- Zabierz córeczki do miasta. Zawieź starszą na zajęcia z..., a młodszą do lekarza. Pokaż lekarzowi plamki na skórze dziecka.
- A przy okazji wpadnij do biblioteki. Oddaj dziecięce książki i pożycz coś nowego.
Zlecenie od żony. Bez tego to przeciętny ojciec (podobno) tylko by "gnił" przed telewizorem lub monitorem komputera.
A ja tam lubię takie wypady z córkami, bo zawsze coś ciekawego się przytrafi.
***
Idziemy do lekarza pokazać "te plamki" i pęcherzyki na skórze dziecka.
Lekarz ogląda i stwierdza, że to rodzaj reakcji uczuleniowej tzw. skóra atopowa.
Potem medyk spogląda na mnie i mówi:
- Ta przypadłość jest dziedziczna. I jak widzę to pan też ma z tym problem.
- Córeczka ma skórę jakby żywcem zdjętą z taty... (uśmiech, szczery)
Też się uśmiecham. Bo młodsza córcia coraz bardziej robi się taka "córunia tatunia".
A tego, że jednak nie jesteśmy kolejnym dowodem na dziedziczność "skóry atopowej" jednak mi się nie chce tłumaczyć.
Niech zostanie, że skóra "żywcem" z taty.
***
Wracając zaglądamy do biblioteki miejskiej. Młoda ma tam swoją kartę i sama buszuje między regałami wypożyczalni dla dzieci. Tak, może sobie swobodnie grzebać w całym księgozbiorze...
Nie wiem kto wpadła na ten pomysł ale...
Ma to swoje wady. Dziecko coś wyciągnie z półki, potem się rozmyśli i... nie pamięta już skąd książeczkę wzięło. Kłopot dla pani prowadzącej bibliotekę.
Może też dziecko wyciągnąć z półki coś co wprawi w zakłopotanie rodzica.
Np. Mała książeczka o...
Słyszałem o tej serii małych książeczek. Ale tylko słyszałem.
A tymczasem podchodzi do mnie dziecko z uśmiechniętą buzią i pokazuje co znalazło na półce:
"Mała książeczka o miłości"
Po okładce sądząc to wygląda jak kolorowe czytadło dla dzieci. W treści też w zasadzie trudno doszukać się tam czegoś wyjątkowo gorszącego. Na YouTubie (TwojejTubie) więcej imo sprośności...
Ale ilustracja przedstawiająca dwie całujące się panie jednak skłania mnie do rozpoczęcia kombinacji jak tu "tę pozycję" odłożyć na półkę.
Coś kombinuję i mówię, że: tę książeczkę to najpierw tata z mamą muszą przeczytać i zastanowić się czy...
Ale córka nie daje mi szans bo już ma trzy inne kolorowe książeczki i sama mówi, że "tę" jednak możemy zostawić.
Uff... Ja jednak nie jestem wielbicielem postępu wyrażającego się głównie w "rewolucji obyczajowej".
Ale od tematu uciec się nie da... Będzie wracał.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samo życie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą samo życie. Pokaż wszystkie posty
środa, 13 marca 2019
sobota, 1 grudnia 2018
Tata w delegacji
Praca rzuciła mnie na chwilę do roboty z dala od domu. Mam tu pod opieką dwa wiercenia za węglem w okolicach Jastrzębia - Zdroju. Wyjazd niby krótki ale po tygodniu do domu już tęskno.
Gadam przy okazji o takiej robocie z ludźmi, którzy większą część swojego zawodowego życia spędzają daleko od domu. Bo taka jest specyfika pracy wiertników i geologów poszukiwawczych.
Cóż... Po prostu trzeba lubić takie życie albo z jakiegoś przymusu godzić się na ciągłą nieobecność w domu. No bo jak ktoś mówi, że w domu z rodziną jest przez 7 dni w miesiącu... To ja nie jestem w stanie zrozumieć jak taka rodzina funkcjonuje. A jakoś funkcjonować musi.
I jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak mogłaby funkcjonować rodzina adopcyjna. Bo jak tu budować więź z dzieckiem gdy taty (lub mamy) ciągle nie ma w domu?
Gadam przy okazji o takiej robocie z ludźmi, którzy większą część swojego zawodowego życia spędzają daleko od domu. Bo taka jest specyfika pracy wiertników i geologów poszukiwawczych.
Cóż... Po prostu trzeba lubić takie życie albo z jakiegoś przymusu godzić się na ciągłą nieobecność w domu. No bo jak ktoś mówi, że w domu z rodziną jest przez 7 dni w miesiącu... To ja nie jestem w stanie zrozumieć jak taka rodzina funkcjonuje. A jakoś funkcjonować musi.
I jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że tak mogłaby funkcjonować rodzina adopcyjna. Bo jak tu budować więź z dzieckiem gdy taty (lub mamy) ciągle nie ma w domu?
piątek, 24 sierpnia 2018
Nauka korzystania z zegara
Jakby mi ktoś dwa lata temu powiedział, że 12letnie dziecko może jeszcze nie potrafić odczytać godziny z analogowego zegara (takiego ze wskazówkami) to chyba bym nie uwierzył. Ale życie uczy, że w tej dziedzinie nie ma rzeczy niemożliwych.
Siedzę zatem ze swoją starszą córką i uczę ją prawidłowego odczytywania godziny z klasycznego budzika.
Uczymy się czytać godziny po polsku i po angielsku. Bo dziecko ma już w szkole język angielski. Ten obcy język jest na tym etapie szkolnym uczony jeszcze w stopniu właściwie podstawowym ale... Dla dziecka, które ma problemy w określaniu i opisywaniu świata we własnym ojczystym języku, nauka języka obcego jest właściwie torturą. Torturą dla dziecka i... nauczyciela.
Córka robi niesamowite postępy odkąd jest z nami. Nauczyła się czytać i pisać, choć do wysiłku nadal trzeba ją motywować. Ale z nauką angielskiego będzie najwięcej problemów.
Aż strach pomyśleć o tym, że jeszcze w szkole podstawowej (siódma klasa?) ma dojść nauka jeszcze jednego języka obcego.
***
Cóż... W świecie, w którym często języków obcych uczy się już na etapie przedszkola niektóre dzieci mają do tej wiedzy naprawdę pod górkę. I wcale nie musi to wynikać ze szczególnych zaniedbań, czy jakiejś patologii.
poniedziałek, 16 lipca 2018
Siedmiolatka robi porządki w swoim pokoju
Poprosiłeś mnie tato, abym posprzątała w swoim pokoju i wreszcie zrobiła porządek na półkach.
Ale starsza siostra postanowiła mi pomóc i... coś nam wypadło.
Teraz jeszcze pokłócimy się przy ponownym układaniu tych wszystkich rzeczy i sprzątanie zajmie nam naprawdę duuuużo czasu.
***
Ps
Akcja zakończona interwencją taty i sprawdzeniem zawartości dwóch worów z rzeczami podobno już: "tylko do śmieci".
Tata zastosował konsekwencje (nie mylić z karą) i zarządził powtórną segregację zawartości ww worów.
Efekt: około 1/3 zawartości wróciło na półki.
Reszta została dokładnie podzielona na trzy części: papier, plastiki+metal, śmieci ogólne.
Ale starsza siostra postanowiła mi pomóc i... coś nam wypadło.
Teraz jeszcze pokłócimy się przy ponownym układaniu tych wszystkich rzeczy i sprzątanie zajmie nam naprawdę duuuużo czasu.
***
Ps
Akcja zakończona interwencją taty i sprawdzeniem zawartości dwóch worów z rzeczami podobno już: "tylko do śmieci".
Tata zastosował konsekwencje (nie mylić z karą) i zarządził powtórną segregację zawartości ww worów.
