Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wychowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wychowanie. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 grudnia 2019

Niemiecka droga do ekonazizmu

Niemiecka stacja telewizyjna WDR wypuściła klip ekologiczny, w którym dzieci pouczają starszych w temacie troski o środowisko:
****

https://youtu.be/HZ1OZkY_GRs
****
Ale jak widać w edukacji społecznej nasi zachodni sąsiedzi nadal sięgają nie tylko do rubasznego humoru ale i starych sprawdzonych wzorców kształtowania młodych umysłów.
Bo jak ocenić nazwanie niespełniającej wymogów ekoświata babci ekologiczną Świnią (Umweltsau)?
Czy to nie ta sama szkoła, która kiedyś szykując młodych Niemców do podboju świata wpajała im, że inne narody to podludzie, że to świnie. Żydowskie świnie, polskie świnie?

sobota, 19 października 2019

Edukujmy rodziców. Dzieci edukację już mają

W serwisie salon24.pl (i nie tylko) trwa dyskusja na temat celowości wprowadzania do szkół "edukacji seksualnej". Tylko problem w tym, że... dzieci edukację już mają zapewnioną. Mają edukację matematyczną, polonistyczną, historyczną (tu imo za mało)... Mają też lekcje z biologii i przedmiot o nazwie Wychowanie do życia w rodzinie... Tak. Taki przedmiot już może być wprowadzany do szkół i nic złego się nie dzieje... Część zajęć jest wspólna dla dziewcząt i chłopców, a część w grupach... Oddzielnie dziewczęta, oddzielnie chłopcy. I jeśli te zajęcia są dobrze prowadzone i dzieci mogą od wychowawcy dowiedzieć się o tym, że dorastają, a ich ciało oraz psychika się zmienia to... Nie ma w tym nic złego.
Problem natomiast jest w tym, że wielu rodziców nie potrafi, nie umie lub co gorsze... nie chce rozmawiać z dzieckiem na jakikolwiek drażliwy temat. I  wcale nie musi to dotyczyć sprawy tak poważnej jak odpowiedź na pytanie: Skąd się biorą dzieci?
Znaczna część rodziców notorycznie czuje się przemęczona, przepracowana lub ciągle odczuwa brak czasu potrzebnego na to by zająć się dzieckiem. To oni liczą na to, że szkoła załatwi za nich pracę wychowawczą nad dzieckiem.
Niektórzy nie rozmawiają bo... się wstydzą. I też liczą, że te sprawy załatwi za nich szkoła.
Cóż... Ze swojego doświadczenia mogę napisać, że dzieci potrzebują nie tyle dokładnych odpowiedzi (np. szczegółowych instrukcji) ale by dorośli czasem traktowali ich problemy poważnie i mieli czas na wysłuchanie dziecka. A dziecko takich zdolności oczekuje przede wszystkim od swoich rodziców... Szkoła tej potrzeby im nie zaspokoi.
Dlatego uważam, że większy zysk osiągnęlibyśmy gdyby upowszechnić wśród rodziców chęć do rozwijania własnych kompetencji rodzicielskich. Każdy rodzic powinien imo mieć możliwość skorzystania z kursów, które uczyłyby o tym:
Jak rozmawiać z dziećmi aby nas słuchały. Jak słuchać dzieci aby do nas mówiły...
Takie kursy są organizowane np. przez powiatowe poradnie pedagogiczno-psychologiczne ale imo nic złego by się nie stało jakby były one także organizowane przez szkoły.
A jakby ktoś chciał wiedzieć to w takich kursach uczestniczyłem i uważam, że sporo z nich dobrego wyniosłem.
Więcej na ten temat w notce: Szkoła dla rodziców

środa, 16 października 2019

Patologia na bogato. Wychowanie do nienawiści

Nowocześni liberałowie i piewcy bezrefleksyjnego postępu często w rodzinie z dziećmi widza formę patologii. No chyba, że jest to ich rodzina, ich dziecko...

Bo prawdziwa patologia to przecież bidota głosująca na jakiś PiS i korzystająca z zasiłków takich jak świadczenie wychowawcze z programu Rodzina 500 plus.

