niedziela, 17 grudnia 2017

Różnica między adopcją a in vitro ujawnia się w sądzie

Trzy lata temu w klinice w Policach wykonano zabieg zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro w wyniku, którego urodziło się dziecko. Jednak te narodziny nie stały się początkiem szczęśliwego rodzicielstwa. U dziecka wykryto liczne wady genetyczne, a na dodatek okazało się po szczegółowych badaniach, że dziewczynka genetycznie "nie jest" córką kobiety, która ją urodziła.
Rok temu prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie z powodu niemożności ustalenia: "na którym etapie doszło do powikłań".
W zeszłym tygodniu (środa) sąd lekarski oddalił zarzuty o zaniedbania wysuwane  wobec lekarza, który kierował laboratorium przeprowadzającym zabieg.



***
Media opisując sprawę piszą o: "tragicznej pomyłce", "koszmarze kobiety, która urodziła nieswoje dziecko", itp.
Przyszłe losy dziecka poczętego w wyniku "tragicznej pomyłki" dziennikarzy raczej nie obchodzą.


***

Gdy do sądu przychodzi małżeństwo zdecydowane na przysposobienie dziecka (dzieci) to sąd zada im pytanie czy chcą przyjąć do rodziny dziecko (dzieci). A ponieważ małżeństwo decyzję podjęło już wcześniej to przed sądem powie zdecydowanie: TAK.
Mimo, że dziecko urodziła inna kobieta a ojcem był inny mężczyzna.
Powiedzą tak mimo świadomość wielu obciążeń (także genetycznych) oraz licznych urazów wynikłych z osierocenia i patologii jakiej doświadczyło ciało oraz psychika dziecka.

***

Ktoś może powiedzieć, że adopcje dziecka też nie zawsze są udane. Że przysposobienie nie zawsze można skwitować: "żyli długo i szczęśliwie - razem". Ale co by nie mówić o systemie pieczy zastępczej w Polsce oraz pracy Ośrodków Adopcyjnych to jednak robią one wiele by zniechęcić (odsiać) tak nie całkiem pewnych swej decyzji i niezupełnie świadomych skutków decyzji o przysposobieniu kandydatów na rodziców adopcyjnych.
Czy z ludźmi decydującymi się na "in vitro" ktoś tak rozmawia? Wątpię. Myślę, że kliniki nie tłumaczą tak dokładnie, że nikt nie może dać "gwarancji na dziecko".

12 komentarzy:

  1. Status: to skomplikowane.
    Rozumiem, że pomimo tych wad kobieta zdecydowała się je wychowywać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Dziubasowa
      Bardzo skomplikowane
      Dziecko ma dwoje rodziców. Ale tylko ojciec "odnalazł" swoje geny w dziecku.
      Nikt nie wie dlaczego kobieta, która nosiła i urodziła dziecko okazała się nie być genetycznie matką dziecka.

      Tylko czy gdyby dziecko urodziło się zdrowe to byłoby aż tak wnikliwie sprawdzane pod kątem genetycznego powinowactwa?

      Usuń
  2. Na pewno nie, jestem o tym przekonana...

    OdpowiedzUsuń
  3. Był taki przypadek, chyba w USA, ale głowy nie dam, że biała kobieta urodziła dziecko ... czarne. Oczywiście możecie się domyślić, że ojciec też był biały. Doszło do zamiany zarodków, ich dziecko urodziło się z innego brzucha....
    No cóż, pisałam już kiedyś o tym, że szkolenia przydałyby się nie tylko kandydatom na rodziców adopcyjnych, ale w ogóle na rodziców. To nie ważne, czy dziecko rodzi się w wyniku IVF czy naturalnie, każdy potencjalny rodzic powinien zdawać sobie sprawę z zagrożeń. Ciąża to przecież nie zawsze zdrowe dziecko.
    Głównym zadaniem klinik leczenia niepłodności jest doprowadzenie do ciąży, tym się zajmują, ale to do małżonków należy zgłębienie wiedzy np. na temat IVF. W niektórych klinikach dostajesz ogólne informacje, nie powiem. Ale to tak jak z papierosami. Na opakowaniu masz podane, że palenie szkodzi no i co z tego. Pragnienie ciąży jest tak duże, że podejmujemy ryzyko.

    pzdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @izzy
      Chyba w Twoim komentarzu pojawiło się wyrażenie kluczowe dla rozróżnienia motywacji decydujących o wyborze dróg prowadzących do rodzicielstwa.
      Wyrażenie kluczowe to: "Pragnienie ciąży"

      Tego pragnienia nie rozumieją ci (politycy),którzy lekko sobie proponują adopcję zamiast in vitro. To, że ktoś bardzo chce być rodzicem (czytaj: mieć dziecko) jeszcze nie oznacza, że może nawet rozważać przysposobienie "obcego" i nieurodzonego z siebie dziecka.

      Co do klinik przeprowadzających zabiegi in vitro i organizacji promujących tę metodę to niestety w mojej ocenie głównym regulatorem są tu prawa marketingu.

      Pozdr
      M

      Usuń
    2. Otóż to, pragnienie ciąży jest tak silne, że mimo ewentualnych powikłań ludzie decydują się na stymulację hormonalną, ciągłe jeżdżenie, wydawanie tysięcy złotych (czasem nawet dziesiątek tysięcy), wszystko po to, aby spełnić swoje pragnienie. My w klinice dostaliśmy do wypełnienia formularze i umowy, w których było opisane (krótko, bo krótko, ale było), jaki jest % powodzenia in vitro, jakie mogą być powikłania dla płodu, itp. Jesteśmy tego świadomi i nadal jeszcze walczymy.

