Uważam, że system Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce znajduje się od lat w stanie zapaści. Jest z nim źle... Ale ten stan nie wynika ze złej woli ludzi pracujących (często właściwie społecznie, za półdarmo) w tych placówkach.
Ten stan, w mojej ocenie, jest pochodną złego prawa, które nieprecyzyjnie reguluje pracę Ośrodków Adopcyjnych w Polsce oraz złego systemu finansowania działalności tych ośrodków.
Co powinno się zmienić lub zostać bardziej podkreślone w prawie oraz przepisach określających zasady działania Ośrodków Adopcyjnych w Polsce?
Spróbuję tu zebrać kilka propozycji. Oto one:
- adopcja zagraniczna powinna być możliwa, ale tylko i wyłącznie gdy w ciągu 1 roku nie znaleziono w Polsce rodziców adopcyjnych lub rodziny zastępczej dla dziecka/dzieci;
- obywatele polscy zamieszkujący za granicą ale posiadający stały związek z krajem w mojej ocenie powinni być traktowani w procesie kwalifikacji do roli rodziny adopcyjnej tak jak ci mieszkający w Polsce (to nie jest adopcja zagraniczna);
- w prawie regulującym procedury starań o przysposobienie dziecka powinno pojawić się jasne określenia co do podstawowych wymogów stawianych kandydatom. A konkretnie to chodzi mi o precyzyjne wyznaczenie granic wynikających z różnicy wieku miedzy przysposobionym a przysposabiającym. Jasne określenie jaki powinien być staż małżeński wymagany od kandydatów. Precyzyjne przedstawienie kiedy jest możliwe przysposobienie (adopcja) przez osobę samotną (nie będącą w żadnym związku);
- wszystkie OA powinny obowiązywać jedna lista wymogów i taki sam zestaw wymaganych dokumentów;
- kwalifikacje uzyskane w którymkolwiek OA powinny być też ważne i obowiązujące także dla innych;
- w komisjach kwalifikacyjnych decydujących o uzyskaniu kwalifikacji przez rodzinę starającą się o przysposobienie oraz decydujących o wyborze jakiej rodzinie zaproponować dziecko/dzieci powinien zasiadać oprócz pracowników OA także: przedstawiciel organu nadzorującego, kurator lub sędzia rodzinny; Gdy sprawa dotyczy decyzjo o losie dziecka/dzieci w pracach komisji powinien też uczestniczyć wyznaczony przez sąd prawny opiekun dziecka/dzieci;
(punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)
- procedury odwoławcze od decyzji o pozbawieniu praw rodzicielskich powinny kończyć się w momencie sądowej decyzji o skierowaniu dziecka do adopcji (punkt dodany po sugestii czytelniczki tego blogu)
- powinien powstać centralny rejestr wszystkich procesów adopcyjnych w Polsce. W wybranym Ośrodku powinny być gromadzone kopie wszystkich dokumentów powstałych w trakcie przygotowania i prowadzenia procedury o przysposobienie. Tu powinny trafiać też dokumenty z OA które zakończyły swoją działalność;
- Ośrodki Adopcyjne powinny mieć obowiązek wymiany informacji o kandydatach tak by OA, który nie może znaleźć u siebie chętnych do adopcji mógł pozyskiwać ich z innych ośrodków;
- przyjmując wniosek od kandydatów na rodzinę adopcyjną Ośrodek Adopcyjny powinien spisywać z nimi umowę, w której jasno byłby wyłożony plan i terminarz szkoleń;
- przed zawarciem takiej umowy OA powinien mieć obowiązek poinformowania kandydatów o tym ile par (osób) aktualnie oczekuje w tym ośrodku na propozycję przysposobienia (adopcji) dziecka oraz ile adopcji udało się ośrodkowi przeprowadzić w ciągu ostatniego roku;
- wszystkie decyzje Ośrodka Adopcyjnego mają być przedstawiane kandydatom w formie pisemnej i ma być razem z nimi podane jak i gdzie od takiej decyzji można się odwołać;
- rodzina decydująca się na adopcje (przysposobienie) dziecka musi otrzymać od OA pełny zestaw dokumentów opisujący stan zdrowia dziecka oraz zalecenia co dalszego postępowania dla zapewnienia właściwej opieki medycznej, psychologicznej oraz psychiatrycznej dziecka;
- na wniosek OA i na podstawie decyzji sądu o przysposobieniu właściwa placówka służby zdrowia powinna mieć możliwość sporządzenia nowej karty uodpornienia (karty szczepień). Tak jak USC tworzy nowy wpis w swoich księgach;
- należy jasno określić sposób postępowania z dokumentami zawierającymi dotychczasowe dane dziecka i jego rodziny pochodzenia (metryki, świadectwa szkolne, itp.). Czy mogą one być wydane nowej rodzinie? Czy powinny być przechowywane w OA;
- OA powinny być zobowiązane do zapewnienia przez minimum rok od przysposobienia wsparcia psychologa dla rodzin, które przysposobiły dziecko;
- OA musi mieć zapewnione środki finansowe na swoją działalność, także na wsparcie już funkcjonujących rodzin adopcyjnych;
- wysokość dotacji dla OA powinna być powiązana z efektywnością działań ośrodka i uwzględniać nie tylko liczbę przeprowadzonych procedur ale także dawać możliwość funkcjonowania OA jako placówki wspierającej rodziny adopcyjne. Jeżeli np. średni koszt utrzymania wychowanka (jednego dziecka) w placówce opiekuńczo-wychowawczej kształtuje się w granicach od 3 do 5 tysięcy złotych miesięcznie to wydaje mi się, że na podstawie tej kwoty można wyliczyć wielkość dotacji do OA. Państwo i budżet na tym na pewno nie straci... Zyskają wszyscy, także to czego nie da się przeliczyć na żadną walutę.
Ponadto:
- Ośrodki Adopcyjne nie powinny zajmować się sprawami matek, które rozważają możliwość zrzeczenia się praw do dziecka. To powinno być w gestii poradni rodzinnych lub innych wyznaczonych ośrodków wsparcia rodziny. Nie może być nawet cień podejrzeń, że placówka udzielająca wsparcia osobie w trudnej sytuacji życiowej może być tak naprawdę zainteresowana przejęciem dziecka;
- Rodziny adopcyjne i rodziny zastępcze powinny mieć zapewniony dostęp do nieodpłatnych porad psychologicznych oraz opieki psychiatrycznej;
- Samorządy powinny zapewnić miejsce w żłobku lub przedszkolu dla dzieci przysposobionych oraz dzieci z rodzin zastępczych tak by była pewność ich przyjęcia przez cały rok a nie tylko podczas organizowanego raz w roku naboru. dziś ten priorytet to fikcja;
***
Jak ktoś ma jeszcze jakieś pomysły to proszę, niech się podzieli nimi w komentarzu.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ośrodek adopcyjny. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ośrodek adopcyjny. Pokaż wszystkie posty
piątek, 15 lutego 2019
poniedziałek, 7 stycznia 2019
W sobotę dzień otwarty w Diecezjalnym OA w Sosnowcu
Znowu mnie poniosło w kierunku Śląska. Po drodze słuchając radia złapałem jakąś stację z Sosnowca i trafiłem na audycję poświęconą działalności Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Sosnowcu.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany bliżej działalnością tego ośrodka, a może chciałby się np. dowiedzieć o możliwościach rozpoczęcia procedury adopcyjnej w tym OA to w najbliższą sobotę - 12 stycznia, w godzinach od 10 do 15ej będzie dzień otwarty Diecezjalnego OA w Sosnowcu.
Dzień Otwarty Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Sosnowcu
Słuchając audycji uzmysłowiłem sobie ile (jak wiele) mamy już za sobą.
Dzięki Ci Boże za ten Dar.
Jeżeli ktoś jest zainteresowany bliżej działalnością tego ośrodka, a może chciałby się np. dowiedzieć o możliwościach rozpoczęcia procedury adopcyjnej w tym OA to w najbliższą sobotę - 12 stycznia, w godzinach od 10 do 15ej będzie dzień otwarty Diecezjalnego OA w Sosnowcu.
Dzień Otwarty Diecezjalnego Ośrodka Adopcyjnego w Sosnowcu
Słuchając audycji uzmysłowiłem sobie ile (jak wiele) mamy już za sobą.
Dzięki Ci Boże za ten Dar.
niedziela, 16 grudnia 2018
Nie pytaj dlaczego ktoś nie chce oddać dziecka
Czytając fora internetowe lub blogi czasem trafiam na pytanie:
Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?
Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.
Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…
Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?
Dlaczego ktoś kto sobie nie radzi w życiu i rodzicielstwie nie odda dziecka tym, którzy na takie dziecko czekają i mogą mu dać wszystko?
Wiem, że wiele rodzin zwodzi system obietnicami poprawy i że... zajmą się dzieckiem/dziećmi. Że to powtarzające się dawanie im kolejnej szansy może być denerwujące. Ale... Wyczuwam też, że decyzja o oddaniu dziecka może być trudniejsza od tej o jego przyjęciu przez rodzinę adopcyjną.