Ale co powiedzieć o opiekunie dziecka, który swoim wyczynem wychowawczym postanowił pochwalić się na Twitterze...

https://www.tvp.info/44876586/opiekun-uczy-chlopca-wulgaryzmow-wskazuje-na-prezesa-pis-to-jest-stary-ch

Ja rozumiem, że niektórym frustracja powyborcza nie chce odpuścić ale nakłanianie małego dziecka do wulgarnych wyzwisk pod adresem nielubianego polityka to już przykład zachowań wysoce nagannych.

Jak widać w tle filmu udostępnionego przez tvp info (wersja ocenzurowana - wulgaryzmy wy...piii...kane) nagrania dokonano w domu, który nie wygląda na siedlisko małomiasteczkowych beneficjentów programów społecznych. W tym domu raczej nie mieszka nieporadna życiowo rodzinka, nic nie wskazuje na to, że jest to siedlisko patologicznych alkoholików.

Ale patologia jak widać nie chce dać się ująć w proste ramy. Tu mamy przykład patologii na bogato, może nawet całkiem dobrze wyedukowanej, może nawet dobrze sytuowanej społecznie i finansowo... Patologii będącej wynikiem opanowania człowieka przez chorą nienawiść.

Takie jest oblicze nowoczesnej patologii.

------
A tu reakcja Rzecznika Praw Dziecka

----

wtorek, 21 maja 2019

Komórkowy Cham Polski

Kiedyś określenie Cham miało znaczenie raczej społeczne. Oznaczało człowieka podłego stanu, którego Pan miał zazwyczaj w pogardzie.

Ten dawny Cham miał też zapewne w pogardzie Pana ale z tymi swoimi odczuciami raczej się nie ujawniał.

Swoje frustracje dawny cham ujawniał zazwyczaj wśród równych sobie. Pluł pod nogi, wulgarnie przeklinał, a potrzeby fizjologiczne potrafił załatwić nie schodząc z furmanki i to w trakcie jazdy.

***

Dziś takich dawnych Chamów już nie ma... Bo i społeczeństwo jakby "bezklasowe", a furmanki to już naprawdę rzadkość w naszym miejsko-wiejskim krajobrazie.

Współczesny Cham zatem przemieszcza się dziś po drogach innymi furami. A im lepsza fura to czasem (albo zazwyczaj) większy Cham za jej kierownicą.

Ale dzisiejszym Chamom dano nie tylko fury zamiast furmanek. Dano im jeszcze telefony komórkowe...

Tak... Kiedyś Cham mógł opróżnić pęcherz  nie przerywając jazdy furmanką. A dziś może trzymać za kierownicą telefon w łapie i gadać nie przerywając jazdy służbowo-prywatną furą.

I współczesny polski Cham może bez skrępowania (poczucia jakiegokolwiek wstydu) głośno prowadzić swoje chamskie rozmowy w miejscach publicznych. Może głośno przeklinać i puszczać w przestrzeń publiczną setki głośnych wulgaryzmów... A słowo ku*wa w jego dialekcie komórkowym jest jak słowo stop w dawnym telegramie.

Komórka stale przyklejona do ucha to chyba atrybut współczesnego polskiego Chama.

Będzie przez nią gadał nawet podczas płatności w sklepie... A potem zj*bie kasjera/kasjerkę za to, że ten/ta raczyła mu zwrócić uwagę.


A najgorsze w tym jest to, że do tego chamskiego atrybutu przywiązane są już nawet dzieci w szkole...

Uczeń bez smartfona? Siara...

Tylko jeszcze nikt go nie nauczył, że nie korzysta się z telefonu podczas lekcji bo to zwykłe chamstwo.

piątek, 8 marca 2019

Jak pies z kotem? Nie... Jak dwie siostry

Czasami mówi się, że ktoś żyje z drugą osobą jak pies z kotem. Na zasadzie wiecznego ścigania i awantur. A tymczasem u mnie w domu pies z kotem żyją w zgodzie. Nawet potrafią razem kombinować jak tu pod nieobecność pana wcisnąć się do sypialni i urządzić sobie wspólne legowisko w wielkim łożu (barłogu).

Jak pies z kotem?

A tymczasem moje córki notorycznie drą koty między sobą. Wieczne kłótnie, przepychanki, wrzask i rękoczyny. Nie ma dnia bez awantury o cokolwiek. Każda błahostka kończy się piskiem i/lub skargą.

