poniedziałek, 11 grudnia 2017

Jak Gazeta Wyborcza obala "Mity o tacierzństwie" tworząc własne

Gazeta Wyborcza postanowiła rozprawić się z "Mitami o tacierzyństwie". Czytelnicy GW mogą dzięki słowu pisanemu i autorytetowi wiodącego tytułu prasowego w PL dowiedzieć się, że:

  • Nie jest prawdą iż dziecko potrzebuje wyłącznie matki. 
  • Jako rodzic można nie kontynuować złych schematów jakie samemu się doznało w dzieciństwie.
  • Nie jest prawdą, że ojciec nie ma pojęcia czym jest dla kobiety (matki) ciąża. Bo nawet GW jest w stanie dostrzec, że ojciec potrafi przeżywać ten "stan odmienny" razem z matką.
  • Nie sprawdza się teoria, że ojcostwo rozleniwia i tatusiowi "tylko brzuch rośnie.
Prawdy niby powszechnie znane ale teraz zostały potwierdzone dodatkowo wynikami badań. Badań na uczelniach, o których w większości wypadków nigdy nie słyszałem, ale sądząc po nazwach, to chyba większość z nich znajduje się gdzieś wśród amerykańskich prerii oraz wielkich pól kukurydzy.

W powyższym zestawie oczywistości Gazeta rozprawia się "naukowo" także z innym, już mniej oczywistym mitem.

Otóż wg Gazety:
  • nie jest prawda, że należy trwać w związku bo tak jest lepiej dla dziecka.
A rozwijając tę myśl Gazeta powołuje się na autorytet badaczy z "Pensylwania State University" oraz "Uniwersytetu w Nebrasce" (nazwy uczelni takie jak w GW). Bo ci badacze podobno dowiedli, że dziecko świetnie sobie radzi z rozwodem rodziców, a dzieci są szczęśliwe gdy rodzic też jest szczęśliwy.


Aż mnie zainteresowało gdzie się takie badania prowadzi.
Niestety nie byłem w stanie ustalić, o który uniwersytet w stanie Nebraska chodzi. Stan ten szczyci się bowiem uniwersytetami w liczbie większej niż jeden. Trochę łatwiej poszło z uczelnią ze stanu Pensylwania. Tu musiałem tylko ustalić czy chodzi o Pennsylvania State University (Penn State), czy tez o University of Pennsylvania, (Penn lub UPenn). Nazwy obu uczelni brzmią poważnie. Ale jak się zestawi Krakowską Akademię im. Frycza Modrzewskiego z Uniwersytetem Jagiellońskim (zwanym niegdyś Akademią Krakowską) to też można mieć wrażenie, że obracamy się w kręgu starych i renomowanych wszechnic. Internety wyjaśniają jednak, że różnica między Penn State a UPenn jest mniej więcej taka jak między "Fryczem" a UJ.
Ale jak się tekst nasyci odwołaniami do wyników badań na uniwersytetach (nieważne jakich) to zawsze brzmi to poważniej i bardziej naukowo. No i wielu ludzi nadal na to się łapie.

***
A tak przy okazji.
Jak Wam podoba się określenie "tacierzyństwo"?
Bo mnie słownik w komputerze podkreśla je jako błąd. A i sam muszę się przyznać, że wolę "tradycyjne ojcostwo".
"Tacierzyństwo" wydaje mi się takim terminem tworzonym na siłę w ramach walki o równouprawnienie.

***
Obrazek, komentarz od Izzy

 Dzięki Izzy za to podsumowanie. Od tego nieświętego "Mikołaja" też wolałbym rózgę.


10 komentarzy:

  1. Słowo "tacierzyństwo" w prawie nie istnieje, przekonaliśmy się o tym, gdy mąż szedł na roczny urlop, który fachowo nazywał się "Urlop na zasadach urlopu macierzyńskiego" Powszechnie słyszę jednak to słowo, ludzie używają zamiennie urlop tacierzyński, ojcowski, na dziecko.
    A co do GW to cóż, nie ma to jak odkryć to co inni już dawno odkryli, tylko tak jak piszesz, w nowej, popartej "naukowo" formie. Takie rzeczy się sprzedają, najlepiej jak obalają mity, byle dopasować się do sytuacji (czyli nie martw się, że twoje dziecko ucierpi przy rozwodzie, tak naprawdę to jest dobre dla wszystkich, odejdź, nie przejmuj się, wszystko będzie COOL)
    A teraz na koniec wyobraź sobie szukałam obrazka dla siebie do wrzucenia na FB przy ostatnim poście i ... znalazłam obrazek wprost dla Ciebie! Nie wiem, czy tu w komentarzu można wklejać, jeśli tak to nie umiem, więc podaję linka ;)

