Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jawność adopcji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jawność adopcji. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 maja 2019

Jawność adopcji a prawo do prywatności

Widzę, że w internetach oraz klasycznych mediach już wiele "mądrości" padło na temat rodziny pana Morawieckiego. Cóż... Takie są niestety konsekwencje gdy ktoś w rodzinie jest osobą publiczną.
Niestety histeryczne reakcje części mediów, dziennikarzy oraz blogerów wskazują, że z normalnym traktowaniem adopcji (przysposobienia) dziecka mamy jeszcze sporo do przerobienia.
Otóż moi drodzy i szanowni czytelnicy... Fakt ujawnienia przez tabloid, że znany polityk jest rodzicem adopcyjnym jest taką samą sensacją jak podobne newsy o kolejnych spodziewanych narodzinach "royal baby" lub ciąży partnerki/żony znanego piłkarza.
Tak... W normalnych warunkach fakt zajścia w ciążę i spodziewanych narodzin dziecka nie jest czymś dziwnym. Choć w przypadku osób znanych tabloidowe media potrafią zrobić z tego sensację.
Z adopcją (przysposobieniem) dziecka jest podobnie. Nie ma potrzeby robić z niej tajemnicy. W końcu jest to normalna, legalna i (co ważne) społecznie ceniona droga do rodzicielstwa.
W cywilizowanych społeczeństwach, a Polska jest krajem cywilizowanym, zakłada się, że proces przysposobienia (adopcji) dziecka ma być jawny. Tylko, że ta jawność ma odnosić się przede wszystkim do relacji rodzice - dziecko. Dziecko jak każdy człowiek ma prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu. Tylko, że o tym jak i kiedy z dzieckiem porozmawiać muszą zdecydować sami rodzice adopcyjni. Nikt im terminu nie ustali i nikt ich w tym procesie nie powinien wyręczać.
Opublikowanie przez tabloid informacji o fakcie adopcji dzieci przez znaną osobę to przede wszystkim naruszenie prawa do prywatności. Doszukiwanie się to jakiegoś straszliwego skandalu jest jednak mocno przesadzoną reakcją.
Gwarantuję wam, że więcej szkody w tej sprawie robią ci, którzy teraz próbują pouczać wspomnianego Znanego Polityka i wypominają mu, że jakoby chciał zachować w tajemnicy fakt adopcji dzieci, że nie porozmawiał z nimi we właściwym czasie.
A kto was uprawnił do takiej ingerencji w ludzkie życie?
Jak już wcześniej napisałem:

Prawem i obowiązkiem rodzica adopcyjnego jest samodzielnie podjąć decyzję o tym jak i kiedy porozmawiać z dzieckiem o tym, że było adoptowane.


Ps

A już kompletnie nie mogą pojąć reakcji pani Dominiki Wielowieyskiej. Niby osoba aspirująca do roli autorytetu, dobrze wykształcona, nowoczesna... A nie może pojąć, że adopcja dziecka to żaden lans czy PRowa zagrywka. Oj mocno zakorzenione jest jeszcze kołtuństwo w polskich elitach.

O lansie na "adopcji" to pani Dominika Wielowieyska może pogadać ze znaną podróżniczką Martyną Wojciechowską. Może w szczerej rozmowie obie panie dojdą do tego czym się różni lans od prawdziwego życia. A obu imo by się przydało trochę nad tym popracować.


Notka powiązana:

Miłość to nie pluszowy miś. Apel do znanej podróżniczki


środa, 19 lipca 2017

O tym jak zostałem ogłoszony świętym

święty

Sąsiadka (ta która uwolniła nas od ciężaru "tajemnicy" o adopcji) mówi, że kobiety prawie płaczą jak widzą nas w kościele.
- Jak One do was pasują... Jak pięknie razem wyglądacie... A szczególnie ta Starsza... Jak Ona przytula się do Ojca...