To przychodzenie ze skargą na siostrę chyba najbardziej mnie denerwuje...
Chociaż słowo denerwuje jednak za słabo oddaje tu emocje. Lepiej brzmiałby tu "wykrzyknik" z gatunku tych powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite. Taki z mocną literą "R" jako wzmacniaczem przekazu.

Wniosek:
Jak ktoś chce mieć w domu ciszę i spokój to... Niech sobie "adoptuje" psa lub kota. Może nawet psa i kota...
Jest szansa, że nawet mając psa i kota w domu, będzie miał w tym domu też ciszę, porządek oraz spokój.

W moim domu cisza jest gdy:
- dzieci są w szkole
- dzieci już wreszcie śpią lub jeszcze śpią
- w domu jest tylko jedno dziecko (ale tylko wtedy gdy nie marudzi)
- dzieci za długo siedzą przed komputerem lub telewizorem
- dzieci wyszły do ogrodu (zamykam okna i udaję, że nie słyszę tego co na zewnątrz).

sobota, 1 grudnia 2018

Tata w delegacji

Praca rzuciła mnie na chwilę do roboty z dala od domu. Mam tu pod opieką dwa wiercenia za węglem w okolicach Jastrzębia - Zdroju. Wyjazd niby krótki ale po tygodniu do domu już tęskno.


Gadam przy okazji o takiej robocie z ludźmi, którzy większą część swojego zawodowego życia spędzają daleko od domu. Bo taka jest specyfika pracy wiertników i geologów poszukiwawczych.
Cóż... Po prostu trzeba lubić takie życie albo z jakiegoś przymusu godzić się na ciągłą nieobecność w domu. No bo jak ktoś mówi, że w domu z rodziną jest przez 7 dni w miesiącu... To ja nie jestem w stanie zrozumieć jak taka rodzina funkcjonuje. A jakoś funkcjonować musi.

I jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak mogłaby funkcjonować rodzina adopcyjna. Bo jak tu budować więź z dzieckiem gdy taty (lub mamy) ciągle nie ma w domu?

środa, 31 października 2018

Zimna wojna domowa

I bądź tu mądry...
Zaczęło się od zabawy i śmiechu. Potem się pokłóciły, pobiły i obraziły na siebie.

Teraz jest stan zimnej wojny.

A ludzie sobie myślą...
Może postaramy się o dziewczynkę. 
Dziewczynki są grzeczniejsze.

Dobry żart :)
Piorą się tak samo jak chłopaki. Tylko pisku może więcej a mniej siniaków... No trochę mniej siniaków.

A poza tym... Grzeczne dziecko
Jeszcze lepszy żart. Chyba jak chore i nie ma siły aby rozrabiać.

Tyle na dziś...
Idę wyegzekwować "godzinę policyjną". Może w jej trakcie zasną.


wtorek, 9 października 2018

Czy dziecko powinno uczęszczać na lekcje religii?

Jeżeli uważasz się za osobę wierzącą, a praktyki religijne nie są dla Ciebie tylko pustym rytuałem. Jeżeli wierzysz, że wysyłając dziecko do Pierwszej Komunii dajesz mu prawdziwą łączność z Bogiem, który ofiarowuje w Eucharystii swoje prawdziwe Ciało i Krew. Jeżeli w to wszystko naprawdę wierzysz...
To będziesz też zapewne chciał aby Twoje dziecko rozwijało swoją wiarę oraz poznawało Boga i Jego Kościół.
W takim wypadku Twoje dziecko powinno być przez Ciebie zachęcane do uczestnictwa w praktykach religijnych i nauczaniu religii.

I pamiętaj też, że:
Przynosząc lub przyprowadzając dziecko do Chrztu prosiłeś Kościół o wiarę i chrzest dla dziecka. A prośba o Chrzest w Kościele Katolickim jest jednocześnie zobowiązaniem do wychowywania dziecka w wierze katolickiej.
Zatem podchodząc poważnie do tego zobowiązania powinieneś dbać o jego rozwój w wierze. Także poprzez zachęcanie do nauki religii. Bo gdybyś o to nie dbał to mogło by to znaczyć, że utraciłeś wiarę lub Twoje zobowiązanie do wychowania dziecka w wierze nie było szczere.