    Z pozdrowieniami:
    http://img.wiocha.pl/images/2/f/2f7197d419c6d9770996749ab5d45b4c.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że zwracasz uwagę na język prawa. Bo w tym języku jest problem nie tylko z "tacierzyństwem". Tak naprawdę w polskim prawie nie ma adopcji dziecka - jest przysposobienie. A to, że np w Kodeksie Karnym (art.211a) pojawia się określenie "adopcja" sprawia, że przepis ten nie ma powiązania z Kodeksem Rodzinnym. Nie ma związku, nie ma sprawy, nie ma jak karać za tzw "nielegalną adopcję".

      Usuń
    2. @izzy
      Zdjęcie super. Ale jeszcze muszę rozgryźć jak je wstawiać do komentarzy. Bo tagu img w kodzie html edytor do komentowanie nie przyjmuje.

      Pozdr
      M

      Usuń
  2. Ja dziś może nie na temat, ale informacja ważna: przeprowadzam się...

    AKTUALIZACJA!!
    Z racji, że bloxa także rychły czeka koniec – będę tutaj:

    https://zapiskijoanny30.wordpress.com

    Blog.pl nie daje nam innego wyjścia, jak się wynieść w inne miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  3. No to już wiem. W komentarzach nie da się używać większości tagów HTMLowych, ot taki chyba kaprys Google albo zapewnienie nam bezpieczeństwa ;) Jest jednak metoda, ale to osoba publikująca posta musi na to zezwolić wklejając w nim odpowiedni fragment JavaScriptu w kodzie HTMLowym.

    Pozostaje nam wyjście takie jak teraz, czyli ktoś wkleja linka i jeśli uznasz, że jest fajny to sam wstawiasz obrazek do posta tak jak zrobiłeś to tutaj ;) Dzięki.

    pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  4. Samo słowo "Tacierzyński" jest nienaturalne i jakieś dziwne do wymówienia - ojcowski, może takk lepiej zabrzmi.
    Od czego by tu zacząć - achhhh GW :D i ich renomowani Amerykańscy Naukowcy :D Już sam fakt, że dziecko radzi sobie świetnie z rozwodem rodziców świadczy o ich poziomie ;)
    Same rewelacje, nie ma co! Nic tylko otworzyć Wyborczą, włączyć CD Natalii Przybysz i pomaszerować na pikietę z serii "Moja hu-ha, moja sprawa" z sojowym latte w ręce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Dziubasowa
      "Tacierzyńswo" wydaje mi się rodzajem nowomowy w stylu Orwella. Nowomowy, która ma kształtować "właściwe" myślenie.

      Pozdr
      M

      Usuń
  5. Sam termin "tacierzyństwo" w sensie leksykalno-semantycznym jest niepotrzebnym tworem, bo dubluje zakres znaczeniowy wyrazu "ojcostwo". Mnie jednak nie drażni, może dlatego, że pojawił się wówczas, kiedy wreszcie zaczęto publicznie dostrzegać rolę ojca w wychowaniu dziecka.

    Co do tego wyodrębnionego przez Ciebie mitu, to mam wrażenie, że GW udaje, iż znaleziono jakiś uniwersalny złoty środek, który w rzeczywistości nie istnieje. O ile zgadzam się (choć Ty pewnie nie), że trwanie w związku na siłę tylko "ze względu na dziecko" nie ma sensu, bo dziecko to człowiek jak najbardziej myślący i świadomy, o tyle bzdurą jest stwierdzenie, że dziecku łatwo jest przejść do porządku dziennego nad rozwodem i że będzie po nim tak samo szczęśliwe, jak przed.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @LM
      Nie twierdzę, że w związku zawsze należy trwać. A już na pewno nie "na siłę"... I to nie tylko w tak toksycznych związkach jak te, które opisywałem w notkach o przemocy w rodzinie.
      Rozwód nie jest jedyną metoda na wyjście ze stanu trwania. Chociaż czasem separacja jest konieczna dla dobra stron.
      O co chodziło GW to już tam zespół redakcyjny się stara. Badania, na które się powoływali odnalazł jeden z czytelników mojego bloga na Salon24.pl
      To było o tym jak niwelować negatywne dla psychiki dziecka skutki rozwodu rodziców.
      Cała reszta to zwykłe konfabulacje GW adresowane do czytelników, którzy potrzebują być oszukiwani w tej materii.

      Usuń