Efekt: około 1/3 zawartości wróciło na półki.
Reszta została dokładnie podzielona na trzy części: papier, plastiki+metal, śmieci ogólne.
wtorek, 22 sierpnia 2017
Problemy dorosłych a dziecko, czyli życie to nie jest bajka
Moja córka, ta starsza, chciała chyba mi się przypodobać. Tak sama z siebie sięgnęła po książkę. Traf chciał, że wybrała do czytania tekst z zestawu bajek terapeutycznych - książkę, którą kupiłem jeszcze podczas kursu dla kandydatów oczekujących na przysposobienie dziecka.
- O! A jaką bajkę sama przeczytałaś? - zapytałem
- "Moi rodzice się kłócą" - odparła córeczka
- I co w tej bajce było? - spytałem trochę z niepokojem. Bo bardzo mnie zainteresowało, ale i zaniepokoiło to jak moje dziecko zrozumiało przypowiastkę, która w założeniu miała pomóc dziecku pozbyć się poczucia winy za rozpad małżeństwa rodziców.
- No... Że jak się rodzice kłócą to potem się rozwodzą. - odparła córeczka.
***
No cóż. Wygląda na to, że z bajkami terapeutycznymi należy postępować jak z lekarstwami. Dziecko nie powinno ich sobie samo ordynować. Może książeczkę należy umieści na półce wyżej? Na wszelki wypadek skorzystałem z okazji by pogadać, że kłótnia lub spór rodziców to czasem coś normalnego. Że czasem dorośli ludzie się spierają, a potem się godzą i życie wraca do normy. Że rozwód nie jest jedyną metodą na rozwiązanie problemów małżeńskich.
***
Przypomniałem sobie też o znajomych, których małżeństwa się rozpadły. To jak ukrywali swoje problemy i sprawa wychodziła na jaw gdy już podjęli decyzję o rozwodzie. I to zdziwienie, gdy pytałem się o to czy ktoś proponował im próbę podjęcia jakiś działań w celu uratowania związku (np. terapia małżeńska).
Może jednak dorośli też wierzą, że życie rodzinne, małżeńskie powinno wyglądać jak w Krainie za Siedmioma Górami? Tam gdzie każda historia damsko-męska kończy się banalnym: żyli długo i szczęśliwie.
- O! A jaką bajkę sama przeczytałaś? - zapytałem
- "Moi rodzice się kłócą" - odparła córeczka
- I co w tej bajce było? - spytałem trochę z niepokojem. Bo bardzo mnie zainteresowało, ale i zaniepokoiło to jak moje dziecko zrozumiało przypowiastkę, która w założeniu miała pomóc dziecku pozbyć się poczucia winy za rozpad małżeństwa rodziców.
- No... Że jak się rodzice kłócą to potem się rozwodzą. - odparła córeczka.
***
No cóż. Wygląda na to, że z bajkami terapeutycznymi należy postępować jak z lekarstwami. Dziecko nie powinno ich sobie samo ordynować. Może książeczkę należy umieści na półce wyżej? Na wszelki wypadek skorzystałem z okazji by pogadać, że kłótnia lub spór rodziców to czasem coś normalnego. Że czasem dorośli ludzie się spierają, a potem się godzą i życie wraca do normy. Że rozwód nie jest jedyną metodą na rozwiązanie problemów małżeńskich.
***
Przypomniałem sobie też o znajomych, których małżeństwa się rozpadły. To jak ukrywali swoje problemy i sprawa wychodziła na jaw gdy już podjęli decyzję o rozwodzie. I to zdziwienie, gdy pytałem się o to czy ktoś proponował im próbę podjęcia jakiś działań w celu uratowania związku (np. terapia małżeńska).
Może jednak dorośli też wierzą, że życie rodzinne, małżeńskie powinno wyglądać jak w Krainie za Siedmioma Górami? Tam gdzie każda historia damsko-męska kończy się banalnym: żyli długo i szczęśliwie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)