Jeżeli sam nie wierzysz... To dziecka wiary nie nauczysz.


sobota, 1 września 2018

Miałeś być nauczycielem. Notka na pierwszy dzień września

Jan miał zostać nauczycielem. Miał ukończyć seminarium nauczycielskie w Kielcach (tak to się chyba nazywało) i wrócić na swoją rodzinną wieś by uczyć dzieci. Takie zadanie wyznaczył mu jego ojciec Filip.

Jan z sympatią (?) w Kielcach - lata 30te

Jan nie zawiódł ojca. Szkołę ukończył i w nagrodę miał swoją pierwszą praktykę nauczycielską rozpocząć we Lwowie. Pierwszy dzień jego praktycznej nauki zawodu miał się rozpocząć 1 września 1939 r.

Jednak w sierpniu został zmobilizowany i praktyki nauczycielskiej nigdy nie rozpoczął. Rozpoczęła się natomiast jego wojenna tułaczka.

Jan (*1915 - +1943)

Nic nie wiem o jego udziale w walkach we wrześniu 1939 r.

Jest na listach żołnierzy Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, którzy brali udział w walkach o Tobruk.

Później brał udział w formowaniu II Korpusu Polskich Sił Zbrojnych na terytorium ówczesnej Palestyny.

Jan do domu nigdy nie wrócił. Zmarł w szpitalu wojskowym w Ramla (obecnie miasto w Izraelu) i spoczął na miejscowym cmentarzu wojskowym (http://2korpus.itgo.com/Cmentarze/Ramla/Ramla_WC.html). Pośmiertnie awansowany do stopnia podporucznika.


***

Te dwie zamieszczone tu przeze mnie fotografie to właściwie wszystko co zostało jako materialna pamiątka po śp Janie. Jego dom rodzinny spłonął w 1945.
Na sowieckich czołgach przyjechała do Polski nowa władza, która nie chciała zachować w ludzkiej pamięci żołnierzy takich jak Jan.


***

Dziś starsza córka zapytała mnie: Dlaczego ta data - 1 września 1939 - jest dla nas tak ważna.

Opowiedziałem jej historię Jana.
Tak jak kiedyś opowiadał mi o nim mój dziadek Stefan (Patrz notka: O uczuciu, które leczy duszę).

piątek, 15 czerwca 2018

Klaps jako element władzy rodzicielskiej. Czy tak ma być?

Czytając ostatnio pojawiające się notki na Salonie24 poświęcone stosowaniu "klapsów" (czytaj kar cielesnych) w wychowaniu dziecka odnoszę wrażenie, że nadal sporo osób uznaje je za wyjątkowo skuteczny, szybki w działaniu (efekt "od ręki") oraz niezbędny element wychowawczo-dyscyplinujący.
Skąd takie przekonanie? Nie wiem.
Może po prostu sporo z nas nie zna innych sposobów. Mamy natomiast w głowie przekonanie, że: skoro nas tak wychowywano i wyszliśmy na ludzi to znaczy, że stosowanie klapsów (kar cielesnych) musi być dobre teraz bo sprawdziło się wcześniej na nas.

No cóż... Spróbujmy sobie zatem wyobrazić, że inna Władza np. policjant z drogówki, ma możliwość stosowania wobec niesfornych kierowców kar w postaci paru batów "na zad" zamiast "mało skutecznych" zwykłych mandatów karnych. W końcu "klaps" to "skuteczna i sprawdzona metoda wychowawcza. Jak odpowiedzielibyście na pytanie Władzy w stylu: Czy zgadzacie się przyjąć (na d...) 5 batów karnych?
Oburzające? Przecież są społeczeństwa i kraje, które akceptują chłostę jako element "wychowawczy" w stosunku do własnych współziomków, obywateli.

Na szczęście w naszym cywilizowanym kraju władza policjanta ma prawne i społeczne ograniczenia. I policjant nie może swobodnie wybierać w arsenale kar, nawet jeżeli niektóre z nich uznaje za wyjątkowo skuteczne. Więcej... Ten sam policjant jest nawet zobowiązany chronić naszą godność i nietykalność przed zakusami innych ludzi, którzy chcieliby np. samodzielnie wymierzyć nam karę w postaci klapsa, policzka lub kopa w wiadome miejsce. Prawo nas chroni. Nikt (nawet policjant) nie może bezkarnie i swobodnie wymierzać takie samowolne kary obywatelowi.
Ale czy tylko dorosłemu obywatelowi?