Dlatego w takich sytuacjach mówię sobie i innym:
– Nie zastanawiaj się dlaczego ktoś nie chce oddać. Myśl o tym dlaczego Ty chcesz przyjąć dziecko. Dziecko, które kiedyś zacznie cię męczyć, wkurzać, irytować, a może nawet kiedyś doprowadzi cię do rozpaczy…
Bo czy oddasz je wtedy tylko dlatego, że nie dajesz sobie z nim i ze sobą rady?
niedziela, 25 listopada 2018
Jak często kontaktujecie się z Ośrodkiem Adopcyjnym?
Kontakt po kursie a przed Tym Telefonem
Po kursie i uzyskaniu kwalifikacji powiedziano nam, że czekając na Ten Telefon dobrze czasem samemu zadzwonić i przypomnieć się w Ośrodku Adopcyjnym (OA). A z dalszej części rozmowy wynikało coś co zrozumiałem jako wytyczną, że:
- Należy odzywać się tak przynajmniej raz w miesiącu.
Nie wiem czy jest to praktykowane w wszystkich Ośrodkach ale ja pilnowałem sumiennie by mieć taki regularny kontakt z opiekującym się nami pracownikiem OA.
Tylko, że po dwóch latach takiego regularnego dzwonienia i wysłuchiwania standardowych odpowiedzi: dzieci nie ma, trzeba czekać itp., człowiek zaczyna tracić poczucie, że to dzwonienie ma jakiś sens. A przynajmniej ja tak czułem...
W trzecim roku takiego czekania postanowiliśmy z żoną spróbować jeszcze raz w innym Ośrodku Adopcyjnym. W tym drugim OA nikt nam nie sugerował jak często mamy się odzywać. Tu prowadząca sama zaskakiwała nas niespodziewanymi telefonami, a i my potrafiliśmy się "odwdzięczyć" niezapowiedzianą wizytą. A niespodziewana wizyta w OA oddalonym o ponad 300 km może być trochę szalonym pomysłem. To szaleństwo jednak wyłączyło poczucie rutyny...
A gdy w końcu zadzwonił Ten Właściwy Telefon z Tą Wyczekiwaną Wiadomością to okazało się, że... mam go na liście połączeń nieodebranych.
Od Tego Telefonu do Pierwszego spotkania
Może się zdarzyć, że już po Tym Telefonie sprawy zaczną toczyć się szybko ale... Nam dano dwa tygodnie do namysłu. Dwa tygodnie wyciszenia i oswajania z myślą o dwójce dzieci (rodzeństwo, dwie dziewczynki), o których wiemy tylko tyle, że są daleko, w jeszcze innym OA i ile mają lat. Dwa tygodnie ciszy...
Po decyzji, że chcemy się spotkać nastąpiło przyspieszenie i telefony zaczęły działać jak na jakieś gorącej linii. Tyle spraw do załatwienia i ustalenia.
Powiem szczerze: nigdy wcześniej tak często nie dzwoniłem w jakiejkolwiek sprawie.
Po pierwszym spotkaniu
Największe zaskoczenie. Telefon od córek, które koniecznie chciały ze mną porozmawiać. Zaskoczyły mnie w pracy i... pobiły się o słuchawkę bo każda chciała rozmawiać. Lekko zszokowany słuchałem jak popłakały się w kłótni o to, która pierwsza miała rozmawiać.
Przed rozprawą
Dzieci zabraliśmy do siebie w następny weekend po pierwszym spotkaniu. Do rozprawy sądowej było mało czasu (sąd działał zadziwiająco szybko i sprawnie), a spraw jeszcze sporo do załatwienia. Kontakt z OA właściwie codziennie. To trzeba jeszcze załatwić, takie zaświadczenie zdobyć i dostarczyć, panie chcą przyjechać na wizytę kontrolną i sprawdzić jak funkcjonujemy razem jako rodzina...
Po rozprawie
Na posiedzenie sądu pojechaliśmy bez dzieci - zostały pod opieką babci.
Parę godzin czekania bo wcześniejsze sprawy się przedłużały. Na szczęście w naszym wypadku idzie wszystko sprawnie i szybko. Decyzja stanie się prawomocną już za dwa tygodnie.
No i na szczęście kontakt z OA i panią Psycholog, która wcześniej zajmowała się dziećmi nie zakończył się w tym dniu. Bóg im zapłać za to, że jeszcze później mogliśmy dzwonić i zawracać im głowę w różnych sprawach. Naprawdę było to potrzebne.
Czas po przysposobieniu
Przez pierwsze pół roku dzwoniliśmy dosyć często. Właściwie nie było miesiąca bez kilku telefonów. Szczególne w czasie trzeciego-czwartego miesiąca od pojawienia się dzieci w naszym domu. To jest w czasie gdy córki zaczęły nas dokładnie testować i sprawdzać na ile mogą sobie pozwolić, a jednocześnie jeszcze sprawdzały czy naprawdę będziemy dla nich mamą i tatą.
Potem częstotliwość takich rozmów zaczęła się zmniejszać. I gdy minął rok uznaliśmy, że właściwie już nie ma czym głowy zawracać pracownikom OA. U nas jest OK, a oni mają świeże sprawy do załatwienia.
Dwa lata po przysposobieniu
Dziś chodzi mi tylko po głowie pomysł wysłania listów z podziękowaniami do wszystkich, którzy nas wytrwale i fachowo wspierali w drodze do naszego rodzicielstwa. Nie dzwonie bo wiem, że Ośrodki mają swoje problemy, mają nowych kandydatów, nowe sprawy o przysposobienie... Zwyczajnie nie chcę zawracać ludziom gitary...
Dlatego jak czytam na blogu Izzy (http://www.naszmalyswiatek.pl/), że nadal utrzymuje kontakt ze "swoim OA" i nadal potrafi prowadzić ponad godzinne rozmowy na tematy poruszane potem na blogu to... jestem w lekkim szoku.
Podobnie jak w szoku są czasem ludzie, którzy mnie nadal pytają o to:
- Jak często jesteście sprawdzani przez OA?
A słyszą moją odpowiedź:
- Teraz nikt nas nie sprawdza. Jesteśmy zwykłą, normalną rodziną. Czas na sprawdzanie był przed decyzją o przysposobieniu. Teraz trzeba sobie radzić i funkcjonować jak każda, samodzielnie radząca sobie z problemami rodzina.
Po kursie i uzyskaniu kwalifikacji powiedziano nam, że czekając na Ten Telefon dobrze czasem samemu zadzwonić i przypomnieć się w Ośrodku Adopcyjnym (OA). A z dalszej części rozmowy wynikało coś co zrozumiałem jako wytyczną, że:
- Należy odzywać się tak przynajmniej raz w miesiącu.
Nie wiem czy jest to praktykowane w wszystkich Ośrodkach ale ja pilnowałem sumiennie by mieć taki regularny kontakt z opiekującym się nami pracownikiem OA.
Tylko, że po dwóch latach takiego regularnego dzwonienia i wysłuchiwania standardowych odpowiedzi: dzieci nie ma, trzeba czekać itp., człowiek zaczyna tracić poczucie, że to dzwonienie ma jakiś sens. A przynajmniej ja tak czułem...
W trzecim roku takiego czekania postanowiliśmy z żoną spróbować jeszcze raz w innym Ośrodku Adopcyjnym. W tym drugim OA nikt nam nie sugerował jak często mamy się odzywać. Tu prowadząca sama zaskakiwała nas niespodziewanymi telefonami, a i my potrafiliśmy się "odwdzięczyć" niezapowiedzianą wizytą. A niespodziewana wizyta w OA oddalonym o ponad 300 km może być trochę szalonym pomysłem. To szaleństwo jednak wyłączyło poczucie rutyny...
A gdy w końcu zadzwonił Ten Właściwy Telefon z Tą Wyczekiwaną Wiadomością to okazało się, że... mam go na liście połączeń nieodebranych.
Od Tego Telefonu do Pierwszego spotkania
Może się zdarzyć, że już po Tym Telefonie sprawy zaczną toczyć się szybko ale... Nam dano dwa tygodnie do namysłu. Dwa tygodnie wyciszenia i oswajania z myślą o dwójce dzieci (rodzeństwo, dwie dziewczynki), o których wiemy tylko tyle, że są daleko, w jeszcze innym OA i ile mają lat. Dwa tygodnie ciszy...
Po decyzji, że chcemy się spotkać nastąpiło przyspieszenie i telefony zaczęły działać jak na jakieś gorącej linii. Tyle spraw do załatwienia i ustalenia.
Powiem szczerze: nigdy wcześniej tak często nie dzwoniłem w jakiejkolwiek sprawie.
Po pierwszym spotkaniu
Największe zaskoczenie. Telefon od córek, które koniecznie chciały ze mną porozmawiać. Zaskoczyły mnie w pracy i... pobiły się o słuchawkę bo każda chciała rozmawiać. Lekko zszokowany słuchałem jak popłakały się w kłótni o to, która pierwsza miała rozmawiać.
Przed rozprawą
Dzieci zabraliśmy do siebie w następny weekend po pierwszym spotkaniu. Do rozprawy sądowej było mało czasu (sąd działał zadziwiająco szybko i sprawnie), a spraw jeszcze sporo do załatwienia. Kontakt z OA właściwie codziennie. To trzeba jeszcze załatwić, takie zaświadczenie zdobyć i dostarczyć, panie chcą przyjechać na wizytę kontrolną i sprawdzić jak funkcjonujemy razem jako rodzina...
