustawy.html
Mój komentarz: Muszę przyznać, że tytuł z TokFM mnie zamordował. Bo dla zdecydowanych na oddanie dziecka nic to nie zmieni. Natomiast zdecydowanie wydłuży procedury adopcyjne i część oczekujących par nagle może poczuć, że maleją ich szanse na adopcję naprawdę małego dziecka. Ale taki argument nie będzie przemawiał do ludzi znajdujących się u władzy... I nie ma znaczenia z jakiej są opcji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)