Spróbujmy sobie wyobrazić, że ktoś (policjant, nauczyciel, katecheta, przechodzień na ulicy) próbuje w ten sposób - za pomocą klapsa, zdyscyplinować nasze dziecko. Nie jakieś dziecko. Nasze dziecko.
Czy jesteśmy w stanie zaakceptować, że obca osoba stosuje wobec naszego dziecka kary w postaci klapsa, pacnięcia linijką w łapę, wytargania za ucho itp.?
Myślę, że większość z nas nie akceptowałaby takiego postępowania obcych ludzi (nawet funkcjonariuszy) wobec własnego dziecka. Choć jeszcze niedawno takie kary cielesne stosowane np. przez nauczycieli w szkołach były społecznie akceptowane i tolerowane.

Jeżeli uznajemy, że nikt obcy nie może bezkarnie wymierzać klapsów naszemu dziecku, a sami takie kary wobec niego stosujemy to: Czy nie jest to aby przejaw myślenia, że jako rodzice mamy monopol na stosowanie takich kar wobec dziecka? Monopol i prawo, które sami sobie nadaliśmy. Bo czy władza rodzicielska daje nam takie prawo?
Pamiętajmy, że każda władza (także rodzicielska) podlega ograniczeniom i jest nierozerwalnie związana z odpowiedzialności za tych, którzy tej władzy podlegają.

***
A teraz ja spróbuję sobie wyobrazić siebie w roli rodzica, który chce wyegzekwować wobec dzieci swoją władzę, a jedyne co zna to metoda klapsa..

środa, 13 czerwca 2018

O klapsach jako "metodzie wychowawczej"

Przeglądając Salon24 natrafiłem na notkę blogera GPS poświęconą zastosowaniu klapsów w "wychowaniu" dzieci. Oto jej fragment:

"Klapsy to nie jest metoda wychowywania dzieci i nie jest kwestią dotyczącą dzieci. To problem rodziców. Rodzice klapsami wychowują sami siebie. Na dzieci to wpływa ewentualnie tak, że im rodzice siebie lepiej wychowają, tym będą mieć bardziej wychowane dzieci. W pełni wychowani rodzice oczywiście nie muszą się wychowywać poprzez klapsy dawane dzieciom. Ale rodzice niewychowani muszą się tak wychowywać by dawać swoim dzieciom klapsy. Bo jeśli potraktują klapsy jako jakieś tabu, jeśli będą się powstrzymywać przed klapsami bez zrozumienia tego dlaczego klapsy są nieskutecznie, to zaczną dzieci ciemiężyć psychicznie, co wywoła tysiąckroć większą szkodę. (...)"

Więcej pod adresem: https://www.salon24.pl/u/gps65/873568,klapsy

Zachęcam do zapoznania się z całością tego artykułu blogera GPS.
Warto przeczytać też komentarze pod nim aby się przekonać, że jeszcze wielu wyedukowanych na tyle by potrafiło coś napisać wierzy w wychowawczą moc kar cielesnych.

piątek, 9 marca 2018

O przyczynach problemów z koncentracją w szkole. Przykład z Niemiec

Jeden z moich ulubionych blogerów Alpejski z Salonu24 napisał ciekawą notkę o przyczynach problemów z koncentracją jakie mają uczniowie współczesnych szkół. A także o tym jakie "nowatorskie" rozwiązania w radzeniu sobie z tym problemem są proponowane dla niemieckich szkół. Oto fragment z jego wpisu:

"Nie od dziś staje się jasne, że postępująca – jak to nazwał Manfred Spitzer – cyfrowa demencja, powoduje u dzieci poważne kłopoty z koncentracją. Co więcej do tego dochodzą kłopoty rodzinne – w niektórych szkołach 70% dzieci pochodzi z rozbitych rodzin, nawet rozbitych wielokrotnie – i brak miłości w domu. Co więcej, w niemieckich szkołach uczy się już kolejne pokolenie dzieci wychowanych „bezstresowo”. Tak więc te dzieci mają już bezstresowo wychowanych dziadków i babcie. Człowiek wychowany bezstresowo nie tylko ma tendencje do zachowań asocjalnych i anarchistycznych, to wydaje się marginesem problemów, jakie tacy ludzie generują w życiu dorosłym. Problemem podstawowym jest nieradzenie sobie z każdą czynnością wymagającą skupienia i obciążającą układ nerwowy wieloma bodźcami wywołującymi reakcję stresową."