Po rozprawie
Na posiedzenie sądu pojechaliśmy bez dzieci - zostały pod opieką babci.
Parę godzin czekania bo wcześniejsze sprawy się przedłużały. Na szczęście w naszym wypadku idzie wszystko sprawnie i szybko. Decyzja stanie się prawomocną już za dwa tygodnie.
No i na szczęście kontakt z OA i panią Psycholog, która wcześniej zajmowała się dziećmi nie zakończył się w tym dniu. Bóg im zapłać za to, że jeszcze później mogliśmy dzwonić i zawracać im głowę w różnych sprawach. Naprawdę było to potrzebne.
Czas po przysposobieniu
Przez pierwsze pół roku dzwoniliśmy dosyć często. Właściwie nie było miesiąca bez kilku telefonów. Szczególne w czasie trzeciego-czwartego miesiąca od pojawienia się dzieci w naszym domu. To jest w czasie gdy córki zaczęły nas dokładnie testować i sprawdzać na ile mogą sobie pozwolić, a jednocześnie jeszcze sprawdzały czy naprawdę będziemy dla nich mamą i tatą.
Potem częstotliwość takich rozmów zaczęła się zmniejszać. I gdy minął rok uznaliśmy, że właściwie już nie ma czym głowy zawracać pracownikom OA. U nas jest OK, a oni mają świeże sprawy do załatwienia.
Dwa lata po przysposobieniu
Dziś chodzi mi tylko po głowie pomysł wysłania listów z podziękowaniami do wszystkich, którzy nas wytrwale i fachowo wspierali w drodze do naszego rodzicielstwa. Nie dzwonie bo wiem, że Ośrodki mają swoje problemy, mają nowych kandydatów, nowe sprawy o przysposobienie... Zwyczajnie nie chcę zawracać ludziom gitary...
Dlatego jak czytam na blogu Izzy (http://www.naszmalyswiatek.pl/), że nadal utrzymuje kontakt ze "swoim OA" i nadal potrafi prowadzić ponad godzinne rozmowy na tematy poruszane potem na blogu to... jestem w lekkim szoku.
Podobnie jak w szoku są czasem ludzie, którzy mnie nadal pytają o to:
- Jak często jesteście sprawdzani przez OA?
A słyszą moją odpowiedź:
- Teraz nikt nas nie sprawdza. Jesteśmy zwykłą, normalną rodziną. Czas na sprawdzanie był przed decyzją o przysposobieniu. Teraz trzeba sobie radzić i funkcjonować jak każda, samodzielnie radząca sobie z problemami rodzina.
niedziela, 19 sierpnia 2018
Adopcja w Polsce. Szybciej i łatwiej nie będzie
Jest taki akapit w opublikowanym niedawno raporcie NIK o procedurach adopcyjnych w Polsce, który powinien właściwie rozwiewać wszelkie złudzenia, że w staraniach o dziecko kandydaci mogliby liczyć w przyszłości na szybsze i łatwiejsze procedury.
Oto ten fragment:
"W kontrolowanym okresie w badanych ośrodkach prawie wszystkie dzieci, tj. 98 proc. z zakwalifikowanych do adopcji znalazły swoich nowych rodziców. Zdaniem NIK wysoka skuteczność działań ośrodków wynika przede wszystkim z faktu, że liczba potencjalnych rodziców znacznie przewyższa liczbę dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, umożliwiającą skierowanie ich do adopcji."
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/adopcja-po-polsku.html
***
Cóż... Trudno oczekiwać, że nagle zwiększy się liczba dzieci "wolnych prawnie", które będą mogły być szybko zakwalifikowane do przysposobienia przez oczekujące na nie rodziny.
W reakcji na wspomniany raport NIK można oczekiwać, że procedury zostaną ujednolicone. Że będą one miały lepsze uzasadnienie w obowiązującym prawie. Ale nie można oczekiwać, że będzie szybciej i łatwiej w staraniach o dziecko.
Oto ten fragment:
"W kontrolowanym okresie w badanych ośrodkach prawie wszystkie dzieci, tj. 98 proc. z zakwalifikowanych do adopcji znalazły swoich nowych rodziców. Zdaniem NIK wysoka skuteczność działań ośrodków wynika przede wszystkim z faktu, że liczba potencjalnych rodziców znacznie przewyższa liczbę dzieci z uregulowaną sytuacją prawną, umożliwiającą skierowanie ich do adopcji."
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/adopcja-po-polsku.html
***
Cóż... Trudno oczekiwać, że nagle zwiększy się liczba dzieci "wolnych prawnie", które będą mogły być szybko zakwalifikowane do przysposobienia przez oczekujące na nie rodziny.
W reakcji na wspomniany raport NIK można oczekiwać, że procedury zostaną ujednolicone. Że będą one miały lepsze uzasadnienie w obowiązującym prawie. Ale nie można oczekiwać, że będzie szybciej i łatwiej w staraniach o dziecko.
sobota, 11 sierpnia 2018
Adopcja w Polsce w świetle raportu NIK. Komentarz ojca blogującego
Na początku sierpnia br Najwyższa Izba Kontroli (NIK) opublikowała raport o "wykonywaniu zadań przez ośrodki adopcyjne" w Polsce. Jego treść jest dostępna na oficjalnej stronie NIK pod adresem:
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/adopcja-po-polsku.html
Nie będę to streszczał treści raportu ponieważ zainteresowanym polecam jego lekturę w całości. Uważam, że warto go przeczytać wnikliwie i porównać z własnymi doświadczeniami.
Mnie wnioski pokontrolne zawarte w tym raporcie bardzo poruszyły. Chociaż muszę się przyznać, że w natłoku bieżących spraw pewnie bym nie zauważył jego publikacji. Ale nadal oczekująca "Adopcyjna" umieściła link do raportu na swoim blogu.
***
A oto mój komentarz do raportu NIK napisany na podstawie moich odczuć po zapoznaniu się z treścią tego dokumentu:
- Cieszę się, że państwo i jego instytucje kontrolne wreszcie poważnie zainteresowały się tematem funkcjonowania Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce;
- Raport uznaję za wnikliwe i wiarygodne źródło wiedzy o stanie systemu adopcyjnego w Polsce;
- Zgadzam się z zawartymi w raporcie spostrzeżeniami dotyczącymi braku spójności zasad funkcjonowania OA w Polsce. Raport wyraźnie stwierdza, że w naszym systemie nie istnieją jednolite zasady kwalifikacji kandydatów do roli rodzica adopcyjnego. Że OA działają jakby według własnego uznania i często nie czuć tu związku z obowiązującym w Polsce prawem.
- Przeraziła mnie zawarta w raporcie sugestia, że polski system ośrodków adopcyjnych jest całkowicie pozbawiony mechanizmów zabezpieczających przed zagrożeniem korupcyjnym (np. o kwalifikacjach decydują wyłączne pracownicy OA, brak procedur odwoławczych, niedostateczny system kontroli przez organy nadzorujące);
- Przeraziło mnie też stwierdzenie, że: "od czasu wprowadzenia w 2012 r. zmienionych przepisów dotyczących adopcji, czyli przez ponad sześć lat, kompleksowo nie badano i nie analizowano, jak działa system".
To się w mojej głowie nie mieści.
- Jednak raport ten w mojej ocenie był pisany jakby pod kątem oczekiwań kandydatów na rodziców adopcyjnych. Dużo w nim o czasie oczekiwania na przysposobienie (adopcję) dziecka, braku jednolitych zasad kwalifikacji i innych uciążliwościach, na które natrafiają ludzie starający się o przysposobienie dziecka. Dużo więcej niż o dzieciach oczekujących na "cokolwiek" w domach dziecka i innych placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej;
- Raport zwraca uwagę, że wydłużanie się czasu starań o dziecko wynika ze stosunkowo małej liczby dzieci "wolnych prawnie", które mogłyby być adoptowane (przysposobione). Jednak sugestie wskazujące na liczbę dzieci w pieczy zastępczej oraz możliwości zwiększenia liczby adopcji w Polsce mają w mojej ocenie raczej charakter życzeniowy.
W naszym kraju zasadniczo nie ma żadnej presji na przyśpieszenie spraw o pozbawienie praw rodzicielskich i żaden rząd (ten czy inny) nie będzie zainteresowany przyprawieniem sobie łatki tego, który "odbiera dzieci rodzicom";
Mam nadzieję, że raport ten i wnioski w nim zawarte nie będą kolejnym dokumentem jakich wiele się wytwarza, a potem papiery te znikają gdzieś w czeluściach ministerialnych szaf. Mam nadzieję, że jest to początek rzeczywistych zmian (Dobrych Zmian) w systemie funkcjonowania ośrodków adopcyjnych w Polsce.
https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/adopcja-po-polsku.html
Nie będę to streszczał treści raportu ponieważ zainteresowanym polecam jego lekturę w całości. Uważam, że warto go przeczytać wnikliwie i porównać z własnymi doświadczeniami.
Mnie wnioski pokontrolne zawarte w tym raporcie bardzo poruszyły. Chociaż muszę się przyznać, że w natłoku bieżących spraw pewnie bym nie zauważył jego publikacji. Ale nadal oczekująca "Adopcyjna" umieściła link do raportu na swoim blogu.