Ech... Dobrze, że te kobiety nie widzą jak wyglądają zmagania z "tą Starszą" by coś przeczytała lub posiedziała spokojnie nad jakimś zadaniem. Dobrze, że pobożne Panie nie mogą usłyszeć myśli rodzica, który od godziny próbuje położyć sześciolatkę  do snu, a ta akurat uparła się, że nie umyje zębów, nie pójdzie spać...

Gdyby zważyć wszystkie nieświęte myśli  "Świętych Rodziców" to może w ten sposób dałoby się określić jakim ciężarem jest wychowywanie dzieci.

sobota, 15 lipca 2017

Jawność adopcji. Komu należy, komu warto powiedzieć

Do napisania tej notki skłonił mnie tekst Izzy:
https://naszmalyswiatek.blogspot.com/2017/07/niegrzeczny-bo-adoptowany.html
oraz komentarze pod nim.

Dziecko adoptowane
Otóż zapewne wszyscy zgadzamy się z tym, że wiedza o adopcji należy się przede wszystkim dziecku. Jak każdy człowiek ma święte i niezbywalne prawo do wiedzy o swoim pochodzeniu.
Moje córki są na tyle duże, że wiedzą... Bo przeżywały proces adopcji może na sposób dziecięcy ale razem z nami. Na razie nie zadają pytań ale spodziewam się, że i na nie przyjdzie czas. A ja tego czasu nie przyspieszam.

Rodzina, przyjaciele, znajomi
Chyba nie po to decydujemy się na adopcję by zerwać więzi z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi? Zatem i tu dobrze gdy nasi bliscy wiedzą o adopcji od samego początku... Dziecku dajemy siebie ale i naszą rodzinę, a w jakim sensie też naszych przyjaciół i znajomych. Im też dajmy im szansę na przygotowanie się na pojawienie się naszego dziecka (dzieci).
Gorzej gdy ktoś z rodziny nie akceptuje naszej decyzji o adopcji. Ale lepiej będzie jak ujawni to wcześniej, a nie już przy dziecku.

Komu jeszcze należy lub powinno się powiedzieć...

Lekarz
Chyba oczywista sprawa, że tu jak na spowiedzi.

Ksiądz
Jak wyżej i to dosłownie. A dobry duchowny zaznajomiony ze sprawą może dużo pomóc w kontaktach z administracja kościelną.

W pracy
A tu jest czasem pokusa aby nie mówić. Ale jednak jak się powie to wiele rzeczy można łatwiej załatwić. A i nagłe "zgłoszenie potrzeby pilnego urlopu" będzie przyjęte z większym zrozumieniem.

Żłobek, przedszkole, szkoła, itp.
Nawet nie miałem czasu na to by się zastanawiać nad tym czy oddając komuś dziecko pod opiekę należy go poinformować o tym, że dziecko jest adoptowane. Po prostu tego nie dało się ominąć. Więc od razu z żoną ustawiliśmy sprawę. A żona jako nauczycielka zna środowisko i wie jak rozmawiać z innym belfrem:
- Chcemy przekazać w zaufaniu jako osobie kompetentnej, że nasze dziecko...
Albo coś innego w podobnym stylu.
Zresztą w naszym powiatowym grajdołku fakt adopcji dwójki starszych dzieci nie dałby się ukryć. A grono nauczycielskie i tak dowiedziałoby się: z wywiadu środowiskowego. Więc chyba lepiej jak poznają prawdę nie przetworzoną przez plotki.

***

A tak w ogóle to ponieważ mieszkamy na wsi. Na bardzo małej wsi, na samym skraju Karpat... Wystarczyło powiedzieć co nie co sąsiadce by "tajemnica" przestała nam ciążyć.


Ps
O tym, że nawet w urzędzie warto powiedzieć po co potrzebny nam jest odpis z aktu małżeństwa przekonałem się gdy nagle okazało się, że trzeba jeszcze raz skompletować dokumenty by dać dzieciom szansę na Święta BN w nowym domu. Patrz: http://hephalump.salon24.pl/742806,otworzyc-sie-na-dobro