 Więcej na blogu Lodowcowe Pole:
https://www.salon24.pl/u/alpejski/850631,idioci-nie-lubia-byc-osamotnieni

niedziela, 25 lutego 2018

Nie miałam kiedy się bawić...

Przed feriami zastanawialiśmy jak ma wyglądać wypoczynek naszych dzieci. Uznaliśmy, że będzie to w miarę możliwości czas na zabawę i wypoczynek. Czas przerwy nawet od myślenia o szkole.

Ale ferie się kiedyś kończą. Te nasze, dla małopolski, kończą się dziś. No i trzeba jednak zacząć myśleć o szkole.

- Szkoda, że ferie się kończą. Nawet nie miałam kiedy się pobawić.

Tak przypomnienie o szkole skomentowała starsza córka (11 lat).

No tak. Przez tydzień miała tylko basen, stok, narty oraz inne zajęcia na zimowisku. Potem "musiała zajmować się" kuzynką, która do niej przyjechała. Ten przyjazd kuzynki był co prawda wyczekiwany, ale zajmować się trzeba na poważnie.
 Z kuzynką "musiały" znosić obecność młodszej siostry, która nie pozwalała na swobodne trajkotanie i gadanie o tym lub tamtym... chłopaku lub innych ważnych rzeczach...

Jak nie było kuzynki to był kolega z sąsiedztwa z siostrą własną w roli przyzwoitki. Praktycznie przez całe ferie nie było dnia by po naszym domu lub podwórku nie biegała gromadka dzieci.

Naprawdę już zabrakło czasu aby się zwyczajnie bawić.

sobota, 27 stycznia 2018

W kuchni grasuje potwór

Potwór w kuchni

Wchodzisz do kuchni, zaglądasz do lodówki, a tam... Pudełko z serkiem, który miał być dziś na śniadanie jest już otwarte i serek napoczęty.
Myślisz.
- O! Ktoś nie mógł się doczekać i spróbował.
Ale spoglądasz dalej w głąb chłodziarki i widzisz, że każdy z pięciu jogurcików też już został wypróbowany.
Ręka sama odruchowo zaczyna szukać jakiejś szmaty lub chochli, która można by pacnąć po łapach potwora grasującego w okolicach lodówki.

Ale uspokajasz się i swoją reakcję ograniczasz do upomnienia pary potworów, że tak nie powinno się robić. Bo oczywiście żaden potwór nie przyzna się do sprawstwa i podjadania.

***
Po paru dniach przeglądając lodówkę stwierdzasz nagle, że ktoś otworzył już opakowanie parówek i jedną skubnął, a to co pozostało jest w takim stanie, że nie wiesz czy jeszcze nadaje się do spożycia.

Na uspokojenie chcesz sobie zafundować coś słodkiego.
Sięgasz do szafki gdzie zostały ukryte słodycze. Zaczynasz grzebać w paczce... A tu tylko szelest papierków po "Michałkach" jeszcze świadczy, że coś tam kiedyś było.

***
Robisz pierogi. Mają być dla wszystkich domowników. Ale jeden z kuchennych potworów ma ochotę na: samo ciasto z pierogów.
Zostawiasz na jakiś czas michę z pierogami bez dozoru. Wracasz, a tu...
Pierogi poobgryzane przez potwora.
Nie zjedzone. Obgryzione dokładnie z tego ciastowego falbanka na brzegu pieroga. Wyglądają jak kluchy, a nie domowe pierogi.

Ręce opadają...


***
Nie wiem czy wszystkie potwory tak mają. Czy tylko te, które już w swoim młodym życiu zaznały niedostatku, a czasem i głodu.

piątek, 20 października 2017

Wychowanie

W wychowaniu chodzi bowiem właśnie o to, aby człowiek stawał się coraz bardziej człowiekiem - o to, aby bardziej "był", a nie tylko "miał" -aby więc poprzez wszystko, co "ma", co "posiada", umiał bardziej i pełniej być człowiekiem -to znaczy, aby również umiał bardziej "być" nie tylko z drugimi, ale także dla "drugich".

Jan Paweł II


***