***
A oto mój komentarz do raportu NIK napisany na podstawie moich odczuć po zapoznaniu się z treścią tego dokumentu:
- Cieszę się, że państwo i jego instytucje kontrolne wreszcie poważnie zainteresowały się tematem funkcjonowania Ośrodków Adopcyjnych (OA) w Polsce;
- Raport uznaję za wnikliwe i wiarygodne źródło wiedzy o stanie systemu adopcyjnego w Polsce;
- Zgadzam się z zawartymi w raporcie spostrzeżeniami dotyczącymi braku spójności zasad funkcjonowania OA w Polsce. Raport wyraźnie stwierdza, że w naszym systemie nie istnieją jednolite zasady kwalifikacji kandydatów do roli rodzica adopcyjnego. Że OA działają jakby według własnego uznania i często nie czuć tu związku z obowiązującym w Polsce prawem.
- Przeraziła mnie zawarta w raporcie sugestia, że polski system ośrodków adopcyjnych jest całkowicie pozbawiony mechanizmów zabezpieczających przed zagrożeniem korupcyjnym (np. o kwalifikacjach decydują wyłączne pracownicy OA, brak procedur odwoławczych, niedostateczny system kontroli przez organy nadzorujące);
- Przeraziło mnie też stwierdzenie, że: "od czasu wprowadzenia w 2012 r. zmienionych przepisów dotyczących adopcji, czyli przez ponad sześć lat, kompleksowo nie badano i nie analizowano, jak działa system".
To się w mojej głowie nie mieści.
- Jednak raport ten w mojej ocenie był pisany jakby pod kątem oczekiwań kandydatów na rodziców adopcyjnych. Dużo w nim o czasie oczekiwania na przysposobienie (adopcję) dziecka, braku jednolitych zasad kwalifikacji i innych uciążliwościach, na które natrafiają ludzie starający się o przysposobienie dziecka. Dużo więcej niż o dzieciach oczekujących na "cokolwiek" w domach dziecka i innych placówkach instytucjonalnej pieczy zastępczej;
- Raport zwraca uwagę, że wydłużanie się czasu starań o dziecko wynika ze stosunkowo małej liczby dzieci "wolnych prawnie", które mogłyby być adoptowane (przysposobione). Jednak sugestie wskazujące na liczbę dzieci w pieczy zastępczej oraz możliwości zwiększenia liczby adopcji w Polsce mają w mojej ocenie raczej charakter życzeniowy.
W naszym kraju zasadniczo nie ma żadnej presji na przyśpieszenie spraw o pozbawienie praw rodzicielskich i żaden rząd (ten czy inny) nie będzie zainteresowany przyprawieniem sobie łatki tego, który "odbiera dzieci rodzicom";
Mam nadzieję, że raport ten i wnioski w nim zawarte nie będą kolejnym dokumentem jakich wiele się wytwarza, a potem papiery te znikają gdzieś w czeluściach ministerialnych szaf. Mam nadzieję, że jest to początek rzeczywistych zmian (Dobrych Zmian) w systemie funkcjonowania ośrodków adopcyjnych w Polsce.
poniedziałek, 14 maja 2018
Rządowe propozycje zmian w systemie opieki zastępczej... I reakcja Bociana
Po cichu (bez wielkiego rozgłosu) resort kierowany przez panią Rafalską (Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej - MRPiPS) pracuje nad zmianami w organizacji i działaniu systemu pieczy zastępczej w Polsce.
Większość proponowanych (planowanych) zmian ma dotyczyć systemu funkcjonowania rodzin zastępczych.
A zatem:
Planuje się utworzenie centralnego rejestru rodzin gotowych do prowadzenia rodzinnych form opieki zastępczej, a rejestr ten byłby prowadzony przez MRPiPS. W ten sposób sądy rodzinne uzyskałby szerszą niż dotychczas informację o możliwości skierowania dziecka do rodzinnej opieki zastępczej.
Co więcej... Prawdopodobnie planuje się wprowadzenie zakazu umieszczania w instytucjonalnych (nie typu rodzinnego) placówkach dzieci poniżej 10 roku życia.
Opieka typu rodzinnego (rodzina zastępcza, rodzinny dom dziecka) ma być preferowaną formą opieki zastępczej.
Mój komentarz: W sumie nic nowego. Poprzednie ekipy też deklarowały chęć zastąpienia placówek typu Dom Dziecka mniejszymi ośrodkami lub opieką typu rodzinnego. Tak więc jest to kontynuacja już wcześniej wyznaczonego trendu. Problem wyjdzie gdy się okaże, że chętnych do prowadzenia rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych jest mniej niż się oczekuje. Ale to też nic nowego.
Trochę zmian ma też być w finansach związanych z funkcjonowaniem zawodowych rodzin zastępczych. Proponuje się wprowadzić regulację, która sprawi, że wynagrodzenie przysługujące rodzinie zastępczej zawodowej i prowadzącemu rodzinny dom dziecka nie będzie mogło być niższe niż kwota minimalnego wynagrodzenie za pracę.
Mój komentarz: I słusznie. To też jest praca na etat.
Coś też może się zmienić w dysponowaniu środkami z Programu Rodzina 500 Plus przez rodziny zastępcze (zawodowe). Cześć z tych pieniędzy (około 20%, czyli +/- 100 zł/mc) miałby być kierowana na oddzielny rachunek bankowy i być przekazywane do dyspozycji dziecka po osiągnięciu przez nie pełnoletności (samodzielności??). Taki fundusz na start?
Mój komentarz: Mam mieszane uczucia. Jednak uważam, że nawet zawodowa rodzina zastępcza powinna być tu traktowana tak jak każda inna.
W sprawie procedur adopcyjnych też mówi się o zmianach.
Adopcja międzynarodowa ma być jeszcze bardziej kontrolowana przez MRPiPS.
Mój komentarz: Chyba resort chce się nią sam zajmować albo mieć tu prawo do ostatecznych decyzji.
Planowane są też zmiany w prawie dotyczącym urlopów przysługujących po przysposobieniu (adopcji) dziecka. Z urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego będą mogli korzystać także rodzice, którzy adoptowali starsze dziecko. Dotychczas w przypadku adopcji dziecka starszego niż 7 lat właściwie nie przysługiwało rodzicom żadne prawo do takiego urlopu.
Mój komentarz: No nareszcie. Jeszcze tylko wypełnienie luki prawnej związanej z tzw. preadopcją i zacznie coś normalnieć. :)
Resort (MRPiPS) chce mieć też większy wpływ na funkcjonowanie Ośrodków Adopcyjnych (OA). Minister rodziny będzie mógł wystąpić do władz samorządowych o powołanie nowego OA lub zarządzić likwidacją już istniejącego. A taki wniosek lub zarządzenie ma być wiążące dla władz samorządowych.
Mój komentarz: Ciekawe... Ale o ewentualnych zmianach w finansowaniu działalności OA cisza. Czyli raczej nadal będzie biednie i oszczędnie.
***
Przewidywana jest też pewna niby niewielka zmiana w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym.
Otóż wydłużeniu ma ulec czas, w którym rodzina będzie mogła wycofać się z decyzji o zrzeczeniu się praw do dziecka i np. oddaniu go do adopcji (przysposobienia). Ma być na to 14 tygodni, a nie 6 jak dotychczas.
I tu rzecz ciekawa... O ile o wcześniej wspomnianych propozycjach zmian raczej jest cicho to ta (niby mała) zmiana w KRiO już wywołała nerwową reakcję Bociana w mediach tradycyjnych i społecznościowych:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,102433,23387960,bedzie-trudniej-oddac-dziecko-do-adopcji-nowelizacja-ustawy.html
Mój komentarz: Muszę przyznać, że tytuł z TokFM mnie zamordował. Bo dla zdecydowanych na oddanie dziecka nic to nie zmieni. Natomiast zdecydowanie wydłuży procedury adopcyjne i część oczekujących par nagle może poczuć, że maleją ich szanse na adopcję naprawdę małego dziecka. Ale taki argument nie będzie przemawiał do ludzi znajdujących się u władzy... I nie ma znaczenia z jakiej są opcji.
Większość proponowanych (planowanych) zmian ma dotyczyć systemu funkcjonowania rodzin zastępczych.
A zatem:
Planuje się utworzenie centralnego rejestru rodzin gotowych do prowadzenia rodzinnych form opieki zastępczej, a rejestr ten byłby prowadzony przez MRPiPS. W ten sposób sądy rodzinne uzyskałby szerszą niż dotychczas informację o możliwości skierowania dziecka do rodzinnej opieki zastępczej.
Co więcej... Prawdopodobnie planuje się wprowadzenie zakazu umieszczania w instytucjonalnych (nie typu rodzinnego) placówkach dzieci poniżej 10 roku życia.
Opieka typu rodzinnego (rodzina zastępcza, rodzinny dom dziecka) ma być preferowaną formą opieki zastępczej.
Mój komentarz: W sumie nic nowego. Poprzednie ekipy też deklarowały chęć zastąpienia placówek typu Dom Dziecka mniejszymi ośrodkami lub opieką typu rodzinnego. Tak więc jest to kontynuacja już wcześniej wyznaczonego trendu. Problem wyjdzie gdy się okaże, że chętnych do prowadzenia rodzinnych domów dziecka i rodzin zastępczych jest mniej niż się oczekuje. Ale to też nic nowego.