      Usuń
  4. Wiesz, myślę, że większość z nas starających się o dziecko pragnie ciąży, bo przecież w ten sposób przychodzą na świat dzieci. Pytanie tylko, czy jest to pragnienie ciąży jako ciąży, czy pragnienie dziecka.
    Są takie pary, dla których adopcja jest jedną z dróg do rodzicielstwa, ale są i takie, które tak jak piszesz nigdy nie będą w stanie zaakceptować "obcego" dziecka, dlatego ja jestem przeciwna proponowaniu przysposobienia jako alternatywy. Dziecko to nie towar na wymianę, na zasadzie nie ma oryginału to proponujemy zamiennik (o czym rozmawialiśmy w komentarzu do mojego posta)

    Nie wiem, czy wy osobiście leczyliście się czy nie, poznałam ostatnio na szkoleniu na rodziców adopcyjnych 5 par z których tylko jedna zdecydowała się na adopcję, ponieważ starania naturalne nie przyniosły efektu. Reszta była po leczeniu. My osobiście leczyliśmy się kilka lat, ale przyznaję, że masz rację w tym, że w większości przypadków kliniki traktują ludzi przedmiotowo i zarabiają na tym fortunę. I ludziom to nie przeszkadza póki leczenie zakończone jest sukcesem. Gorzej, gdy ciąży nie ma i nie ma.
    My, mieszkając tak blisko kilku znanych klinik, jeździliśmy do innej, oddalonej o ileś km, bo tam czuliśmy, że ktoś naprawdę chce nam pomóc. Wrzucanie do jednego wora wszystkich tego typu placówek byłoby więc niesprawiedliwe, ale niestety trzeba uważać. I to na każdym kroku. Pisałam kiedyś u siebie o przypadku indywidualnego lekarza naciągacza, ku przestrodze.

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @izzy
      Dla mnie droga do rodzicielstwa zaczyna się już z myślą o potrzebie znalezienia kogoś z kim można by stworzyć rodzinę i mieć wspólne marzenia, także te o dzieciach.
      To, ze realizacja marzenia o rodzinie zazwyczaj zaczyna się od ciąży jest sprawą oczywistą. Wręcz imo nienormalne byłoby gdyby ktoś z góry zakładał rezygnację z tego etapu rodzicielstwa.
      Ale tak naprawdę to nie my decydujemy o możliwościach naszych organizmów. A przynajmniej nie nasza świadomość. I tu dochodzimy do etapu radzenia sobie z tym na co mamy wpływ raczej mocno ograniczony.

      O płodności najwięcej się gada gdy chodzi o "uniknięcie przypadkowego poczęcia". To temat już dobrze rozwałkowany.
      Natomiast gdy płodność trzeba wspierać lub pokonać "stan niepłodności" to już zaczynają się schody. Ja to wiem, Ty to wiesze i wielu innych rodziców to poznało.

      Jeśli chodzi o leczenie w sensie wspierania płodności to przeszedłem razem z żoną i tą drogą. Chociaż bardziej jako towarzysz i wsparcie dla żony co muszę uczciwie przyznać.

      Z metody in vitro zrezygnowaliśmy już na samym początku starań i wytrwaliśmy w tym postanowieniu. Uważam, że była to dobra decyzja. Może kiedyś więcej o tym napiszę.

      Ludzi, którzy zdecydowali się jednak na in vitro nie potępiam i nie przypinam im „z góry” łatek. Bo w gruncie rzeczy rozumiem ich motywacje. Natomiast mam duże zastrzeżenia do systemowego podejścia do tej metody i próby przedstawiania jej jako „cudowne lekarstwo” na niepłodność.

      Adopcja to zupełnie inna droga do rodzicielstwa. Tak jak napisałaś: nie jest to zamiennik.

      Pozdr
      M

      Usuń
    2. Bo tak szczerze mówiąc kliniki tak naprawdę nie leczą, tylko doprowadzają do ciąży (różnymi metodami) Często w tym wszystkim brakuje czynnika ludzkiego, indywidualnego podejścia do pacjenta, tak, żeby czuli oni, że komuś na nich zależy, że naprawdę chce pomóc. Dzięki IVF kobieta zachodzi w ciążę, ale absolutnie nie jest to metoda leczenia.

      Kiedyś już pisałam u siebie, że w Polsce brakuje wsparcia w leczeniu niepłodności, dobrej diagnostyki, świadomości. Może kiedyś...

      Usuń
    3. @izzy
      " Dzięki IVF kobieta zachodzi w ciążę, ale absolutnie nie jest to metoda leczenia."

      Dobrze, że Ty to napisałaś. Jak coś takiego powie lub napisze facet to nikt nie chce mu wierzyć.

      Usuń
  5. Czasem owo "pragnienie ciąży" przesłania wszystko inne. Tak jak napisała Izzy, jest ono tak silne, że ludzie podejmują ryzyko, z którego teoretycznie zdają sobie sprawę, a praktycznie nie chcą o nim myśleć.
    Co do samej niepłodności, to w polityczno-medialnym dyskursie jest tak banalizowana, że chyba bardziej się nie da. Po pierwsze - nie jest przedstawiana jako choroba, bo zawsze może być jakieś "zamiast"- jak nie in vitro, to adopcja "załatwi sprawę". Po drugie - skoro w oficjalnym spocie ministerstwa potencjalnych rodziców porównuje się do królików, to ja nie mam więcej pytań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @LM
      Nie oglądałem tego spotu z królikami. I może dobrze...
      Temat wzrastającej liczby par, która ma problemy z płodnością jest rzeczywiście na marginesie. Nie wie czy banalizowany ale wiele wskazuje na to, że "wstydliwie" omijany.
      Może to nie bomba A, nie "efekt cieplarniany", ale narzucony nam styl życia i stres cywilizacyjny wykończą nas jako gatunek.

      M

      Usuń