Trochę zmian ma też być w finansach związanych z funkcjonowaniem zawodowych rodzin zastępczych. Proponuje się wprowadzić regulację, która sprawi, że wynagrodzenie przysługujące rodzinie zastępczej zawodowej i prowadzącemu rodzinny dom dziecka nie będzie mogło być niższe niż kwota minimalnego wynagrodzenie za pracę.
Mój komentarz: I słusznie. To też jest praca na etat.
Coś też może się zmienić w dysponowaniu środkami z Programu Rodzina 500 Plus przez rodziny zastępcze (zawodowe). Cześć z tych pieniędzy (około 20%, czyli +/- 100 zł/mc) miałby być kierowana na oddzielny rachunek bankowy i być przekazywane do dyspozycji dziecka po osiągnięciu przez nie pełnoletności (samodzielności??). Taki fundusz na start?
Mój komentarz: Mam mieszane uczucia. Jednak uważam, że nawet zawodowa rodzina zastępcza powinna być tu traktowana tak jak każda inna.
W sprawie procedur adopcyjnych też mówi się o zmianach.
Adopcja międzynarodowa ma być jeszcze bardziej kontrolowana przez MRPiPS.
Mój komentarz: Chyba resort chce się nią sam zajmować albo mieć tu prawo do ostatecznych decyzji.
Planowane są też zmiany w prawie dotyczącym urlopów przysługujących po przysposobieniu (adopcji) dziecka. Z urlopu macierzyńskiego i rodzicielskiego będą mogli korzystać także rodzice, którzy adoptowali starsze dziecko. Dotychczas w przypadku adopcji dziecka starszego niż 7 lat właściwie nie przysługiwało rodzicom żadne prawo do takiego urlopu.
Mój komentarz: No nareszcie. Jeszcze tylko wypełnienie luki prawnej związanej z tzw. preadopcją i zacznie coś normalnieć. :)
Resort (MRPiPS) chce mieć też większy wpływ na funkcjonowanie Ośrodków Adopcyjnych (OA). Minister rodziny będzie mógł wystąpić do władz samorządowych o powołanie nowego OA lub zarządzić likwidacją już istniejącego. A taki wniosek lub zarządzenie ma być wiążące dla władz samorządowych.
Mój komentarz: Ciekawe... Ale o ewentualnych zmianach w finansowaniu działalności OA cisza. Czyli raczej nadal będzie biednie i oszczędnie.
***
Przewidywana jest też pewna niby niewielka zmiana w Kodeksie Rodzinnym i Opiekuńczym.
Otóż wydłużeniu ma ulec czas, w którym rodzina będzie mogła wycofać się z decyzji o zrzeczeniu się praw do dziecka i np. oddaniu go do adopcji (przysposobienia). Ma być na to 14 tygodni, a nie 6 jak dotychczas.
I tu rzecz ciekawa... O ile o wcześniej wspomnianych propozycjach zmian raczej jest cicho to ta (niby mała) zmiana w KRiO już wywołała nerwową reakcję Bociana w mediach tradycyjnych i społecznościowych:
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,102433,23387960,bedzie-trudniej-oddac-dziecko-do-adopcji-nowelizacja-ustawy.html
Mój komentarz: Muszę przyznać, że tytuł z TokFM mnie zamordował. Bo dla zdecydowanych na oddanie dziecka nic to nie zmieni. Natomiast zdecydowanie wydłuży procedury adopcyjne i część oczekujących par nagle może poczuć, że maleją ich szanse na adopcję naprawdę małego dziecka. Ale taki argument nie będzie przemawiał do ludzi znajdujących się u władzy... I nie ma znaczenia z jakiej są opcji.
czwartek, 22 marca 2018
Cel adopcji. Rodzina dla dziecka a nie dziecko dla rodziny
Kiedyś, jeszcze podczas pierwszych rozważań nad możliwością adopcji (przysposobienia) dziecka, powiedziałem sobie, że nie będę czytał ani udzielał się na żadnych forach adopcyjnych. Przez pewien czas uznawałem czytanie wpisów na tych forach nawet za pewien rodzaj masochizmu.
Dziś jednak stwierdzam, że przeglądanie internetowych dyskusji o adopcji i oczekiwaniu na dziecko nie wywołuje u mnie już takich emocji. Jakby nie patrzeć to zaszła we mnie i przy mnie duża zmiana. Najbardziej widoczna (z zewnątrz) zmiana to przejście z grupy: starający się o dziecko do grupy: opiekujący się dziećmi. A to zasadniczo zmienia punkt widzenia na pewne sprawy. Zdecydowanie "normalizuje" spojrzenie na cel adopcji dziecka.
Cel adopcji (przysposobienia) dziecka
Nie da się ukryć, że podstawowym motywem, który nas pcha do takich decyzji jak adopcja (przysposobienie) dziecka jest nasza własna potrzeba bycia rodzicem. Potrzeba bardzo silna, która często przez lata pozostaje (pozostawała) niezaspokojona. I ta silna potrzeba czasem przysłania nam właściwy cel przysposobienia (adopcji) dziecka.
A nie owijając spraw w bawełnę należy jasno powiedzieć, że:
Celem adopcji jest zaspokojenie potrzeb osieroconych dzieci a nie potrzeb bezdzietnych par.
Może nam się to podobać lub nie, możemy się z tym zgadzać lub kwestionować, a i tak nie zmienimy tego zasadniczego założenia w funkcjonowaniu systemu tej formy pieczy zastępczej.
Tymczasem w dyskusjach na forach adopcyjnych gro miejsca zajmują żale dotyczące czasu oczekiwania na: moje (nasze) upragnione dziecko. Cóż... Sam to przeżyłem. Wiem jak to boli.
Niestety te żale oraz ten ból oczekiwania nie rozmiękczą systemu, który nie jest nastawiony na zaspokajanie potrzeby na dziecko i łagodzenie bólu bezdzietności.
Politycy i cały system opieki społecznej nie zaczną nagle działać w celu zwiększenia liczby dzieci do adopcji. Wręcz przeciwnie... Zmartwieniem polityków i systemu jest jak zmniejszyć liczbę dzieci w placówkach opiekuńczo wychowawczych i... nie przeprawić sobie łatki tych, którzy odbierają dzieci rodzinom. Bo aby dziecko mogło trafić do adopcji to musi być "wolne prawnie". Czyli w większości wypadków trzeba jakąś rodzinę pozbawić praw rodzicielskich. Więc nie ma co liczyć, że ktoś skróci, uprości te procedury. I to bez względu na to jaka opcja będzie u władzy. Niemcy też narzekają na uciążliwe procedury adopcyjne, a tam nie rządzi PiS czy PO. Tak działa ten system bez względu na politykę.
Patrz: Niemiecka biurokracja utrudnia adopcję
Snucie teorii, że np. wprowadzenie programu Rodzina 500 Plus zmniejszy ilość dzieci do adopcji też jest absurdalne. Tak jak wyskakiwanie już dziś z rewelacjami, że program ten już zwiększył dzietność polskich rodzin. Fantazje i myślenie życzeniowe... A jednak na forach i blogach takie teorie się pojawiają.
Cóż... Jeżeli zakładamy, że wprowadzenie świadczenia wychowawczego Rodzina 500 Plus spowodowało, że część osób wycofuje się z decyzji o oddaniu dziecka do adopcji bo można dostać 500 zł/mc to... Należy założyć, że część chętnych do adopcji też może być kuszona wizją tych 500 zł na konto. Absurd?
Więc może lepiej zamiast zastanawiać się nad tym dlaczego ktoś nie chce oddać dziecka. Należy więcej czasu poświęcić np. na rozważania:
Dlaczego ja chcę mieć dziecko? Dlaczego chcę je adoptować?
A w gruncie rzeczy odpowiedź na takie pytanie nie jest łatwa. Samo: bo ja tak chcę, bo mam taką potrzebę... to za mało. Przecież nie o zaspokojenie tej potrzeby w tym wszystkim chodzi. Bo co zaoferujesz dziecku poza własną niezaspokojoną potrzebą?
Myślenie, że "adopcja jest dla bezdzietnych" w ogóle prowadzi czasem to różnych dziwactw. Np. obrażanie się na tych co mają już dziecko (urodzone lub wcześniej adoptowane), że składają wnioski wyrażające chęć przysposobienia kolejnej pociechy. Bo niby w ten sposób zmniejszają szanse tych co czekają na to "choć jedno, jedyne".
Wybaczcie ale takie myślenie jest w mojej ocenie zupełnie niepoważne. Sama bezdzietność nie czyni nikogo bardziej predysponowanym do roli rodzica adoptowanego dziecka.
***
Wydaje się, że to co napisałem powinno być oczywiste dla wszystkich, którzy ukończyli kursy dla kandydatów na rodziców adopcyjnych. A jednak czytając wpisy na forach adopcyjnych i blogach często widzę jak przeważa myślenie o własnej niezaspokojonej potrzebie i bezdzietności. A gdzie tu miejsce na właściwy cel adopcji?
Notka powiązana:
Skąd się biorą dzieci?
Warto przeczytać też:
Te straszne procedury adopcyjne. Na blogu Takie Tam Stożki (Lady Makbet)
***
Dziś jednak stwierdzam, że przeglądanie internetowych dyskusji o adopcji i oczekiwaniu na dziecko nie wywołuje u mnie już takich emocji. Jakby nie patrzeć to zaszła we mnie i przy mnie duża zmiana. Najbardziej widoczna (z zewnątrz) zmiana to przejście z grupy: starający się o dziecko do grupy: opiekujący się dziećmi. A to zasadniczo zmienia punkt widzenia na pewne sprawy. Zdecydowanie "normalizuje" spojrzenie na cel adopcji dziecka.
Cel adopcji (przysposobienia) dziecka
Nie da się ukryć, że podstawowym motywem, który nas pcha do takich decyzji jak adopcja (przysposobienie) dziecka jest nasza własna potrzeba bycia rodzicem. Potrzeba bardzo silna, która często przez lata pozostaje (pozostawała) niezaspokojona. I ta silna potrzeba czasem przysłania nam właściwy cel przysposobienia (adopcji) dziecka.
A nie owijając spraw w bawełnę należy jasno powiedzieć, że:
Celem adopcji jest zaspokojenie potrzeb osieroconych dzieci a nie potrzeb bezdzietnych par.
Może nam się to podobać lub nie, możemy się z tym zgadzać lub kwestionować, a i tak nie zmienimy tego zasadniczego założenia w funkcjonowaniu systemu tej formy pieczy zastępczej.
Tymczasem w dyskusjach na forach adopcyjnych gro miejsca zajmują żale dotyczące czasu oczekiwania na: moje (nasze) upragnione dziecko. Cóż... Sam to przeżyłem. Wiem jak to boli.
Niestety te żale oraz ten ból oczekiwania nie rozmiękczą systemu, który nie jest nastawiony na zaspokajanie potrzeby na dziecko i łagodzenie bólu bezdzietności.
Politycy i cały system opieki społecznej nie zaczną nagle działać w celu zwiększenia liczby dzieci do adopcji. Wręcz przeciwnie... Zmartwieniem polityków i systemu jest jak zmniejszyć liczbę dzieci w placówkach opiekuńczo wychowawczych i... nie przeprawić sobie łatki tych, którzy odbierają dzieci rodzinom. Bo aby dziecko mogło trafić do adopcji to musi być "wolne prawnie". Czyli w większości wypadków trzeba jakąś rodzinę pozbawić praw rodzicielskich. Więc nie ma co liczyć, że ktoś skróci, uprości te procedury. I to bez względu na to jaka opcja będzie u władzy. Niemcy też narzekają na uciążliwe procedury adopcyjne, a tam nie rządzi PiS czy PO. Tak działa ten system bez względu na politykę.
Patrz: Niemiecka biurokracja utrudnia adopcję
Snucie teorii, że np. wprowadzenie programu Rodzina 500 Plus zmniejszy ilość dzieci do adopcji też jest absurdalne. Tak jak wyskakiwanie już dziś z rewelacjami, że program ten już zwiększył dzietność polskich rodzin. Fantazje i myślenie życzeniowe... A jednak na forach i blogach takie teorie się pojawiają.
Cóż... Jeżeli zakładamy, że wprowadzenie świadczenia wychowawczego Rodzina 500 Plus spowodowało, że część osób wycofuje się z decyzji o oddaniu dziecka do adopcji bo można dostać 500 zł/mc to... Należy założyć, że część chętnych do adopcji też może być kuszona wizją tych 500 zł na konto. Absurd?
Więc może lepiej zamiast zastanawiać się nad tym dlaczego ktoś nie chce oddać dziecka. Należy więcej czasu poświęcić np. na rozważania:
Dlaczego ja chcę mieć dziecko? Dlaczego chcę je adoptować?
A w gruncie rzeczy odpowiedź na takie pytanie nie jest łatwa. Samo: bo ja tak chcę, bo mam taką potrzebę... to za mało. Przecież nie o zaspokojenie tej potrzeby w tym wszystkim chodzi. Bo co zaoferujesz dziecku poza własną niezaspokojoną potrzebą?
Myślenie, że "adopcja jest dla bezdzietnych" w ogóle prowadzi czasem to różnych dziwactw. Np. obrażanie się na tych co mają już dziecko (urodzone lub wcześniej adoptowane), że składają wnioski wyrażające chęć przysposobienia kolejnej pociechy. Bo niby w ten sposób zmniejszają szanse tych co czekają na to "choć jedno, jedyne".
Wybaczcie ale takie myślenie jest w mojej ocenie zupełnie niepoważne. Sama bezdzietność nie czyni nikogo bardziej predysponowanym do roli rodzica adoptowanego dziecka.
***
Wydaje się, że to co napisałem powinno być oczywiste dla wszystkich, którzy ukończyli kursy dla kandydatów na rodziców adopcyjnych. A jednak czytając wpisy na forach adopcyjnych i blogach często widzę jak przeważa myślenie o własnej niezaspokojonej potrzebie i bezdzietności. A gdzie tu miejsce na właściwy cel adopcji?
Notka powiązana:
Skąd się biorą dzieci?
Warto przeczytać też:
Te straszne procedury adopcyjne. Na blogu Takie Tam Stożki (Lady Makbet)
***
piątek, 9 lutego 2018
Nieudana propozycja - jak z tym żyć i przeżyć
Już samo czekanie na ten telefon z Ośrodka Adopcyjnego (OA) czasem nas prawie wykańcza. Czekamy by się odezwał. I że usłyszymy propozycję, która będzie tą, na którą z takim utęsknieniem oczekujemy.
Niestety nie zawsze to co usłyszymy w OA jest zgodne z tym co zdążyło się narodzić w naszych wyobrażeniach. Pojawia się propozycja adopcji dziecka zdecydowanie starszego niż zakładaliśmy, dziecka obarczonego chorobami, o których nawet nie myśleliśmy lub obciążonego problemami, które budzą w nas strach.
Niestety może się zdarzyć, że ta wyczekiwana wiadomość z Ośrodka Adopcyjnego okaże się być propozycją, której nie jesteśmy w stanie przyjąć.
Jak już pisałem w notce pt.: "Ośrodek Adopcyjny. Obraz nędzy i rozpaczy" nam też dosyć szybko po zakończeniu kursu kwalifikacyjnego OA złożył pierwszą (i w przypadku tego OA jedyną) propozycję przysposobienia dziecka. Propozycję, której nie byliśmy w stanie przyjąć.
Muszę w tym miejscu przyznać się, że wydarzenie to bardzo źle na mnie wpłynęło. Niestety jest coś we mnie co sprawia, że przyczyn takich niepowodzeń zaczynam szukać po swojej stronie A fakt odmowy zaczął wywoływać u mnie myśl, że być może skrzywdziłem dziecko, które oczekiwało mojej pomocy...
Z perspektywy lat, a mija ich od tego wydarzenia już sześć oraz późniejszych doświadczeń muszę stwierdzić, że:
- Propozycja adopcji ośmioletniego dziecka w tamtej sytuacji była naprawdę trudna do przyjęcia.
A oto powody, dla których tak uważam:
1. Cały czas wtedy zakładaliśmy, że maksymalny wiek dziecka jakie moglibyśmy przyjąć to 5 lat. Propozycja adopcji starszego aż o 3 lata była dla nas kompletnym szokiem.
2. Przez cały kurs kwalifikacyjny uczestniczyliśmy w zajęciach z ludźmi, którzy oczekiwali na niemowlaka. Bardzo mało było o problematyce adopcji starszych dzieci. Może i w naszych głowach tliły się jakieś marzenia o maluszku?
3. W przypadku dziecka w tym wieku nie przysługiwałyby nam, żadne prawa do urlopu macierzyńskiego, a w tym wypadku nawet rodzicielskiego. A jest to w gruncie rzeczy bardzo istotne.
4. Dziecko pochodziło właściwie z bardzo bliskiego sąsiedztwa. Z tego samego miasta. Gdzieś w głowie była myśl, że niemal codziennie będziemy mijać miejsca, w których dziecko już bywało. Że niemal codziennie będzie ryzyko napotkania ludzi, którzy znają dziecko i dziecko ich zna. A szczególnie rodzinę pochodzenia.
5. Decyzję "kazano" nam podjąć w ciągu jednego dnia. Bo jak nie, to inni czekają... A wybaczcie... Podjąć decyzję o związku na całe życie w takim tempie? Już pisałem, że decyzja o adopcji starszego dziecka jest wg mnie jak wybór małżonka (patrz: TUTAJ). Mało kto decyduje się na związek małżeński po pierwszym spotkaniu, tak z dnia na dzień, po pierwszym telefonie od nowo poznanej panny/kawalera.
Cóż... Niestety dążenie do celu polega na tym, że po drodze trzeba pokonywać trudności. Trzeba czasem omijać przeszkody. Czasem podnosić się po bolesnym upadku. A z upadku najszybciej się podnosi gdy wspiera nas ktoś naprawdę bliski. Mąż żonę, żona męża... Jeżeli decyzję podjęliśmy razem to łatwiej będzie nam przyjąć także jej gorycz.
Tak... Jednomyślność w przypadku adopcji dziecka jest ważna nie tylko w przypadku decyzji na tak. Jeżeli naprawdę razem podjęliśmy decyzję o nieprzyjęciu propozycji z OA to łatwiej nam się będzie z tym pogodzić.
Gorzej gdy o odrzuceniu propozycji zadecydował strach lub niemoc decyzyjna jednego z małżonków. Wtedy trudniej się pozbierać.
Stąd moja rada skierowana do tych jeszcze oczekujących.
Zawsze bądźcie razem. W każdej decyzji i w każdej sytuacji. Razem pokonacie wszystkie przeszkody. Razem wstaniecie po każdym upadku.
Dziś po latach. Gdy już w naszym życiu pojawiły się tak długo oczekiwane dzieci. Mam coraz większą świadomość, że tamta decyzja o odrzuceniu propozycji z Ośrodka Adopcyjnego była nam w gruncie rzeczy potrzebna. Potrzebna by okrzepnąć. Uświadomić sobie swoje lęki i obawy. Przemyśleć kilka spraw. Przygotować nas do świadomej decyzji.
Do tego, że dziś mogę śmiało napisać, że:
Żadnej decyzji w swoim życiu nie żałuję.
Niestety nie zawsze to co usłyszymy w OA jest zgodne z tym co zdążyło się narodzić w naszych wyobrażeniach. Pojawia się propozycja adopcji dziecka zdecydowanie starszego niż zakładaliśmy, dziecka obarczonego chorobami, o których nawet nie myśleliśmy lub obciążonego problemami, które budzą w nas strach.
Niestety może się zdarzyć, że ta wyczekiwana wiadomość z Ośrodka Adopcyjnego okaże się być propozycją, której nie jesteśmy w stanie przyjąć.
Jak już pisałem w notce pt.: "Ośrodek Adopcyjny. Obraz nędzy i rozpaczy" nam też dosyć szybko po zakończeniu kursu kwalifikacyjnego OA złożył pierwszą (i w przypadku tego OA jedyną) propozycję przysposobienia dziecka. Propozycję, której nie byliśmy w stanie przyjąć.
Muszę w tym miejscu przyznać się, że wydarzenie to bardzo źle na mnie wpłynęło. Niestety jest coś we mnie co sprawia, że przyczyn takich niepowodzeń zaczynam szukać po swojej stronie A fakt odmowy zaczął wywoływać u mnie myśl, że być może skrzywdziłem dziecko, które oczekiwało mojej pomocy...
Z perspektywy lat, a mija ich od tego wydarzenia już sześć oraz późniejszych doświadczeń muszę stwierdzić, że:
- Propozycja adopcji ośmioletniego dziecka w tamtej sytuacji była naprawdę trudna do przyjęcia.
A oto powody, dla których tak uważam:
1. Cały czas wtedy zakładaliśmy, że maksymalny wiek dziecka jakie moglibyśmy przyjąć to 5 lat. Propozycja adopcji starszego aż o 3 lata była dla nas kompletnym szokiem.
2. Przez cały kurs kwalifikacyjny uczestniczyliśmy w zajęciach z ludźmi, którzy oczekiwali na niemowlaka. Bardzo mało było o problematyce adopcji starszych dzieci. Może i w naszych głowach tliły się jakieś marzenia o maluszku?
3. W przypadku dziecka w tym wieku nie przysługiwałyby nam, żadne prawa do urlopu macierzyńskiego, a w tym wypadku nawet rodzicielskiego. A jest to w gruncie rzeczy bardzo istotne.
4. Dziecko pochodziło właściwie z bardzo bliskiego sąsiedztwa. Z tego samego miasta. Gdzieś w głowie była myśl, że niemal codziennie będziemy mijać miejsca, w których dziecko już bywało. Że niemal codziennie będzie ryzyko napotkania ludzi, którzy znają dziecko i dziecko ich zna. A szczególnie rodzinę pochodzenia.
5. Decyzję "kazano" nam podjąć w ciągu jednego dnia. Bo jak nie, to inni czekają... A wybaczcie... Podjąć decyzję o związku na całe życie w takim tempie? Już pisałem, że decyzja o adopcji starszego dziecka jest wg mnie jak wybór małżonka (patrz: TUTAJ). Mało kto decyduje się na związek małżeński po pierwszym spotkaniu, tak z dnia na dzień, po pierwszym telefonie od nowo poznanej panny/kawalera.
Cóż... Niestety dążenie do celu polega na tym, że po drodze trzeba pokonywać trudności. Trzeba czasem omijać przeszkody. Czasem podnosić się po bolesnym upadku. A z upadku najszybciej się podnosi gdy wspiera nas ktoś naprawdę bliski. Mąż żonę, żona męża... Jeżeli decyzję podjęliśmy razem to łatwiej będzie nam przyjąć także jej gorycz.
Tak... Jednomyślność w przypadku adopcji dziecka jest ważna nie tylko w przypadku decyzji na tak. Jeżeli naprawdę razem podjęliśmy decyzję o nieprzyjęciu propozycji z OA to łatwiej nam się będzie z tym pogodzić.
Gorzej gdy o odrzuceniu propozycji zadecydował strach lub niemoc decyzyjna jednego z małżonków. Wtedy trudniej się pozbierać.
Stąd moja rada skierowana do tych jeszcze oczekujących.
Zawsze bądźcie razem. W każdej decyzji i w każdej sytuacji. Razem pokonacie wszystkie przeszkody. Razem wstaniecie po każdym upadku.
Dziś po latach. Gdy już w naszym życiu pojawiły się tak długo oczekiwane dzieci. Mam coraz większą świadomość, że tamta decyzja o odrzuceniu propozycji z Ośrodka Adopcyjnego była nam w gruncie rzeczy potrzebna. Potrzebna by okrzepnąć. Uświadomić sobie swoje lęki i obawy. Przemyśleć kilka spraw. Przygotować nas do świadomej decyzji.
Do tego, że dziś mogę śmiało napisać, że:
Żadnej decyzji w swoim życiu nie żałuję.
czwartek, 1 czerwca 2017
Ośrodek Adopcyjny. Obraz nędzy i rozpaczy
Gdy na przełomie 2011/2012 podejmowaliśmy z żoną decyzję o próbie przysposobienia dziecka (dzieci) to nie wyobrażaliśmy sobie, że nasza droga do rodzicielstwa wydłuży się o kolejne lata. Nie przypuszczaliśmy też, że podczas naszych starań "poznamy" kilka ośrodków adopcyjnych (OA).
Walka o przetrwanie
Wydaje się być rzeczą niemal oczywistą, że ośrodek adopcyjny powinien zajmować się głównie szkoleniem kandydatów na rodziców adopcyjnych, kwalifikowaniem kandydatów oraz prowadzeniem procesu adopcji. Ale w naszym kochanym kraju byłoby to chyba zbyt proste. Od pierwszego spotkania w OA (jeszcze w 2011 r.) słyszeliśmy powtarzającą się obawę: czy ośrodek przetrwa.
Pierwszy OA, do którego trafiliśmy przywitał nas serdecznie, ale z deklaracją kazał nam czekać do początku 2012 r, aż wyjaśni się, które ośrodki nadal będą działać. Istniała wtedy obawa, że mniejsze ośrodki adopcyjne (przeprowadzające mniej niż 20 adopcji/rok) zostaną zlikwidowane. Ponieważ jeszcze wtedy wierzyliśmy, że cały proces "musi" pójść gładko i w miarę szybko postanowiliśmy poczekać aż wyjaśni się przyszłość ośrodków adopcyjnych.
Nędza
Drugie podejście na początku 2012 r zaczęło się od równie sympatycznej rozmowy i szybkiej decyzji: składamy papiery. Na pierwszym szkoleniu miła niespodzianka: nie musimy płacić za kurs (około 1500 zł). Koszt szkolenia zostanie opłacony z pieniędzy pochodzących z budżetu urzędu marszałkowskiego. Chwila radości, a potem wykład (serio) o szczodrości ówczesnego marszałka województwa małopolskiego (ma brata księdza znanego z TVN i zasiadania w radzie dużej spółki). Później dowiedziałem się, że te peany ku czci "marszałka" nie są czymś dziwnym. Ośrodki adopcyjne są całkowicie zależne (głównie finansowo) od łaskawości lokalnych decydentów.
A jeśli już mowa o finansach to większość OA oszczędza na czym się tylko da. Te mniejsze wegetują na budżecie miesięcznym zbliżonym do uposażenia wójta z moich okolic (około 12 tys zł/mc). Ośrodków nie stać na utrzymanie specjalistów (część sama odchodzi tam gdzie lepsze zarobki), na dodatkowe zajęcia z kandydatami, na wyjazdy w teren, na papier do ksero...
Jak przy takiej nędzy udaje im się czasem pogodzić oczekiwania kandydatów na rodziców z tym co OA mają w zasobach? Cóż... Ośrodki raczej czekają na kandydatów już gotowych i świadomych tego co ich może czekać. Na rozdrabnianie się na pojedyncze przypadki Ośrodka nie stać i nie ma czasu.
Rozpacz
Od początku deklarujemy gotowość do przyjęcia starszego dziecka lub związanego ze sobą rodzeństwa. Starsze dziecko dla nas w tym czasie może mieć między 2 do 5 lat (tak nam się wydaje). Ale okazuje się, że w ogóle jesteśmy jedyną parą mówiącą o dziecku, które nie jest już niemowlakiem. OA nie opłaca się organizować oddzielnego szkolenia dla nas. Więc chodzimy na kursy razem z oczekującymi na oseska. Uczą nas jak karmić niemowlaka, jak dbać o jego higienę, mówią o chorobach niemowląt... Mówią też o FAS i o tym co inne używki lub narkotyki mogą wyrządzić rozwijającemu się w łonie matki dziecku... Momentami gubię sens tego szkolenia ale twardo staram się wytrwać.
Kurs kończymy w grudniu 2012 i uzyskujemy kwalifikacje. Ku naszemu zaskoczeniu dostajemy dosyć szybko propozycję... Niestety propozycja przyjęcia 8 letniego dziecka jest dla nas (wtedy) kompletnym szokiem. Tyle gadania o pieluszkach, smoczkach... A tu trzeba by myśleć o szkole i odrabianiu lekcji. Nie jesteśmy gotowi na taką decyzję.
Kryzys
Gdy mija szok zaczynamy myśleć o tym co się stało i co jeszcze można zrobić. Niestety na pomoc OA w tej sytuacji już właściwie nie mamy co liczyć. OA jest zajęty szkoleniem kolejnych kandydatów. Nasz problem musimy rozwiązać sami. Niestety wiele wskazuje, że bez pomocy z zewnątrz jeszcze długo moglibyśmy tak tkwić w kryzysie.
Żar i Nadzieja
Znajomy psycholog doradza żonie: zacznijcie od początku. Pracujcie nad sobą i nie bójcie się poprosić o pomoc specjalisty. Pada też sugestia, że są OA, w których pracują ludzie potrafiący wyjść poza ramy systemu. Pasjonaci, dla których odnajdywanie rodzin dla osieroconych dzieci jest celem samym w sobie.
Trafiamy do Ośrodka Adopcyjnego daleko od naszego domu i właściwie od początku przechodzimy procedurę kwalifikacyjną. Nie ma lekko, dojazdy przez pół Polski są męczące i kosztowne. Nie idzie też łatwo... Tu nikt nie kryje jakim wyzwaniem jest adopcja starszego dziecka i szybko nam się uświadamia jak wiele spraw jeszcze musimy przerobić. Ale po roku ciężkiej pracy (także z momentami zwątpienia) udaje się wreszcie nam dojrzeć do "jedynie słusznej" decyzji i przyjąć do rodziny dwójkę naszych dzieci.
***
Moja droga do ojcostwa nauczyła mnie, że:
- przychodząc do Ośrodka Adopcyjnego znaczna część kandydatów (może większość) oczekuje tego, czego OA właściwie nie jest w stanie (nie może) zaoferować;
- rozwiązanie problemów związanych z decyzją o adopcji dziecka bez profesjonalnego wsparcia może zająć bardzo dużo czasu lub skończyć się porażką;
- niedofinansowane oraz działające w ciągłej niepewności o swój status prawny Ośrodki Adopcyjne zazwyczaj nie są w stanie udzielać takiego wsparcia;
- nie ma dzieci "za dużych" do przysposobienia ale uzyskanie zdolności decyzyjnej wymaga czasem naprawdę ciężkiej pracy.
Walka o przetrwanie
Wydaje się być rzeczą niemal oczywistą, że ośrodek adopcyjny powinien zajmować się głównie szkoleniem kandydatów na rodziców adopcyjnych, kwalifikowaniem kandydatów oraz prowadzeniem procesu adopcji. Ale w naszym kochanym kraju byłoby to chyba zbyt proste. Od pierwszego spotkania w OA (jeszcze w 2011 r.) słyszeliśmy powtarzającą się obawę: czy ośrodek przetrwa.
Pierwszy OA, do którego trafiliśmy przywitał nas serdecznie, ale z deklaracją kazał nam czekać do początku 2012 r, aż wyjaśni się, które ośrodki nadal będą działać. Istniała wtedy obawa, że mniejsze ośrodki adopcyjne (przeprowadzające mniej niż 20 adopcji/rok) zostaną zlikwidowane. Ponieważ jeszcze wtedy wierzyliśmy, że cały proces "musi" pójść gładko i w miarę szybko postanowiliśmy poczekać aż wyjaśni się przyszłość ośrodków adopcyjnych.
Nędza
Drugie podejście na początku 2012 r zaczęło się od równie sympatycznej rozmowy i szybkiej decyzji: składamy papiery. Na pierwszym szkoleniu miła niespodzianka: nie musimy płacić za kurs (około 1500 zł). Koszt szkolenia zostanie opłacony z pieniędzy pochodzących z budżetu urzędu marszałkowskiego. Chwila radości, a potem wykład (serio) o szczodrości ówczesnego marszałka województwa małopolskiego (ma brata księdza znanego z TVN i zasiadania w radzie dużej spółki). Później dowiedziałem się, że te peany ku czci "marszałka" nie są czymś dziwnym. Ośrodki adopcyjne są całkowicie zależne (głównie finansowo) od łaskawości lokalnych decydentów.
A jeśli już mowa o finansach to większość OA oszczędza na czym się tylko da. Te mniejsze wegetują na budżecie miesięcznym zbliżonym do uposażenia wójta z moich okolic (około 12 tys zł/mc). Ośrodków nie stać na utrzymanie specjalistów (część sama odchodzi tam gdzie lepsze zarobki), na dodatkowe zajęcia z kandydatami, na wyjazdy w teren, na papier do ksero...
Jak przy takiej nędzy udaje im się czasem pogodzić oczekiwania kandydatów na rodziców z tym co OA mają w zasobach? Cóż... Ośrodki raczej czekają na kandydatów już gotowych i świadomych tego co ich może czekać. Na rozdrabnianie się na pojedyncze przypadki Ośrodka nie stać i nie ma czasu.
Rozpacz
Od początku deklarujemy gotowość do przyjęcia starszego dziecka lub związanego ze sobą rodzeństwa. Starsze dziecko dla nas w tym czasie może mieć między 2 do 5 lat (tak nam się wydaje). Ale okazuje się, że w ogóle jesteśmy jedyną parą mówiącą o dziecku, które nie jest już niemowlakiem. OA nie opłaca się organizować oddzielnego szkolenia dla nas. Więc chodzimy na kursy razem z oczekującymi na oseska. Uczą nas jak karmić niemowlaka, jak dbać o jego higienę, mówią o chorobach niemowląt... Mówią też o FAS i o tym co inne używki lub narkotyki mogą wyrządzić rozwijającemu się w łonie matki dziecku... Momentami gubię sens tego szkolenia ale twardo staram się wytrwać.
Kurs kończymy w grudniu 2012 i uzyskujemy kwalifikacje. Ku naszemu zaskoczeniu dostajemy dosyć szybko propozycję... Niestety propozycja przyjęcia 8 letniego dziecka jest dla nas (wtedy) kompletnym szokiem. Tyle gadania o pieluszkach, smoczkach... A tu trzeba by myśleć o szkole i odrabianiu lekcji. Nie jesteśmy gotowi na taką decyzję.
Kryzys
Gdy mija szok zaczynamy myśleć o tym co się stało i co jeszcze można zrobić. Niestety na pomoc OA w tej sytuacji już właściwie nie mamy co liczyć. OA jest zajęty szkoleniem kolejnych kandydatów. Nasz problem musimy rozwiązać sami. Niestety wiele wskazuje, że bez pomocy z zewnątrz jeszcze długo moglibyśmy tak tkwić w kryzysie.
Żar i Nadzieja
Znajomy psycholog doradza żonie: zacznijcie od początku. Pracujcie nad sobą i nie bójcie się poprosić o pomoc specjalisty. Pada też sugestia, że są OA, w których pracują ludzie potrafiący wyjść poza ramy systemu. Pasjonaci, dla których odnajdywanie rodzin dla osieroconych dzieci jest celem samym w sobie.
Trafiamy do Ośrodka Adopcyjnego daleko od naszego domu i właściwie od początku przechodzimy procedurę kwalifikacyjną. Nie ma lekko, dojazdy przez pół Polski są męczące i kosztowne. Nie idzie też łatwo... Tu nikt nie kryje jakim wyzwaniem jest adopcja starszego dziecka i szybko nam się uświadamia jak wiele spraw jeszcze musimy przerobić. Ale po roku ciężkiej pracy (także z momentami zwątpienia) udaje się wreszcie nam dojrzeć do "jedynie słusznej" decyzji i przyjąć do rodziny dwójkę naszych dzieci.
***
Moja droga do ojcostwa nauczyła mnie, że:
- przychodząc do Ośrodka Adopcyjnego znaczna część kandydatów (może większość) oczekuje tego, czego OA właściwie nie jest w stanie (nie może) zaoferować;
- rozwiązanie problemów związanych z decyzją o adopcji dziecka bez profesjonalnego wsparcia może zająć bardzo dużo czasu lub skończyć się porażką;
- niedofinansowane oraz działające w ciągłej niepewności o swój status prawny Ośrodki Adopcyjne zazwyczaj nie są w stanie udzielać takiego wsparcia;
- nie ma dzieci "za dużych" do przysposobienia ale uzyskanie zdolności decyzyjnej wymaga czasem naprawdę ciężkiej pracy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)